Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 19.08.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
Najbardziej wyczekiwany wyjazd w roku w końcu nadszedł! Noclegi zaplanowane w Kościelisku, pogoda zamówiona (aczkolwiek początkowo prognozowano burze i deszcze) nic tylko ruszać w góry ? W dzień przyjazdu w niedzielę, nie mogliśmy z żoną wysiedzieć na miejscu, więc postawiliśmy na szybką wizytę w Dolinie Kościeliskiej i przejście Wąwozu Kraków. W Dolinie byliśmy koło 15 i większość ludzi o dziwo wracała na parking i każdy patrzył się na nas jak na typowych urlopowiczów pt. "co oni chcą tu zobaczyć wchodząc o 15 na szlak?"? Szybkim marszem, manewrując pomiędzy grupkami ludzi dotarliśmy do odbicia na szlak żółty w kierunku Wąwózu . A na szlaku pustki ? minęliśmy jedynie jedną grupkę u wylotu z jaskini. Wąwóz Kraków to bardzo piękne i tajemnicze miejsce z dala od masy turystów. Polecam wszystkim którzy nie byli tą trasę, szczególnie na rozruszanie przed dłuższymi wędrówkami. Drugi dzień to pobudka po 4-tej, przejazd na parking przy Siwej Polanie i start o 5-tej drogą na Wołowiec, przez Grześ i Rakoń. Czytałem wcześniej o żmudnej przeprawie betonem przez dolinę, ale miałem nadzieję, że nie jest tak źle. Nudno było w jedną stronę, ale schodząc to jest prawdziwa udręka. Dołączamy się z żoną do narzekających ?Sam szlak robi się ciekawy przed Grzesiem (Polana Chochołowska rano też jest ekstra, po południu z racji tłumów już ciężko czerpać przyjemność), a później to już tylko przepiękne widoki, które napędzają człowieka żeby szedł dalej (aczkolwiek podejście na Wołowiec przetestowało naszą kondycję?). Na Wołowcu byliśmy koło 10-tej także licząc przerwy, nie był to najgorszy czas. Ludzi było mało, na szczycie jakieś 10 osób. Widokowo Wołowiec mnie zachwycił na maksa! Bardzo niechętnie schodziliśmy w dół. Po Wołowcu, dzień odpoczynku i wizyta w Zakopanem, co tylko mnie utwierdziło, żeby nocleg rezerwować poza miastem ? Kolejny dzień to długo oczekiwany Kozi Wierch. Wymarsz z Palenicy o 5:10 drogą do MOKa. Tutaj trochę ludzi było ale na pewno nie były to tłumy. Szybko doszliśmy do Doliny 5 Stawów, szlak jest bardzo przyjemny a minięcie Siklawy tylko napędza na ostatnim odcinku. Krótka przerwa na posiłek przy głazie nad Wielkim Stawem i ruszyliśmy na Kozi Wierch. W pewnym momencie miałem obawy pogodowe, bo zaczęło wiać a na górze pojawiły się ciemnoszare chmury, ale mniej więcej przed dojściem do pojawienia się czerwonego szlaku z orlej zaczęło się przejaśniać. Muszę przyznać, że szlak jest bardzo przyjemny, w pewnych miejscach trzeba się po prostu trochę bardziej skupić, ale samo wejście nie przysporzyło ani mi ani żonie większych trudności. Nabraliśmy jednak dużo respektu patrząc na Świnicę. Widoki z Koziego mieliśmy przepiękne, gdyż będąc na szczycie kompletnie się wypogodziło. Zejście praktycznie tą samą drogą, z małym odbiciem na schronisko i szybką zupkę pomidorową. W ostatni dzień wyruszyliśmy na Małołączniak przez Kobylarzowy Żleb. Wyjście z Nedzówki przez Przysłop Miętusi jest od samego dość wymagające kondycyjnie (albo może wcześniejsze trasy dały o sobie znać?). Samo przejście przez żleb nie było bardzo trudne, aczkolwiek na ostatnim odcinku łańcuchów, żona musiała mocno się nagimnastykować... Trudy wynagrodziły kozice z którymi mamy fotki i selfie (a co!). Z Czerwonych Wierchów przeszliśmy czerwonym szlakiem na Kasprowy. Bardzo fajna trasa, piękne widoki, które sprawiają, że co chwile chce się człowiek zatrzymać i sobie po prostu posiedzieć. Rozpisałem się niemiłosiernie, więc czas na foty!4 punkty
-
Super! Ekstra foty i relacja! Szpiglasowy mam w planach na kolejną wyprawę w Tatry ? Nie taki straszny! Ja polecam ?4 punkty
-
Zapraszam do obejrzenia paru ruchomych obrazków. Może komuś się przyda ?3 punkty
-
3 punkty
-
W środę postanowiłam wybrać się na Szpiglasowy Wierch, na którym do tej pory jeszcze nigdy nie byłam. O godzinie 6:00 zameldowałam się na Palenicy Białczańskiej, skąd ku mojemu zdziwieniu, już startowało niemało osób, chociaż tłumów jeszcze nie było. Pogoda zapowiadała się znakomicie, chociaż prognozy na ten dzień przewidywały rozwój chmur, ale bez burz. Szybkie przejście po znanej już prawie wszystkim Polakom asfaltówce (a może raczej ucieczka przed nią), minięcie Wodogrzmotów Mickiewicza i obranie szlaku do Doliny Pięciu Stawów. Poranek był rześki, jak to zwykle w Tatrach. Taki w sam raz na obudzenie się ? Początkowo zielonym szlakiem wędrowało całkiem sporo turystów, ale biorąc pod uwagę porę roku, to raczej niczego innego nie można się było spodziewać. Po jakimś czasie i delikatnym wypłaszczeniu terenu zrobiło się nieco swobodniej. Gdy zaczynały wyłaniać się zza drzew te "wielkie góry" moje oczy spoglądały coraz częściej w stronę nieba. "Gdzie jest Krzyżne? Tu czy tu? Już widać, czy jeszcze nie?". Te pytania zwykle pojawiają mi się w mojej głowie w tym miejscu. Zadziwiające dla mnie było to, że nagle zniknęli wszyscy ludzie. Zarówno przede mną, jak i za mną nie było nikogo. Oczywiście obrałam szlak przebiegający obok Siklawy, gdzie już parę osób się zatrzymało, by podziwiać to urokliwe miejsce. Nie wiem, może większość osób poszła szlakiem czarnym prosto do schroniska... W Dolinie Pięciu Stawów było dość chłodno, chmury spowiły niebo, ale w takich warunkach wędruje się bardzo przyjemnie. Chwila odpoczynku, napełnienie nieco głodnego już brzucha i pora iść dalej. W Dolinie było już naprawdę luźno, co jakiś czas widziało się osoby wędrujące w stronę Zawratu lub Koziego Wierchu, lecz tylko 1 osoba w kierunku Przełęczy Krzyżne. To chyba teraz faktycznie rzadko uczęszczany szlak, dlatego polecam go osobom, które chcą przebywać sobie samotnie w górach. Ja rozważałam tą opcję na ten dzień, ale mała ilość osób w Dolinie zachęciła mnie, by jednak uderzyć na Szpiglas. Początkowo wędrowało się bardzo przyjemnie. Szlak delikatnie stawał się coraz bardziej stromy i nabierało się wysokości. Warto jednak nie śpieszyć się zbytnio i zatrzymać do jakiś czas, by popodziwiać widoki. Kozi Wierch z tej perspektywy wydał mi się naprawdę groźny. Być może kiedyś zmierzę się z nim osobiście i ocenię, czy nie taki diabeł straszny ? Przy łańcuchach zebrało się kilka osób, zapewne by nieco odetchnąć i zastanowić się jak je "ugryźć". To był także mój pierwszy kontakt z łańcuchami i naprawdę mogę polecić wszystkim osobom, które chcą sprawdzić jak to się właściwie przy ich użyciu wędruje, aby ten pierwszy kontakt miał miejsce właśnie na szlaku na Szpiglasową Przełęcz. Mi się tam szło naprawdę dobrze, wręcz miałam wrażenie, że lepiej niż maszerując mozolnie do góry po kamiennych schodkach. A wszystkim początkującym polecam trzymać się jedną ręką łańcucha, a drugą podciągać się za skały, a nie trzymać się ich oburącz. To naprawdę ułatwia wychodzenie! ? Wracając do opisu szlaku, który już pewnie jest w tym miejscu za długi i jeśli ktoś to wciąż czyta, to serdecznie pozdrawiam ? Widoki z Przełęczy są piękne, ale ze Szpiglasowego Wierchu są naprawdę fantastyczne! Oczywiście w obu tych punktach było już trochę osób, ale wciąż nie nazwałabym tego tłumami. Szybkie przejście z przełęczy na szczyt i można podziwiać widoki, które z tej perspektywy są naprawdę niesamowite! Naprawdę, jeśli doszliście już na Szpiglasową Przełęcz, idźcie też na Wierch, gdyż podejście jest krótkie, moim zdaniem bez trudności technicznych, a warto. Pogoda udała mi się znakomita i wszystko było widać jak na dłoni. Mnich z tej perspektywy wygląda naprawdę dziwnie, sprawia wrażenie góry znajdującej się tuż obok Czarnego Stawu pod Rysami. Po pewnym czasie spędzonym na odpoczynku, podziwianiu widoków i zrobieniu kilku zdjęć nadeszła pora na zejście w kierunku Morskiego Oka. Szlak jest bardzo przyjemny do schodzenia, zwłaszcza, gdy ktoś ma problemy z kolanami- śmiało można używać kijków, jest na to sporo miejsca. Podczas schodzenia udało mi się usłyszeć nawołujące się świstaki- dźwięk, który do tej pory słyszałam jedynie z filmów ? Dolinka za Mnichem jest fantastyczna. Naprawdę, jeśli ktoś wybiera się nad Morskie Oko, warto dołożyć godzinę drogi i spędzić tam czas. Jest całkiem inaczej niż przy hałaśliwym schronisku. Cisza, spokój, dużo miejsca na odpoczynek, bardzo dobry widok na Rysy oraz na wspinaczy znajdujących się na Mnichu ? Miałam chwilę zawahania, czy nie przedłużyć tej wyprawy o Wrota Chałubińskiego, gdyż czas na to pozwalał, ale postanowiłam zostawić je sobie na później, żeby mieć pretekst by tam wrócić ? Niestety widziałam też helikopter TOPRu, który 4 razy leciał na Rysy, jak się później okazało- do śmiertelnego wypadku ... Pora była wracać. Ominęłam Morskie Oko i zaczęła się żmudna wędrówka do Palenicy. Ludzi było mnóstwo, ale niestety innego stanu rzeczy się nie spodziewałam. Jak ja nie lubię tych powrotów, a zwłaszcza asfaltówką! No ale cóż...wyjścia już nie było, a w drodze można było już planować kolejne wyprawy!2 punkty
-
Plan jest super kozacki. Jeszcze parę lat temu sam pisałbym się na takie EKG. Ale teraz wolimy przcupnąć na skale, popatrzeć na widoczki. Góry poczekają ?. Ale życzę powodzenia i pogody ??2 punkty
-
A mnie tam jakoś Chochołowska nie rusza ? Zwłaszcza, gdy nią schodzę o poranku po nocy w górach z piwem w ręku. O wiele bardziej mnie irytuje np. podejście Roztoką, które dłuży się za każdym razem coraz bardziej. Tak samo asfalt do Tatliakovego Bufetu...2 punkty
-
@Andrzejb super wycieczki. Ja też lubię spędzać urlop intensywnie a odpoczywać po powrocie bo szkoda każdego dnia i pogody? Zdjęcia świetne a kozice jak modelki?2 punkty
-
Eee... No to jak tak, to znaczy że jeszcze coś możesz po drodze "zahaczyć" ?? MOC jest z TOBĄ ??? @Loki2 punkty
-
Dlatego piwo kupię wcześniej i wstawię do lodówki, żeby już czekało zimne ? a ewentualne zakwasy przechodzę zanim się pojawią ?2 punkty
-
Na drugi dzień po Rysach nie miałbym ochoty nawet na wyjście do Biedronki po piwo, a co dopiero w góry, no ale ze mnie żaden sportowiec/wyczynowiec i nie pierwszej młodości w dodatku.2 punkty
-
Wschodzące Słońce oświetlające Tatry Bielskie godzina 5 37 - 2 sierpnia 2020. Widok przez okno samochodu. Z Tatrzańskiej Polanki udajemy się zielonym szlakiem w kierunku Śląskiego Domu. Gdy zbliżamy się do Wyżniej Wielickiej Polany po raz pierwszy pokazuję nam się masyw Gerlacha. Od tej pory będzie on widoczny praktycznie cała wyprawę. Mijamy Śląski Dom i Wielicki Staw. Podążamy Doliną Wielicka na północ. Idziemy spokojnie. Na szlaku pojawia się więcej turystów. Spokojnie ale systematycznie zdobywamy wysokość. Często odpoczywamy bo Słońce daje się mocno we znaki. Na każdym postoju warto się rozejrzeć. Tam jest pięknie. Gerlach robi olbrzymie wrażenie szczególnie z bliska. Ostatni odpoczynek przed łańcuchami. W tle Długi Staw Wielicki... ...herbatka i znowu Gerlach. s Mijamy płaty śniegu i dochodzimy do coraz trudniejszych odcinków, na wszelki wpadek zakładamy kaski. Pierwsze łańcuchy. Im wyżej tym trudniej. Zasłużony odpoczynek. Polski Grzebień 2200 m n p m. Przez chwilę obserwujemy co udało nam się przejść i ruszamy na Małą Wysoką. Po 45 minutach meldujemy się na szczycie. Widok na Wysoką i Rysy. Świstowy Szczyt. Przy grupowym Gerlach już w chmurach. Przypadkowe spotkanie ze znajomym który pracował jakiś czas temu w tej samej redakcji.. Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem na górze ? W tle Sławkowski(w chmurach na środku) i Staroleśny (nad moja głową) Szczyt. Rohatka i Mała Wysoka z perspektywy Polskiego Grzebienia. Polski Grzebień. Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem. Wracamy bardzo zmęczeni. 2 dni odpoczynku, ale było warto. Zejście z Polskiego Grzebienia w jednym miejscu było problematyczne dla córki, żona pomogła jej zejść na klamrach. Po fakcie muszę stwierdzić, że zbyt szybko podnieśliśmy poziom trudności. Więcej nie popełnimy tego błędu. Jeżeli fotorelacja się podobała to mam jeszcze kilka z dwutygodniowego "odpoczynku w Zakopanem". ps. Pracuję jako fotoreporter w lokalnej gazecie, ale w góry wziąłem tylko telefon. Całość zrobiona Samsungiem s10e.1 punkt
-
1 punkt
-
@Zośka zaciekawienie, zainteresowanie, zauroczenia i ... tolerancja ??1 punkt
-
Tak masz rację...irytacja, zniesmaczenie, rozdrażnienie, frustracja, bezsilność...?1 punkt
-
@Luk_ między "nudno" a " nienawidzę" jest cała gama uczuć ?? @Andrzejbda z pewnością Chochołowskiej drugą szansę ?1 punkt
-
@jaaga76 co jak co, ale na zimne piwo i gorący prysznic/kąpiel po mega wysiłku zawsze mam siłę ? potem ewentualnie pizza, a w górach oscypki i kwaśnica i życie nabiera sensu ?1 punkt
-
1 punkt
-
@Zośka właśnie zastanawiam się którędy będzie łatwiej zacząć, żeby nie zajechać się na starcie...1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Dawno temu w Tatrach są i bardzo chętnie poczytają, jak sie dawniej w Tatrach działo ?1 punkt
-
Nawet Ci się udało ładnie wytłumaczyć. Wiesz, to jest tak, że jak ktoś lubi to co robi, jest to dla niego pasją, zamiłowaniem itp, to choćby to było łowienie ryb, to gdy zacznie o tym opowiadać, słucha się tego z niezwykłą przyjemnością.1 punkt
-
Czołem, jestem Jacek i mieszkam na Mazowszu ? W Tatry jeździłem dosyć często, ale odkąd w nosidełku przemieszcza się z nami mały człowiek wybieram też niższe góry ? Będę Wam przemycał trochę retro klimatów i ciekawostek - mam nadzieję, że są tu fani historycznego oblicza Tatr ?1 punkt
-
1 punkt
-
Rodzinne wspinanie – część II. Dziewiątego sierpnia ruszamy na słowacką stronę Tatr, wpierw autobusem na Łysą Polanę, przesiadka do „czechosłowackiego” autobusu, ČSAD, a jakże i wysiadamy w Matlarach, skąd zaczynamy podejście do schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim, wtedy znanego jako „chata, známa aj ako Brnča, Brnčala, alebo Brnčalka” od Alberta Brncala (1919-1950), profesora wychowania fizycznego, wychowanka tatrzańskiego Klubu Wspinaczkowego IAMES, który 1 sierpnia 1950 roku zginął podczas wspinaczki z Jastrzębiej Doliny na Jastrzębią Przełęcz, a ponadto był uczestnikiem Słowackiego Powstania Narodowego. Mżawka, lekka mgiełka z której co rusz wyłania się jakiś Słowak lub Czech niosący na ramieniu narty. Ki diabeł? Pory roku im się pomyliły? Za dużo piwa z rumem dołu wypili? Wyjaśni się to za parę dni. Schronisko robi na nas miłe wrażenie, otoczenia praktycznie nie widzimy, to nie czas goretexu i innych udogodnień, nie warto się moczyć bez sensu – popołudnie i wieczór spędzamy uczciwie w chacie. Następnego dnia pora na lekki rozruch, wchodzimy na Jagnięcy trochę szlakiem, trochę obok szlaku, a schodzimy wprost nad Białe Stawki, nad którymi stoi jeszcze Kieżmarska Chata – za parę lat się spali i nie zostanie odbudowana. Pogoda załamuje się ostatecznie, zimno, niżej deszcz, wyżej pada śnieg. W piątek trzynastego ruszamy z chaty z ambitnym planem wejścia na Baranie Rogi. Dolina Dzika wita nas opadami śniegu i snującymi się mgłami, temperatura koło zera albo i całkiem ujemna – flanelowa koszula, sweter, brezentowy skafander nie chronią przed zimnem, dobrze, że rękawice mamy. Rozległe pole śnieżne, a na nim rozstawione tyczki slalomowe – teraz wiemy, po co tym schodzącym do Matlar narty były potrzebne: z Baraniej Przełęczy aż po próg doliny można było na nich zjechać. Mozolnie pniemy się w kierunku przełęczy, 20 – 30 świeżego śniegu leży na tym, co pozostał z zimy. Tam, gdzie świeży śnieg został wywiany wybijam stopnie młotkiem lodowym firmy INCO – to był jedyny w PRL-u prywatny koncern. Próba wejścia na Baranie Rogi kończy się fiaskiem – skały są pokryte cienka warstwą wodnego lodu, musimy zatrąbić na odwrót. Jesteśmy już nieźle przemarznięci i jak najszybciej chcemy zejść z przełęczy. A zatem czas na dupozjazdy, ale bez przesady – nie będziemy ryzykować. Wiążemy się z Andrzejem liczącym całe 60 metrów lanem, jeden z nas siedzi na stanowisku, a drugi jedzie na pełną długość liny i zakłada kolejne stanowisko. Ala i Wiesiek, brat Andrzeja wpinają się pętlami węzłem Prusika do liny i schodzą jak najszybciej. Jak zgarnie się warstewkę świeżego śniegu i nabierze prędkości na tym z zimy, a lina podciągnie skafander, sweter i koszulę do góry podczas szybkiego zjazdu to robi się naprawdę gorąco – jesteśmy związani skrajnym tatrzańskim tuż pod pachami. Gdy teren się wypłaszcza rozwiązujemy się z liny i zaczynamy ją klarować, a Ala bez słowa rusza szybko w dół do schroniska. Patrzymy na siebie z Andrzejem – no to mamy dziewczynę z głowy, chyba nie pójdzie już z nami w góry. I jesteśmy zaniepokojeni, czy trafi na właściwą drogę zejściową na dno doliny. Gdy dochodzimy do schroniska zastajemy Alę gotującą dla nas obiad na zewnątrz chaty. Następnego dnia znowu pniemy się razem w kierunku Doliny Dzikiej.1 punkt
-
Jeśli kogoś to interesuję to szczyt orientacyjnie według mnie banalny. Odejście w prawo od przełęczy ciągle mniej lub bardziej widoczną ścieżką, aż dochodzimy do rynny która na zejściu sprawia sporo problemu szczególnie tym mniej zaawansowanym piechurom. Dużo sypkiego i mało stabilnych chwytów. Po wejściu na grań idziemy około 20 metrów w prawo do słupka. Wczoraj zdobyty. Ps. Co do szlaku na MPPCH... nie rozumiem jak można porównać ten szlak do orlej. Banał nawet w deszczu. O ekspozycji też nic nie wiem1 punkt
-
1 punkt
-
@Thomson mi też się marzył MSC już od dawna a jak wreszcie w niedzielę się na niego wybrałam to na Przełęczy pod Chłopkiem był szron i taka mgła że odpuściłam. Widziałam dwóch chłopaków którzy tam szli ale dogonili mnie jak schodziłam poniżej przełęczy i mówili że też odpuszczają. Było około 1-2 stopni i widoczność kilka metrów ?1 punkt
-
Marzy mi się MSC od Przełęczy pod Chłopkiem, ale przyznam się, że to zdjęcie wcale nie sprawia, że uznałbym to za drogę 0+ - wydaje mi się bardzo trudny, zwłaszcza po pierwszym skręcie w rynnę po środku. Aż trudno uwierzyć w to co można znaleźć w poradnikach, że aby zrobić to na legalu wystarczy wpis do książki wyjść taternickich w MOku, kask i można śmigać na MSC bez jakichś lin i uprzęży. Schodzenie tą rynną wydaje mi się (patrząc na to zdjęcie) szalenie trudne. Pewnie na start ucieszę się z samej Przełęczy jak za miesiąc tam się znajdę. ?1 punkt
-
Na takiej fotce to ok .... oczywiście wszystko teoretycznie proste, ale w praktyce juz tam na górze moze być zabawa ?? Dzięki za info ?1 punkt
-
Chłopek juz za mną chodzi od zeszłego roku, a że Mięguszowiecki Wielki jak narazie chyba pozostanie moim marzeniem to chociaz na "brata" spróbuje wejść ? cała grań jest piękna z Cubryną włącznie ?1 punkt
-
Nie sprawiło mi jakichś większych trudności wejście ale kilka razy adrenalina skoczyła jak kamień uciekł spod nogi. Szczególnie właśnie na te kruche fragmenty trzeba uważać żeby nie wyjechać z jakimś kamyczkiem. Miejscami dosyć stromo.1 punkt
-
@Peter Iron możesz podać trochę więcej szczegółów ? Też mnie interesuje ten temat. Już w zeszłym roku chciałam wejść ale jakoś tak zeszło i nie weszłam.1 punkt
-
Byłem na MSC we wrześniu wchodziłem pierwszy raz i udało się nie zabłądzić. Kopczyki rzeczywiście są i ułatwiają sprawę chociaż niektóre z nich są mylące.1 punkt
-
Podłączam się do pytania, też mnie to interesuje. Po przeczytaniu paru blogów wiem, że są kopczyki.... ale moze ktos z was był i moze coś więcej napisać ? wiecie chodzi o to zeby się nie ..... i wiecie co dalej ??1 punkt
-
Jest ktoś w stanie opisać jak wejść na MSC ? Wiem że trzeba obejść z prawej strony (SK) i wbić się w rynnę tylko nie mam pojęcia co zastane na miejscu pod względem orientacyjnym.1 punkt
-
Ja po przeczytaniu opisu szlaku byłem troszkę przerażony. Gdy jednak się na nim znalazłem okazał się bardzo przyjemny i dający satysfakcję. Najbardziej obawiałem się "Galeryjki" która okazała się stosunkowo szeroka. Na przełęczy trochę wiało, ale przy Tych widokach nie zwraca się na to uwagi. Bardzo polecam. Naprawdę piękny szlak ?1 punkt