pmwas Opublikowano 4 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia Tym razem nie będę odgrzewał starego kotleta sprzed lat, przywołujac wspomnienia dawnych tryumfów, tym razem zdjecia jeszcze zimne, bo z zimnego, wczorajszego dnia. Dawno już nie byłem wysoko w Tatrach Wysokich. Od pewnego czasu dominują Tatry Zachodnie, a w Wysokie - oprócz zimowych spacerków w niższych partiach - jakoś mi wiecznie nie po drodze. Dlaczego? W sumie to nie wiem i postanowiłem to zmienić. Isc gdzieś na skały. Zobaczyć, czy moje stukilowe cielsko da rade sie wytoczyć na coś więcej niż trawiasty Blyszcz... Sezon w pełni, więc wyruszam wcześnie... żeby zdążyć przed tłokiem. Na parkingu przy wylocie Doliny Suchej Wody jestem zatem przed 6. W środku sezonu szósta to może być i tak za późno, ale dzień jest deszczowy, zimny i raczej mało zachęcający do górskich wędrówek. Parking prawie pusty. Gdy wchodzę do doliny, dopada mnie pan z TPN. Świeżo wysiadł z samochodu i na bank spodziewa się, ze włażę wcześnie bez biletu. Że tez mu się chciało tak wcześnie do roboty przyjeżdżać... Niespodzianka - bilet kupiełm online w dniu poprzednim. Owszem, pamiętam czasy gdy przyjazd przed otwarciem kasy "rozgrzeszał" z wejścia "na gapę" ale w erze biletów on-line nie ma usprawiedliwienia, więc bilet mam zawsze. Pan opóźnił mi wejście o dobre 5 minut, bo nie wystarczył mu bilet pokazany na ekranie telefonu, musiał odpalić kompa i go zsakanować Już kiedyś wspominałem, że planujac bardziej "ambitne" wypady wybieram wejście Doliną Suchej Wody. Jest mało ciekawe, ale stosunkowo mało męczące. I fajne do zejscia na zmeczeniu, bo idzie się po wyżwirowanej drodze, bez potykania się i ślizgania po kamieniach. Muszę też powiedzieć, ze z każdym kolejnym wejściem coraz bardziej lubię tą dolinę. Jej rzeźba jest makabrycznie nudna, natomiast posiada piękną roślinność i można świetnie zaobserwować zmieniające się pory roku. Jest taka... przyjemna. Do Murowańca dochodzę o 7:20. Czy to dobry czas? Chyba niezły. Nie forsowałem tempa, żeby się na wejscie nie zmęczyć. Zwłaszcza, ze swoim zwyczajem szedłem na głodnego, zeby zjeść śniadanie w Murowańcu. Kasza jaglana z owocami jest za słodka. Jak dla mnie - wolałbym pól porcji, bo zjeśc tyle "ulepka" wcale nie jest łatwo. Za to, co widać dałem 65zł, wiec tanio nie jest. Ale co teraz jest tanie??? W schronisku ruch umierkowany, sądząc po klapkach na stopach obecnych w jadalni osób - zdecydowana większość to goście schroniska. I pośród nich ja. Wyraźnie już przemoczony, a to dopiero początek dnia! Niezrażony pogodą idę do Czarnego Stawu... Nie wiem, czy byłem kiedykolwiek tak wcześnie nad Czarnym Stawem, ale chyba nie. Staw ledwo widać we mgle. Widocznosć jest zła, ale coś jednak widać. Bez zbędnego opóźniania skręcm w lewo w stronę Granatów. W pierwotnej wersji chciałem wejsc na Granaty i zejść przez Kryżne. Lub odwrotnie. Ale pogoda do bani, wiec wybrałem inny cel wycieczki. Zmarzły Staw. Szlak obchodzi Staw od wschodu. Ale to przeciez wiecie I po obejściu stawu, za odejściem żóltego na Skrajny Granat, zaczyna piąć się w górę w stronę Zawratu... Teren robi się coraz bardziej skalisty. Wysokości nabiera się umiarkowanie szybko. Wszak Zmarsły Staw to tylko niecałe 1800mnpm, wiec niecałe 200m powyzej Czarnego Stawu. Po drodze mijam pojedyncze osoby schodzące z Zawratu, zapewne w drodze z Doliny Pieciu Stawów Polskich. Po minięciu niewielkiego skalnego progu rozpoczynam zejście nad Zmarzły Staw... I oto jestem. Czyli koniec wycieczki o 9:00 i powrót do domu? A skad, nie byłbym sobą. Jest wprawdzie zimno i deszczowo, ale idzie się nawet dośc dobrze. Skała jest śliska, ale da się żyć, nie jeźdżę wclae po całym świecie, wiec obieram kolejny cel - Kozią Dolinkę u stóp Orlej Perci. W tym miejscu byłem raz - schodząc z Koziej Przełęczy. Zielonym szlakiem prowadzącym do Koziej Dolinki miałem iśc pierwszy raz w życiu. Uwielbiam takie momenty. Miejsce w Tatrach, w którym jeszcze nie byłem! Do dolinki prowadzi łątwa ścieżka po kamyczkach. W jednym miejscu trzeba pomóc sobie rękami, ale generalnie ścieżka dla dzieci. Szkoda, ze nie ma widoków, bo domyślam się, ze musi być ładnie. Tak wysokogórsko. Ale wczoraj było tylko mleko. I tak oto dotarłem do rozdroża. Żleb Kulczyńskiego to trasa, o której opowiadał mi kiedyś ojciec, dawno dawno temu. Uchodząca za jeden z najtrudniejszych szlaków w Tatrach trasa raczej nie zachęca do wejscia w tak "psią" pogodę, ale skoro doszedłem już tutaj, to raz krowie śmierć. Skrecam w prawo czarnym szlakiem w stronę słynnego żlebu. Wszak to szlak turystyczny, znakowany. Nie może być TAK źle, prawda? Trasa z poczatku wiedzie po kamieniach ułożonych w rumowisku, by dotrzeć do wysokiego progu podcinającego żleb. Muszę przyznać, ze wysoka ściana skał wyłaniająca się nagle z mgły robi kolosalne wrażenie... Szlak skreca w prawo by ominąć próg od południa Rysą Zaruskiego. Wkrótce docieramy do pierwszych trudności, w postaci stormego, a wczoraj jeszcze śliskiego, podejścia po gołej skale. Wejść wszedłem, ale zejść bym nie chciał. Niby nic, ale stromo i ślisko. Dalej zaczyna się łańcuch... Pierwszy ubezpieczony odcinek jest łatwy. W zasadzie chyba łatwiejszy niż ten nieubezpieczony. Fakt, jest ślisko, wiec się trzymam, ale spokojnie dałoby się bez. Na końcu tego odcinka dochodzimy do czachy, informującej by wybrać żleb na lewo, a nie na prawo. Czacha ma swoje uzasadnienie, bo patrząc w górę, uwazam, ze żleb w prawo wygląda w rzeczy samej bardzo zachęcająco... Rzut oka w dól skąd przyszedłem i dalej ubezpieczoną rynną, w której - jak sama nazwa wskazuje - w deszczowe dni plynie woda, co jeszcze bardziej ułatwia wspinaczke. Rynna, komin... zwał jak zwał. W kazdym razie jest stromo i - a jakże - ślisko. Tu i tam można znaleźć niewielki stopień, ale tempo mam złe, bo znalexienie kawałka przyczepnej skały, opracowanie koncepcji gdzie dać którą z trzech łapek nietrzymajacych akurat łańcucha i jeszcze zebranie sił na dźwignięcie 120kg o jeden krok wyżej zabiera sporo czasu. Czasem trzeba się cofnać o krok, czasem sprawdzić 3 razy, czy but na który chcę przenieśc cały niemal cieżar mojego grubego cielska na pewno pewnie siedzi w małym fragmencie przyczepnej skały. Nie żeby mi się to nie podobało, ale znów - schodzenie tędy w tych warunkach to musi być dramat. Wchodząc lepiej się widzi, można pomacać skałę, a schodząc trzeba macać nogami nieco na oślep. Nie, nie chcę tędy schodzić, nie tego dnia, nie w tych warunkach... Na końcu ubezpieczonego odcinka robię mały postój. Pora uzupełnić nadwątlone zapasy energii. Jeść mi się nie chce, a z płynów - posiadam tylko wodę, piwo i colę... Woda energii nie dostarczy, piwo w takim miejscu to kiepskie paliwo, wiec wybór pada na colę. W tym miejscu jest jeszcze smaczniejsza niż zwykle. Tu kolejny z nielicznych plusów chodzenia w takie dni - jest zimna. Nie ma palącego słońca, nie ma jej co ocieplić. A najlepsze, że jest zimna, choć nie byłą w lodówce - od dnia przyjazdu mieszkałą w plecaku, a jednak jest zimna. Tyle w temacie wczorajszej odczuwalnej temperatury. Dalej jest już bardzo łatwo. Chwila moment i widzę majaczace we mgle czerwone znaki graniowego szlaku na Orlej Perci. Jest 10:35, gdy skrecam w lewo w stronę Granatów. Tutaj muszę się przyznać do strategicznego błędu. O ile z samego żleby się przygotowałem, bo od dawna marzyło mi się pokonanie "legendarnego" odcikna, o tyle z tego odcinka Orlej Perci nie przygotowalem sie wcale. Wszak na Orlej już byłęm, było spoko, z czego się tu przygotowywać. I nagle z mgły wyłoniło się to... Idę o zakłąd, ze mgła poteguje strach, ale gdy zobaczyłem czerwone znaki tam na górze - struchlałem. Naprawdę. Przez chwillę nie mogłem uwierzyć, że śmieszek-złosliwiec malujacy znaki każe mi wejśc tam. Chwilę analizowałem sytuację. Bo jesli tam nie wejdę, to zostaje mi w tył zwrot. Ale żlebem Kulczyńskiego nie chcę schodzić, to może odbić w stronę Koziego i zejść do "piątki"? Tylko jak wtedy wrócę po samochód? Znów szukać busa, znów czas, a miałem tego dnia wracać... Muszę powiedzieć, ze troszkę mi mina zrzedła. Ale konsternacja nie trwała długo. Co tu mylśleć o odwrocie, trzeba podejsc i pomacać - może z bliska wygląda lepiej? Podchodzę i... nie. Z bliska też wygląda źle. Ale cóż robić. Atakuję komin, który przede mną wyrósł tak niespodziewanie. I jestem na górze. Trzeci raz już to mówię - schodzić bym w tych warynkach nie chciał. Znów to samo. Ślisko, przyczepnych miejsc jak na lekarstwo, trzeba kombinować. Mniej wiecej w połowie utknąłęm totalnie i żywcem nie mogłem znaleźć miejsca na stopę. Desperacko szukajac przyczepnosci rozkraczyłem się chyba trochę za bardzo, bo ciągnąc w górę moją niebagatelną masę naciągnąłęm czworogłowy. I tak patrzę sobie na skały i kuśtykam po kamyczkach. Dalszy fragment jest dosc prosty, choć nieco eksponowany, ale trochę martwi mnie kontuzja mięśniowa na tej wysokości i w takich warunkach. Tym razem mam jednak szczęście. Uraz rozchodziłem błyskawicznie i mogę bez problemu iść dalej. Ten fragment Orlej Perci nie jest zbyt wymagający, ale domyślacie się, ze po deszczu taka półeczka budzi respekt. Nie ma się czegom złapać, a można pojechać. Sam nie wiem, czy lepiej przejsć ją "na pałę", czy ostrożnie badać teren. "Na pałę" się boję, więc usiłowałem trzymać się skały obok, ale nie bardzo ma ona dobre miejsca żeby się pewnie złapać. Przejscie tego fragmentu, które normalnie trwa pewnie ze dwie sekundy, zajęlo mi dobrą minutę i zestresowało chyba bardziej niż te wszystkie łańcuchy. Tyle razy w życiu już się wyrąbałęm na śliskim, że nie lubie nie mieć się czego trzymać. Jak mam łańcuch, to wiem,ze zawsze się trzymam i całkiem nie polecę, a tu? Nie podobało mi się ani trochę. Zamierzałęm do Koziej Dolinki zejsć, a nie spaść... Na podejsciu na Zadni Granat w lewo odchodzi długo wyczekiwane zejscie do Koziej Dolinki. W dobrych warunkach szedłbym dalej, ale w tym deszczu i zimnie to było dokładnie to, czego pragnąłem. I tak przyszarżowałem już dość, jak na taką pogodę i zdecydowanie pora schodzić. A skoro znów mowa o pogodzie - kolejny plus takiej aury. Na Orlej Perci, w żlebie Kulczyńskiego i w Koziej Dolince spotkałem 0 osób. Ni żywego ducha. Zamiast kolejek do łańcucha - cała trasa tylko dla mnie. Sam na sam z Tatrami. Magiczne... "Krowią ścieżką" z Granató zszedłęm do Koziej Dolinki. Niemal w samo południe. Zielony szlak jest bardzo łatwy, wiec jeśli ktoś chce "liznąć" Orlej Perci, a boi się łańcuchów - polecam. Może niekoniecznie w taki dzień jak ten,. ale naprawdę trudnosci na tej trasie praktycznie nie ma. Moze poza jednym skalistym zejsciem, gdzie trzeba uzyć rąk i nóg. Oczywiscie na tym prostym zejściu nie waży się już trzy razy kazdego kroku, nie maca się kamieni, czy aby nie śliskie, wiec schodząc przez Kozia Dolinkę przepięknie pojechałem lądując tyłkiem na kamieniach. Mógłbym przysiać, zę pzrez moment słyszałem chichot ducha tych gór. Taki prank. Tyle przeszedłem w warunkach - jak na szlak turystyczny - trudnych i wymagajacych, a na głupiej perci o nikłym nachyleniu musiałęm sie poobijać. A jakże, taki juz los krowy udającej kozicę. Zmarzły Paweł z powrotem nad Zmarzłym Stawem. Ubrania przemoczone "do nitki", w butach chlupocze woda, ale jest moc. Dalej śliskie zejscie do Murowańca (kamienie na szlaku z Zawratu są bardziej wyślizgane)... ...tylko po to, by się przekonać, że -mimo dwszczowego dnia - schronisko jest nabite ludźmi do pełna i widoków choćby na ciepłą herbatę nie ma zadnych. Znów to samo. Na Hale Gąsienbicowa trzeba brać termos, bo inaczej albo obejdziesz się smakiem, albo bedziesz czekać w długaśnej kolejce zeby napić się czegoś ciepłego. Za to nie lubię Murowańca. Wiem, ze to nie wina schroniska, ale a sezonie schroniskiem to ono jest tylko z nazwy, pełniac raczej funkcję baru dla letników. Przepraszam, nie chcę nikogo uraxić, ale po takiej trasie chciałoby się usiaśc, odpocząć, napić się herbaty. A tu lipa. Ani gdzie usiąść, ani nie ma jak tej herbaty kupić, po prostu tragedia. Na szczeście łąwki na zewnątrz były mokre i nie miały wziecia, to sobie usiadłem, zjadłem co miałem w plecaku i szybkim marszem zszedłem do samochodu. Przemokło mi absolutnie wszystko. Plecak, portfel... Ale jestem szcześliwy. Trasa cudna. Wymagajaca, mecząca, wymarzona od lat... Było super. I... dałem rade. A troche straciłęm już wiare w swoje mozliwości. Polecam bardzo choć... nie w takie dni jak ten! 8 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 4 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia 19 minut temu, pmwas napisał(a): . nie w takie dni jak ten! jesteś hardkorem , ja bym się nie odważył.......... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
pmwas Opublikowano 4 Sierpnia Autor Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia 3 minuty temu, barbie609 moder napisał(a): jesteś hardkorem , ja bym się nie odważył.......... Nie było źle. Grunt to wybrać trudne wejście i łatwe zejście. Porównując do pogodnych dni i kolejek do łańcucha - w taki deszczowy dzień jest technicznie trudniej, ale nie ma presji ludzi czekających aż zwolnisz łańcuch. Masz cały szlak dla siebie. Możesz przemyśleć, spróbować, cofnąć się, spróbować jeszcze raz. Bez pośpiechu, bez presji, bez wyczekujacych spojrzeń. I ta cisza... 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
barbie609 moder Opublikowano 4 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia Teraz, pmwas napisał(a): I ta cisza... no tak , teraz to rzadkość 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 4 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia Chyba bym jednak wolała spotkać jakiś ludzi niż iść w taką pogodę, zwłaszcza że Żleb Kulczyńskiego to nie Giewont ani Rysy i aż takich hord to chyba tam nie ma( ale mogę się mylić). Jednak pomijając pogodę to bardzo fajna trasa(jeszcze nie byłam). No i ja też się często przewracam na łatwym 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Zośka Opublikowano 4 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia @pmwas podziwiam że wszedłeś w takich warunkach. Ja wchodziłam przy świetnej pogodzie i uważam że było trudno a w deszczu na pewno bym nie weszła. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jędrek Opublikowano 4 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia 55 minut temu, pmwas napisał(a): Za to, co widać dałem 65zł Najdroższy bar mleczny w Polsce 59 minut temu, pmwas napisał(a): Czacha ma swoje uzasadnienie, bo patrząc w górę, uwazam, ze żleb w prawo wygląda w rzeczy samej bardzo zachęcająco I co jakiś czas ktoś się tam zapędza, mniej lub bardziej świadomie. Godzinę temu, pmwas napisał(a): Na Hale Gąsienbicowa trzeba brać termos Termos z (bardzo słodką) herbatą noszę zawsze, m. in. po to by nie tracić czasu na tzw. schroniska. Godzinę temu, pmwas napisał(a): Trasa cudna. Trasa super, pogoda mniej, ale na pewno będziesz ten dzień pamiętał. Szedłem kiedyś podobnie, we mgle (padało akurat niewiele) ale schodziłem przez Skrajny Granat, już po zmierzchu. Ludzi na grani spotkałem ... czworo. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
jaaga76 Opublikowano 4 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 4 Sierpnia @pmwas no moja pogoda w Tatrach ... i @Zośka. Chyba... NIE! Na pewno by by mi się nie chciało iść.Nawet dla magii pustych Tatr... Cieszę się, że masz fun i satysfakcję z wycieczki. Mam nadzieję, że nie masz kataru 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fibi Opublikowano 5 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 5 Sierpnia 6 godzin temu, jaaga76 napisał(a): @pmwas no moja pogoda w Tatrach ... i @Zośka. Chyba... NIE! Na pewno by by mi się nie chciało iść.Nawet dla magii pustych Tatr... Cieszę się, że masz fun i satysfakcję z wycieczki. Mam nadzieję, że nie masz kataru A kto chodził w zeszłym roku w taką pogodę dzień w dzień? 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
jaaga76 Opublikowano 5 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 5 Sierpnia 56 minut temu, Fibi napisał(a): A kto chodził w zeszłym roku w taką pogodę dzień w dzień? Dlatego teraz juz bym się nie ruszyła ... 1 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wjesna Opublikowano 5 Sierpnia Udostępnij Opublikowano 5 Sierpnia Trasa, pogoda- wszystko hardcorowe. Dobrze, żeś cały wrócił. 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.