Skocz do zawartości
  • wpisów
    80
  • komentarzy
    44
  • wyświetleń
    29 806

Wpisy na tym blogu

Drugi krąg wtajemniczenia - Mnich i Cubryna.

Drugi krąg wtajemniczenia – Mnich i Cubryna                  Od chwili wyjazdu z Tatr w 1961 roku pilnie przygotowuję się do następnego sezonu. Trenuję koszykówkę w Łódzkim Klubie Sportowym, w domu mam prymitywną, ale praktyczną siłownię, bardzo dużo czytam na tematy górskie. Zaliczam teoretyczny kurs wspinaczkowy i wstępuję do Koła Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego. Kompletuję najprostszy sprzęt turystyczny i trzydziestopięciometrową linę asekuracyjną, z sizalu, a jakże. Gdyby dziś wym

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Lubię nocne powroty

Lubię nocne powroty.  Gdy bazą było schronisko w Roztoce to powroty takie latem zdarzały mi  się często, a późną jesienią i zimą były codziennością. Przed laty Ala wymyśliła kapitalny slogan reklamowy dla Roztoki: Z Roztoki wszędzie blisko!   To stwierdzenie zawiera w sobie pewien szyfr, dla spacerowicza z Roztoki wszędzie jest daleko, dla tatrzańskiego zaś długodystansowca to punkt na mapie Tatr, z którego można wyruszyć na szereg długich wyryp o różnym stopniu trudności. Przykładowo wymienię d

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Poemat pedagogiczny (ale nie Makarenki). Część II.

Poemat pedagogiczny (ale nie Makarenki). Część II.   Zaczynam ekspresowe szkolenie Krzyśka, idziemy na Żółtą Turnię, wyszukuję odpowiednią formację skalną, nauka zakładania stanowiska i podstaw asekuracji. Kolej na naukę zjazdu, rzecz jasna w kluczu.  Instruktaż, dwa zjazdy w moim wykonaniu w celu zademonstrowania optymalnej techniki i przychodzi kolej na Krzyśka. Wchodzi w klucz, po czym wycofuje się: muszę jeszcze raz po czytać o zjeździe w podręczniku! Nowickiego i Dobrowolskiego

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Poemat pedagogiczny (ale nie Makarenki). Część I.

Poemat pedagogiczny (ale nie Makarenki). Część I.               Rok 1953, pułkownik armii brytyjskiej i niezły alpinista John Hunt kieruje zwycięską wyprawą na Mount Everest. Po powrocie z wyprawy zostaje Sir Johnem Huntem.             W 1966 roku spędzamy dwa tygodnie na taborisku usytuowanym na Wyżniej Polanie Mięguszowieckiej. Słowacy z sąsiedniego namiotu w słotny dzień opowiadają nam, jak w ubiegłym roku pilotowali Johna Hunta i jego podopiecznych obozujących na tym taborz

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część V.

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część V.                   Czwartej nocy spada śnieg, rano jest zimno i ponuro, ale wreszcie przestaje lać. Śniadanie, chwila namysłu i ruszamy w górę Doliny Litworowej z zamiarem wejścia na Rohatkę. Góry są wyludnione, niewielu turystów napotykamy. Na Rohatce wiążemy się liną i rozpoczynamy wspinaczkę granią Małej Wysokiej. Droga dwójkowa czyli łatwa, Tadek radzi sobie świetnie, choć skały są śliskie, a temperatura niska, marźniemy na stanowiska

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część IV.

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część IV.               O kruszyźnie na Cubrynie ciąg dalszy. Moja córka Magda schodziła kiedyś, wracając ze wspinaczki prawym zachodem Abgarowicza i to w czwórkowym zespole: Tata, nie bierz nikogo na Abgarowicza, idź tam sam. Dla niezorientowanych: droga ta, nieco trudna (I) wyprowadza z Zadniej Galerii Cubryńskiej na zachodnią grań Cubryny – do jej wierzchołka pozostaje wtedy jeszcze całkiem sporo wędrówki. Gdy kończy się płytowa część tego zachodu po

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część III.

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część III.               Z kruszyną na Cubrynie zapoznałem się  dużo wcześniej (ab ovo – jak mawiali Rzymianie), bo w roku 1962 podczas pierwszego na nią wejścia. A było to tak. 22.08.1962 Opuszczam wczesnym rankiem moją Mamę na Skibówkach, Kuźnice, Hala, Żleb Kulczyńskiego, Granaty, Krzyżne, skąd via Stawy schodzę do Roztoki, gdzie nocuję. Zimno, mgła, niepogoda. 23.08.1962 Pogoda się poprawia, a zatem MOko, Dolina za Mnichem, Mnich przez Pł

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część II.

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część II. Znam uskok zachodniej grani Cubryny z autopsji, jedenaście lat wcześniej przeszedłem go bez asekuracji, teraz, ze względu na Tadka wole związać się liną. Dwa wyciągi i dwa haki stanowiskowe i już uskok za nami. Idziemy dalej ściśle granią świetnie się bawiąc. Gdy wpisuje nasze wejście do książeczki na wierzchołku Tadek dopisuje: w dniu otwarcia XXI Olimpiady ery nowożytnej w Montrealu. Przełączka pod Zadnim M

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie, rok 1976. Część I.

Rodzinne wspinanie, rok 1976.             Lato 1976, opiekuję się przez pewien czas Tadkiem, moim piętnastoletnim wtedy bratankiem. Chodzić z nim po szlakach znakowanych – mało atrakcyjne dla młodego, sprawnego chłopaka, a dla mnie nuda. Poza tym jak się z kimś liną zwiążę to mam pewność (i komfort psychiczny), że nic zdrożnego się nie stanie. Jedziemy do Morskiego Oka, gdzie jako stały bywalec zawsze mogę liczyć na noclegi i to nie jeden w Starym Schronisku.               Co pokazać

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie – część V. Rok 1965, MOko.

Rodzinne wspinanie – część V. Rok 1965, MOko.             Dzień trzeci. O czym tu dumać na paryskim bruku, pardon, nad Morskim Okiem. Cztery enerdowskie stalowe karabinki, pięć haków z grubszej, giętej blachy, stylonowa, rodem z Bielskiej Fabryki Lin i Pasów  zjazdówka fi 6 mm, turystyczne wibramy, gołe łebki nie licząc wełnianych czapeczek i jedna porządna, słowacka czy też czeska lina – ot cały sprzęt na dwie  dwójki, bo dołączył do nas Antek, twardy górnik. Po raz trzeci ruszam na Pośre

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Zielone ludziki nad Czarnym Stawem

Zielone ludziki nad Czarnym Stawem. W swoim czasie, dawno, dawno temu niemile zaskoczył mnie listonosz przynosząc mi wezwanie na ćwiczenia wojskowe, gdy zaczynałem się już pakować w Tatry. Rad nie rad pojechałem do Grudziądza do stacjonującego tam pułku chemicznego. Zameldowałem się w pułku i wyfasowałem polowy mundur oraz tylko dwie gwiazdki, bo takowych ponoć zabrakło. Nie mając zamiaru degradować się do stopnia chorążego przypiąłem je do jednego naramiennika pozostawiając drugi „gołym

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie – część IV. Rok 1965, MOko.

Rodzinne wspinanie – część IV. Rok 1965, MOko.             Opuszczamy niespiesznie  gościnną Brnčalkę i pod wieczór przekraczamy granicę w Łysej Polanie w sam raz, aby zdążyć na ostatni autobus jadący do MOka. To jeszcze ten czas, gdy ostatni z przystanków jest przed Wozownią vel Starym Schroniskiem vel FranzHiltonHotelem. Wszystkie miejsca w Wozowni zajęte, ale przed nią stoją dwa wojskowe namioty z pryczami, materacami i kocami. Sklepik spożywczy na Łysej był już zamknięty co zmusza nas

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie – część III.

Rodzinne wspinanie – część III.                Warunki wyraźnie się pogorszyły, coraz więcej śniegu zalega w wysokich partiach, coraz bardziej granie są oblodzone. A sprzętu mamy niewiele, dwie liny wprawdzie, ale tylko cztery stalowe karabinki i pięć haków, w dodatku kompletnie nieprzydatnych jako haki stanowiskowe – są to tzw. simondy wykonane tylko z nieco grubszej blachy. Postanawiamy z Doliny Dzikiej przetrawersować do Doliny Jastrzębiej, wejść na Czarny Przechód i w zależności

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Zaćma i góry plus raz jeszcze szkolenie towarzysko-rodzinne.

Zaćma i góry plus raz jeszcze szkolenie towarzysko-rodzinne. Będąc na V roku fizyki UŁ  jesienią 1967 roku znalazłem się wraz z kolegą (też Jurkiem)   w zaczątku Pracowni Komór Iskrowych, mieszczącej się w zgrabnym budyneczku łódzkiego oddziału Instytutu Badań Jądrowych w Świerku przy ulicy Uniwersyteckiej 5, kierowanej przez duszę-człowieka i fizyka, dr Ryszarda Firkowskiego, niestety nieodżałowanej już pamięci, promotora zarówno mojej pracy magisterskiej, jak i doktorskiej. Z miejscem tym

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Kronika turystyczna za rok 1905.

Miłośnikom wejść przeróżnych, a poza szlakowych polecam Kronikę Wyryp Rozmaitych zamieszczoną w pierwszym numerze Taternika wydanym we Lwowie 1 marca 1907. Kronika turystyczna za rok 1905. 15./I. Prof. Dr. Karol Jordan i Janusz Chmielowski z przewodnikami: Klimkiem Bachledą, Janem Franz’em sen. i Pawłem Spitzkopfem na Szczycie Gierlachu. Wchodzono »Żlebem Karczmarza*, schodzono do Doi. Batyżowieckiej (I. wyjście w zimie). i./V I. Dr. Alfred Martin (sam)

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Rodzinne wspinanie – preludium.

Rodzinne wspinanie – preludium.               Ciąg wydarzeń absolutnie przypadkowych. Lato 1963 – dochodzę na Mnichowe Plecy zastanawiając się, czy skręcić w lewo na Mnicha czy w prawo, na Mięgusza. Czasy to takie, iż chodzimy „umundurowani” – solidne wibramy, grube skarpety z „góralskiej”, wełny, pumpy, flanelowa koszula i na plecach słowacki plecak wspinaczkowy zwany horolezką, na głowie czerwona „marusarka”. Podchodzi do mnie rudowłosa, mniej więcej trzydziestoparoletnia dziewczyna,

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Przysłop Miętusi

Przysłop Miętusi.             Gdy przeciętny turysta podążając ścieżką nad Reglami lub idąc z Gronika wchodzi na siodło Przysłopiu Miętusiego to urzeka go panorama Czerwonych wierchów , ale nie wie, jaka jest historia tego miejsca. Przysłop to w języku Wołochów przełęcz, a Wołosi to pasterze przemieszczający się ongiś wzdłuż łańcucha Karpat, Przysłop Miętusi, bo niejaki Miętus z Cichego dawno, dawno temu otrzymał przywilej wypasania tu owiec.             Około roku 1935 rozpoczęło t

Jak się drzewiej wspinało - patenty. Część I.

Jak się drzewiej wspinało – patenty. Dziś w górach patentuje się drogi, kiedyś prawie wszystko. W dawnych, już dziś zamierzchłych dla wspinającej się młodzieży czasach tylko nieliczni z nas szczęśliwcy mogli się znaleźć w Chamonix. I jak bajki o żelaznym wilku słuchaliśmy ich opowieści, jak tam można było ot tak po prostu wejść do sklepu i poprosić o skompletowanie sprzętu na taką, a taką drogę na jednej ze ścian masywu Mont Blanc. Sklepów internetowych oczywiście nie było, a zarabialiśmy te

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część V.

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część V.             Dzień piąty nad Popradzkim Stawem.  W piękną pogodę wyruszamy we troje kierując się ku Dolinie Batyżowieckiej. Krótki odpoczynek nad Batyżowieckim Stawem, podejście w górę doliny i już pniemy się ku Batyżowieckiej Próbie. Nikt poza nami nie podchodzi na Gerlach, ani  nikt  z niego nie schodzi więc szybko osiągamy wierzchołek. To jeszcze nie czasy tłumnych wejść na „Króla Tatr” – na wierzchołku zastajemy tylko kilka osób.        

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część IV.

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część IV.               Zbliża się koniec sezonu, Darek wraca do Warszawy, a Ewa, Andrzej i ja wsiadamy na Łysej Polanie do autobusu jadącego do Popradu. W Popradzie kupujemy linę – już wykonaną z nowoczesnego włókna, 10 mm średnicy i 60 m długości. Ale wciąż nie mamy haków i karabinków. Poprad, Szczyrbskie i Popradzki Staw, sześcioosobowy pokój w górskim hotelu, a mamy za sobą noce w sianie bez śpiworów na strychu starej, góralskiej chałupy i prycz

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część III.

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część III.             Wejście na Mnicha „przez Płytę” nie sprawia „warszawskiej ekipie” problemów – na wierzchołku chwila zastanowienia. W 1962 TOPR, a właściwie Grupa Tatrzańska GOPR zamontowała w Tatrach w paru miejscach stałe haki wykonane z pręta stalowego z koluchem, osadzane na ołów. Jeden z nich umieszczony nad przełączką między wierzchołkami służył mi w następnych latach jako hak zjazdowy – wystarczyło przewlec linę przez jego „oczko”. Ale z głów

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część II.

Morskie Oko i Popradzki Staw. Część II. Zjawia się wreszcie warszawska ekipa, Ewa, Darek i Andrzej. Darek i Andrzej byli ze mną rok temu na Mięguszu, Ewa ze znakowanych szlaków nie schodziła. Mam następujący plan: Mnich i Mięgusz na początek jako przygotowanie na Słowację. Mnich pozwoli im oswoić się z ekspozycją i trudnościami, na MSW pójdziemy najkrótszą drogą z Bańdziocha przez Siodełko w Filarze i Zachodem Janczewskiego na zachodnią grań. Będzie tam wszystko: ekspozycja, trawki,

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część I.

Morskie Oko i Popradzki Staw 1964 Część I.   Pierwsza połowa lat sześćdziesiątych – inna bajka niż dziś. Dostęp do Słowacji utrudniony, obowiązywała konwencja turystyczna, na mocy której można było otrzymać rocznie dwie przepustki opiewające na sześć dni pobytu każda plus jeden dzień na powrót. Alternatywą było z jednej strony uczestniczenie w oficjalnym obozie klubowym lub chodzenie „na zielono” i spanie w kolebach. Poza tym Śleboda, nikt praktycznie nas nie ścigał za schodzenie ze

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Morskie Oko i Roztoka

Morskie Oko i Roztoka.   Koniec czerwca 1960 roku – jako czternastoletni, wyrośnięty ponad wiek chłopak wysiadam z rodzicami z nocnego pociągu na zakopiańskim dworcu. Ojciec podchodzi do pierwszego z brzegu fiakra (taksówek przed dworcem brak) i prosi o zawiezienie do kogoś, kto ma do wynajęcia pokój na parę tygodni. I tak trafiamy do starych, drewnianych zabudowań w kształcie litery U na samym początku Drogi do Walczaków, do pani Katarzyny Walczak, która długo będzie mi „matk

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

Z okazji stu dziesięcioletniej rocznicy powstania TOPR - ciąg dalszy wspomnień "Ujka" czyli Józka Uznańskiego.

Ludzie Tatr Narty - nie wiem, czy ktoś to odczuwa tak jak ja   Przed wojną zaledwie jako 14-latek zaczął wygrywać zawody narciarskie najwyższej rangi. Trasy zjazdowe z Kasprowego nie miały przed nim tajemnic. Niebywale zapowiadającą się karierę zawodniczą przerwała wojna. Zasłynął jako ten, który w czasie wojny na nartach wyskoczył z kolejki na Kasprowy Wierch. Walczył w AK. O tragicznych, trudnych, powojennych przeżyciach nie za dużo mówi. Dopiero w latach 50. mógł powrócić do ro

Jerzy L. Głowacki

Jerzy L. Głowacki

×
×
  • Dodaj nową pozycję...