Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 14.10.2020 uwzględniając wszystkie działy
-
7 punktów
-
Rodzinne wspinanie, rok 1976. Lato 1976, opiekuję się przez pewien czas Tadkiem, moim piętnastoletnim wtedy bratankiem. Chodzić z nim po szlakach znakowanych – mało atrakcyjne dla młodego, sprawnego chłopaka, a dla mnie nuda. Poza tym jak się z kimś liną zwiążę to mam pewność (i komfort psychiczny), że nic zdrożnego się nie stanie. Jedziemy do Morskiego Oka, gdzie jako stały bywalec zawsze mogę liczyć na noclegi i to nie jeden w Starym Schronisku. Co pokazać Tadkowi na początek? To, co urocze, Żabi Niżni. Wchodzimy na Owczą Przełęcz, moją ulubioną, trawers na Białczańską i ekspresowy kurs wspinaczki na Owczych Turniczkach, a następnie udajemy się na miły posiad na Żabim Niżnim. Siedząc na jego wierzchołku czujemy się jak w loży teatru mając przed sobą panoramę Morskiego Oka i Żabich Stawów Białczańskich. Nazajutrz pora na coś bardziej sytnego, ceprostrada, Dolina za Mnichem, Mnichowe Stawki i Zadnia Galeria Cubryńska. Z Galerii podchodzimy na przełączkę pod Zadnim Mnichem – to szczególne miejsce, z jednej strony 43 metrowy, pionowy uskok Zadniego Mnicha, a drugiej wysoki, bardzo stromy uskok zachodniej grani Cubryny. Pierwsze przejście uskoku Zadniego Mnicha odbyło się techniką hakową w 1934 roku, a w czteroosobowym zespole byli dwaj wspinacze, których nazwiska zapisały się na zawsze w historii taternictwa: Stanisław Motyka i Stefan Zamkovski, tak, ten od Chaty Zamkovskiego. Uskok został „odhaczony” w 1946 roku przez Tadeusza Orłowskiego, Małgorzatę Serini-Bulską i Wandę Henisz-Kamińską. Tadeusz Orłowski to nie tylko jeden z najwybitniejszych wspinaczy w historii taternictwa, ale i profesor nauk medycznych, nefrolog, jeden z pionierów polskiej transplantologii, członek rzeczywisty PAN. Małgorzata Serini-Bulska to także profesor warszawskiej A.M. lecz także, jak Tadeusz lekarz Powstania Warszawskiego. Wanda Henisz-Kamińska to jedna z wybitniejszych taterniczek tamtej epoki. Uskok Cubryny ma z prawej strony słaby punkt, ciąg zachodzików doprowadza do kruchej rynny prowadzącej na łatwiejszy teren, pokonywany tym sposobem uskok jest tylko dwójkowy w przeciwieństwie do szóstkowego uskoku Zadniego Mnicha (stara szóstka, ale jara). Dalszy ciąg grani Cubryny to jedynka, ale próbując obchodzić jej fragmenty łatwo wejść w miejsca dwójkowe lub nawet lepiej, co się zresztą autorowi tych słów przydarzyło, gdy idąc solo chciał zdążyć przed deszczem. Pierwsze przejście tej grani wiąże się tez ze znanym nazwiskiem – Klemens Bachleda et consortes w 1904 roku. Na zdjęciach na Żabim po 20 i 30 latach od opisanej ekskursji. Cdn.3 punkty
-
Dawno tu nie zaglądałam, może dlatego, że z Tatrami ostatnio jakoś mi nie po drodze? Ale to, że nie byłam w Tatrach wcale nie oznacza, że nie byłam w górach, to raczej byłoby trudne do przetrawienia. Końcówkę sierpnia niespodziewanie spędziliśmy w Chorwacji. To moja druga podróżnicza miłość na równi z Tatrami. Częściowo oczywiście czas spędziliśmy na plaży, tak jak to robią normalni ludzie, ale że w okolicy są całkiem ciekawe góry, dużym błędem byłoby z nich nie skorzystać. Urlop spędzaliśmy u podnóża Biokova- największego i najwyższego masywu w Chorwacji. Postanowiliśmy któregoś dnia, że zdobędziemy jego najwyższy szczyt- Sv. Jure. Pagór ma wysokość 1764m i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że idzie się tam praktycznie z poziomu morza. My kwaterkę mamy na wysokości 130 m npm. więc zadanie jest nieco ułatwione, ale i tak musimy pokonać ponad 1600 m. przewyższenia. To więcej niż z Palenicy na Rysy? Pobudka 4 rano, 5.35 wymarsz, o 6 odnajdujemy wejście na szlak: Bardzo szybko robi się stromo, a nasz szlak to liczne zakosy poprowadzone przez niezwykle upierdliwe piargowisko. Po około 1,5 godziny doszliśmy do najtrudniejszego miejsca na szlaku- stromego żlebu z milionem obsypujących się kamieni: Zdjęcie w ogóle nie oddaje tych stromizn, ale tam się po prostu zjeżdżało z tym całym śrutem. Okazało się, że w tych dziwnych górach żyją kozice: Po wyjściu z tego piargowego piekła szlak robi się przyjemniejszy, za to słabiej oznakowany, co oczywiście skutkuje pogubieniem się i kłótnią? W takich pięknych okolicznościach robimy przerwę śniadaniową(jest dopiero 9, a my jesteśmy już całkiem wysoko). Dalsza część szlaku to taki płaskowyż. Idziemy raz z górki, raz pod górę i trochę po płaskim acz niewygodnym. Tutaj zaczynam mieć kryzys i jakoś dziwnie oddychać. Trochę przez ten oddech nie mam siły iść więc robię pięć kroków a potem się zatrzymuję. Mąż mówi, że mam chorobę wysokościową? Ale nie wydaje mi się, to za niska wysokość ? Trochę wpadam w panikę, że pewnie złapałam koronawirusa? Widać już szczyt, ale to jest złudzenie, gorsze niż w drodze na Małołączniak czy Sławkowski ? Po wielu godzinach mordęgi dochodzimy do asfaltowej drogi: Na szczyt można wjechać samochodem, ale to jest opcja dla mięczaków, więc nie była brana pod uwagę? Od połączenia drogi z naszym szlakiem mamy do wyboru dwie opcje- dalej szlakiem(stromo!) lub asfaltem (długooo i nuuudno). Wybieramy opcję nr 1. Droga jest nawet zaporęczowana ? ale jak dla mnie to bardziej przeszkadza niż pomaga, wolę sobie wyszukać wygodniejszych kamieni niż iść wzdłuż tej liny. Było długo i męcząco, ale po 5 godzinach i 40 minutach od wyjścia z "domu" stanęliśmy na szczycie ? W Dalmacji często spotyka się małe kościoły na szczytach gór, tym razem nie było inaczej: Hurra, pokonaliśmy największe przewyższenie ever! Nie czuję jednak ani dumy, ani szczęścia, jestem jakaś otępiała, chcę tylko usiąść i się patrzeć? Na górze spędzamy aż godzinę, trochę jestem rozczarowana, że nie ma tu schroniska z zimnym piwkiem. Decydujemy się w końcu na zejście drogą asfaltową( to z tęsknoty za Morskim Okiem, te góry to jakieś dziwne, suche takie, ani potoczku, ani stawu, ani nic ? Asfaltem, w porównaniu z tymi spadającymi kamieniami schodzi mi się doskonale. No i jeszcze czynne schronisko z piwem znajdujemy po drodze. To przycupniemy sobie tu na godzinkę ? Tyle już zeszliśmy: Na wysokości 1228 m. npm, na przełęczy o nazwie Ravna Vlaska czeka na nas dodatkowa atrakcja. To szklana kładka wisząca nad przepaścią. Nazywa się to Biokovo Skywalk i istnieje od lipca tego roku. Trochę się tego boję ? Po zwiedzeniu kładki należało podjąć decyzję: albo idziemy szlakiem(ale tu trzeba się cofnąć 1 km lekko pod górę), albo asfaltujemy do końca. Uparłam się na asfalt, bo bałam się schodzenia po ruchomych kamieniach, ale nie przewidziałam jakoś, że ten asfalt ma jeszcze 15 km. i będzie wlókł się w nieskończoność. No, ale jak ja się czasem uprę na coś bezsensownego to nic nie jest w stanie mnie od tego odwieść? Droga była długa i nudna, a zejście zajęło nam aż 6 godzin. Po zejściu dopiero zaczęły się prawdziwe przykrości. To nie Zakopane i busów żadnych tu nie ma, a wyszliśmy w środku niczego. Do "domu" jakieś 8 km. Na stopa nie ma co liczyć, kto by tam takich upoconych śmierdziuchów chciał zabierać ? Idziemy zatem 2 kilometry do najbliższej knajpy by zjeść kolację i wypić kolejne zimne piwko. Nieco złudnej nadziei wlewa w me serce przystanek autobusowy. Ale nie ma tak dobrze, autobus o 10.20. Jutro. Tyle to chyba nie będziemy czekać. Przeszliśmy asfaltem już ze 25 kilometrów to kolejne 7 chyba nam nie zrobi różnicy ? Najgorsze jest to, że tymi drogami zeszliśmy prawie do poziomu morza i na sam koniec trzeba podejść te 100 metrów na kwaterę. Ale jakoś i to zrobiliśmy ? To był bardzo męczący, ale bardzo piękny dzień. Wycieczka trwała aż 16 godzin, ale mieliśmy długie przerwy na piwo i jedzenie ? PS. I tak bardziej zmęczona byłam po Jarząbczym ?3 punkty
-
@Mnich Moderator za gorąco na czerwone portki, one dość grube są. Leżały sobie spokojnie na półce w Polsce ;). Niedługo zima, a na zimę mam ocieplane portki szare. Także czerwone to tylko wiosna i jesień ?3 punkty
-
3 punkty
-
3 punkty
-
Bo najpiękniejsze są proste rzeczy ? @AnuśW Krka akurat nie byłam, a co do żmij to zawsze patrzę pod nogi bo już miałam trzy bardzo bliskie spotkania z nimi. W tym jedno w Tatrach- na szlaku na Halę Stoły.2 punkty
-
@Fibi 29° w cieniu to upał ? w górach pewnie zimniej... Wiesz będąc tam byliśmy w Parku narodowym Krka, byłaś może? Piękne wodospady skały i las i ....... pełno żmij ? tak się wystraszyłam, że nie mialam już ochoty na żadne wycieczki..... kolejnego dnia weszliśmy na takie wzgórze z ruinami zamku w Novigradzie, tam mieliśmy hotel ( nie wiem jak się nazywała górka ) ale non stop patrzałam pod nogi ?? a widoki były piękne....2 punkty
-
2 punkty
-
Ten asfalt to uważam raczej za głupotę i powód do wstydu, ale dzięki ? Szklane coś nie było takie złe, bardziej to się boję pionowych drabin. Dzięki ? Ja wybrałam najzimniejszy dzień na wycieczkę- 29 stopni w cieniu zaledwie. A na szczycie to mogło być poniżej 20 stopni, bo zmarzałam. Ja przeżyłam? Ale ja lubię ciepełko. Z temperaturami lepiej może być w maju i wrześniu. Dziękuję ? Temperatura jakoś mnie nie powstrzymała. Pierwsza część wycieczki odbyła się w cieniu wielkiej góry i wcześnie rano, więc upał dopiero na zejściu był odczuwalny.2 punkty
-
2 punkty
-
Jeżeli ktoś ma słabiutką kondycję to nawet gdyby założył baleriny i tak może mieć problem ? Moim zdaniem góry powinny być dostępne dla wszystkich, jednak każdy kto chce po nich chodzić, oprócz lonży i kasku, musi być wyposażony w zwykły zdrowy rozsądek i życiowy realizm, który pozwoli mu ocenić, czy ma iść na Orlą, czy na Kościeliską. Zdarza się, że ludzie tych szlaków nie odróżniają!2 punkty
-
2 punkty
-
2-3 litry wody, peleryna, kurtka, jeszcze jakaś koszulka na zmianę, jedzenie i parę drobiazgów. 40-tkę zwykle wypycham po brzegi. Wolę nosić pojemniejszy plecak, który można skompresować jeśli nie ma potrzeby korzystania z pełnej pojemności.1 punkt
-
Kiedyś szłam Chochołowską i żeby mi szybciej zleciało to powtarzałam tabliczkę mnożenia? Zdarzyło się Wam wracać z jakiegoś szlaku z totalnym rozczarowaniem ?1 punkt
-
Oczywiście, wybór obuwia to kwestia bardzo indywidualna. Nie należy się z wyborem i kupować na rympał. Przymierz tez kilka innych modeli, coś ze Scarpy, La Sportivy, Meindla. Będziesz miał porównanie.1 punkt
-
A ja zawsze mam miejsce w tej 22. Nawet zimą zabieram go na jednodniowe wycieczki. Zmieszczę w nich wszystko, co potrzebuję, z kuchenką turystyczną włącznie ?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Ale tego typu worki, nie dość, że urodą nie grzeszą, to są zupełnie niepraktyczne i niewygodne ;/ Oglądałem dziś karrimora jakiś akceptowalny plecak, ale miał tylko dwie komory, co skutkowałoby niemożnością znalezienia czegokolwiek... Raczej natury hipstera nie mam, bardziej przypominam zmęczonego życiem żula spod sklepu.1 punkt
-
@Mateusz Z Ty to już seryjnie. @Zośka mgła, a Ty widmo... niezła parka!!!????1 punkt
-
Polecam zdecydowanie Rohače, byłam w połowie sierpnia, cudo i bez tłumów.1 punkt
-
@wojtisek1Fajne trasy, szczególnie Czerwone Wierchy. Tatry to wyjątkowe pasmo górskie. Teren wysokogórski, ale bez lodowców, szlaki zadbane, dość dobrze oznaczone i względnie bezpiecznie poprowadzone - to przyciąga rzesze ludzi. To że są śmieci to tylko i wyłącznie wina niewyedukowania i braku kultury turystów. Sam wczoraj ze szlaku zabrałem paczkę po fajkach pełną petow, parę papierków po batonach i butelki plastikowe. Też zauważam, że kasa dla części górali jest najważniejsza, niestety wartości i priorytety ludzkie się zmieniają, dlatego staram się omijać szerokim łukiem wszelakie bryczki, Krupówki, gubałówki itp. Tatry są piękne, będę je odwiedzał do śmierci, koniec kropka ?1 punkt
-
Nawiązując do marzeń to z całego serducha polecam Wam na jesienne wieczory Siłę Marzeń Miłki Raulin ( prawie sąsiadka - nasza dziewczyna z Kaszub ? ) Jest moc ? To książka własnie o tym jak marzenia urzeczywistnić ale także niestety o przerażającej rzeczywistości realiów zdobywania Everestu i o wielkiej korupcji - przeczytajcie sami.... Czyta się super, dziewczyna pisze tak fajnie, lekko i z humorem, że właściwie trudno się oderwać...1 punkt
-
Rodzinne wspinanie – część V. Rok 1965, MOko. Dzień trzeci. O czym tu dumać na paryskim bruku, pardon, nad Morskim Okiem. Cztery enerdowskie stalowe karabinki, pięć haków z grubszej, giętej blachy, stylonowa, rodem z Bielskiej Fabryki Lin i Pasów zjazdówka fi 6 mm, turystyczne wibramy, gołe łebki nie licząc wełnianych czapeczek i jedna porządna, słowacka czy też czeska lina – ot cały sprzęt na dwie dwójki, bo dołączył do nas Antek, twardy górnik. Po raz trzeci ruszam na Pośredniego Mięgusza, drugi raz spod Chłopka, tym razem związany z Alą, a drugi zespół tworzą Andrzej i Antek. Andrzej waży ponad 100 kg, ja tylko 66 kg tak więc my na zjazdówce, oni na czeskim lanie. Cóż można napisać o tym wejściu – bez historii i emocji jak wiele innych, sprawnie poszło. Dzień czwarty. Pogoda, jak podczas wielu dni tego lata nieszczególna co narzuca nam Zadniego Mnicha, bo w razie czego komfortowy odwrót i sporo koleb pod bokiem. Aby uatrakcyjnić tę eskapadę po przejściu pierwszej ścianki odbijam na prawo od krawędzi grani na jakieś cztery do pięciu metrów, a wyżej trzymam się ostrza grani. Schodzimy zaś najłatwiejszym wariantem bez zjazdu. Nie wiemy jeszcze z Alą, iż za siedem lat urodzi nam się córka Magda, z którą za lat dwadzieścia i trzy ponownie wejdę na Zadniego Mnicha, upłynie jeszcze parę lat i Magda wróci na Zadniego, ale tym razem północną jego ścianą drogą Orłowskiego (V+). Dzień piąty. Pogoda stabilniejsza, zatem hajda na Cubrynę i Mięgusza w specyficzny sposób, bo kompania nabrała już doświadczenia. Jak urozmaicić turystyczne wejście bez asekuracji na Cubrynę i Mięgusza? Dla mnie to proste, choć poprzeczka sięgnie tym razem dwójki – purystom przypominam, iż TANAP w swoim regulaminie wspinaczkę jako taką definiuje od trójki wzwyż. Przełączka pod Zadnim Mnichem i obchodzimy uskok zachodniej grani Cubryny po prawej stronie, przemykamy się półeczkami do kruchej rynny i w górę. Z wolna i z ostrożna bo na żywca, drobiazgowo sprawdzam stopnie i chwyty wskazując je reszcie kompanii, aby ktoś katastroficznego błędu nie popełnił, o co wcale nietrudno. Przez Przełaczkę nie raz i nie dwa przechodziłem na zielono łamiąc granicę państwową. Razu pewnego znalazłem tam w linii spadku owej rynny martwą kozicę, dorodną i zdrową, która tam odpadła, choć mistrzynią w tym terenie była. Innym razem słysząc, jak trójkowy zespół wspina się tą rynną starannie się asekurując zboczyłem w lewo i całkiem słusznie, bo po chwili w miejsce, gdzie regulaminowo powinienem podchodzić walnął spory kamień. No cóż, starego wróbla na plewy nie nabierzesz, ale się chłopcy nieźle przestraszyli, że mnie ubili. Jeszcze innym razem wycofując się z tego uskoku podczas załamania pogody zlazłem z jednej półki na drugą jak kot po gorącej blasze po misternej piramidce want po czym głupio się lekko o nią oparłem dłonią i co najmniej pół tony kamienia poszło z hukiem w żleb ze smrodem siarki. Sama grań to muzyka lekka i przyjemna, choć jedynkowa. Na Hińczowej niespodzianka, żleb zabity śniegiem od ściany do ściany i całkiem niemiły do schodzenia, ale nic to, jak mawiał imć pan pułkownik Wołodyjowski - mam plan B w zanadrzu. Potem zachodnia grań Mięgusza, w której się zakochałem jak w dziewczynie od pierwszego wejrzenia i wierzchołek, odszukiwanie swoich kilku wpisów z ubiegłych dwóch lat. Było już dość późno – czas schodzić jak najkrótszą drogą i tak, aby było dydaktycznie. Obejściem grani po południowej stronie na siodełko przed Mięguszowiecką Turniczką i wariantem Janczewskiego na Siodełko w Filarze, Klimkową Ławką na Wielką Galerię Cubryńską, Mała Galeria i już zbiegamy Mnichowym Żlebem na Nadspady. A z Nadspadów klasycznie starą percią wzdłuż Dwoistej Siklawy na brzeg Morskiego Oka. Tak się zakończył dzień piąty.1 punkt