Skocz do zawartości

staroń

Użytkownik
  • Postów

    252
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    21

Ostatnia wygrana staroń w dniu 2 Października 2023

Użytkownicy przyznają staroń punkty reputacji!

Ostatnie wizyty

2 819 wyświetleń profilu

Osiągnięcia staroń

  1. staroń

    Wschód Słońca w górach

    Może nie najwyższa miejscówka, ale jestem w Zakopanem w delegacji i nie mam zbyt wiele czasu na góry, staram się korzystać na ile czas pozwala, no i siły Nosal o poranku:
  2. Pusto, od Zamku do Sokolicy i dalej do Krościenka może z 15-20 osób minąłem. Tylko na Trzy Korony parę wycieczek kilkadziesiąt osób/
  3. Tak, super się tamtędy schodzi, wręcz biegnie Wejście z Przełęczy Szopka.
  4. Zima zimą, ale w tym roku nie zamierzam czekać na wysokie temperatury, żeby trochę pochodzić po górach Wolny weekend z dobrymi prognozami postanowiłem więc aktywnie wykorzystać. To może Pieniny? Jak na razie cały czas obracam się w znanych mi z zeszłorocznego wyjazdu okolicach Trzy Korony - Sokolica, ale wciąż mam na uwadze sugestie @barbie609 moderator co do innych kierunków, na wiosnę na pewno Tym razem ruszyłem z Krościenka, dość szybko dotarłem na Okrąglicę, 2-3 minuty i musiałem schodzić bo chętnych na dostanie się na taras widokowy było sporo...na Sokolicy z kolei dosłownie 3 osoby, super, pogoda też dopisała. Zaskakująco szybki powrót na parking w Krościenku, fajny sposób na spędzenie zimowej soboty, polecam Przy okazji obczajałem okoliczne drogi, trasa wzdłuż Dunajca z Krościenka do Zabrzeży wygląda super, oj, trzeba zaplanować jakąś wycieczkę rowerową
  5. W, powiedzmy długi weekend w sierpniu (pracując w handlu ciężko o dłuższe weekendy :)) wybrałem się na szybki wyjazd w Tatry. Plan był taki, jeden dzień po polskiej stronie, jeden po słowackiej. We wtorek wstaję wcześnie rano, wyjeżdżam z Krakowa i parkuję samochód na Siwej Polanie. Doświadczenie nauczyło mnie, że takie wolne dni nie nadają się na wycieczki w pewne rejony polskich Tatr, zwykle najlepiej spędza się je w Tatrach Zachodnich, które z niewyjaśnionych przyczyn są dużo mniej popularne o każdej porze roku a przecież takie piękne...cóż, może kwestia dystansu do pokonania robi swoje, nie wiem. Biegnę z Siwej na Chochołowską, potem spokojnym krokiem wchodzę na Grzesia, Rakoń, Wołowiec...im dalej tym mniej ludzi, co mi się bardzo podoba kilkadziesiąt metrów poniżej Wołowca robię długi odpoczynek z przepieknym widokiem w stronę Jarząbczego Wierchu. Tak długi, że cięzko się zebrać, żeby ruszyć dalej a jestem może w połowie drogi. Nie ma rady, trzeba wstawać i iść, przez godzinę minęlo mnie dosłownie kilka osób więc przez jakiś czas mam góry praktycznie tylko dla siebie. Z Wołowca na Jarząbczy zawsze te same odczucia, szczerze uwielbiam tem szlak, cisza i spokój, widoki powalają a przed ostatecznym wejściem na Jarząbczy te myśli, jakie to, kurde, jest wielkie walka z samym sobą przy podejściu na szczyt, przez te pół godziny można czasem zwątpić, ale jak zawsze warto. Po kolejnej przerwie na najwyższym punkcie wycieczki szybciutko na Kończysty, potem Trzydniowiański i schodzę średnio fajnym zejściem do Chochołowskiej. O ile samą Dolinę nawet lubię tam, to z powrotem to z reguły istna udręka - trzeba następnym razem pomyśleć o zabraniu roweru. Tymczasem idę na łatwiznę i 3km przed końcem wsiadam w zatłoczoną kolejkę Z parkingu jadę na nocleg w Kościelisku, planując kolejny dzień po stronie słowackiej. Dzień 2...Jak zwykle, mimo, że wstaję dość wcześnie to zbieram się zbyt długo, jakieś przerwy na kawę i jedzenie, nie wiem po co chyba koło 10 jestem na Słowacji, na parkingu w Smokowcu. Cel - Polski Grzebień i Mała Wysoka. Droga do Śląskiego Domu bez historii, dużo lasu Im bliżej schroniska tym widoki coraz ładniejsze a otoczenie Chaty na prawdę daje radość z patrzenia. Szlak dalej też fajny, najpierw w miarę płasko, potem trochę podejścia, potem znów płasko i znów podejście, nie czuje się jakoś bardzo tych różnic wysokości. W końcu widać przełęcz, na którą zmierzam trochę sypko trochę łańcuchów i jestem. Odpoczynek przed atakiem szczytowym i po 30-40 minutach z Polskiego Grzebienia wchodzę na Małą Wysoką - kolejne marzenie spełnione Na szczycie siedzę dłużej i podziwiam widoki, czy to w stronę Gerlacha czy w każdą inną, wszędzie ładnie. Po zejściu na przełęcz schodzę nawet po schodkach w stronę Rohatki, ale jak zobaczylem jak wygląda ten szlak to coś mi się w głowie przyblokowało...jakoś tak mało stabilne to wyglądało Porzuciłem więc myśli o Rohatce i Zbójnickiej Chacie, zresztą chyba za póżno wróciłbym na parking, wróciłem więc po własnych śladach, znałem już w końcu tę trasę wiedziałem, że w te 2-2,5h będę z powrotem. W Smokowcu jestem koło 17, optymalna godzina, żeby wrócić na spokojnie do Krakowa po dwóch dniach intensywnego chodzenia. Co tu dużo mówić, bardzo udany wyjazd, pogoda znów dopisała (to dziwne, że większość moich urlopów rozpieszczało pogodą, oby w przyszłym roku się to nie zemściło :P), pozytywna energia też była obecna, fajnie
  6. Będzie jeszcze okazja, na pewno W sumie tylko ten jeden raz przy zejściu z Jagnięcego się pojawiły, no i miesiąc wcześniej w drodze na Małą Wysoką. Parę razy edytowałem post bo albo się zdjęcia rozjeżdżały albo załadowały x2 Może teraz widać wszystkie.
  7. Jak co roku we wrześniu wziąłem dłuższy urlop i nie mogłem sobie wyobrazić, żeby chociaż jego części nie spędzić w ukochanych Tatrach Polska strona, przynajmniej ta znakowana szlakami. już prawie cała schodzona więc naturalnie coraz częściej kieruję się w najwyższe góry u naszych południowych sąsiadów, Na dłużej na Słowacji byłem tylko raz, 3 lata temu, 2 lata temu przeszkodziła kontuzja, w zeszłym roku pogoda...jednodniowe epizody były, ale cały czas była ochota na więcej. Już w czerwcu, w ciemno, zamówiłem nocleg w Novej Lesnej, pozostało tylko czekać i liczyć na dobre warunki bo chęci i siły jak zawsze były Dzień 1 Wyjazd z Krakowa, na Słowacji jestem dopiero koło godziny 10, ale dzień zapowiadał się ładnie, nic tylko korzystać Plan był taki, żeby pójść nad Zielony Staw i potem wyżej. Parking Biała Woda cały zapchany i już zastanawiałem się, co wymyślić w zastępstwie, kiedy okazało się, że nieco dalej są kolejne miejsca parkingowe - cóż, nie znam tak dokładnie Słowacji, uznałem, że pewne rozwiązania wyjdą w praniu. Nad Zielonym Stawem byłem już 3 lata temu, ot, taka spokojna wycieczka w średniej pogodzie. Tym razem było dużo lepiej, chmur niewiele, ludzi też nie za dużo, droga przez las bardzo przyjemna, kiedy chodzę sam, tempo dostosowuję do otoczenia i widoków, w pierwszym etapie wycieczki widać było głównie drzewa więc przyspieszyłem kroku, na spokojną wędrówkę przyjdzie jeszcze czas W końcu zrobiło się bardziej widokowo a po dotarciu nad staw nie mogłem oderwać wzroku od pięknych krajobrazów charakterystycznych dla jego otoczenia Słońce świeciło mocno więc tylko część widoków udało się uwiecznić na zdjęciach. Po dłuższej przerwie, ruszyłem w kierunku głównego celu mojej wycieczki a mianowicie Jagnięcego Szczytu. Zdecydowanie wolniej niż wcześniej, w końcu zaraz za schroniskiem szybko zaczęło robić się pod górę, początkowo dość niewygodny szlak (szczególnie przy zejściu), potem już lepiej, po kamiennej ścieżce. Czas miałem dobry, pozwoliłem sobie więc na jedną przerwę gdzieś w połowie, nim teren zrobił się trochę bardziej sypki, potem pojawił się krótki odcinek z łańcuchami, dalej też ręce się przydały przy pokonywaniu kolejnych metrów pod górę, ciekawie, ale nie jakoś ciężko krajobraz cały czas się zmieniał, to była moja pierwsza wizyta w tych rejonach, nie wiedziałem, w którą stronę patrzeć bo w każdą było ładnie w końcu na horyzoncie pojawiły się też Tatry Bielskie, które lepiej tego dnia prezentowały się z podejścia niż z samego szczytu, pojawiły się bowiem chmury, które trochę przysłoniły widoczność. No ale nie ma co narzekać, zdecydowana większość dnia upłynęła pod znakiem dobrej pogody, droga w dół poszła więc sprawnie, zawsze lepiej się wraca w dobrym nastroju i w poczuciu dobrze spędzonego czasu. Trafiły się nawet kozice Od stawu szybki powrót na parking, jak wszystko idzie dobrze i jest optymalny nastrój to te ostatnie kilometry zbiegam, może nie jakoś turbo szybko, ale na tyle dynamicznie, żeby nie zanudzić się ostatnimi kilometrami i jakoś urozmaicić trasę. Na parkingu jestem przed 18, jadę ogarnąć nocleg i można śmiało planować kolejny dzień Dzień 2 Pierwotny plan na wtorek zakładał odwiedzenie Czerwonej Ławki, jednak jakoś w trakcie tak wyszło, że nie chciało mi się robić kolejnych 23 km, jak dnia poprzedniego...a że w górach działam według podpowiedzi własnego ciała i głowy to dużo lepiej brzmiało dla mnie wejście tego dnia na Sławkowski Szczyt., który według map zamyka się w ok 15 km w obie strony. Przyznam, że nie czytam dużo o szlakach, które mam zamiar odwiedzić, nie oglądam przesadnej liczby zdjęć, nowych miejsc chcę doświadczać po swojemu, nie dało się jednak uniknąć opinii o Sławkowskim, że to szlak nudny, mozolny, nic tylko odbębnić i tyle. Cóż, ilu ludzi, tyle opinii, założyłem, że trafiłem na te nieprzychylne a wcale tak być nie musi więc trzeba sprawdzić na własnej skórze I przyznam szczerze, że bardzo mi się podobało. Mocno pod górę, prawda, w końcu do pokonania było jakieś 1400 m przewyższenia, ale droga szła sprawnie, bez mowy o nudzie. Większe zachmurzenie niż dzień wcześniej, chmury przysłaniały część widoków, szczególnie w stronę Łomnicy, ale miało to swój klimat, poza tym dzięki temu że słońce nie grzało, szło się bardzo przyjemnie bez potrzeby robienia dłuższych przerw. W okolicy szczytu pozwoliłem sobie na godzinkę przerwy, następnie wróciłem po własnych śladach do Smokowca. Dzień 3 Według prognoz ostatni dzień dobrej pogody w tym tygodniu, trzeba więc pójść na wspomnianą wcześniej Czerwoną Ławkę. Pogoda elegancka, ciepło, bezchmurne niebo, po raz kolejny wsiadam więc w pociąg do Smokowca i wchodzę na szlak. Najpierw Hrebienok, potem Chata Zamkovskiego, im bliżej Chaty Teryho tym coraz tłoczniej, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie. Kolejny dzień pokonywania sporego przewyższenia, jednak nie odczułem zupełnie tego 1000m dzielącego Smokowiec i schronisko. Sama Chata położona jest w przepięknej okolicy, jeszcze nigdy nie byłem tak blisko Łomnicy czy Lodowego Szzytu, pięknie, no i te stawy...muszę kiedyś spędzić więcej czasu w Dolinie, tym razem trzeba jednak było iść dalej. w sumie i dobrze bo ze szlaku na Czerwoną Ławkę rozpościerał się jeszcze lepszy widok na okolicę schroniska. Przez chwilę myślałem jeszcze o Lodowej Przełęczy, uznałem jednak, że nie ma co przesadzać, zresztą musi być jakiś pretekst, żeby wrócić w przyszłości w te rejony Sama droga po łańcuchach na Czerwoną Ławkę przyjemna, w końcu jakieś urozmaicenie, ale bez jakiegoś przypływu adrenaliny, chyba już przywykłem do takich podejść Trochę poniżej przełęczy dłuższy odpoczynek i trzeba wracać...najpierw spokojnie do Zbójnickiej Chaty, potem szybciej do Smokowca (chciałem zdążyć na pociąg :D). I koniec słowackich spacerów...cały kolejny dzień mocno lało, pochodziłem więc po Popradzie, Smokowcu, dookoła Szczyrbskiego Jeziora, ostatniego dnia odpuściłem słowacką stronę i zrobiłem szybką pętelkę z Siwej Polany przez Dolinę Małej Łąki, aczkolwiek i tego dnia pogoda nie rozpieszczała - co nie zmienia faktu, że cały wyjazd oceniam bardzo pozytywnie. Pogoda dopisała, same nowe szlaki, głowa wyczyszczona na maksa - za rok wracam koniecznie na dłuższy wyjazd!
  8. Super, dziękuję za wskazówki myślę, że skorzystam przy najbliższej okazji.
  9. @barbie609W sumie nie mam jeszcze sprecyzowanego planu. Wypadałoby wejść na Wysoką z możliwie jak najlepszym poznaniem okolicy, może jakaś inna trasa na ok 20 km, jeśli masz coś do polecenia to chętnie przyjmę sugestie ?
  10. W tym roku zauroczyłem się Pieninami ? W czerwcu z parkingu w Sromowcach Niżnych pojechałem rowerem do Niedzicy, objechałem Jezioro Czorsztyńskie i z Czorsztyna z powrotem na parking. Pogoda dopisała ? Pod koniec lipca wybrałem się na Trzy Korony, tym razem aura nie była zbyt łaskawa, lał deszcz, widoki średnie.. Obiecałem sobie, że wkrótce wrócę i zrobię jakąś ładną trasę. Wczoraj udało się wykonać plan, Trzy Korony i Sokolica przy bezbłędnej pogodzie ? Mam nadzieję, że w tym roku uda się jeszcze chociaż jedna wycieczka w te rejony, na pewno będzie przyjemnie ?
  11. staroń

    Babia Góra

    Ostatnio szukając pomysłu na szybkie wyjście w góry po pracy przyszła mi na myśl Babia...Na parkingu byłem koło 19, w miarę szybkim tempem niebieskim szlakiem, potem mozolne podejście żółtym...20.30 na szczycie, wiało niemiłosiernie, prawie nie dało się ustać, wiem, że wiatr na Babiej to nic dziwnego, chociaż kilka wcześniejszych wejść było w dużo lepszej pogodzie ? ale zdecydowanie było warto. Widoki piękne, zdjęcia oczywiście tego nie oddadzą. 21.40 na dole, można wracać do Krakowa ? fajny pomysł na wieczór, polecam ?
  12. Wydaje mi się, że nie, ludzie spotkani w schronisku wspominali, że bywały takie sytuacje, że turyści spali przed schroniskiem z powodu braku miejsc w środku. 50 zł za osobę. Nastawialiśmy się na jakieś 2-3 dychy za kawałek podłogi (szczególnie, ze w Chochołowskiej za łóżko 60 zł) no ale widać inflacja dotarła nawet do Pięciu Stawów ?
  13. Ta stara wcale nie była taka zła, szło się całkiem ok albo po prostu nie myślałem, że coś może się urwać ? no i nie patrzyłem w dół ? trochę gorzej było nieco dalej, gdzie po kilku klamerkach musiałem osunąć się po skale na brzuchu jakieś 2m, żeby chwycić się okolicznego łańcucha ? przy remoncie przydałoby się wstawić parę sztuk dodatkowego żelastwa. Najpierw celowaliśmy w główną salę, ale tam było tak tłoczno i duszno, że to byłoby samobójstwo ? stanęło na wejściu do tego mniejszego punktu na wprost wejścia, gdzie leją piwo i inne napoje. Optymalna temperatura, nikt nie chodził po głowie, krótką noc przespałem zaskakująco smacznie ?
  14. W tym roku sporą część urlopu zaplanowałem na czerwiec i lipiec a gdzie spędzać ciepłe dni wolne od pracy? No jasne, że w górach ? Pierwszy wyjazd ze znajomymi zakończył się wizytą na Wołowcu, Giewoncie, Dolinie Gąsienicowej i Pięciu Stawach - niby nic nowego, ale w dobrym towarzystwie każda trasa dobra. Potem ruszyłem w Tatry samotnie, wszedłem na Kościelec i zrobiłem trasę Nosal - Kiry przez Kasprowy i Czerwone Wierchy. Jednak największe nadzieje pokładałem w trzecim wyjeździe, który zaplanowałem na początek lipca razem z kuzynem, z którym wakacyjne wędrówki po Tatrach to już tradycja ? W zeszłym roku poszliśmy m.in. z Zawratu na Świnicę i na Granaty, w trakcie wyjazdu pojawił się temat noclegów w schroniskach na kolejnej wyprawie, ja nie byłem w 100% przekonany do tego rozwiązania (przynajmniej nie przez cały wyjazd), coś tam wspominaliśmy o Orlej Perci no ale ciężko cokolwiek planować rok przed ? Rok minął szybko, kolejna wycieczka zbliżała się wielkimi krokami, trzeba było zacząć planować. Znaleźliśmy kompromis w kwestii noclegu - jedziemy na 5 dni, pierwszego dnia nocujemy na Polanie Chochołowskiej, środa i czwartek chodzimy po Tatrach Zachodnich, potem 3 noclegi w Zakopanem z założeniem, że przenocujemy w Pięciu Stawach z piątku na sobotę, jeśli będzie taka możliwość, dopiszą siły i pogoda ? To ostatnie było najmniej pewne - jeszcze kilka dni przed wyprawą prognozowano codzienne burze, cóż, najwyżej będziemy wcześnie wstawać i zmieniać plany w zależności od warunków, zobaczymy ? Finalnie wyglądało to tak: Dzień 1. Wyjeżdżamy z Krakowa, na Siwej Polanie jesteśmy jakoś przed 9, w schronisku przed 11, meldujemy się, zostawiamy część rzeczy i ruszamy na właściwy szlak. Pogoda super, trochę chmur jest, ale nie wyglądają groźnie. Idziemy na Grzesia, potem Rakoń i Wołowiec. Tempo nie jest jakieś zawrotne, ale i tak uznaliśmy, że jak skończymy na Wołowcu i zejdziemy do schroniska to będzie wystarczające na rozruch, przed nami w końcu jeszcze kilka dni wycieczek. Z tyłu głowy była też ta prognozowana burza, ale niebo wyglądało tak dobrze, że postanowiliśmy pójść w stronę Rohaczy. Na Ostrego weszliśmy dość szybko, pozwoliliśmy więc sobie na dłuższą przerwę. Na szczycie spotkaliśmy dosłownie jedną osobę, zresztą na wcześniejszych górach też nie było tłoku, chyba prognozy skutecznie zniechęciły ludzi do dłuższych wycieczek. Po przerwie zdecydowaliśmy, że wracamy, dotarcie na Płaczliwego i powrót do schroniska byłyby zbyt czasochłonne, chcieliśmy wrócić przy dobrej pogodzie, nikomu nie uśmiechało się wyciągać kurtek przeciwdeszczowych już pierwszego dnia. Spokojnym krokiem wróciliśmy więc na Wołowiec i stamtąd już bezpośrednio na Polanę. Można powiedzieć, że czasowo wyszło idealnie, około 20 byliśmy przy schronisku i właśnie wtedy zaczęło padać ? spaliśmy w pokoju 14-osobowym, ale łóżek zajętych była połowa, cisza, spokój, generalnie bardzo przyjemnie ? Jeśli tak ma wyglądać nocowanie w tym schronisku w tygodniu to następnym razem odpuszczam długi dojazd z Krakowa i wątpliwie przyjemny spacer doliną po to, żeby dopiero po paru godzinach od pobudki ruszyć na szlak gdzieś wyżej, lepiej od razu zacząć właściwą wycieczkę ? Przy kojącym dźwięku deszczu zasnęliśmy już przed 22, kolejny dzień zapowiadał się deszczowy, doba hotelowa do 10 więc był czas na odespanie ? Dzień 2. Po 10h mocnego snu (wyspałem się jak nigdy) spakowaliśmy manatki i w związku z ciągłym deszczem po prostu wróciliśmy na parking na Siwej Polanie. Na szczęście mocniej padało tylko kilkanaście minut, większość drogi upłynęła przy lekkim deszczu, nawet przyjemnie, trzeba przyznać, że Polana Chochołowska w taką pogodę też ma swój klimat ? Po powrocie do Zakopanego zrobiliśmy zakupy, coś zjedliśmy i pojechaliśmy na działkę do moich rodizców połozoną w Beskidzie Wyspowym. Był nawet plan, żeby wejść na jakąs górkę w okolicy tam już nie padało, ale uznaliśmy ostatecznie, że przed nami dwa dość intensywne dni, więc porzuciliśmy ten plan, dzień spędzając na odpoczynku. Wieczorem powrót do Zakopanego, meldujemy się na kwaterze i planujemy kolejny dzień. Dzień 3. Dobra, czas zrealizować główny plan wyjazdu ? Tak jak pisałem wcześniej, rok temu uznaliśmy, że trzeba w końcu ruszyć na Orlą Perć i najbliższe dwa dni miały być do tego idealne, brak deszczowych i burzowych prognoz, dużo pozytywnej energii z naszej strony, nic, tylko działać. W piątek rano wyszliśmy więc z kwatery z pełnymi plecakami na wypadek noclegu w Pięciu Stawach i ruszyliśmy w stronę Kuźnic, stamtąd do Murowańca i nad Czarny Staw Gąsienicowy. Na pierwszym etapie trochę martwił ten plecak - z reguły chodzę po górach wyposażony w totalne minimum a tutaj manatki ważyły dość sporo, plecy mocno to odczuwały a to było względnie na prostym, potem miało być przecież trudniej. Z Czarnego Stawu na Granaty weszliśmy ekspresowo, plecak już tak nie ciążył, na szczycie dłuższa przerwa i ruszamy czerwonym szlakiem w stronę Przełęczy Krzyżne ? Szlaku ze szczegółami opisywać nie będę, kto był ten wie a kto nie był a planuje to niech idzie czym prędzej ? Sporą część trasy towarzyszyła mi podwyższona adrenalina, szczególnie w miejscach, gdzie ekspozycja była spora, gdzie pod nogami rozpościerała się przepaść i trzeba było mocno się pilnować, żeby nie poznać jej z bliska ? może tych miejsc na trasie Granaty-Krzyżne nie było aż tak dużo, ale było to moje pierwsze poważne zetknięcie z Orlą Percią (zrobione rok wcześniej Granaty postrzegam jako dość przyjemną wycieczkę) więc może moje odczucia były przesadzone, tak czy inaczej z podobną trasą w polskich Tatrach się nie zetknąłem i było to świetne doświadczenie. I to uczcuie, gdy dotarłem do Przełęczy, ten przypływ szczęścia, duma z siebie, miałem już coś takiego m.in. na Przełęczy Pod Chłopkiem, przy pierwszym wejściu na Świnicę czy Krywań, coś pięknego, dla takich chwil warto chodzić po górach ? Jeszcze parę lat temu posrzegaem Orlą jako coś nierealnego, niedostępnego a tutaj proszę, jedno z górskich marzeń właśnie się spełnia ? Po przerwie pozostało tylko zejść do Pięciu Stawów, jakoś nie przepadam za tym szlakiem do zejścia no ale nie było wyjścia. W Piątce byliśmy przed 20, jak się okazało, nocleg na glebie był dostępny bez problemu, zjedliśmy więc coś, wypiliśmy zwycięskie piwo i koło 23 udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Dzień pełen wrażeń, zdecydowanie udany ? Dzień 4. Wstajemy o 6. Już koło 3 albo 4 spora część śpiących koło nas poderwała się do działania, my jednak potrzebowaliśmy jeszcze tych 2 godzin snu. Mamy cały dzień, pogoda znów ma dopisać, nie ma co się spieszyć. Koło 7 opuszczamy schronisko i kierujemy się w stronę Zawratu. Pierwotny plan, chociaż od razu z założenia dość elastyczny, zakładał jeden fragment Orlej Perci podczas wyjazdu, no ale skoro dzień wcześniej poszło całkiem fajnie, to może spróbujmy pójść o krok dalej. Co prawda na Zawrat szło się dość ospale, tak nam się przynajmniej wydawało, ale na Przełęczy byliśmy w czasie przewidzianym na mapach więc uznaliśmy, że nie ma przeciwwskazań, żeby nie spróbować pójść na Kozi Wierch. I o ile na Krzyżne tych trudności na szlaku nie było aż tak dużo, tak tego dnia były praktycznie co chwilę. Może znów takie moje wrażenie z pierwszego przejścia Orlą na tym odcinku, ale na pewno było dużo trudniej niż dzień wcześniej. Znów adrenalina na podwyższonym poziomie, 2,5h mocnych wrażeń, łańcuchy, klamry, przepaście, słynna drabinka, która nie taka straszna, jak ją opisują ? Momentami lekko nerwowo, gdy nie wiedziałem, gdzie postawić nogi na zejściach lub gdy resztki śniegu utrudniały przejście, ale z perspektywy czasu było to świetne doświadczenie, które, mimo trudności, zdecydowanie powtórzę, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja., może wtedy pójdzie nieco sprawniej ? Na Kozim przerwa i schodzimy do Pięciu Stawów, trochę szkoda, że nie zostawiliśmy części rzeczy w schronisku, na pewno byłoby łatwiej, ale nie byliśmy pewni jak się potoczy nasza trasa. I trochę szkoda, że nie poszliśmy jeszcze o krok dalej i nie przeszliśmy z Koziego na Granaty, żeby domknąć Orlą Perć, ale uznaliśmy, że wystarczy wrażeń na dziś, w końcu za rok znów jedziemy, wiadomo, gdzie pójdziemy ? Dzień 5. Tego dnia znów zahaczyliśmy o Beskid Wyspowy, przy pięknej pogodzie wchodząc na górkę zwaną Ćwilin ? delikatne zakończenie bardzo udanego wyjazdu. Co tu pisać, pogoda dopisała, towarzystwo również, były nowe szlaki, nowe doświadczenia, dużo pozytywnej energii i totalny reset od zmartwień dnia codziennego. Piękny urlop, jeśli kolejne będą chociaż w połowie tak udane jak ten to nie martwię się o efekt ? Zdjęcia się trochę posypały z chronologią, ale do konkretnych dni wyjazdu przypisane dobrze ?
  15. staroń

    4 dni w Tatrach

    Kolejny urlop i znów te góry...znudzi ci się kiedyś? - pytają - odpowiadam - nie sądzę ? Chociaż ciągnie do robienia nowych rzeczy to trzeba jeszcze zaczekać, słowacka strona i Tatry Wysokie niedostępne o tej porze roku, przynajmniej dla mnie, majowo-czerwcowe wolne od pracy upłynęło więc pod znakiem dobrze znanych mi miejsc, można się śmiać, że znów to samo, ale powtórzę - znudzi ci się kiedyś? - nie sądzę ? To był dość spontaniczny tydzień, pierwotny plan zakładał wyjazd ze znajomymi w piątek, powrót w niedzielę. Tydzień wcześniej sprawdziłem jednak pogodę i na szybko zdecydowałem, że zajrzę w góry także w poniedziałek. Wybór padł na oklepaną co prawda, ale zawsze piękną trasę z Siwej Polany na Polanę Chochołowską a następnie niezawodne trio czyli Grześ - Rakoń - Wołowiec. Jeśli dobrze pamiętam to tylko raz byłem w tych rejonach w podobnym okresie, wypadało więc odświeżyć wspomnienia z tego pięknego widokowo czasu, kiedy zima jeszcze nie do końca odpuszcza, ale jest na tyle bezpiecznie, że można śmiało wędrować bez brodzenia w śniegu. U mnie to już chyba standard, że odcinek na Polanę Chochołowską przebiegam, potem w zależności od tego, co planuję, na Wołowiec idę szybciej lub wolniej. Tym razem nigdzie mi się nie spieszyło więc spokojnym krokiem ruszyłem do celu. Prognozy zapowiadały lekki deszcz, tak naprawdę tylko na Rakoniu lekko pokropiło, reszta wycieczki upłynęła pod znakiem bardzo przyjemnej pogody. Jeśli chodzi o śnieg to dwa śnieżne fragmenty w podejściu na Wołowiec to było wszystko, bardzo dobre warunki, biorąc pod uwagę, że okoliczne szczyty jeszcze przez jakiś czas na pewno śniegu się nie pozbędą. Po dotarciu na Wołowiec zszedłem kilkadziesiąt metrów w dół w stronę Jarząbczego Wierchu, skąd rozciąga się przepiękny widok na Tatry Zachodnie. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, by ruszyć dalej i wrócić przez Kończysty, jednak uznałem, że na ten moment wystarczy, nie wiedziałem, co będę robił w weekend, poza tym za 2 tygodnie planuję zdecydowanie dłuższą trasę, obejmującą właśnie Jarząbczy, Kończysty i dalej. Wróciłem więc na Wołowiec, zszedłem spokojnie na Rakoń i chcąc coś urozmaicić, zbiegłem na parking na Siwej Polanie - to bieganie to może za duże słowo, z Rakonia na Grzesia poszło sprawnie, z Grzesia na Chochołowską wolniej bo w sumie to dość wyboisty jak dla mnie teren, ale poszło nienajgorzej - z Rakonia na parking wyszło 1,5h, może być. Parę fotek z tego dnia: We wtorek wieczorem odezwała się do mnie przyjaciółka, z którą od jakiegoś czasu planowałem wejście na Giewont. Kierunek może i bardzo komercyjny, ale bardzo chciałbym zachęcić ją do częstszych wycieczek w góry, dotychczas byliśmy w Pięciu Stawach, nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, na Sarniej Skale i nad Czarnym Stawem pod Rysami. Padła propozycja realizacji planu "Giewont", pogoda zapowiadała się bardzo dobrze, no to ok, jadę w Tatry kolejny raz ? Trasę przez Kuźnice i Halę Kondratową zna każdy, więc nie będę pisał o niej zbyt wiele, szliśmy spokojnym krokiem, korzystając z dnia. Wybraliśmy podejście na Kondracką Przełęcz, szlak na Przełęcz pod Kopą Kondracką był jeszcze częściowo zaśnieżony. To podejście mocno wymęczyło przyjaciółkę, więc robiliśmy częste przerwy, sam pamiętam, jak zaczynałem chodzenie po górach, więc oczywiście nie miałem pretensji, zresztą można było dłużej popatrzeć na widoki, cieszyć się chwilą. Do tego wyszło, że jest jakiś problem z wysokością, ekspozycją, przez to bałem się o jej reakcję na pierwsze w życiu łańcuchy, ale dzielnie dała radę. Na górze spędziliśmy jakąś godzinę, muszę przyznać, że mimo, że byłem kilka razy na Giewoncie to widoki z tego dnia to absolutna czołówka widoków ze szczytu Śpiącego Rycerza. Na szczycie było kilka osób, ale kiedy zaczęliśmy schodzić (była godzina 16) byliśmy tylko my i jedna turystka. Super, tłumy to największy minus Giewontu, ale jak się okazuje koniec maja + środek tygodnia + popołudniowa pora = cisza i spokój, nawet przy pięknej pogodzie ? Spokojny klimat wycieczki utrzymał się do końca, na dole byliśmy około 19 i w dobrych nastrojach wróciliśmy do Krakowa. Znów foty: Na deser planowany wcześniej weekendowy wyjazd ze znajomymi, którzy na urlop w góry przyjechali z Niemiec. Nie ustalaliśmy wcześniej, gdzie pójdziemy, wszystko miało zależeć od pogody. W piątek prognozowano deszcz, więc nasz wybór pad na Halę Gąsienicową - piękną o każdej porze roku, niezależnie od warunków. Chociaż ambicje były dużo większe, dotarliśmy tylko nad Czarny Staw Gąsienicowy, I choć bardzo chcieliśmy zobaczyć więcej, musieliśmy odpuścić i wrócić do Zakopanego. Nie ma co płakać, kolejny dzień zapowiadał się dużo lepiej widokowo. Wieczorem po burzliwych dyskusjach, gdzie pójść w sobotę, padło na Dolinę Pięciu Stawów - ja proponowałem Czerwone Wierchy, jednak wygrały argumenty koleżanki, która chciała pokazać chłopakowi Siklawę i przynajmniej niższe partie Tatr Wysokich. Na parkingu byliśmy koło 10, oczywiście w związku z sobotą o tej godzinie musieliśmy zaparkować na Łysej Polanie - tam chyba zawsze będzie tłum, bez względu na cenę biletu na parking (75 zł! przesada...). Na szczęście po minięciu Wodogrzmotów i obraniu szlaku przez Dolinę Roztoki, tłum zmalał, można więc było cieszyć się ciszą i piękną pogodą. Mimo że prognozy zapowiadały dużo niższe temperatury niż dzień wcześniej, ten dzień okazał się ciepły i słoneczny. Siklawa jak zwykle zachwyciła, potęga tego wodospadu to coś pięknego. Podejście do Doliny przyjemne, może ze 2 fragmenty ze śniegiem, całkowicie bezpieczne. W Pięciu Stawach mało ludzi, super, właściwie przez te wszystkie dni w górach tłumy zupełnie nie przeszkadzały, myślałem, że będzie gorzej. Pozwoliliśmy sobie na podejście w stronę Koziego Wierchu, ale wyżej było jeszcze sporo śniegu i mimo, że mieliśmy raczki w plecakach, zdecydowaliśmy, że trzeba zawrócić - dotarliśmy może do 1800 m. n. p . m. - cóż, widoki też piękne! Następnie wizyta w schronisku, zjadłem pyszny żurek, po czym zeszliśmy czarnym szlakiem do Doliny Roztoki i dalej na parking. Trochę szkoda tych Czerwonych Wierchów, ale widoki wynagrodziły wszystko. Ogólnie to ten tygodniowy urlop wyszedł naprawdę świetnie, w końcu trafiła się dobra pogoda, widoki o tej porze roku petarda, towarzystwo świetne, oby częściej taka kombinacja ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...