Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 16.10.2019 uwzględniając wszystkie działy
-
Proponuję taki nowy temat- jak w tytule. Wiem, że fajnie jest się chwalić sukcesami i zdobyczami, ale to jest tylko jedna strona medalu. Bo często sukces poprzedza pasmo porażek... jakoś tak się składa, że przez 7 lat chodzenia po Tatrach wycofow uzbierałam całkiem sporo i wiele miejsc udało się zdobyć dopiero za np. trzecim razem. To zaczynam: moją najbardziej żenującą przygodą w Tatrach był Giewont 6 lat temu. Wtedy bałam się wszystkiego o wiele bardziej niż teraz, ale że wszyscy mówili, że Giewont łatwy to poszłam. Udało się dojść do łańcuchów, nawet pierwszy z nich pokonać, chociaż trzymałam żelastwo niepewnie, nie wiedząc co z nim zrobić? niestety nagle coś mi odbiło i w połowie odcinka z biżuterią stwierdziłam, że ja się przecież boję i nie dam rady(ja się wtedy nie bałam ekspozycji, bardziej przeraziła mnie ślizgawka? Wycof nastąpił w taki sposób: zlazłam po łańcuchach pod prąd???? Wiem, to było debilne. Od tamtej pory jakoś na Giewont nie dotarłam, bo zawsze ciągnie mnie gdzie indziej. No dobra, teraz Wy się pochwalcie Waszymi porażkami?1 punkt
-
Jak to z dziewczynami w Tatrach bywa… Część I. Czytelnika Kroniki może zastanawiać, dlaczego tak dużo opowieści dotyczy zdarzeń, które miały miejsce w terenie rozciągającym się od Doliny za Mnichem poprzez Cubrynę i Mięguszowiecki aż po Przełęcz pod Chłopkiem. Odpowiedź jest prosta, autor Kroniki należy do tych tatrafilów, którzy bardzo wysoko cenią sobie otoczenie Morskiego Oka. Dodać do tego należałoby coś, co już se nevrati – niezapomnianą atmosferę MOka w czasach komuny, dającą nam wówczas, słusznie czy niesłusznie, poczucie swoistej eksterytorialności. Polecam pod tym względem lekturę Miejsca przy stole Andrzeja Wilczkowskiego. Ponieważ od lat bawię się w statystyczne ujmowanie mojej górskiej działalności w liczby to mogę stwierdzić, iż w MOku i jego otoczeniu spędziłem łącznie po dzień dzisiejszy 457 dni. Pierwszy zdobywca Korony Himalajów, Reinhold Messner powiedział kiedyś, iż wspinacz powinien wybierać takie drogi, które jest w stanie pokonać w eleganckim stylu. Droga pokonana elegancko to wspinaczka bez historii, a opis własnych doznań dla czytelnika wspinacza będzie banałem, dla nie-wspinacza opowieścią zbyt hermetyczną i w sumie nudną. Dokładnie to samo można powiedzieć o wielu włóczęgach bez liny w terenie, gdzie turystów spotyka się bardzo rzadko – na Żabim, Niżnych Rysach, Wołowym Grzbiecie. Inaczej rzecz ma się z otoczeniem Doliny za Mnichem, gdzie w miarę upływu czasu coraz bardziej uwydatniają się perci wiodące w stronę Mnicha i Cubryny. Turyści w każdy pogodny dzień widzą tam sylwetki podchodzących i schodzących taterników – to zachęca do opuszczenia znakowanego szlaku, a Cubryna i Mięgusz to dla turysty najhonorniejsze w tym rejonie cele. W swoim czasie z naszych własnych obserwacji wynikało, iż latem w Tatrach doliczyć się można było od dziesięciu do dwudziestu w miarę pogodnych dni w przeciągu miesiąca. Wszystkim stałym bywalcom MOka wiadomym jest od lat, iż gdy przestaje padać lub gdy za chwilę może zacząć padać to najzdrowiej jest pójść wspinać się na Mnichu, w grę wchodzi również Zadni Mnich. Ponadto w pobliżu tych pików znajduje się szereg koleb, w których można przeczekać burzę lub rzęsistą ulewę. Dla przykładu: oboje z Alą wprost uwielbiamy przeczekiwanie burzy w kolebie na Małej Galerii Cubryńskiej zapewniającej jednocześnie maksimum bezpieczeństwa i maksimum doznań wizualno-akustycznych. Jeśli naszym celem nie jest wspinaczka sensu stricte, a miłe spędzenie dnia niekoniecznie pogodnego to do Doliny za Mnichem możemy dostać się na trzy sposoby, samą dolinę można obejść wokoło i przejść do Pięciu Stawów przez Szpiglasową Grań lub Szpiglasową Przełęcz. W dogodnych warunkach i bez liny mamy do dyspozycji jedną drogę na Zadniego Mnicha, dwie drogi na Hińczową Przełęcz, trzy warianty na Mnichu i po cztery drogi na Cubrynę i Mięguszowiecki – nie radziłbym jednak próbować wszystkich tych dróg bez odpowiedniego doświadczenia wspinaczkowego. Skoro zaś już wspomniałem o prywatnej statystyce to wyliczę jeszcze liczbę dni, jakie poświęciłem paru obiektom topograficznym w tej okolicy: Dolina za Mnichem 194, Zadnia Galeria Cubryńska 105, Hińczowa Przełęcz 41, Szpiglasowa 37, Mięgusz 33, Cubryna 29, Szpiglasowy 26, Mnich 15. Prolog To już, Ali i mój, czternasty rok kalendarzowy na Orawie. Zapewne nie byłoby nas tu razem, gdyby bez mała pół wieku temu na Mnichowych Plecach nie podeszła do mnie dziewczyna o imieniu Krystyna zagadując, czy nie znam przypadkiem drogi na Mięgusza, czym zapoczątkowała ciąg zdarzeń, które doprowadziły za rok do naszego pierwszego spotkania i to nie w Tatrach, jakby się mogło wydawać, ale w Warszawie, w Teatrze Wojska Polskiego mieszczącym się w Pałacu Kultury i Nauki. Minie potem rok i razem wejdziemy na Cubrynę i Mięgusza, miną jeszcze dwa i podejmiemy decyzję bycia razem do końca dni naszych. Dobrze jest móc po latach pisać takie słowa, tu przypomnę słowa wstępu do Białych Kordylierów, relacji z francusko-belgijskiej wyprawy w Andy w roku 1951:…nie do niej odnoszą się słowa Préverta Lecz góry często kochanków oszczędzają Jak gdyby miłość ich odwzajemniały choć dla niej były napisane. Ona to Claude Kogan, świetna alpinistka francuska – zginęła na stokach Cho-Oyu w Himalajach. Współautor Białych Kordylierów to Georges Kogan, jej mąż. Dwie tatrzańskie tragedie 13 VI 1976, środek północnej ściany Mięgusza. Dwójka wspinaczy, Zbigniew Lubiarz i Janusz Huńczak, idzie z lotną asekuracją wykorzystując dobre warunki i łatwiejszą partię terenu. Nagle odpadnięcie jednego z nich kończy się lotem całego zespołu aż do podnóża ściany, giną obaj taternicy. 17 III 1977, spod Kazalnicy do schroniska nie wraca Leszek Skarżyński, znany w taternickim światku jako Kursant. Kursant miał się udać pod Kazalnicę po pozostawiony pod tzw. Ściekiem plecak ze sprzętem. Ściek to partia ściany pod kotłem zawieszonym wysoko pod wierzchołkiem, a zwanym Sanktuarium Kazalnicy. Nazwa Ściek bierze się stąd, iż latem jest to linia spadku wody, a zimą lawin z Sanktuarium. Dyżurny ratownik w towarzystwie kilku taterników podchodzi pod ścianę Kazalnicy i odnajduje tam nienaruszony plecak oraz brak jakichkolwiek śladów, wydaje się, iż Leszek z powodu kiepskiej pogody zrezygnował z pójścia po sprzęt i zjechał do Zakopanego. Jednak wieczorem poszukiwany nie wraca do schroniska, nikt też nie był świadkiem jego odjazdu do Zakopanego. Pod Kazalnicę idzie więc następna wyprawa, ale bez efektu. Równocześnie okazuje się, iż w schronisku brakuje jeszcze dwóch osób, Urszuli Lubiarz i Jerzego Hańczuka. Co więcej, jeden z taterników przypomina sobie, iż 17 marca widział trzy sylwetki na tafli Morskiego Oka.. Zmienia to kierunek poszukiwań, bo Urszula jest wdową po Zbigniewie Lubiarzu i przybyła do MOka, aby zapalić świeczkę w miejscu, w którym znaleziono jego ciało. Poszukiwania pod Mięguszem również nie przynoszą rezultatu, przeszukiwany obszar jest stopniowo poszerzany, bez skutku. Akcje poszukiwawcze są utrudnione przez pogodę i zagrożenie lawinowe, jedną z wypraw zagarnia nawet lawina, na szczęście nikt z ratowników nie odnosi obrażeń. O wysiłku ratowników TOPR-u i przebywających w MOku wspinaczy dobitnie świadczą liczby: 21 wypraw i 176 ich uczestników. Tragiczna zagadka wyjaśnia się dopiero wiosną, w dniach od 18 do 21 VI 1977 roku zostają odnalezione ciała zaginionej trójki, wmarznięte w lód Czarnego Stawu, kilkanaście metrów od jego brzegu, w linii spadku Sanktuarium. Przyczyna wypadku jest oczywista, lawina ciężkiego śniegu z Sanktuarium zabiła podchodzących, a opady świeżego śniegu zamaskowały i ciała, i ślady lawiny. 28 I 1977 – w północną ścianę Mięgusza wchodzi dwoje wspinaczy, Janusz Radziwon z Białegostoku (co ma pewne znaczenie!) i Janina Burkat. Jak się mieszka daleko od gór to nie jest rzeczą rozsądną za cel pierwszej wspinaczki w sezonie zimowym wybrać osiemset metrową ścianę, a w dodatku wejść w nią z nieznaną sobie partnerką, poleconą mu przez kogoś w schronisku. Pierwszego dnia zespół pokonuje zaledwie cztery wyciągi nad Małym Kotłem Mięguszowieckim. Następnego dnia pogoda ciągle się pogarsza, zaczynają schodzić lawiny pyłowe – po pokonaniu niezbyt długiego odcinka Janusz i Janina rozpoczynają odwrót, który nie przebiega jednak sprawnie. Co się konkretnie zdarzyło, trudno dociec, faktem jednak jest, iż Radziwon zawisa na linie, bierność partnerki, ucisk liny, uderzenie lawiny, chłód i wyczerpanie prowadzą do tragicznego finału. Janina zaczyna wzywać pomocy. Plan akcji ratunkowej był pozornie prosty – dotarcie na Wielką Galerię Cubryńską, trawers w ścianę i zjazdy do poszkodowanych. Na pierwszą wyprawę idącą najkrótszą drogą przez Żleb Mnichowy spada lawina, na szczęście nikt nie ginie. Kolejne wyprawy kierują się w stronę Wielkiej Galerii z Doliny za Mnichem przez Zadnią i Małą Galerię. Kopanie się w głębokim śniegu i inkasowanie ciężkich ciosów w postaci uderzeń lawin niweczy plany ratowników, prowadzone są nawet rozmowy z WOP-em na temat możliwości użycia petard czy innych środków pirotechnicznych do profilaktycznego wywoływania lawin. Tego dnia popołudniu Janina Burkat manipulując sprzętem na stanowisku wypina się z pętli autoasekuracji, spada do Małego Kotła i ześlizguje się po lodospadzie pod ścianę, co de facto ratuje jej życie, bo głęboki śnieg u podnóża ściany uchronił ją przed poważniejszymi obrażeniami. Ciało Janusza Radziwona zostaje ściągnięte ze ściany dopiero po kilku dniach. Lato 1977, pogoda w Tatrach fatalna, pada mój rekord moknięcia – na dwadzieścia trzy dni pobytu tylko jeden dzień bez deszczu. W Starym Schronisku vel Wozowni vel Franc Hilton Hotel rządzący nim Franciszek lokuje wiarę (w odróżnieniu od zwykłych turystów) w jednej sali. Życie schroniskowe, poza werandą Nowego Schroniska, koncentruje się w kuchni Wozowni. Wraz z Januszem, krzepkim górnikiem, wożę taczką węgiel z moreny, wielki piec kuchenny bucha wieczorami żarem pozwalając zapomnieć o tym, co dzieje się wyżej, a dzieją się tam rzeczy nieciekawe. Grad przeplata się ze śniegiem, śnieg z deszczem. Usiłując cokolwiek zdziałać w górach montujemy ad hoc czwórkowy zespół: Gaba, Marek, Janusz i ja. Gaba to narzeczona Janusza Radziwona, mieli się pobrać wiosną, wyznaczyli termin ślubu, ale na przeszkodzie stanęła północna Mięgusza. Z relacji ratowników wynikało, iż partnerka Janusza podczas feralnej wspinaczki wykazała się pasywnością czy wręcz bezradnością, Gaba ciągle to rozważa mając przekonanie, iż w analogicznej sytuacji zrobiłaby wszystko, aby uratować partnera. To prawda, dobrze nam się z Alą wspinało, bo wiedzieliśmy oboje, że w razie czego każde z nas będzie do końca walczyło o życie drugiego. Na początek fundujemy sobie Cubrynę via normale. Następnego dnia podnosimy poprzeczkę postanawiając ruszyć z Przełączki pod Zadnim Mnichem granią na zachód dokąd się da. Grań Cubryny wznosi się nad ową przełączką pionowym uskokiem, wprost pokonywało go się w tamtych czasach techniką hakową, niemniej owe trudności można obejść dwójkowym trawersem w prawo. Na przełączce jest całkiem ponuro, wąską przestrzeń między uskokami grani Cubryny i Zadniego Mnicha wypełnia szczelnie gęsta, zimna i mokra mgła, ale póki co nie leje. Gaba, Marek i Janusz wiążą się liną, ja rezygnuję z asekuracji – nie mam ochoty na ciągnięcie za sobą mokrej liny, znam dobrze ten uskok, tylko raz związałem się tu liną, gdy szedłem tędy na Cubrynę prowadząc swojego bratanka, który miał wtedy lat piętnaście. Nie danym nam było dotrzeć tego dnia na wierzchołek, po pokonaniu mniej więcej jednej czwartej grani pogoda załamuje się kompletnie, na grani wyje wiatr miotając w nas lodowe krupy, co w końcu zmusza nas do odwrotu. Nad uskokiem zakładamy solidne stanowisko, pierwsza, asekurowana od góry schodzi Gaba. Potem schodzę ja wpięty na wszelki wypadek pętlą i karabinkiem do liny. W pewnym momencie postanawiam opuścić oślizgły gzyms i przejść na położoną poniżej znacznie wygodniejszą półeczkę, na której stoi skalna biblioteczka złożona z want różnego wagomiaru. Schodzę po tej biblioteczce niczym kot po gorącej blasze starając się nie wyjąć z niej ani jednego tomu. Po chwili stoję już na owej półeczce wiodącej nieco w górę ku siodłu przełączki. Ruszam w górę i odruchowo, a także i głupio odpycham się nieco dłonią od biblioteczki, ten minimalny nacisk sprawia, iż pół tony kamienia z potężnym łoskotem wali się w żleb. We mgle nie widzimy się nawzajem, a zatem rzucam we mgłę gromkie OK.!, aby inni się nie martwili, iż poleciałem razem z kamieniami. Dochodzę do Gaby, która zaczyna ściągać linę łączącą ją z Januszem. W tych warunkach wystarczy się zatrzymać nawet na chwilę, aby zacząć marznąć – jeszcze gorzej jest usiąść na mokrej i zimnej skale przepuszczając przez dłonie metry mokrej liny. Sięgam do kieszeni anoraka po tabliczkę czekolady, nieźle już rozkruszonej i karmię Gabę prosto z ręki. No cóż, nie mnie jednemu dziewczyna w górach jadła z ręki – Staremu Wilkowi też, vide Miejsce przy stole.1 punkt
-
Jako że forum przesieje (mam nadzieję) wielu facebookowych śmieszków i expertów więc mam pytanie może akurat ktoś udzieli jakiejś konkretnej odpowiedzi. Jaki był powód zamknięcia wielu szlaków w tatrach wysokich - przykładowo na Wysoką, Baranie Rogi, Łomnicę i wielu innych. Nieoficjalnie mówi się o kasie (że niby przewodnicy na tym mają biznes) i po części pewnie tak jest, ale nie sądzę żeby to był oficjalny powód ich zamknięcia i w zasadzie kiedy to się stało ? Druga sprawa możne ktoś dysponuje jeszcze jakimiś starymi mapami z naniesionymi szlakami które pozamykano ? Oczywiście temat też zakładam jeśli ktoś by chciał opisać te szlaki lub podzielić się informacjami. Może też jest tu tatromaniak starszej daty, który opowie co nieco o tych szlakach ? Pozdrawiam :)1 punkt
-
Kuźnice - Dolina Jaworzynka - Przełęcz między Kopami - Hala Gąsienicowa - Murowaniec - Czarny Staw Gąsienicowy - Zawrat - Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich - Morskie Oko - Wodogrzmoty Mickiewicza - Palenica Białczańska Długość trasy ok 26,5 km, najwyższy punkt - oczywiście Zawrat (2159 m.n.p.m.), czas - no tak z przerwami, których podczas takich jednodniowych wypadów staram się robić relatywnie sporo - ok 11h. Tyle suchych faktów, teraz trochę pitolenia, jak coś to można pominąć, na dole są zdjęcia, można pooglądać, może któreś się spodoba ? No tak...wrzesień jest jednym z moich ulubionych miesięcy na górskie wędrówki, koniec lata, w miarę wyważona pogoda, trochę więcej czasu wolnego...czyli w góry. Postanowiłem zacząć inaczej niż zwykle podczas jednodniowych wycieczek, czyli nie z pkt A do pkt B a potem powrót w sumie podobną z reguły trasą, gdzieś tam zahaczając o pkt C a pójść tam, gdzie nogi poniosą. Główny cel był prosty - w tym roku robię głównie "nowe rzeczy", tak wybrałem się już na Kozi Wierch, Krzyżne, Bystrą, no i teraz wybór padł na Zawrat, z grona rzeczy "tych trudniejszych", do których należą również Rysy, Świnica i Mięguszowiecka Przełęcz. No i oczywiście Orla Perć, ale to będzie zwieńczenie wszystkiego, za jakiś czas ? taki ze mnie górołaz, z w miarę świeżą trójką z przodu, choć w sumie wiek nieważny ? Zawrat, przynajmniej z opisów, wydawał się najłatwiejszy. No to poszedłem. Co potem? Wyjdzie w praniu, Zależy od czasu i sił (nie lubię wracać po nocy, 2 noce ze snem na poziomie minimum też mogłyby zrobić swoje). Trasa na Czarny bez przeszkód, coraz szybciej. Tam to już praktycznie wbiegam ? Kiedyś to cały dzień zajmowało a teraz rozgrzewka. Fajnie. Nowe spojrzenie na staw, Kościelec i resztę. Wcześniej tylko raz go obchodziłem, ale wtedy ledwo wodę było widać. Potem bez problemów, jedynie jak zaczęły się łańcuchy, to Paweł się zaczął obawiać. Nie wysokości, nie łańcuchów, jak mogli myśleć, inni, jeśli ktoś patrzył jak wchodzę, a kontuzji kolana, która sprawi, że stanę w miejscu i ani wte ani we wte ? ech, oby się to nigdy nie trafiło, bo słabo angażować helikopter w tak głupiej sprawie ? nic nie poradzę, że zamiast wybrać zdrowy rozsądek, wybieram serce ? Tak czy siak weszło się, widoki oczywiście palce lizać (choć tego nie robiłem, nie po tych kamieniach ?), szczególnie, że widziane po raz pierwszy. Zejście do Piątki bajka, szczególnie, że towarzyszyła mi p. Ela, z którą pogadałem trochę o górach, jeśli jakimś cudem Pani to czyta to myślałem o tym Szpiglasie, ale chciałem bardzo sprawdzić szlak przez Świstówkę, w miarę możliwości nie zostawię niezbadanego szlaku w polskich Tatrach ? stamtąd więc na Morskie i asfaltówką na parking i busa. Świstówka spoko, nowe spojrzenie na znane mi już miejsca, których podczas tej wycieczki (i perspektyw i miejsc) było całkiem sporo. Sporo, jak na kogoś, kto trochę już pochodził po tych polskich Tatrach, choć wciąż ma problemy z łańcuchami ? no ale gdzie się obyć z łańcuchami, jak nie na łańcuchach? ? Trzeba walczyć ze słabościami, każdego dnia! Szacuneczek dla tych, co przeczytali, piwko tudzież żurek na szlaku w razie spotkania na mój koszt ? Obiecane zdjęcia: Ech...no jest coś niesamowitego w tych górach...coś, co sprawia, że człowiek wstaje w środku nocy (choć zwykle bardzo tego nie lubi) i jedzie przez tę noc (czego nie lubi jeszcze bardziej), żeby pójść tam, gdzie nogi i wyobraźnia poniosą, by w moment zapomnieć o problemach otaczających go na co dzień. I dać się ponieść i zachwycić temu co go zamiast tych problemów otacza tam. Piękne. Aha, sił było wyjątkowo dużo, przynajmniej na Czarny pod Rysami albo Gęsią Szyję, widocznie najlepiej odpoczywam, jak się ruszam ? czasu brakło, nie chciałem zostać bez busa i wracać po nocy ?1 punkt
-
W tej Chacie zamówiłem kiedyś fasolową, na której powierzchni unosiły się jakies 2mm tłuszczu, a w tłuszczu zatopiona wkładka - dwie muchy. Chude muchy, gdyż dość szybko byłem po tej zupie głodny...1 punkt
-
Z ciekawych znalezisk 'śmieciowych', zastałem dwa dni temu na Słowacji jakiś kilometr od szlaku całkiem nieźle zachowaną, częściowo zrolowaną tubkę po słodzonym mleku z lat 80" - nawet napisy były czytelne, po wewnętrznej stronie. Polskie napisy, oczywiście ?1 punkt
-
1 punkt
-
Eee tam, ja liczyłam na to, że położą nowe szorstkie kamienie? od przygody z Giewontem minęło już parę lat, sporo się pozmieniało Teraz to raczej weszlabym z palcem w nosie, tylko, że nie chcę mi się w tych kolejkach stać. A wstać o 4 żeby nie stać w kolejkach to też mi się nie chce.1 punkt
-
Teraz są nowe łańcuchy (po tych nieszczęściach burzowych) i być może w trochę innych miejscach. Może nie w tych wyślizganych, spróbuj, może będzie łatwiej ?1 punkt
-
No ja z tych niższych właśnie jestem, więc się ciut obawiam bo te klamry to jakoś tak szeroko są rozstawione.... Bardzo dobre podejście! Jak jestem w 'trybie zadaniowym' to też po prostu idę. A jak za dużo analizuję, to się potem zdarza uciekać w popłochu z łatwego szlaku. Ja się chcę właśnie przetoczyć na przełaj, więc kierunek Polski Grzebień-Rohatka-Zbójnicka Chata uważam za jedynie słuszny(bo tym kominkiem to ja nie zejdę raczej). No, ale nie odpowiedzieliście na pytanie czy ktoś szedł górnym obejściem :P1 punkt
-
1 punkt
-
Dawno temu postanowiłam pójść z mężem na Czerwone Wierchy z Hali Ornak. W pewnym miejscu była dość wąska ścieżka, stroma od lewej strony, na której leżał śnieg - był początek czerwca - (powierzchnia ścieżki pod śniegiem pół metra na pół... ). Spanikowałam, wmówiłam sobie, że tam jest lód i ma pewno się poślizgne i spadne w dół, zawróciliśmy. Kolejnego dnia postanowiliśmy po raz kolejny pójść na Czerwone Wierchy, tym razem od Przysłopu Mietusiego. Z 10 minut przed szczytem mój mąż stwierdził, że chmury nad nami są chmurami burzowymi i zaraz zacznie lać deszcz, po raz kolejny zawróciliśmy bo burza na szczycie to niezbyt dobry pomysł... Oczywiście nie spadła ani kropla deszczu przez cały dzień. Kolejne podejście na Czerwone zrobiliśmy rok później - tym razem się udało : D. Teraz, z perspektywy czasu mnie to śmieszy, ale wtedy to był mój drugi raz w życiu w górach i byłam przerażona :). Dlatego Czerwone Wierchy przez rok były dla mnie celem nie do osiągnięcia ?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Czas na opis wczorajszego przejścia. Krótko zwięźle i na temat. Było bosko. Zacznę od początku. Pobudka godzina 1:00 przygotować śniadanko kawę i w drogę po szwagra (jego 2 wypad w Tatry). Rozpoczynamy podróż do Zakopca o 2:00. Na parkingu meldujemy się o 4:45, szybko zmieniamy obuwie, ubiór i w drogę o równej 5 ruszamy z Drogi Oswalda Balzera w stronę Kuźnic. Z nami już grupka 8 osób, która wędruje w tym samym kierunku ku szczytom. Po 1h30 min meldujemy się w schronisku ,a o 8:50 czyli po prawie 4 h jesteśmy już na Zawracie. Ku chwale ruszamy o 9:10. Pierwszym trudniejszym fragmentem jest Atak na Kozi Wierch legendarna drabinka wcale nie jest taka straszna ? na Kozim meldujemy się o 11:22 czyli 2h 10 min od rozpoczęcia Orlej. Kolejnym takim naprawdę mocnym akcentem był 20 metrowy kominek pod Czarnym Mniszkiem. Od samego patrzenia kręci się w głowie. Na Zadnim Granacie meldujemy się o 13 przejście Granatów zajmuje nam około 20 min ze względu na dużą ilość ludzi woleliśmy nie czekać. Od zejścia z Granatów zaczyna się bardzo trudny etap, każdy fragment prowadzący północną stroną zboczy był mega śliski do tego drobny żwir, który uciekał spod nóg. Tutaj najbardziej bałem się o zdrowie, tłok na szlaku i krótkie nogi nie pomagają Orla Baszta z raczej zejście z niej fantastyczne. Radze poćwiczyć szpagaty bo to się przyda. Kolejne fragmenty Buczynowej też trudne technicznie. Później już z bez większych problemów w większości idzie się chodnikiem. Docieramy do Przełęczy Krzyżne o 15:36 czyli Orlą zrobiliśmy w 6h 26min. Po drodze zrobiłem ponad 500 zdjęć i filmików, do tego od Zawratu zmagałem się ze straszliwymi problemami żołądkowymi. większość Orlej pokonałem nic nie jedząc schodząc z Krzyżnego byłem już wykończony. Gdy doszliśmy do dna Doliny Pańszczycy dostaliśmy kolejną nagrodę od losu za trud, pięknie pozujące kozice. przy samochodzie byliśmy o 19:15 a do domu wróciłem o 23:30. Podsumowując przejechane samochodem 410km, piesza wędrówka 26,5km, Czas wędrówki 14h 15min. Czas całej podróży 21h30min. Pogoda fantastyczna przez cały dzień słaby wiaterek lub jego brak słońce zjarało mnie na twarzy i karku. ? Radość z życia bezcenna.1 punkt
-
Świnica zdobyta ☺ Nie powiem, żeby było łatwo. Miałam chwilę zwątpienia, jak zobaczyłam dojście do "wrótek", już chciałam zawrócić, ale na szczęście pojawiła się pomocna dłoń i cel osiągnięty. Przy wchodzeniu cały czas myślałam jak zejdę, ale o dziwo zejście okazało się prostsze. Miałam też mały problem przy samym szczycie, jednak dla niższych osób ta półka może być wyzwaniem, ale znów pomocna dłoń i dałam radę ? Pozdrowienia dla Sławka ? Zdjęć z łańcuchów nie ma, zbyt byłam skupiona na wchodzeniu ?1 punkt
-
1 punkt
-
To jeszcze dodam ze oprocz papierkow, chusteczek prym wiodly pety!!! I gumy do zucia... to nie sa "trudne" do zabrania odpadki, z reszta jak kazde Naprawde fajnie spedzony dzien ? Spotkany TPNowiec -Antek opowiadal nam troche smiesznych historii, zdradzil jak to okreslaja te szlaki - przez Jaworzynke to śmietnik, przez Boczan to sralnik ??? cos w tym jest ? Tak jak Szymon napisal odbior przez turystow byl rozny... wiekszosc jednak traktowala to co robililismy jsko nasza prace, ale byly tez mile gesty, jak np przy czarnym stawie, gdzie bardzo mili Panstwo, widzac co robimy, zagadali, rozejrzeli sie wokol i pozbierali troche petow! A najlepsze bylo to, ze jak juz schodzilismy z Kuznic, byl odruch ze widzi czlowiek smiecia na chodniku i ma ochote dalej zbierac ? Dzieki Szymon! Pozdrowienuenia dla tych ktorych spotkalismy ?1 punkt
-
Nie ma sprawy ? najlepsze podziekowania sa kiedy ktos robi to samo albo przynajmniej cos podobnego. wtedy widzi sie w tym jeszcze wiekszy sens. a swoja droga... jakby sie zastanowic to mozna sie doszukac jakiejs analogii pomiedzy nietknietą uszczelka do zaworu a testem ciazowym. ?1 punkt
-
1 punkt
-
W Brncalce przy Zielonym Kiezmarskim też można dobrze zjeść i popić gulasz jedyną w swoim rodzaju, pyszną herbatą ziołowa, która po zejściu z Jagnięcego smakuje lepiej niż piwo, szczególnie jesienią.1 punkt
-
Miałam szczęście ze Świnicy iść na Zawrat, do Piątki, itd., ale to było jakieś 38 lat temu i mało z tego pamiętam. W zeszłym roku całkiem można powiedzieć przypadkowo, w piękny, wrześniowy dzień poszłam ponownie na Świnicę. Tatry już zmieniały kolor, dzień był bardzo słoneczny i cieplutki. A widoki? Po prostu przepyszne ? Niestety zdjęcia układają się jak chcą, a nie w kolejności np. czasu wykonania.1 punkt
-
Wspaniałe miejsce.. byłem raz 2 lata temu i cieszę się, że jeszcze miałem to szczęście, żeby iść od Zawratu :-)1 punkt
-
Owszem, znam ten odcinek o ścieżkach na mapa-turystyczna.pl też wiem, tylko ciekawi mnie powód ich zamknięcia. Na Łomnicę czy Wysoką są ponoć (niewiem bo nie byłem) stare łańcuchy, na Baranią Przełęcz od strony Zielonego stawu też ponoć dalej są drabinki w ścianie. Na Baranie rogi też "słyszałem" że są dwie klamry takich jak przypina się łańcuch, więc też są to pozostałości po szlaku. Możliwe że uda mi się dorwać stary przewodnik po tarach więc może czegoś więcej się dowiem1 punkt