Ranking
Popularna zawartość
Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 12.08.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
Specjalnie długo się w domu nie nasiedziałam, bo tydzień po powrocie z Alp Julijskich ponownie wracałam do Austrii. Tym razem celem były Alpy Ötzalskie. Ekipa zebrała się zacna: @vatra, @karpasani i @Mateusz Z (którym bardzo dziękuję raz jeszcze za zaproszenie ❤), @Krzysiek Zd, Karol, Tomek, Andrzej. Głównym celem był liczący 3768 m.n.p.m. Wildspitze, ale bardzo cieszyły nas wszystkie inne trzytysięczniki. Z radością biliśmy kolejne rekordy wysokości. Na realizację naszych celów mieliśmy zaledwie cztery dni i wykorzystaliśmy je do cna. Mieszkaliśmy w bardzo miłej, niewielkiej miejscowości Längenfeld, skąd dojeżdżaliśmy najczęściej do Vent, gdzie zaczynało się gro naszych szlaków. Wokół nas, na wyciągnięcie ręki, były przepiękne góry. Do wieczora towarzyszyły nam owce i krowy ze swoimi alpejskimi dzwonkami Pierwszy dzień postanowiliśmy przeznaczyć na aklimatyzację. Akceptację zyskała propozycja @Krzysiek Zd i @vatra, czyli leżąca na wysokości 3189 m.n.p.m. Przełęcz Ramoljoch. Startowaliśmy z Vent, więc mogliśmy zorientować się, jak wygląda kwestia parkingów. Było to o tyle ważne, że podczas ataku szczytowego nie chcieliśmy się martwić o auta. Po całym dniu jazdy, byliśmy dość zmęczeni, więc na szlaku pojawiliśmy się dobrze po 8.00. Mieliśmy do zrobienia prawie 1300 metrów przewyższenia. Początkowo szlak prowadził lasem, dość stromą ścieżką, by po kilkudziesięciu minutach wyprowadzić nas na przepiękną polanę. W zasadzie panorama obejmowała 360 stopni i z każdej strony była imponująca. Wzrok przykuwały lodowce, jednocześnie wzbudzając refleksję, że być może za kilkanaście lat może już ich nie być.... Były też spotkania "na szczycie". Wspomniana polana obejmowała rozległe zbocze, którym wkrótce przyszło się nam ostro piąć do góry. Po prawie dwóch godzinach krajobraz dość mocno zaczął się zmieniać i wokół nas zrobiło się księżycowo. Szliśmy wzdłuż lodowca, ale patrząc po podłożu można przypuszczać, że kiedyś do tego miejsca sięgał lodowcowy jęzor. Przed nami pozostało wyjście na przełęcz. Nie byliśmy pewni, czy nie czeka nas jakaś feratka, ale okazało się, że nic z tych rzeczy (feratka była po drugiej stronie i można było przejść po niej do schroniska). Po 30-40 minutach zameldowaliśmy się na przełęczy. Otworzyły się kolejne widoki tym razem na włoską cześć Alp. Nad przełęczą górował Ramolkogel oraz Hint. Spieglekogel, który szybko stał się obiektem pożądania moich Kolegów. Jednak pogoda, a przede wszystkim informacja uzyskana pod drodze od innych turystów o 2 godzinach wspinaczki (która ostatecznie okazała się nieprawdziwa) ostudziła zapał. Jeszcze trochę się pogapiłyśmy i zaczęliśmy schodzić do Vent, podziwiając lodowiec i skalne obrywy, które podnosiły nam ciśnienie swoim dudnieniem i wielkością toczonych kamieni. Gdzieś w sieci znalazłam opis, że to nudny szlak. Prawda okazała się zupełnie inna, bo szlak nie dość że jest widokowy, to też bardzo zróżnicowany. Na aklimatyzację super. Drugi i trzeci dzień poświęciliśmy na główny punkt naszej wyprawy, czyli Wildspitze. Zwykle zdobywa się go z noclegiem w schronisku Breslauer, co stało się i naszym planem. Problemem był tylko brak rezerwacji noclegów - nie wiedzieliśmy jak będziemy spać i jak w związku z tym się spakować. Z pomocą przyszedł nam pan obsługujący wyciąg, który ot tak zadzwonił do schroniska i dowiedział się dla nas, że jakieś spanie pod dachem będzie. Pierwotnie chcieliśmy podejść do schroniska, ale ostatecznie wjechaliśmy wyciągiem, co pozwoliło nam wykorzystać czas na zdobycie kolejnego trzytysięcznika o wdzięcznej nazwie Urkundholm (3140 m.n.p.m.) - nazwy nigdy nie zapamiętam... . Tak na marginesie, generalnie niemieckie nazywa nas pokonały - dużo czasu nam zajmowało ich zapamiętanie, by za chwilę znowu je zapomnieć.... Z wyciągu do schroniska jest jeszcze dobra godzina podejścia. Pełne plecaki skrzydeł nie dodawały. W schronisku czekała nas niespodzianka, bo recepcja miała być czynna od 12.00, ale po godzince oczekiwania przy kawce i podziwianiu widoków, grubo przed południem, mogliśmy się zameldować i realizować dalszy plan. Pokoje w schronisku były małe, ale bardzo czyste. Węzeł sanitarny na wysokim poziomie. Największym zaskoczeniem było wyżywienie. Wraz z noclegiem była kolacja (baaardzo konkretna, w sumie dwudaniowy obiad z deserem) i śniadanie - dla tych, którzy szli na Wilsspitze o 5.00. Wzięliśmy bez gadania. Zostawiliśmy rzeczy i ruszyliśmy na nasz cel. Szczyt nie nastręczał trudności, wejście zajęło nam koło godziny. Zdecydowanie warto było się na niego wybrać, bo znowu powitała nad piękna panorama. Z nieco bliższej perspektyw mogliśmy zobaczyć Wildspitze i podywagować jak przebiega szlak. Po zejściu nie pozostało nam nic innego, jak tylko się relaksować z widokiem na lodowce i czekać na kolację. W końcu rano czekała nas wisienka na torcie naszej wyprawy. Czwartek zaczął się dla nas bardzo wcześnie. O 5.00 karnie zjawiliśmy się w schroniskowej restauracji, gdzie niewyspana Pani wydała nam pyszne śniadanko. Przy okazji mogliśmy się zorientować ile ekip będzie prawdopodobnie atakować Wilspitze. Wydawało się, że będzie masa ludzi, a w sumie z nami szło może z 6-8 osób. Szybkie śniadanko i byliśmy gotowi do drogi. Ostatecznie wyzwanie podjęła piątka z nas, co nie znaczy że reszta grupy nie miała ambitnych zadań na ten dzień. Droga na Wildspitze składa się z trzech etapów. Pierwszy to przejście przez dolinę. Jej koniec to diabelne, skalne piargi, które nas zmordowały, wyjeżdżając nam spod nóg. Na marginesie nigdzie nie znaleźliśmy o nich wzmianki. Przejście przez tę skalną pustynię, położoną na topiącym się lodowcu wymagało sporo uwagi. Na jej końcu powitał nas płat śniegu. Wiele się nie zastanawiając włożyliśmy raki, by za chwilę je zdjąć, bo zaczynała się ferata, stanowiąca drugi etap. Jej pokonanie nie nastręczało wiele problemów, więc chwilę potem naszym oczom ukazał się przełęcz, a za nią lodowiec. Muszę się przyznać, że dla mnie było to największe źródło stresu, a potem ... zachwytu. Lodowiec choć niebezpieczny, okazał się przepięknym. Nie sądziłam, że w tej lodowej pustyni można dostrzec tyle kolorów. Zanim jednak ruszyliśmy w drogę, koniecznym było zadbanie o nasze bezpieczeństwo. Naszym icedoctorem stał się @Mateusz Z, który nas szybko przeszkolił i powiązał liną. Kiedy się szykowaliśmy do wyjścia doszedł do nas kolega. Okazało się że rodak. Mariusz. Był sam, co nas wprawiło w lekkie osłupienie. Od słowa do słowa zgarnęliśmy go do naszej liny i tym sposobem stał się na chwilę częścią naszej ekipy. Ruszyliśmy na lodowiec. Pierwsze kroki nie były proste, ale w miarę szybko udało się nam opanować tę sztukę, póki nie doszliśmy do szczelin. Tam nauka zaczęła się na nowo. Poruszanie się po lodowych mostach, wśród szczelin wymagało uwagi i koordynacji naszych ruchów. Udało się nam szczęśliwie dotrzeć pod Wilspitze. Tu zrzuciliśmy sprzęt i jedyne co nam pozostało to wspiąć się na szczyt. Trochę emocji było, bo podejście jest dość rozdeptane. Po kwadransie, szczęśliwi dotarliśmy na wierzchołek. Radość była wielka, tym bardziej, że nie wiedzieliśmy, czy uda się nam cokolwiek zobaczyć, bo z doliny szła wielka, ciemna chmura. A tu nie tylko mieliśmy piękny widok, ale i szczyt dla siebie. Nie obyło się oczywiście bez sesji fotograficznej. Tego dnia byliśmy ostatnią ekipą na szczycie. Pogoda zaczynała się zmieniać, więc czas był schodzić. Wiedzieliśmy, że czeka nas nie tylko przejście przez lodowiec, ale i te paskudne piargi. Poza tym chcieliśmy zdążyć na ostatnią kolejkę - perspektywa schodzenia kolejne 3 godziny z plecakami do Vent nie była nęcąca. Na szczęście poszło nam dość sprawnie i po szybkim przepakowaniu w schronisku zbiegaliśmy do wyciągu. Wildspitze pożegnało nas deszczem. Wróciliśmy do naszego alpejskiego domu dumni i bardzo szczęśliwi. Dla mnie to wielka rzecz . Do dyspozycji został nam ostatni dzień. Pomysłów na jego spędzenie było całe mnóstwo. Ostatecznie pojechaliśmy do Sölden i po emocjonującym wjeździe górską drogą wyruszyliśmy na Schwarzkogel. Górka nie wydawał się specjalnie ciekawa, ale ostatecznie okazała się bardzo atrakcyjna widokowo - panorama zapierała dech w piersiach. Droga na szczyt wiodła obok jeziorka i obok stoku, na którym rozgrywany jest jeden z najtrudniejszych slalomów gigantów. Traska była lajtowa, ale dostarczyła nam sporo pozytywnych emocji. Cztery dni spędzone w Alpach były bardzo intensywne i niezwykle satysfakcjonuje. Bardzo dziękuję całej Ekipie za świetne towarzystwo! Pozostaje z nadzieją na więcej . To co, w przyszłym roku Kazbek? Nie wiem czemu mi się po dwa razy foty wklejają.... Może jednak telefon nie jest najlepszy do pisania relacji...15 punktów
-
14 punktów
-
13 punktów
-
12 punktów
-
Trochę informacji (bo jeszcze odsypiam lot i zmianę czasu) Kalifornia Góry Sierra Nevada ok. 300 km na wschód od San Francisco Park narodowy powstał już w 1864 r na prawach Stanu Kalifornia a od 1890 roku został uznany przez rząd USA, czyli obok Yellowstone jest jednym z najstarszych parków narodowych. Powierzchnia 3062 km kwadratowe, rocznie odwiedzany przez ok. 4 miliony turystów Najczęściej odwiedzana jest Yosemite Valley (Taka nasza Dolina Rybiego Potoku)12 punktów
-
Wczoraj nadeszła pora na tatrzański rowerowy klasyk - wycieczkę Doliną Cichą i Koprową. Od dłuższego czasu odwlekałem wizytę w Cichej ze względu na odległość od domu . Jakoś nie wydawała mi się aż tak atrakcyjna, by tłuc się autem całą Drogą Wolności aż na Podbańskie. W Koprowej byłem już kilka razy przy okazji wycieczek na Koprowy, do Doliny Ciemnosmreczyńskiej czy na Gładką Przełęcz. W końcu jednak wypadało poznać jedną z nielicznych słowackich tatrzańskich dolin, w której jeszcze nie byłem. Postanowiłem więc zaliczyć obie trasy podczas jednej wycieczki. W sumie wyszło niedaleko, bo tylko 36 km przy sumie podjazdów 540 metrów. Na pierwszy ogień - Cicha. Faktycznie cicho tam, raniutko spotkałem jadąc w górę tylko 4 piechurów i pięcioro rowerzystów. Przez całą długość odcinka szlaku udostępnionego dla cyklistów jest nawierzchnia asfaltowa, miejscami pokruszona, ale da się spokojnie wjechać i zjechać bez szaleństw. \ P drodze, przy odejściu szlaku na Kasprowy, przypięte do słupka dwa rowery - następnym razem też tak zrobię i po dojechaniu do końca cyklickiej cesty zostawię pojazd i udam się z buta w kierunku Zaworów. Podszedłem wczoraj tym szlakiem z pół kilometra i jest tam pięknie i nadzwyczaj dziko. Zawróciłem ponieważ nie miałem odpowiednich butów na pieszą wędrówkę. Widok z miejsca w którym kończy się trasa rowerowa....Kasine Turnie Kanapka , chwila oddechu i zjazd ....jeszcze tylko chwilka postoju przy ławeczkach z widokiem na Cichy Potok... Koło leśniczówki u wlotu doliny odbijam w lewo w Koprową. Tu droga jest już o wiele szersza i asfalt w dużo lepszym stanie. No i widać Krywań Tu kilometry połykam szybciutko i za chwilę jestem na mostku z którego mam fajne widoki... Po następnych pięciu minutach niestety konic drogi dla rowerzystów....można by podjechać kawałeczek dalej bo droga na to pozwala ale tuz przy końcu stoi auto TANAP i piknikuje gość w zielonym mundurze z żoną i córką. Wypada więc zrobić fotkę Niżnej NIewcyrskiej Siklawie i zawracać... Dobra - żartowałem . To stróżka pod wodospadem Kmietov Vodopad to ten i jest całkiem spory jak na środek lata. Pamiętam jak w sierpniu ledwo go był widać nieraz. Jeszcze tylko odpoczynek na kanapkę na brzegu Koprowej Wody i czas wracać do cywilizacji. To długi weekend więc powrót zajmuje mi prawie 3 godziny samochodem, ale i tak było warto - to był udany dzień......11 punktów
-
Wszystkie znaki, może nie na niebie i ziemi, ale na pewno na portalach pogodowych, wskazują na to, że upalne lato powoli przemija. Wypadało więc pożegnać górskie lato fajną wycieczką. Wybór padł na grzbiet Magury Spiskiej - pasmo leżące pomiędzy Pieninami i Tatrami. Trasę na rowerze można zaplanować w kilku wariantach, ja wybrałem start w Żdiarze na Strednicy i powrót w to samo miejsce do auta. Parking na Strednicy jest już płatny, 24 godziny kosztują 3 EUR , płatność tylko przez aplikację, trzeba zeskanować kod QR , wpisać numer rejestracyjny i zapłacić kartą . Do niedawna trasa ze Strednicy do Magurki słynęła z błota i widoków na Tatry Bielskie. Z racji długotrwałej suszy błota się nie spodziewałem, ale i tak byłem w lekkim szoku - jakiś geniusz wymyślił, żeby na szlak wysypać setki ton grubego, luźnego tłucznia, dzięki czemu dotychczas lajtowa droga zamieniła się, szczególnie na podjazdach w prawdziwy tor przeszkód....... Ranek był piękny, w Podspadach przywitał mnie taki widok.... Przepraszam za jakość zdjęć, ale miałem przy sobie tylko starą <małpkę> Największy podjazd jest ze Strednicy do Rázcestia pri Tablici, potem szlak niebieski i cesta rowerowa faluje góra-dół bez wiekszych przewyższeń... Po wjechaniu na grzbiet warto sie obrócić bo to chyba jedyne miejsce skąd widać polską część Tatr..... Na zdjęciu widoczny Kozi WIerch i Wielka Koszysta , z prawej Tatry Zachodnie..... Po dłuższej chwili dojechałem na szczyt Magurki , łyk wody...... .....rzut okiem na Pieniny, z widocznymi Trzema Koronami..... ....... i pędzę dalej, póki nie ma ludzi na trasie. Człowieki pojawią się później, gdy ruszy gondolka w Bachledowej, bo wtedy można ominąć stromy podjazd. Kolejny szczyt na trasie to Slodičovský vrch.......... Po prawej stronie szlaku cały czas towarzyszą mi Płaczliwa i Hawrań, oraz od czasu do czasu wystające zza nich czubki Tatr Wysokich.... Jeszcze tylko Mała Polana i już jestem w ośrodku Bachledka, na szczęście wyciąg jeszcze nie ruszył, więc żywego ducha nie ma .....teraz czeka mnie karkołomny zjazd do parkingu przy początku Bachledowej, na szczęście klocki hamulcowe wytrzymały i jestem w jednym kawałku na dole przy asfalcie Potem kawałek główną drogą i skręt do Doliny Monkovej . Tam znów ten sam geniusz nawiózł tony tłucznia i trasa dotychczas super wygodna, zamieniła się w zestaw poślizgów mniej lub bardziej kontrolowanych Na koniec śniadanko z widokiem na Bielskie ............. Pora wracać , chociaż tym razem nie jest to niemiły powrót do cywilizacji, bo umówiłem się z @vatra na lody10 punktów
-
Położony w Stanie Kalifornia, Góry Sierra Nevada ok. 120 km na południe od Parku Narodowego Yosemite Powierzchnia to 3,5 tysiąca km. kwadratowych i 2 miliony turystów rocznie. Specjalnie pięknych skalistych ścian tam nie ma ale za to najstarsze i największe ojętościowo na świecie drzewa Sequoiadendron giganteum Krajobraz trochę jak w Górach Stołowych ścieżki przygotowane dla turystyki masowej drzewa są tak ogromne że trudno je sfotografować najsłynniejsze nosi nazwę generała obwód pnia przy ziemi to ok.31 metrów, średnica 11 metrów, wysokość tylko 83 metry wiek tego drzewa oceniają eksperci na 2-2,5 tysiąca lat a wagę na 2 tysiące ton aby zrobić zdjęcie trzeba odstać kilka minut w kolejce inne drzewka też nie dają się objąć jestem malutki wypalonym środkiem powalonych drzew prowadzą ścieżki10 punktów
-
Jak zaplanowałam, tak zrobiłam i "smakuję" ferraty. Powiem, że z pewną nieśmiałością, ale z ogromną przyjemnością. Dziś w ramach "luźnego" były ferraty sportowe i z siebie dumna, przeszłam D!!! (to foty z ferraty B/C, autorstwa Rafała - bardzo dziękuję). Za to wczoraj wybraliśmy się na Małą Mojstrovkę, startując z Przełeczy Vrsic. Gdyby się ktoś wybierał - trzeba być wcześnie rano, bo parking nie jest wielki. Początkowo podchodzimy bardzo tatrzański szlakiem pod samą ferratę i potem juz jest cudownie - skała i żelazo... pnie się ferratka bardzo widowiskowo, nie ma jakiś bardzo trudnych momentów (moim zdaniem) i jak już człowiek jest pewien, że prawie koniec, to okazuje się że jeszcze ponad 150 w górę. To właśnie ten moment, kiedy okazuje się że na szczyt jest jeszcze kawałek... Warto się pomęczyć, bo z Małej Mojstrowki widoki są przepiękne. Przepiękne za to nie jest zejście, bo z dobra godzinę w sypkim terenie... a potem juz kosówka i koniec.... To jest Wielka Mojstrovka. Zdjęcie Ewy - bardzo dziękuję (góra i dół)10 punktów
-
10 punktów
-
@jaaga76 też się cieszę We wtorek wróciłem z Wielkopolski i poczułem potrzebę pooglądania pagórków. W pociągu miałem osiem godzin na wymyślenie trasy. Trasy stosunkowo mało zatłoczonej, bo w końcu to sierpniowy długi weekend. Tatry raczej odpadały, bo choć w słowackich Zachodnich da się znaleźć spokojne miejsca, to problemem jest w te miejsca dojechać w tym okresie. Wybrałem więc po raz kolejny Góry Choczańskie, raz że dalej od Polski, dwa że tam jeszcze z rowerem nie byłem. Start na parkingu przy wlocie Prosieckiej Doliny ( miejsc parkingowych sporo, cena za cały dzień tylko 3 EUR ) - miejsce docelowe Dolina Kwaczańska. Na parkingu byłem późno, bo około południa ( gdzie te czasy gdy o tej porze wracało ie do domu po górskiej turze). Zależało mi na przejechaniu do sąsiedniej doliny drogą rowerową , ze względu na rozległe panoramy z okolicznych pól). Widoki nie zawiodły moich oczekiwań , było widać Tatry , Niżne Tatry i Góry Choczańskie rzecz jasna. Po drodze przed wjazdem do wsi na małym cmentarzu , znajduje się zabytkowa dzwonnica - warto zboczyć kilkaset metrów ze szlaku, by podjechać pod nią, lub wspiąć się na sąsiednie wzgórze , by ją sfotografować na tle gór..... Niedaleko już do wsi Kwaczany, droga rowerowa biegnie teraz chwilę asfaltem przez cichą, senną wieś. Na końcu drogi znajduje się parking, skąd też można wyruszyć pieszo, albo rowerem ( biegnie tu Oravska Cyklomagistrala, którą można dojechać przez Huty do leśniczówki Biała Skała pod Siwym Wierchem - około godziny pedałowania w jedną stronę ) Szlak przez Kwaczńską ma kilka momentów w których albo trzeba podprowadzić na kawałeczku rower, albo wykazać się sporą sprawnością w jeździe pod górę na luźnych kamieniach. Droga prowadzi miejscami około 80 metrów nad dnem doliny. Po drodze są dwie wyhliadki z których można dostrzec płynący w dole potok Na skale zwanej Rohać znajduje się krzyż z piaskowca datowany na rok 1860. Zbliżamy się do rozejścia szlaków w Obłazach. Można tam odbić w lewo pieszo i zobaczyć zabytkowe młyny i wrócić przez Dolinę Prosiecką do samochodu. Myśmy rowerami pojechali dalej prosto kawałek. Niestety czas zaczął nas gonić ( to skutek późnego wyjazdu ) i na dodatek w oddali słychać było nadchodzącą burzę więc zrobiliśmy w tył zwrot i spokojnie zjechaliśmy do wlotu dolinki. Jeszcze krótka sesja na punkcie widokowym ..... ......i powrót. Burza zaczęła się zbliżać, trochę też zaczęło padać, więc czasu na focenie zabrało.. A szkoda bo widoki rozległe i okolica bardzo urokliwa.... Po powrocie na parking oczywiście się rozpogodziło więc zapakowałem rowery i skoczyłem jeszcze na moment do Prosieckiej... Może o ten jeden moment bylem za długo w terenie bo do domu wróciłem już po ciemku mijając po drodze znur aut długoweekendowców...10 punktów
-
9 punktów
-
Staram się maksymalnie wykorzystać łaskawą aurę tego lata, a że zdrowie już nie to co kiedyś, więc zamiast dawać po szlakach z buta, przesiadłem się na rower. Ostatnio dość często bywam na Spiszu i mam nadzieję że w tym roku jeszcze kilka razy tam zawitam. Dzisiaj chciałbym Wam zareklamować szlak rowerowy od parkingu przy przełomie Białki do Kacwina. Oczywiście nie znam tych okolic nawet w 10 procentach tak dobrze jak Kolega @barbie609 moder, ale możecie mi uwierzyć, że widokowo to jedna z najbardziej godnych polecenia tras rowerowych w polskich górach. Całość tam i z powrotem to około 37 kilometrów, nawierzchnia na całej długości asfaltowa, po drodze kilka wiat z ławkami i kilkanaście punktów widokowych. Jest też kilka dość stromych podjazdów, więc potrzeba albo ciutkę kondycji albo .......mocnego elektryka. Ja musiałem w dwóch miejscach na krótkich odcinkach podprowadzić rumaka Rano na parkingu stały tylko dwa auta , więc jak tu nie skorzystać z małego naczłowiekowania i nie zrobić kilku fot przełomu Białki ? bez wędkarzy i bez plażowiczów to jest to naprawdę urokliwe miejsce... Rzeka obfotografowana więc można pedałować...... Następnym atrakcyjnym punktem są Lorencowe Skałki - na zdjęciu chyba najbardziej rozpoznawalna z nich i leżąca najbliżej szlaku rowerowego, czyli Gęśle. Można stromą ścieżką wspiąć się wyżej i podziwiać okolicę z tej perspektywy.... Na dworze upał ponad 30 stopni więc niestety Tatry są dość mocno zamglone.... Ale ważne że widać, mimo żaru lejącego się z nieba, trasa jest w większości tak widokowa, że co kawałek na twarzy pojawia się banan..... Oprócz Tatr widać też Pasmo Radziejowej i skoro jesteśmy w Pieninach, to oczywiście również Pieniny Właściwe z Trzema Koronami... Ponieważ szlak był pusty, to nie miałem ochoty zjeżdżać do Kacwina, więc dojechałem tylko do Kaplicy Matki Boskiej Śnieżnej.... No i to by było na tyle w tej relacji.....trzeba jeszcze tylko wrócić do auta....9 punktów
-
8 punktów
-
8 punktów
-
Po wczorajszej aklimatyzacji wraz z @Mnich Adminruszyliśmy tam gdzie go jeszcze nie było a mianowicie w rejon Hrebienia Przedniego Salatyna i Brestowej. Sam Salatyn był brany pod uwagę jako opcja , ale bez ciśnienia. Z parkingu pod Spalenou ruszyliśmy dość późno bo dobrze po 9-tej. Oczywiście skorzystaliśmy z kolejki i z pod stacji ruszyliśmy na Hrebień . Było gorąco , sytuację ratował nieco chwilami wietrzyk. Ruch jak na tę okolicę był spory. Podchodziło się przyjemnie.Niestety ,jak to bywa w lecie widoczność nie była rewelacyjna. po wyjściu na Hrebień postanowiliśmy przycupnąć i nieco odpocząć. Widoczki nierewelacyjne ale jakieś były po odpoczynku ruszyliśmy w stronę Brestowej tu z góry widoczki były może nieco lepsze było gorąco więc odpuściliśmy Salatyn i podeszliśmy w stronę Małej Brestowej oczywiście @Mnich Admin dokumentował wszystko wrzosy pięknie kwitną , na drugim planie Wielki Chocz a na horyzoncie majaczy Fatra wróciliśmy na Brestową i jeszcze trochę pofociliśmy oczywiście jako Administracja/Moderacja pozdrawiamy wszystkich forumowiczów i ludzie za chwilę koniec wakacji , zrobi się luźniej .Ruszajcie na szlaki jeszcze rzut oka i w dół nawet w zejściu jest ładnie Oczywiście w dół też skorzystaliśmy z kolejki .Fajnie było.8 punktów
-
Zapomniałem dodać na początku poprzedniego posta, że miejscem wypadowym do Gaderskiej Doliny jest bardzo ciekawa historycznie miejscowość Blatnica, która istniała już w XIII wieku i do dzisiaj ma nietypową charakterystyczną zabudowę z ciekawymi wielkimi bramami prowadzącymi na podwórza. Mnie nie wystarczyło czasu, ponieważ był to jednodniowy wypad, ale z Gaderskiej można też dojść ścieżką turystyczną do ruin średniowiecznego zamku, z którego podobno roztacza się ciekawy widok na okolicę. Ale wracając do wczorajszej wycieczki - po wizycie w Czarciej Bramie ( to około 10 minut pieszo od głównego szlaku), wjeżdżamy do Dedosovej Doliny... Poruszając się rowerem warto przejechać cały udostępniony szlak, ale ze względu na jego długość piechurzy zapuszczają się weń najczęściej tylko do dolnej części, która ma charakter wapiennego kanionu z urokliwymi skałami po obu stronach. Wybaczcie jakość zdjęć, ale jadąc rowerem nie sposób zatrzymywać się co trzy minuty i wyciągać aparat i statyw z plecaka ( i tak mijani turyści na bicyklach, z maleńkimi plecaczkami, albo wręcz tylko z butelką wody, dziwnie patrzyli się na moje toboły ze sprzętem na plecach). Stąd większość zdjęć z tej dolinki to foty telefonem ..... Skały obfitują w wywietrzyska, groty i mini jaskinie. Nie udało mi się wypatrzyć ale podobno rośnie na tych wapieniach sporo szarotek.... Nawierzchnia na całej długości Dedošovej jest wygodna z miarę dobrze ubitego szutru, brak stromych podjazdów, więc jeśli ktoś ma ochotę wybrać się tam z dzieckiem, to pokonanie tej trasy nie będzie wielkim wyzwaniem, tym bardziej, że wypożyczalnia pojazdów elektrycznych w Blatnicy oferuje szeroki wybór skuterków i rowerków także dla najmłodszych turystów, a ceny jak już wspominałem są o połowę niższe niż w Nowym Targu czy Rabce Zdroju.. Udało mi się jednak rozłożyć w dwóch miejscach sprzęt, więc jeszcze kilka ujęć Gaderskiego Potoku... Piękna dolina i na dodatek jak na okres wakacyjny, to bez tłumów - aż żal było wracać. Aut z polskimi blachami na parkingach niewiele, bo to już większa odległość od naszego kraju ( od przejścia w Chyżnem trzeba jechać godzinę czterdzieści do dwóch godzin w zależności od wariantu trasy. W weekendy w późniejszych godzinach może być problem z miejscem do parkowania bo na terenie wsi obowiązuje zakaz, a miejsc parkingowych przy samym wlocie doliny jest czterdzieści parę plus dodatkowy parking w centrum wsi na 70 aut. Cena w tym roku to 6 EUR za dzień. Jedynym miejscem w którym można coś zjeść jest Chatova Osada Gader, jedzenie dość smaczne, ceny porównywalne do innych miejscowości turystycznych. Można też tam wynająć pokój jeśli ktoś planuje dłuższy wypad np z wejściem na Ostredok...... No i to było by chyba na tyle....:-)8 punktów
-
Triglav mój!!! Kolejny dzień poświęciliśmy na dojście do schroniska Triglavski Dom na Kredaricy - dobre 5-6 godzin drogi, najpierw piargami wśród kosówki, potem po kilkuhektarowym polu polodowcowym. Oczywiście z ferratami. Mecząca to była droga, a pierwotnie w planach był jeszcze Triglav. Z uwagi na potencjalne burze nasz atak szczytowy został przełożony na następny dzień. Z perspektywy widzę, że to była bardzo dobra decyzja, bo następnego poranka szczyt mieliśmy dla siebie. Południe minęło na relaksie w promyczkach słoneczka. Otoczenie zachęcało do tego rodzaju aktywności - wokół ławeczki i wiele miejsc do posiedzenia. Można sobie wyjść na wzniesienie obok. W schronisku bufet i całkiem dobrym jedzeniem (no może poza herbatą, ktora jest jak ulep...).Pokoje bardzo spoko, poza tym ze trzeba sobie kupić coś na kształt jednorazowej pościeli.... Swego śpiwór bez niej użyć nie można... przyjemność kosztuje ...7 euro. Wieczorkiem - jak pół schroniska - poszłam na zachod słońca. Było na co popatrzeć... i piękna burzowa chmura, która nas przez całe południe i ranek dnia następnego straszyła... Noc w schronisku nie była długa, bo o 5 grupa była gotowa do ataku szczytowego. Im byliśmy wyżej tym wyżej było słonko... Fantastyczny spektakl... Niepokojąca była wspomniana juz wcześniej chmura burzowa, w której co chwile pojawiały się złowieszcze błyski... Szlakowskaz przy schronisku wskazywał godzinę, ale konia z rzędem temu, kto tam w tyle sie wdrapie. Przy bardzo dobrym tempie to półtora godziny marszu. Droga nie jest specjalnie wymagająca, w zasadzie caly czas jest "kabel". Idzie się przyjemnie mimo ekspozycji. Na szczycie Triglava znajduje się niby schron (1) ale raczej nie należy do niego wchodzić w burzę z oczywistych względów, 2) właściwy jest tuż pod szczytem). Służy on Słoweńcom do pasowania na ...alpinistę?. Polega to na tym, że wkładają głowę do środka, a druga osoba obija im liną cztery litery.... cóż... co kraj to obyczaj. Oczywiście żartuje, bo dla Słoweńcom to ważny artefakt. Troszkę sobie posiedzieliśmy i czas było ruszać w dół, bo przecież czekało nas zejście do parkingu, które poza tym, że jest długie nie nastręczała wielu trudności. Poz drodze zaliczyliśmy zjazdy śnieżną rynną - przyjemna ochłoda, bo słońce dawało niemiłosiernie. Oczywiście do czasu, bo ostatnie 10 minut to sprint w deszczu i mega burzy.... no bo przecież musiałam zmoknąć... Zdjęcia: własne, Rafała i Michała cdn...8 punktów
-
8 punktów
-
Ten sam rok co Czerwona Ławka, nawet ten sam wyjazd. Zatem dwie trasy uchodzące za wymagające, choć... bo ja wiem? Zaczynam na parkingu, jeszcze mocno pustym. Wziąłęm samochód mamy, bo mój akurat czekał na części i pojechać nie mógł... NIe żebym jakoś specjalnie lubił to auto. Przyzwyczajony do niższej i lepiej wyważonej Imprezy, w XV czułem się bardzo niepewnie w zakrertach, natomiast jego podwyższony prześwit w górach - odwrotnie - pewności akurat dodaje. Początek drogi to asfalt. Warto zauważyć, ze przez wiele lat znaczna część słowackich Tatr Zachodnich nie należała do TANAPu, więc można sobie było tu wjechać. ba, nawet rozważano stworzenie tutaj ośrodka narciarskiego. Koniec końców TATAP rozszerzono, ośrodek narciarski nie powstał i góry zachowały swoje naturalne piękno. Jedni powiedzą, ze dobrze, drudzy, że szkoda - wiadomo, co kto kocha bardziej. Ja akurat narciarzem nie jestem, to nie szukam narciarskich wyciągów i nie smuci mnie ich brak. I tyże asfaltem dochodzimy do niewielkiego schroniska. Dalej mozna wejsc na Rakoń i Wołowiec lub podreptać w stronę Doliny Smutnej i atakować od tej strony. Poza sezonem, gdy ludzi mało pewnie nie ma to znaczenia, natomiast myślę, że w sezonie lepiej na łańcuchach isc "z prądem" niż "pod prąd"... ale nie wiem, który kierunek cieszy się wieksza popularnością, bo nie sprawdzałem. Szedłem wcześnie, to tego pogoda średnia, liczyłem na pusty szlak... W drodze do Doliny Smutnej. Muszę powiedzieć, że - może z powodu zmęczenia poprzednią trasą - na tym etapie zaczynałem mieć konkretnie dosć, a to dopiero 1500m n.p.m. Nie na tyle dosc, zeby nie iść, ale na tyle, zeby podejście na przełęcz określić jako mordercze. A moze po prostu szedłem za szybko? Moze włąśnie zachęcony poprzednią trasą postanowiłęm zrobić dobry czas? Pamiętam tylko, że było źle. Tak... smutno Samo górne piętro doliny jest uderzajaco szare. Na dole jest nawet zielono, ale im wyżej tym bardziej monochromatycznie. Przełęcz już tuż tuż, ale ostatni etap podejścia dał mi bardzo mocno w kość. Po drodze napotkałem tubylca... I - na koniec - rzut oka z przełęczy na dolinę. Ufff... wlazłem. Dyszę. Boli. Nie szkodzi - wlazłem Z góry łądnie widać czerwony dach schroniska po drugiej stronie grani. Daleko i nisko. Jestem na grani. Jestem już wysoko. Jest super. Dalsza cześc, aż do Rochacza Płączliwego to w zasadzie klasyka zachodnich Tatr. Kolejni tubylcy na trasie Teren powoli robi się skalisty. Noga za nogą dochodziłem do Rohacza Ostrego. "Orla Perć Tatr Zachodnich" zbliżała się małymi kroczkami Poniżej kilka fotografii ze słynnego ubezpieczonego fragmentu grani, ale musze powiedzieć, że nie zrobiłą ona na mnie specljalnego wrazenia, znam natomiast osobę, która była nim przerażona. Znów - zależy choba tylko od "głowy", bo sportowiec ze mnie zaden. Dodam też, że na zdjeciach mało co widać, jednak 3D to 3D... I tak rozpocząłęm zejscie w stronę Wołowca. Jak pisałem - nie było to specjalnie cieżkie czy straszne. Fajnie, że ludzi mało. Znów psia pogoda przniosłą pewien plus w postaci pustego szlaku. I cyk - Volovec. Postój na piwo zwycięstwa i w dół przez Rakoń i Zabrat. Troszkę zdjęć z zejścia... I ważne przypomnienie na koniec. Parking o wiele pełniejszy niż rano... Zasłużony obiad. Dawno nie byłem i nie wiem, czy to jeszcze istneje. Jeśli tak - zawsze dawali pyszne jedzenie za rozsądne pieniądze. Wybaczcie, ale nie pamiętam jak się ta miejscowośc nazywa, całkiem mi wyleciało (EDIT - chyba Oravice?). To na trasie z Zubereca do Suchej Hory, przy termach... Tyle na dzisiaj i... do zobaczenia !7 punktów
-
Bardzo fajna wycieczka z Karlovej Studanki na najwyższy szczyt Jeseników. Wejście doliną Białej Opawy po niezliczonej ilości mostków i schodków a wyżej po skałach. Polecam tylko przy ładnej pogodzie bo po deszczu albo oblodzeniach można spaść a jest gdzie. Mimo upału szło się przyjemnie bo potok bardzo obniża temperaturę otoczenia. Na szczycie można wjechać windą na wieżę i popatrzeć na okolicę z góry. Schodziliśmy nad wodospadami bo chociaż szlak przez wodospady jest bardzo ładny i dwukierunkowy to jednak mijanie się w niektórych miejscach może być niebezpieczne a poza tym ruch w górę jest dosyć duży więc nie ma sensu go spowalniać. Zdjęć mało bo ludzi sporo a czasem obie ręce potrzebne do wchodzenia7 punktów
-
7 punktów
-
7 punktów
-
7 punktów
-
Położony na południowo-wschodnim skraju Stanu UTAH nazwa hebrajska pochodzi od Mormonów - pierwszych osadników po wypędzeniu miejscowych plemion indiańskich Park Narodowy założono w 1919 roku i obejmuje 595 km kwadratowych przy 4 milionach turystów rocznie. Najciekawszą część stanowi kanion rzeki Virgin River7 punktów
-
Dzisiaj ba zaproszenie starej przyjaciółki na forum zarejestrowanej jako @Cudoczkaprzybyliśmy do Krynicy. Oczywiście aby uniknąć armagedonu na drogach przejechaliśmy przez Słowację. Ponieważ przybyliśmy przedpołudniem to po południu wyskoczyliśmy na Wierchomlę najłatwiejszą drogą ze Szczawnika. Zaczęliśmy w deszczu ale po jakiejś półgodzinie przestało padać i słońce rozpoczęło walkę z chmurami po dojściu pod schronisko pokazały się świeżo zmyte deszczem Beskidy , było pięknie posiedzieliśmy chwilę i ruszyliśmy w dół jutro nieco ambitniejszy plan , zobaczymy co wyjdzie.7 punktów
-
7 punktów
-
7 punktów
-
6 punktów
-
Dziękuję za piękne chwile na alpejskich szlakach Było pięknie. Będzie co wspominać. Bardzo Wam dziękuję Niebawem wstawię fotki.6 punktów
-
Jak powszechnie na forum wiadomo @Fibi wraz ze swoją drugą połową intensywnie eksploruje słowackie Tatry Zachodnie. Ponieważ uznała ,że kółko przez Rohacze , Trzy Kopce to zbyt hardkorowo dla niej złożyła mnie i @Wernikspropozycję wspólnej wycieczki przez Rohackie Stawy. Na dzisiaj byliśmy z Ignacym umówieni na odwiedziny u Królewny , więc zmiana celu nie była problemem. Z parkingu wyruszyliśmy o 7.30. Asfalt do Tatiakowej jakoś nam minął bezboleśnie. Słońce zaglądają do doliny swoimi efektami upiększało okolicę. w miarę szybko minęliśmy Chatę i weszliśmy do Smutnej Doliny,podchodziło się fajnie powyżej rozejścia szlaków słońce zaczęło przygrzewać ale jednocześnie zaczęło się robić naprawdę pięknie im wyżej tym ładniej się robiło , jednocześnie na szlaku pojawili się turyści , nie żeby dużo , dopiero na zejściu z progu czwartego stawu pojawiło się więcej ludzi ale i tak ruch na szlaku był w sumie ok. Przy czwartym stawie przycupnęliśmy na popasik , było super pozdrawiamy tych co na szlaku po odpoczynku i nasyceniu się widokami ruszyliśmy w dół było po prostu pięknie słońce i chmury tańczyły nad granią po drodze oczywiście odwiedziliśmy Rohacki Wodospad. było super. @Fibijeszcze raz dzięki za zaproszenie i mam nadzieję ,że do zobaczenia w jakiejś przewidywalnej przyszłości.6 punktów
-
Ładna pogoda Ja na Kościelcu (w końcu) byłem w czerwcu 2017. roku. Piszę "w końcu", bo na przełęczy Karb byłem wielokrotnie, ale zawsze były to takie spacerowe przebieżki, nigdy jakoś na szczyt nie było po drodze. Początek sezonu, decyzja taka spontaniczna, bo w sumie nie miałem żadnych konkretnych planów. Sucha Woda nawet dość mokra... Pogoda - a jakże - do bani. To nie jest tak, że wszystkie trasy robiłem przy złej pogodzie, ale... faktycznie większość. Ze mna w góry się nie jezdzi, jak przyciągam chmury i deszcz Z Murowańca w stronę Zielonego Stawu. Wybrałem ten wariant, bo uwazam, że jest mniej męczacy. I w lewo w stronę Przełęczy Karb. Widoki dalej beznadziejne, ale przynajmniej w miarę sucho. Z naciskiem na w miarę. Na Karb jak to na Karb. Taka ścieżka, za to w pięknej scenerii. W tzw. międzyczasie na moment pojawiła się Swinicka Przełęcz, mimo czerwca wciąz pokryta śniegiem. Brrrr - przy tym nachyleniu strach się bać. Tylko ze sprzętem... I można - raz jeszcze powtórzę - w końcu ruszyć w stronę szczytu! Z jednej strony długo czekałem na ten moment, z drugiej - prawie równie długo go odkładałem. Cały czas pamiętam, gdy ojciec mówił mi, ze jestem "z mały" zebyśmy poszli. A ja zawsze tak chciałem iść. Potem zacząłem chodzić sam to jakoś mi zawsze było nie po drodze. Pewnie dlatego, ze ogólnie nie przepadam za szczytami, z których trzeba złazić tą samą drogą. I - co już wspominałem - ja zawsze traktowałem Karb jak Iwaniacką - na rozruch. To mi się już potem nie chciało wracać w tym samym sezonie. Ale tym razem jestem właśnie po to, by wejść i - w końcu - idę! Taka ścieżka - bez większych trudności, ot - pod szczytem troszkę skałek. Zdecydowanie nic bardzo trudnego, chyba, ze ktoś naprawdę boi się skał. Szybko mi poszło i oto jestem na szczycie. Jak się domyślacie - widoków na widoki brak... Następnie szybkie zejście nad Czarny staw. Każdy wie, każdy zna więc... bez zbędnego komentarza. I tyle. Do Murowańca, na dół Doliną Suchej Wody i do domu. Fajne. Nie za długie, nie za męczące, a jakaś wysokośc jest. Żeby tylko jeszcze widoki były, ale Tatry nie lubią dzielić się ze mną widokami zbyt często6 punktów
-
Niejako naturalnie "ciągnąc" temat wycieczek w tej okolicy, dwa lata później, bo w roku 2017, wybrałem się na Czerwoną Ławkę. Dodam, ze było to jeszcze przed erą stworzonej tam niedawno ferraty, ale ponoć - jak czytałem - ferrata jest obok, a nie zamiast staergo szlaku, więc być może opisana poniżej trasa wciąz istnieje, natomiast zdjęcia pewnie już nieco nieaktualne... Pogoda - wydawałoby się - szampańska i tak oto wyruszam z Siodełka. Nie pamiętam, ale chyba wjechałem kolejką. Albo może to ta wycieczka kiedy wlazłem sobie asfltem? Naprawdę nie pamiętam... Malowniczą trasą dochodzę do Chaty Zamkowskiego. Raz tylko tam byłem. I to dłuuugo, dłuuugo wcześniej. W schronisku krótki postój na coś w rodzaju drugiego śniadania... ...i ruszam dalej. Jak to w tych rejonach bywa, po przejsciu dolinnego odcinka dochodzi się do ściany kotła polodowcowego, w którm - tym razem - znajduje się dolina 5 Stawów Spiskich i schronisko Teryego. Taka to U-kształtna polodowcowa dolina. Po wgramoleniu się na górę dochodzę do Chaty Teryego... Tutaj również jestem drugi raz w życiu. Poprzednio z mamą i - małym jeszcze - bratem, wiec trasa kończyła się właśnie tutaj. Tym razem - oczywiście - plan był ambitniejszy, więc znów - postój na zupę i małe piwo i w drogę. Tylko że... ...pogoda właśnie się spsiuła. Nie zeby mnie to odstraszyło. Tylko trochę deszczyku, można żyć! I tak piąłem się wyzej i wyżej i wyzej wśród skalnego krajobrazu. W prawo odchodzi szlak na Lodową Przełęcz. Tam mnie jeszcze nie było, ale uznałem, ze nie wiem, czy mam power na taki skok w bok, a do tego - zawsze pozostaje powód, zeby wrócić. Akurat Lodowa ma tą wadę, że albo trzeba mieć kogoś z samochodzem na dole, albo korzystać z komunikacji publicznej, bo schodzi się w zupełnie inne miejsce, co gorsza poza zasięgiem tarrzańskiej kolei... I tak robi się wyżej i wyzej i docieram do końcowego podejścia na Czerwoną Ławkę Szlak uchodził za trudny i trochę się lękałem, ale absolutnie nie wspominam go źle, nawet pomimo nieco śliskiej skały. Może to takze kewstia mojej aktualnej wagi, ale Zleb Kulczyńskiego był zdecydowanie trudniejszy... I jestem! Ze mną pan z czerwonym plecakiem, ale ogólnie ludzi mało. Już to wspominałem przy ostanim opisie deszczowej Orlej Perci. Trudniej, widoki żadne, ale za to bez kolejek. Samo życie. Jak się chce "premium" warunki to trzeba odstać BYW - jestem prawie pewny, ze to zdjecie jest już zrobione do tyłu, po przejściu przełęczy, ale aż tak nie pamiętam... Złażę Tu na zejściu jakieś łańcuchy, jakieś klamry, ale znów - nic takiego. Pogoda natomiast znów weszła na wyższy level, bo zaczęło grzmieć w oddali. Tego to już nie lubię. Mało jest rzeczy, których się w górach boję i to jest jedna z nbich. W zasadzie jedna z dwóch. Lawiny i pioruny. I brak wody. Ale to już w większym stopniu zależne ode mnie I w końcu Zbójnicka Chata. Dalej już zejście Doliną Staroleśną z powrotem na Siodełko. I tyle. Dzięki za uwagę i do zobaczenia !6 punktów
-
6 punktów
-
Jeden z mniejszych Parków Narodowych USA ale z tego co widziałem najbardziej spektakularny. Tylko 145 km kwadratowych na wysokości pomiędzy 2400 i 2700 nad poziomem morza Południowo zachodnia część Stanu UTAH przy granicy z Arizoną, założony w 1924 roku, ok. 2 milionów turystów rocznie. Udało nam się zejść aż na dno wąwozu.6 punktów
-
@Mnich Adminprzybył na Podhale w dniu dzisiejszym. W związku z ambitnymi planami górskimi w tym z wejściem do ,,strefy śmierci,, czyli na Salatyn koniecznym stała się aklimatyzacja. Na miejsce aklimatyzacji wybrana została góra Wdżar . Wejście oczywiście od przełęczy Snozka . Zaczęliśmy od wyrobiska a potem do góry niestety dalsze plany były nieco niewyraźne ale to przez upał zamki prezentowały się ładnie , zwłaszcza Wronin bo Dunajec był nieco przymglony ale w sumie było ładnie zeszliśmy ścieżką przyrodniczą w starym wyrobisku na koniec mała przejażdżka ,podobno mężczyźni dojrzewają do 7-mego roku życia , potem już tylko rosną czy aklimatyzacja zakończyła się sukcesem , okaże się jutro.6 punktów
-
I kolejne wycieczki. Potem poszliśmy na Jeżową. Szczyt ma ponad 2000 m. Byłem już na nim ale przy pochmurnej pogodzie i nic nie widziałem tak samo jak z Grani Bystrej ciągnącej się na ten szczyt. Tym razem wszystko było ok. Czyli super widoki i idealnie wyszukaliśmy ścieżkę. Jest trochę zagmatwana ale kosówka docięta. Idzie się super. W internecie znalazłem opis wejścia z Doliny Bystrej przez las i przedzierania przez kosówki mój wariant jest całkiem inny lepszy bez żadnego przedzierania. Będzie w nowym wydaniu Nieznanych Tatr. Potem był dzień odpoczynkowy i dwie wycieczki do Doliny Cichej i Doliny Ciemnosmreczyńskiej. Chcieliśmy podejść dawnym szlakiem na Tomanową Przełęcz ale nie ma mostu na Cichej Wodzie . Z kolei na ostatniej wycieczce spotkaliśmy piękną Lilię Złotogłów i najrzadszego motyla Niepylaka Apollo. Rok temu też go spotkałem ale podchodząc na przełęcz Zawory. Dla mnie ten rejon czyli Ciemne Smreczyny i Zawory to jedne z najpiękniejszych miejsc w Tatrach za szlakiem. I wyobraźcie sobie że jak byliśmy nad Ciemnosmreczyńskim Stawem który jest trzecim co do wielkości po Słowackiej stronie i ma ponad 13 ha to było z nami tylko kilku turystów. A w Morskim Oku w tym czasie tysiące. Obok Podbańskiego jest mały parking w Trzech Studniczkach skąd prowadzi szlak na Krywań. Sporo dłuższym wariantem niż ze Szczyrbskiego Stawu. Może jeszcze wyjadę na kilka dni w Tatry we wrześniu ale słowackie tym razem do Popradu ale się okaże. Pochwal się się co Wam udało się zobaczyć bo pogoda tego lata jest rewelacyjna.6 punktów
-
Kolejnym punktem w planie wycieczki był Prisojnik - chyba mój naj. Świetna ferrata z końcem w monumentalnym oknie, ale poza tym sporo wspinania po skale i niezłe ekspozycje. To fragment ferraty - trzeba się przyjrzeć Wrażenie robi też twarz w skale. Generalnie dość wymagający szczyt, ale widoki i frajda wspinania wynagradza wszystko. Ta malutka postac na górze to ja (fota Michał) Piękna góra6 punktów
-
Kolejny dzień to była wędrówka od Rajskiego na Tworylne do ruin dworu. Po drodze kapliczka upamietniajaca wies Studenne oraz ruiny strażnicy niemieckiej. I tak wchodzimy na ścieżkę która przez chaszcze i pokrzywy powiedzie nas w doline gdzie kiedyś istniała wieś Jest gorąco wolę miec poparzone od pokrzyw nogi niz gotować się w spodniach. Zresztą pokrzywy parzą mi tez ręce po pachy więc właściwym tu byłby strój nurka. Początek alei dworskiej to okazale drzewa, zaraz za nimi z chaszczy wyłaniają sie ruiny dworu z boku zaś ruiny stajni.. Chodzimy po tym co ktoś przedeptal, rozglądając sie za pozostalosciami domostw. Powinny być po prawo ale nie wejdę w te chaszcze bez śladów przedeptania, zatem tych zabudowan nie znadujemy. Tersz szuka.y cmentarza i aby obejść bobry, decydujemy pojsc tym co wykosił traktor. Zrobił ścieżkę miedzy topinamburem a rudbekią. To wszystko jest wyższe ode mnie. Pod gruszą robimy przerwę w wędrowaniu a potem znajdujemy jeden cmentarz. Nie wiem gdzie jest drugi. Dochodzimy do przełęczy pomiędzy Tworylne a Tworylczykiem, jest tu pozostslosc chyba po jakimś bunkrze Przyjdziemy tu jutro, Tym razem od strony Zatwarnicy, by zejść do pozostałości mostu na Sanie, zobaczyć ruiny cerkwi w Krywe w pełnym słońcu i przejść przez Tworylczyk w którym znajdujemy usypane z kamieni miejsce dla rozrodu węża eskulapa. Choć to jego teren nie widzimy ani jednego. Spotkaliśmy wcześniej niesamowitego człowieka, ktory nam wiele opowiedział o tutejszej przyrodzie i już wiedziałam, że nie mam się co bać wezy, bo żeby je zobaczyc to trzeba mieć szczęście. Spotykamy wiele śladów zwierzyny, co chwilę ich szlaki przecinają się z naszą ścieżką. Nawet czuć zapach żubrów a na łąkach są wylezale od nich miejsca. Nad Sanem Spotykamy białe czaple a wracając już z wycieczki orla przedniego a że to naprawde on upewniamy się u leśnika Nogi mam znowu poparzone od pokrzyw ale to podobno na zdrowie a do wieczora pieczenie przejdzie.5 punktów
-
Piękny to był czas ze wspaniałymi górami dookoła w dodatku spędzony w gronie tak fajnych ludzi Raz jeszcze Wam wszystkim dziękuję Fotki dorzucę jak tylko znajdę chwilę czasu5 punktów
-
Było naprawdę pięknie i dobrze że są zdjęcia bo można ciągle wracać i na nowo wspominaćJeszcze raz wszystkim bardzo, bardzo dziękuję świetna Ekipa5 punktów
-
5 punktów
-
5 punktów
-
5 punktów
-
5 punktów
-
Dziś wściekły upał , Pieniny jak i całe Podhale oblężone a ruszyć się gdzieś trzeba tym bardziej,że jutro @Mnich Adminma udać się na wschód , podobno tam musi być jakaś cywilizacja. Ruszymy więc w Pieniny ale tak trochę poza szlakiem , tropem porzuconych bacówek. Ruszymy Białą Wodą na przełęcz Rozdziela a potem poza szlak na stoki Wierchliczki i Watriska. Wyruszamy z parkingu , jest pusto , wchodzimy między skały idąc w stronę słońca. dochodzimy do końca drogi i podchodzimy do bacówki , gdzie przysiadamy i tak na początek raczymy się oscypkiem. całkiem dobry. Podchodzimy na grzbiet gdzie @Mnich Adminzapoznaje się z zagadnieniem wypasu bydła w terenach górskich. ruszamy dalej , kawałek idziemy niebieskim chwilę później schodzimy ze szlaku i kierujemy w stronę pierwszego celu tutaj trochę o tych bacówkach https://szlakwoloski.eu/produkty-turystyczne/male-pieniny-pasterstwo-z-rozmachem-wzorcowe-bacowki i docieramy do pierwszej zrujnowanej bacówki ładny stąd widok na Beskid po popasie ruszamy dalej i na następnej polanie kolejne pozostałości , tutaj tylko fundamenty wracamy na niebieski szlak aby skorzystać z dobrodziejstwa drzew bo skwar okrutny i maszerujemy w stronę Wysokiej , do tej pory góry mamy dla siebie. docieramy na polany i po nawodnieniu idziemy dalej , nie wspinamy się szlakiem tylko leśną drogą docieramy po Wysoką gdzie mamy trzecie ruiny czwarta z bacówek ocalała i jest teraz Domem Harcerza pod Durbaszką. Docieramy do zielonego i schodzimy przez Homole. Ludzi faktycznie sporo. Z niewielkimi trudnościami udaje się nam opuścić Szczawnicę. Wycieczka fajna ale żeby jeszcze było chłodniej.5 punktów
-
Frankovský vodopád - wodospad na Frankovskim Potoku, przy ścieżce rowerowej z Kacwina do Wielkiej Frankovej na Spiszu. Inna nazwa tego miejsca to - Konská baňa. Wodospadzik, mimo że znajduje się tuż obok ścieżki, to jest dość trudny do znalezienia, prowadzi do niego słabo widoczna ścieżynka przez pokrzywy i zarośla, zaczynająca się kilka metrów przed przydrożną, zaniedbaną kapliczką.5 punktów
-
Dolina Gaderska w Wielkiej Fatrze to wymarzone miejsce dla rowerzystów. Przez całą jej długość ( czyli 18 km razem z jej górną odnogą, czyli Doliną Dedošovą) towarzyszy nam jeden z najpiękniejszych potoków jakie widziałem. Na wycieczkę możecie udać się z dziećmi, na trasie nie ma żadnych trudności, kłopotem może być tylko jej długość. Na całym odcinku Gaderskiej nawierzchnia jet asfaltowa, od początku Dedošovej równa - szutrowa. Wypożyczenie roweru elektrycznego na cały dzień to tylko 30 EUR. Dzieci zapewne trudno będzie oderwać od pierwszej atrakcji na trasie . Mlynčekovo to urocze skupisko miniaturowych młynów wodnych. Wszystko jest kolorowe, pięknie skrzypi, napędzane siłą wody Kawałek dalej znajduje się miejsce bardziej atrakcyjne dla dorosłych Certova Brana. Trzeba do niej odboczyć kilkaet metrów na wysokości początku Dedosovej. Ścieżka udostępniona turystom kończy się kilka merów za bramą - dalej jest ścisły rezerwat ( uwaga często kręcą się tu leśnicy ) Powyżej brama w całej okazałości. Jeśli komuś spodoba się to miejsce to jutro postaram się wrzucić kilka fotek z Dedusovej5 punktów
-
Przy okazji wizyty w Dolinie Koprowej zajrzałem sobie do Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej Paryskich i tam stoi napisane, że to Pośrednia Niewcyrska Siklawa nosi nazwę Kmietov Vodopad, a tymczasem tabliczka z taką informacją znajduje się przy Niżnej, do której jako jedynej z trzech można legalnie dotrzeć szlakiem Wg, państwa Paryskich Niżna nazywana jest też Małym Wodospadem.5 punktów
-
Dzisiaj bardziej ambitny plan: Jaworzyna -Hala Łabowska-Łabowiec. Większość trasy po GSB i tylko zejście z Hali to szlak niebieski. Zaczęliśmy na szczycie Jaworzyny parę minut po 9-tej. szlak jest mocno leśny ale w taką pogodę to duży plus bo słońce już zaczyna swoją robotę wędrujemy pięknymi buczynami miejscami pojawiają się fajne prześwity trochę podmęczeni docieramy do schroniska i urządzamy dłuższy popas .To nasze pierwsze odwiedziny w tym miejscu , jest fajnie. po dłuższym czasie ruszamy w dół schodzimy pięknym bukowym starym lasem wyszło ponad 20 kilometrów . Jakby jeszcze było trochę chłodniej ..... bo ruch na szlaku umiarkowany.5 punktów