Fibi Opublikowano 22 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 22 Września 2023 Ahoj! Wreszcie znalazłam chwilę by wyspowiadać się z tegorocznego pobytu w Tatrach Pogoda udała się znakomicie, dzięki czemu udało się przejść 2 bardzo długie szlaki, jednemu z nas(ale nie mi) udało się zdobyć bardzo konkretny szczyt pozaszlakowy, oraz kilka szlaków krótszych. Nastąpił też jeden wycof, ale nie można mieć wszystkiego. Relację podzielę na 3 części, co by się zdjęcia zbyt długo nie ładowały Sobota- Tatrzańska Magistrala od Łomnickiego Stawu do Chaty Zamkovskiego. Plany na początek urlopu były trochę inne. Wycieczka miała mieć większy skład(my oraz @vatra i @Krzysiek Zd), cel miał być bardziej ambitny- Lodowa Przełęcz, niektórzy się nawet na jakieś Baranie Rogi napalali, ale w ostatniej chwili popsuły się prognozy- w sobotę po południu ma padać, a w niedzielę to już totalna pogodowa klęska. Wymyślamy zatem krótszą wycieczkę- do tego przejścia zainspirowała mnie kiedyś @Zośka mówiąc, że to najładniejszy odcinek Magistrali. Cóż, zaraz sami sprawdzimy. Jedziemy do Łomnicy elektriczką(bo mieszkamy chwilowo w Nowej Leśnej) i startujemy zielonym szlakiem. Początek szlaku raczej niczym się nie wyróżnia, jak to zwykle początki. Za to w dalszej części jest stromy, nieciekawy i jeszcze można sobie wybić potykając się o kable Po jakimś czasie mordęgi dochodzimy do skrzyżowania zielonego szlaku z Magistralą. Tu robimy sobie przerwę na jedzenie, picie i podziwianie Łomnicy Możemy w pięć minut dojść do Łomnickiego Stawu, ale chyba nam się dzisiaj nie chce. Skręcamy od razu na Magistralę. Na której uświadamiam sobie, że jej jednak nie lubię- widoki są takie sobie, bo głównie na słowackie pola i niższe górskie pasma, Tatry zaś pokazują się z rzadka. Najciekawszym miejscem na szlaku jest Łomnicka Vyhliadka, ale dziś widok nieco zachmurzony. Od tego miejsca jest już blisko do schroniska , o czym świadczy poziom wyślizgania kamieni Pogoda jest może taka sobie, ale czego nie widać na zdjęciu jest strasznie duszno a momentami wręcz gorąco, a my się akurat dziś naubieraliśmy jak na Syberię. W Chacie Zamkovskiego marzymy zatem o zimnej Kofoli. Schronisko jest w remoncie, ale działa zewnętrzny bufet, restauracja oraz wychodek. Natychmiast korzystamy z zimnej Kofoli i z wychodka też Po dość długiej przerwie w schronisku schodzimy szlakiem, który nazywam "wykręcacze kostek", jednak tym razem nie daje mi się aż tak bardzo we znaki jak poprzednio. Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia, że na Słowacji jest cisza, spokój i pustki, to przy Wodospadach Zimnej Wody może spokojnie się z tymi złudzeniami pożegnać. Hordy trampkowiczów jak na Moku, albo gorzej. Nie chce nam się schodzić przez Hrebienok więc idziemy żółtym szlakiem do Tatrzańskiej Leśnej. Tu hord już nie ma a sam szlak bardzo malowniczy. Kiedy dochodzimy do stacji elektriczki zaczyna padać deszcz. Może się jakoś szczególnie nie zmęczyliśmy, ale na rozgrzewkę w sam raz Niedziela- leje i grzmi, jedziemy do Popradu po Tatratea I Kofolę Poniedziałek Lodowa Przełęcz Przejście w poprzek Tatr przez najwyżej położoną przełęcz dostępną szlakiem marzyło mi się od dawna, ale zawsze coś stało na przeszkodzie- pogoda, zerwany po ulewach mostek i zamknięty szlak, covidove ograniczenia, potem znów pogoda. Ale co się odwlecze.... No i tak pewnego wrześniowego poranka pakujemy się do pierwszego porannego autobusu w Nowej Leśnej. Przed 7(dosyć późno jak na tak długi szlak, ale co tam, ostatnią elektriczkę mamy o 22.56 :P) jesteśmy w Jaworzynie. Dość żwawym krokiem startujemy, bo zimno. Dolina Jaworowa jest błotnista po opadach deszczu, totalnie dzika i bezludna( boję się misia 100 razy bardziej!) a przede wszystkim bardzo piękna. Ale też ciągnie się w nieskończoność. Owszem, można się tym pięknem napawać, ale trzeba się wdrapać prawie na 2400 npn. To kiedy to podejście nastąpi? Podejście owszem jest: I to całkiem wygodne. Gdzieś w górnej części schodów robimy sobie popas, ale jest tak zimno, że zbyt długo nie wytrzymujemy(nie idzie nam dogodzić, ostatnio było za gorąco O dziwo to Seba jest tym razem tym bardziej marudnym, strasznie na to zimno narzeka, ale ja mu robię wykład: - A na jaką przełęcz idziemy? - Lodową! -A jaka tam jest pod nią dolinka? -Lodowa! - a stawek? -Lodowy? No to jakim cudem miałoby być tam ciepło ? My tu gadu gadu, a tymczasem poprawia nam się pogoda: Końcówka podejścia jest dość krucha, więc założyliśmy sobie kaski, bo parę osób już schodzi. Po długaśnym spacerze ja już widzę przełęcz, już jestem w ogródku, już witam się z gąską(nawet widzę już zwisający łańcuch do zejścia!), tymczasem mąż mój docierający do celu jakieś 2 minuty po mnie oświadcza: Strasznie się dziś wleczemy! Bo to jeszcze nie jest Lodowa Przełęcz! To jakieś Sedielko! Coś mu się pomerdało, przez te słowackie nazwy. Na przełęczy pijemy Kofolę zwycięstwa, ale zostaje nam ponad pół butelki, bo strasznie zimno jest nadal(chociaż po tej stronie gór świeci słońce), a Kofola jest z lodówki jaworowej. Teraz nastąpi najgorsze. Trzeba zejść po łańcuchu. Nie mam w tym za dużo doświadczenia, bo szlaki raczej planuję tak by łańcuchami wchodzić a nie schodzić. No ale tym razem wygodniejszy logistycznie był marsz w stronę "domu". Najgorzej, że trzeba zejść tyłem, do czego w ogóle nie mam przekonania, ale miejscami jest za stromo na zejście przodem. No to godzę się z losem, i akurat jak już zaczęło mi się podobać schodzenie tyłem, to się łańcuch skończył Dla bojących się którzy jeszcze nie byli powiem, że ekspozycji tam żadnych nie ma, w przepaść nie da się spaść. Po krótkim odcinku z łańcuchem schodzimy po stromych piargach. Ludzie w "internetach" bardzo narzekają na degradację drewnianych schodów, ale w rzeczywistości wcale nie jest tak źle i nam schodziło się po nich bardzo wygodnie. O, już zeszliśmy: Najtrudniejsze(choć wcale nie trudne) za nami. Spacerujemy w stronę Teryho Chaty. Lisek tylko czeka na czyjąś kanapkę z plecaka: My podziwiamy widoki: I jakoś tak niespodziewanie wyrasta przed nami łańcuch: Ale przy dobrych warunkach jakoś nie jest specjalnie potrzebny. Wreszcie dopadamy schronisko! Strasznie jesteśmy zmarznięci, więc nosiczki czaj, to jest miód na nasze serca i żołądki. Nie wiem czy akurat herbata w Terince jest aż tak dobra, czy był to efekt zimna i zmęczenia. Marudzimy tak z 45 minut przy herbatce, w końcu trzeba zejść. Nie wiem dlaczego, ale zejście z Terinki juz po raz drugi zajmuje mi o wiele więcej czasu niż te mapowe, chociaż schodzi się tam całkiem dobrze. No, ale jakieś to takie długie i mozolne. W Chacie Zamkovskiego robimy dłuższą przerwę(może stąd takie ślamazarne zejście :P) ponieważ poza łańcuchami, piargami, i długością szlaku czeka nas jeszcze jedna trudność: wykręcacze kostek! Tym razem idę rzeczywiście wolniej niż poprzednio, ponieważ mam w nogach więcej kilometrów. Końcówka upływa nam na marudzeniu jak bardzo bolą nas stopy i mamy już tego dość, czyli klasyk W Smokovcu idziemy na pizzę i musimy być bardzo głodni i zmęczeni, ponieważ cebula wydaje nam się najpyszniejszą rzeczą na świecie. Jutro trzeba będzie odpocząć, ale że ma być pogoda, to na krótką wycieczkę pójdziemy. CDN. 13 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 22 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 22 Września 2023 super 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Zośka Opublikowano 22 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 22 Września 2023 @Fibi ta Lodowa całkiem fajnie Wam wyszła i widoki mieliście super. Ale że ja napisałam że ten odcinek Magistrali jest najlepszy ? Musiało mnie zaćmić bo oczywiście the best jest ten od Doliny Wielickiej do Przełęczy pod Osterwą. Sorry za wprowadzenie w błąd 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 22 Września 2023 Autor Udostępnij Opublikowano 22 Września 2023 Tak mi się wydaje @Zośka ale może to ja coś źle zrozumiałam Ja chyba i tak żadnego nie lubię więc spoko 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Mnich Admin Opublikowano 22 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 22 Września 2023 W końcu @Fibicoś skrobnęłaś. W nagrodę postawię Ci kofolę na następnej integracji 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 23 Września 2023 Autor Udostępnij Opublikowano 23 Września 2023 Wtorek Batyżowiecki Staw Po Lodowej Przełęczy byliśmy trochę zmęczeni i przede wszystkim chcieliśmy dłużej pospać. Dlatego, pomimo lampy nie planujemy dziś niczego ambitnego. Takim sposobem na szlaku jesteśmy dopiero przed 11 Wymyśliłam, że pójdziemy żółtym szlakiem z miejscowości Vysne Hagi, przejdziemy się kawałek magistralą i innym żółtym szlakiem zejdziemy do Tatranskiej Polianki. Po wyjściu z elektriczki mamy pewne problemy z odnalezieniem szlaku, ale w końcu jest. Początek jest lajtowy i idzie się całkiem przyjemnie. Za to wyżej jest już znacznie gorzej. Szlak jest zarośnięty, bo chyba nikt nim nie chodzi, a kamienne schody są bardzo wysokie i niezbyt wygodnie się po nich idzie. Oczywiście się wleczemy. Ja marudzę- normalka Wreszcie jesteśmy nad stawem, ale wyjątkowo mało zdjęć mamy z tej wycieczki. To znaczy zdjęcia jakieś są, ale one są do niczego- Seba po prostu fotografował domniemane ścieżki na Gerlach i Kończystą. Nad Stawem siedzimy bardzo długo, bo i nigdzie nam się dziś nie spieszy. W końcu schodzimy Magistralą. Znów zajmuje to więcej czasu niż trzeba. Potem skręcamy na żółty szlak, który prowadzi przez rumowiska z wielkich kamieni, znowu się ślimaczę, wszyscy mnie wyprzedzają(S. oczywiście pędzi w dół jak kozica), co powoduje, że trochę wpadam w górską depresję. Czuję się beznadziejna i gorsza od innych, że tak wolno idę(nie śmiejcie się) Tu już za kamieniami- można poczuć się lepiej: W końcu dochodzimy do asfaltu, który jest wybawieniem. Tak teraz myślę, czy nie trzeba było jednak zrobić resetu w tym dniu.(ale szkoda pogody) A następnego dnia byłam już pewna, że jednak trzeba było. Środa Jagnięcy Szczyt(wycof) Dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się. Tak mogłaby zaczynać się opowieść o Jagnięcym. Od samego początku wszystko było nie tak. Najpierw w nocy nie mogę spać. Tzn. budzę się w środku nocy mając przeczucie graniczące z pewnością, że zaraz zadzwoni budzik. No, ale tak leżę i leżę a budzik nie dzwoni i ie dzwoni. Potem rano mam jakiś dziwny ścisk żołądka i nic nie mogę zjeść. Następnie idąc na przystanek spotykamy ślicznego kotka. Problem w tym, że kot lezy w rowie i jest całkiem martwy. Prawie się "pochorowałam" na jego widok- w sumie wszystko jedno czy coś jadłam czy nie Wysiadamy z autobusu na przystanku Biała Woda(Kieżmarska) i idziemy doliną. W międzyczasie zjadam śniadanie i trochę mi lepiej. Trochę marudzimy na wysypane kamienie, które są obłe i znów źle się idzie. Halo! Tanap! Poproszę o szlak z lepszych kamieni! Samopoczucie poprawia mi się tylko na chwilę, ale dość szybko docieramy do schroniska. Pijemy czaj, a ja jestem tak śpiąca, że mam ochotę powiedzieć, że ja tu zostanę na ławce i poczekam, a S. niech tam sobie idzie. No, ale nie za bardzo mi się chce na niego czekać 5 godzin Jakoś się mobilizuję do wyjścia. Aleee, cooo tuu się dzieje dzisiaj? Tłum ludzi, wrzaski, jakieś zorganizowane jakby szkolne wycieczki. Czy my idziemy na Giewont? Szlak od samego startu jest bardzo upierdliwy. Stromy i niewygodny, a nawet występują miejsca na których trzeba pomagać sobie rękami. Przy tych stromych skałkach mam moment zawahania. A może jednak się wrócić? A nie jednak może jeszcze trochę pójdę. W końcu wygramoliliśmy się na próg Doliny Jagnięcej. Miałam nadzieję, że od tego miejsca będzie szło mi się lepiej. Nadzieja jednak matką głupich. Nadal jest mi jakoś źle a dodatkowo jeszcze zaczyna mnie boleć kolano. No ale lezę, coraz wolniej wymyślając coraz głupsze powody by zrobić przerwę. Tam gdzie kończy się ścieżka widoczna na zdjęciu czuję się już tak rozmemłana, śpiąca i zmęczona, że decyduję się jednak nie kontynuować wycieczki. Tzn. gdyby to miał być jakiś prościutki szlak bez trudności, to poszłabym. Ale w takim stanie nie czuję się na siłach by walczyć z łańcuchami i ekspozycją. W dodatku w terenie, którego żadne z nas kompletnie nie zna. No, to trudno. Z dwuosobowego zespołu to Sebastian zostaje wytypowany do ataku szczytowego A ja sobie idę z powrotem nad Czerwony Stawek. Oczywiście zaliczając glebę po drodze, bo krucho. S. twierdzi, że łańcuchy łatwiutkie, dopiero końcówka po grani trudniejsza. Będzie trzeba wrócić kiedyś i osobiście sprawdzić Na zdjęciu poniżej chyba najbardziej straszące miejsce- długi i wąski kominek, który podobno tylko tak strasznie wygląda A to już chyba końcówka i wejście na szczyt: Oraz widoki: Na zejściu S. popełnia klasyczny błąd- nie złazi z grani tam gdzie trzeba, ale podobno szybko się zorientował i wrócił do szlaku. Spotykamy się nad Czerwonym Stawem nad którym już zdążyłam się opalić na kolor owego Stawu Pijemy "kofolę zwycięstwa" chociaż nie byłam na szczycie i schodzimy już razem do schroniska. Tutaj kolejny czaj. A potem zejście po obłych kamieniach na przystanek. Oczywiście teraz kamienie o wiele bardziej dają się we znaki niż rano Wycieczkę kończymy zasłużonym obiadem w knajpce w Nowej Leśnej. Jutro- po 3 dniach chodzenia- w końcu odpoczynek! CDN. Napiszę jeszcze 2 odcinki- tamte będą znacznie bardziej optymistyczne 8 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 12 godzin temu, Fibi napisał: Ja marudzę- normalka i tak jesteś hardkorem 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 @Fibino co WOW! oczywiście ,że jesteś , ja bym tam nigdy nie wlazł.A jeśli bym spróbował to pewnie bym wracał z Horską śmigłem 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 24 Września 2023 Autor Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 Ja się tam hardcorem nie czuję. A już w ogóle jak się naoglądam na YT takich, co to całą Orlą i Rysy w jeden dzień, albo Gerlach w 7 godzin w te i z powrotem, to już w ogóle mam poczucie, że chodzę na takie tam spacerki 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 1 minutę temu, Fibi napisał: mam poczucie, że chodzę na takie tam spacerki jak widać te spacerki sprawiają Ci frajdę a to właśnie w górach najważniejsze. Ja też sobie spaceruję tam gdzie spaceruję i nie powoduje to u mnie jakiś kompleksów. 6 minut temu, Fibi napisał: co to całą Orlą i Rysy w jeden dzień, albo Gerlach w 7 godzin w te i z powrotem, jeżeli to ich sposób przeżywania gór to ok. Gdzieś na YT jest film Szczytomaniaka o tu : rewelacyjnie przygotowani zawodowcy padali jak muchy w załamaniu pogody .To tak w temacie wytrenowania i hardkorowych wyczynów. 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Zośka Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 20 minut temu, Fibi napisał: to już w ogóle mam poczucie, że chodzę na takie tam spacerki Ja w tym roku musiałam Tatry w ogóle odpuścić a chętnie bym pochodziła na "takie tam spacerki". I ja też przy schodzeniu z Jagnięcego już dwa razy poszłam za daleko granią i musiałam wracać. Chyba większość ludzi tam się myli 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jędrek Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 1 godzinę temu, barbie609 napisał: @Fibino co WOW! oczywiście ,że jesteś , ja bym tam nigdy nie wlazł.A jeśli bym spróbował to pewnie bym wracał z Horską śmigłem Już nie rób z siebie takiego dziadka. Cywiński po 70-ce jeszcze śmigał i to jak. 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 13 minut temu, Jędrek napisał: nie rób z siebie takiego dziadka. zakładam sobie margines bezpieczeństwa 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 24 Września 2023 Autor Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 Czwartek Spożycie trunków w ogrodzie. Nabieranie sił przed długą wycieczką. Piątek Polski Grzebień i Mała Wysoka Kolejna wycieczka z cyklu- przemierzamy Tatry w poprzek Muszę przyznać, że w tym wypadku mieliśmy dylemat co do optymalnego wyboru trasy. Po klęsce pod Jagnięcym zwątpiłam w swoje możliwości i protestowałam przeciwko Dolinie Białej Wody. Przecież ona taka długa, na szczycie będziemy późno, to za daleko i nie dam rady. Najszybsza opcja to "w te i z powrotem" przez Dolinę Wielicką, no, ale jakoś nie bardzo lubimy schodzić po własnych śladach jeśli mamy inne możliwości zejścia. Wcześniej, jeszcze w domu była brana pod uwagę wersja z przejściem Rohatki, ale jak się naoglądałam filmów na YT to mi się odechciało(bo się od samego patrzenia spociłam. Także jednak godzę się z losem i tym samym autobusem co poprzednio zmierzamy w kierunku Łysej Polany. Jesteśmy tu po 7, a szlak do przejścia jeszcze dłuższy. No, ale na elektriczkę o 22.42 to chyba zdążymy Pierwsze widoki pojawiają się na Polanie Biała Woda. Jesteśmy tu pierwszy raz, więc wszystko nas zachwyca. Dalej idziemy ciągle po płaskim i trwa to chyba wieczność. Dolina jest bardzo piękna, chyba nawet ładniejsza od Jaworowej, ale to również niekończąca się opowieść. Idziemy oczywiście bardzo wolno, bo co chwilę się zatrzymujemy rozdziawiając gęby z zachwytu. Nie wiem ile czasu minęło zanim w końcu zaczęliśmy piąć się do góry, ale na pewno były to minimum 2 godziny a może nawet 3. No to teraz będziemy mozolnie zdobywać kolejne piętra: Sapiąc lekko i pocąc się dochodzimy do Litworowego Stawu. Znów zachwyt. Szkoda, że nie mamy więcej czasu, bo jest tu prawdziwa plaża! I ludzie sobie leżą i się opalają. Za Stawem dalej pniemy się w górę, bo jeszcze sporo metrów w pionie zostało. Spotykamy jedyny łańcuch na szlaku: I dochodzimy do Zmarzłego Stawu pod Polskim Grzebieniem: Staw przez większość roku jest zamarznięty, ale nam się akurat trafił w wersji zupełnie letniej. Nieopodal stawu znajduje się dość nietypowy szlakowskaz: W lewo na Rohatkę, w prawo na Grzebień. My skręcamy w prawo, na strome drewniane schody, które są bardzo solidne(a nie jak na Lodowej Przełęczy;) Oczywiście ułożone są niewygodnie, ale to tylko paręnaście minut i jesteśmy na przełęczy: Robimy długi odpoczynek, ja już domagam się "kofoli zwycięstwa", bo uważam, że ten Grzebień to częściowe zwycięstwo, ale S. mówi, że dopiero na szczycie. Niech mu będzie. W czasie odpoczynku obserwuję ludzi na zejściu po łańcuchach. Szczerze mówiąc to właśnie zejście z Polskiego Grzebienia na stronę Doliny Wielickiej budziło me największe obawy. I rzeczywiście widać, że niektórzy strasznie się tam mordują. Ja się będę martwić później, chyba jakoś zlezę bez pomocy HZS Czas na atak szczytowy. Oczywiście szlak z dołu wygląda trochę strasznie, ale może jakoś pójdzie. Początek jest skalisty i występuje na nim pierdyliard małych rynienek, ale w tej części idzie się akurat w miarę dobrze. Bliżej szczytu jest znacznie gorzej, bo występuje tam wiele odcinków po bardzo upierdliwym piargu. Trochę mi się nie uśmiecha zejście tędy, no ale Navrat tou istou cestou! W międzyczasie Gerlach zaczął się chować w chmurach, a jak będziemy na szczycie to będzie on całkowicie zakryty Po 40 minutach od startu na Grzebieniu meldujemy się na szczycie. Czuję, że na Kofolę zasłużyliśmy jak nigdy Czy jest na forum przedstawiciel Kofoli? Należy mi się dola za reklamę To teraz widoczki ze szczytu, ciut zachmurzone: Staroleśny to jest góra z charakterkiem, robi na mnie ogromne wrażenie. W chmurach skrył się nieśmiały Sławomir Dolina Staroleśna i Łomnica- akurat nie w chmurach. Na szczycie siedzimy pół godziny- dość krótko, ale jest już dosyć późno, trzeba rozpocząć schodzenie. Po kruchym podłożu idzie się dosyć źle, skalne rynienki idą trochę lepiej- w jednym miejscu jestem znów zmuszona do zejścia tyłem a nie widzę stopnia, więc trochę jest to mało komfortowe W każdym razie zejście zajęło nam więcej czasu niż wejście. Dotarliśmy jednak na Polski Grzebień na którym znów coś jemy i pijemy. Rozpoczynamy mrożące krew w żyłach zejście po łańcuchach. Dochodzimy do bardzo wyślizganego miejsca, które nam się nie podoba, więc kawałek się wracamy i schodzimy za Słowakami alternatywną ścieżką, która jest genialnie urzeźbiona. Jest tam nawet klamra więc to chyba legalne Wychodzimy przy klamrach, które udało nam się zgrabnie ominąć- jeszcze 2 łańcuchy i koniec trudności. Niestety za łańcuchami jest bardzo nieprzyjemny odcinek szlaku- znów jest dramatycznie krucho. Ciekawe co ja wtedy myślałam Za piargami, które szczęśliwie nie ciągną się zbyt długo szlak zmienia się już w bardzo przyjemny spacerek. Nachylenie nie jest zbyt duże, a ścieżka ułożona z bardzo wygodnych kamieni. W dalszej części schodzimy do Wielickiego Ogrodu. Który ma nieadekwatną nazwę, bo powinien nazywać się Koziczkowy Ogród: Za kozicami mamy jeszcze troszkę zejścia, ale już niewiele. Ostatnia prosta i zaraz będziemy w schro....przepraszam, w luksusowym hotelu Nie jestem pewna czy jesteśmy godni przestąpić próg Domu Śląskiego, gdyż jesteśmy spoceni i brudni po całym dniu, ale trudno nam odmówić sobie bilinkovego czaju po takiej wyrypie. Herbata jest o 1 euro droższa niż gdzie indziej- do przełknięcia znaczy. Odpoczywamy tak z pół godzinki i rozpoczynamy zejście asfaltem. Jest chyba ciut dłuższe niż szlakiem, ale po kamieniach to my się dziś już wystarczająco nachodziliśmy, więc podziękujemy Pod koniec zejścia, kiedy zaczyna zapadać zmrok słyszę jakieś buczenie w krzakach. Przyspieszam wtedy nieludzko, na wszelki wypadek wmawiając sobie, że to rykowisko jeleni Do stacji elektriczki dochodzimy już w ciemnościach. I to wcale nie jest ta ostatnia elektriczka. To była przesuper wycieczka. Teraz sobie tak myślę, że gdybyśmy poszli w odwrotnym kierunku, to byłaby większa szansa na lepsze widoki ze szczytu, bo jeszcze nie byłoby chmur. Ale byłaby też spora szansa by nie zdążyć na ostatni autobus z Łysej Polany. Czyli jakby nie patrzeć, dupa jest zawsze z tyłu CDN. 6 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Zośka Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 @Fibi chyba ta wycieczka bardziej Ci się podobała bo nic nie piszesz o marudzeniu. Lubię widoki z Małej Wysokiej i lubię Dolinę Wielicką ale bardzo nie lubię podejścia ani powrotu Białą Wodą i staram się tamtędy nie chodzić 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 24 Września 2023 Autor Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 No właśnie chyba z początku nie marudziłam, a na końcu po prostu sobie powtarzałam : "nie będę marudzić". Ale ja marudzę też na wycieczkach, na których mi się podoba Ja w Białej Wodzie nie byłam nigdy wcześniej i bardzo chciałam poznać. Ta górna część z Litworowym Stawem bardzo mi się podoba, ale trochę to to jest długie. 1 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Zośka Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 Ja też czasem marudzę. I nie wiem jak to jest że mój mąż, który w domu ciągle marudzi, w górach nagle doznaje jakiejś przemiany i nic mu nie przeszkadza. No może poza hałaśliwą hordą zdobywców Moka 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jędrek Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 (edytowane) 4 godziny temu, Fibi napisał: , na wszelki wypadek wmawiając sobie, że to rykowisko jeleni Bo to jest rykowisko jeleni. Niedźwiedzie nie ryczą w taki sposób. W ogóle zresztą mało ryczą. Co roku co najmniej kilkadziesiąt osób wyprowadzam z błędu na wrześniowych szlakach, tłumacząc że te ryki to jelenie, a nie misie. Parę dni temu idąc od Chaty Plesnivec w kierunku Białych Stawów spotkałem biegnących w dół i krzyczących coś Słowaków, chłopaka i dziewczynę, około 25 letnich, uciekających "przed ryczącym niedźwiedziem" i tak przerażonych, że nie byłem w stanie ich przekonać iż to co słyszeli na pewno nie było misiem. Żebyście widzieli ich miny gdy zamiast uciekać razem z nimi, spokojnie ruszyłem dalej. Patrzyli na mnie jak na samobójcę, albo wariata idącego na pewną śmierć. Edytowane 24 Września 2023 przez Jędrek 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jędrek Opublikowano 24 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 24 Września 2023 Dnia 23.09.2023 o 20:40, Fibi napisał: Dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się. Może strułaś się jabłkiem, nie wyspałaś... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 25 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 25 Września 2023 12 godzin temu, Fibi napisał: Ale ja marudzę też na wycieczkach, na których mi się podoba W Pieninach ostatnio nie marudziłaś, chyba ,że nie słyszałem. 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wjesna Opublikowano 25 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 25 Września 2023 @Fibibardzo fajne wycieczki zrobiłaś, miło poczytać i pooglądać. Super są takie przejścia gdy nie wraca się po własnych śladach. Co do rykowska to gdy pierwszy raz usłyszałam, też byłam przekonana że to miś i chciałam wracać. Marudzenia nie rozumiem. Strasznie to uciążliwe dla tego kto idzie obok. Nie dałabym rady chodzić po górach z marudną osobą. 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 25 Września 2023 Autor Udostępnij Opublikowano 25 Września 2023 @Jędrek ale to właśnie nie był ryk, tylko bardziej takie buczenie. Może to jednak był misiek. Albo miałam halucynacje że zmęczenia @barbie609w Pieninach to ja może nie marudziłam na głos, ale w duchu przeklinałam Krainę Błota i zejście z Wysokiej. Oraz tego kto ten szlak wymyślił @wjesnaale to nigdy nie jest tak, że marudzę cały czas, przeważnie dopiero na końcówce zejścia kiedy zwykle masakrycznie bolą mnie stopy. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Zośka Opublikowano 25 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 25 Września 2023 (edytowane) @Fibi a ja marudzę jak budzik zadzwoni, potem jak trzeba zdecydować co założyć, jeszcze później jak trzeba szukać miejsca na parkingu i przez pierwsze pół godziny podejścia. Mój mąż w tym czasie nic nie mówi i nawet nie patrzy na mnie. Ale jak już się rozgrzeję i poczuję klimat gór to do samego końca wycieczki jestem "do rany przyłóż". Edytowane 25 Września 2023 przez Zośka 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 25 Września 2023 Udostępnij Opublikowano 25 Września 2023 5 godzin temu, Fibi napisał: Oraz tego kto ten szlak wymyślił dobrze że to nie ja 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 30 Września 2023 Autor Udostępnij Opublikowano 30 Września 2023 Sobota Odpoczywamy i pakujemy się do domu Niedziela Osterwa i.... Gerlach Nasz ostatni dzień na tatrzańskich szlakach spędzimy osobno. Byłam już dosyć zmęczona po tych wszystkich wycieczkach i chciałam jakiegoś ładnego, ale krótkiego i łatwego spacerku w ostatni dzień. Natomiast Seba od początku planował zrobić coś z WKT, tyle, że sam nie wiedział co. No więc przewinęły się Baranie Rogi, Kończysta, Staroleśny....Ostatecznie stanęło na Gerlachu, chyba nikt nie wie dlaczego W sobotę dołącza do nas kolega Marek, z którym S. był 2 lata wcześniej na Cubrynie i MSW- pójdą na Gerlach razem. Ja sobie spędzę niedzielę w towarzystwie wyłącznie swoim. Moja trasa nie jest zbyt długa, więc mogę się i wyspać i pójść w góry Około 9- tej rano wysiadam na stacji elektriczki Popradske Pleso i spaceruję asfaltem. Ale początkowo idzie mi się tak źle, że wydaje mi się, że nawet do schroniska nie dojdę. Potem się jednak rozkręcam i nawet wyprzedzam innych turystów. A w schronisku dzikie tłumy: 99% wybiera się na Rysy, ale niektórzy lezą w stronę Osterwy, a potem są zdziwieni, dlaczego na szlakowskazie jest jakiś Dom Śląski? Przy chacie jest zbyt tłoczno i śmierdzi szambem, więc nawet się nie zatrzymuję- idę prosto nad staw gdzie coś zjadam, wypijam i chwilę odpoczywam. Nie mam jednak ochoty zbyt długo siedzieć, więc idę na górę. Szlak na Osterwę to pierdylion monotonnych zakosów, więc może troszkę znużyć. Pod koniec droga stała się dla mnie tak nudna, że wlekłam się tak, że mnie prawie wszyscy wyprzedzili. W połowie zakosów spotkałam osobliwą grupkę- 4 kobietki, w wieku powiedzmy średnim, ubrane jakoś tak nie bardzo górsko, z czego jedna idzie w starych adidasach, z których prawie całkiem odpadły podeszwy i jej klapią jak klapki. Po godzince z kawałkiem od stawu melduję się najpierw na przełęczy, a za chwilę na Osterwie. Warunki są idealne by urządzić tu godzinne plażowanie- co z radością czynię. Gdy zbieram się już do zejścia nadchodzi babka w rozwalonych butach, którą spotkałam na podejściu- następuje między nami taka wymiana zdań: Ona: A gdzie ten staw? Ja: Ale jaki staw? Ona: Batyżowiecki! Ja: No to trzeba iść tamtą ścieżką, ale to daleko z godzina drogi jeszcze. Nie dodaję już, że w takich butach to bardziej 2 godziny. W każdym razie osoba chyba nad ten staw jednak poszła, bo nie spotkałam już jej ani na zejściu, ani w schronisku, a HZS też tego dnia nikogo nie ewakuował z powodu awarii butów Z Osterwy schodzę tą samą drogą, co znowu zajmuje mi więcej czasu niż wejście(bo więcej odpoczynków na picie wody, a kamienie wyślizgane) Na tarasie schroniska znajduję sobie dogodne miejsce i znowu się lenię z godzinkę popijając Kofolę. Pogoda jest dziś wybitnie plażowa. W międzyczasie dostaję od chłopaków SMS-a ze szczytu Gerlacha. Więc trochę pękam z dumy, że się im udało W końcu jednak trzeba zleźć, więc znów witam się z asfaltem. Robię w tył zwrot celem ostatniej fotki: I bardzo wolno, bo trochę mnie bolą kolana, a trochę bo mam czas idę w stronę stacji elektriczki. Tymczasem w nie tak dalekiej odległości: S. i M. wybrali dojście na Gerlach drogą Tatarki, która wydaje mi się, że nie jest jakoś bardzo popularna..... Ale są na niej sztuczne ułatwienia. W dole szlak na Polski Grzebień. Dla mnie Gerlach z bliska prezentuje się hardkorowo Za to jakie ładne widoki Tu już blisko szczytu. W końcu jest Ja w tym czasie prawdopodobnie spożywam Kofolę w schronisku Zejście odbywa się klasycznie, czyli Batyżowiecką Próbą: No i to tyle z Gerlacha, bom nie była to i się wymądrzać nie będę... Wcześniej oszacowałam(jak się potem okazało błędnie), że jeśli chłopaki wyjdą o 5 rano, to tak 17-18 powinni być już na dole. Plan był taki, że po zejściu idziemy wszyscy razem na obiadokolację do jakiejś fajnej knajpki. Ja w Smokovcu jestem już około 17- stej więc początkowo relaksuję się na ławce. A potem przeżywam chwile grozy i wpadam w panikę. No bo zbliża się 18-sta, a od czasu fotki szczytowej nie mamy żadnego kontaktu. No to dzwonię raz. Połączenie jest ale nie odbierają. No to piszę SMSa. Też zero odzewu. Potem dzwonię drugi i trzeci raz i nadal nic(sygnał ciągle jest). W końcu trochę z nudów odpalam w telefonie fejsbuczka. A tam na pewnej popularnej grupie, widzę posta o takiej treści: Wypadek śmiertelny na Gerlachu. Na razie szczegóły nieznane. Oczywiście łączę kropki i zalewa mnie fala czarnych myśli. Próbuję to sobie jakoś racjonalizować, że może w trudnym terenie nie mają jak odebrać, a przecież jest ładna pogoda i na pewno na Gerlach wybrało się sporo turystów. No, ale to jednak nie Morskie Oko....Ten stan trwa może ze 20 minut, ale jest to bardzo długie 20 minut. Po tych minutach S. do mnie dzwoni- schodzą, ale dopiero doszli do Batyżowieckiego Stawu, a to jeszcze prawie 2 godziny do zejścia na dół i nie wiadomo na którą elektriczkę zdążą, bo ona wieczorem jeździ tylko raz na godzinę. Wobec tego, by nie marznąć i nie głodować na ławce wybieram się do Kamzika sama. Po tym jak zszedł ze mnie stres jestem tak głodna, że haluszki wciągam nosem Potem idę znów na elektriczkę, po drodze się gubię, bo przegapiam zejście po schodach i błąkam się pod jakimś komisariatem Na kwaterze jestem godzinę przed Sebastianem, bo oczywiście im elektriczka uciekła(ale piwo w barze zdążyli wypić). Odwiedza nas Marek, który nielegalnie korzysta z naszego prysznica, ponieważ śpi w busie przerobionym na kampera i ma ograniczony dostęp do wody S. jest skazany na jedzenie z puszki(M. chyba nic nie je bo on jest na keto, więc jak wypije rano szklankę oleju to mu wystarczy :D) No, ale taka jest cena gerlachowskiego sukcesu Co do wspomnianego wypadku- nie był to wypadek typowo turystyczny- paralotniarz spadł z nieznanych przyczyn. Być może mamy nawet tego nieszczęśnika na zdjęciu Ja niby dużo marudzę, ale ile się nasłuchałam, jakie zejście Batyżowiecką jest głupie, straszne i gówniane, to moje Kolejnego dnia nie jesteśmy w stanie wstać z kurami więc do domu wracamy w korkach. No ale taka jest cena.....;) Podsumowując cały wyjazd było super. Pogoda nie mogła przytrafić się lepsza, w końcu udało się przejść szlaki planowane od dawna. I tylko Jagnięcy jest dla mnie jak kość w gardle, no, ale trudno- chyba za rok 2 i 3 będzie tam jeszcze stał. Dziękuję za uwagę , oddaję głos do studia 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.