Jak się drzewiej wspinało – patenty. Część II.
W czasach, gdy zaczynałem się wspinać wiązanie się liną w pasie wyszło już na szczęście z mody, w czym zapewne miał swój udział wypadek zespołu Biel – Żuławski podczas akcji poszukiwania „Mojżesza” czyli Stanisława Grońskiego w masywie Mont Blanc. Lawina seraków „zabetonowała” Wawrzyńca w szczelinie, a lina zawiązana w pasie Staszka Biela zmasakrowała mu wnętrzności. Nastąpiła era wiązania się „nad biustem”, o czym zawsze początkując
Przysłop Miętusi.
Gdy przeciętny turysta podążając ścieżką nad Reglami lub idąc z Gronika wchodzi na siodło Przysłopiu Miętusiego to urzeka go panorama Czerwonych wierchów , ale nie wie, jaka jest historia tego miejsca. Przysłop to w języku Wołochów przełęcz, a Wołosi to pasterze przemieszczający się ongiś wzdłuż łańcucha Karpat, Przysłop Miętusi, bo niejaki Miętus z Cichego dawno, dawno temu otrzymał przywilej wypasania tu owiec.
Około roku 1935 rozpoczęło t
Jak się drzewiej wspinało – patenty.
Dziś w górach patentuje się drogi, kiedyś prawie wszystko. W dawnych, już dziś zamierzchłych dla wspinającej się młodzieży czasach tylko nieliczni z nas szczęśliwcy mogli się znaleźć w Chamonix. I jak bajki o żelaznym wilku słuchaliśmy ich opowieści, jak tam można było ot tak po prostu wejść do sklepu i poprosić o skompletowanie sprzętu na taką, a taką drogę na jednej ze ścian masywu Mont Blanc.
Sklepów internetowych oczywiście nie było, a zarabialiśmy te
Jest początek marca, piękna słoneczna pogoda a Tatry kolejny raz przykryte grubą warstwą świeżego śniegu. W głowie roi się od górskich planów, pomysłów, marzeń i tego wszystkiego co może i powinno wydarzyć się w tym roku w Tatrach. Przeglądam mapy, zdjęcia, filmy, zbieram wiadomości o miejscach w których jeszcze nie byłam. Na sobotę 14 marca umawiam się ze znajomą na zimowe wyjście na Grzesia. Potem kolejne szczyty w Zachodnich, wymarzony Koprowy, Krywań, Sławkowski... No i oczywiście wiosna w T
Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część V.
Dzień piąty nad Popradzkim Stawem. W piękną pogodę wyruszamy we troje kierując się ku Dolinie Batyżowieckiej. Krótki odpoczynek nad Batyżowieckim Stawem, podejście w górę doliny i już pniemy się ku Batyżowieckiej Próbie. Nikt poza nami nie podchodzi na Gerlach, ani nikt z niego nie schodzi więc szybko osiągamy wierzchołek. To jeszcze nie czasy tłumnych wejść na „Króla Tatr” – na wierzchołku zastajemy tylko kilka osób.
Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część IV.
Zbliża się koniec sezonu, Darek wraca do Warszawy, a Ewa, Andrzej i ja wsiadamy na Łysej Polanie do autobusu jadącego do Popradu. W Popradzie kupujemy linę – już wykonaną z nowoczesnego włókna, 10 mm średnicy i 60 m długości. Ale wciąż nie mamy haków i karabinków. Poprad, Szczyrbskie i Popradzki Staw, sześcioosobowy pokój w górskim hotelu, a mamy za sobą noce w sianie bez śpiworów na strychu starej, góralskiej chałupy i prycz
Od razu powiem, że wszystkie krokusy widoczne na zdjęciach nie kwitną w Dolinie Chochołowskiej ale w Gorcach. Te z najbardziej znanej, krokusowej doliny Tatrzańskiej, chyba pierwszy raz od wielu lat, zażywają błogiego spokoju i beztrosko delektują się ciszą jaka zapanowała na pustych, zamkniętych szlakach turystycznych. Na szczęście szafran spiski czyli krokus kwitnie nie tylko na kilku uprzywilejowanych polanach w Tatrach ale można go podziwiać również w Gorcach, na Pilsku i Wielkiej Raczy w B
Morskie Oko i Popradzki Staw 1964. Część III.
Wejście na Mnicha „przez Płytę” nie sprawia „warszawskiej ekipie” problemów – na wierzchołku chwila zastanowienia. W 1962 TOPR, a właściwie Grupa Tatrzańska GOPR zamontowała w Tatrach w paru miejscach stałe haki wykonane z pręta stalowego z koluchem, osadzane na ołów. Jeden z nich umieszczony nad przełączką między wierzchołkami służył mi w następnych latach jako hak zjazdowy – wystarczyło przewlec linę przez jego „oczko”. Ale z głów
Morskie Oko i Popradzki Staw. Część II.
Zjawia się wreszcie warszawska ekipa, Ewa, Darek i Andrzej. Darek i Andrzej byli ze mną rok temu na Mięguszu, Ewa ze znakowanych szlaków nie schodziła. Mam następujący plan: Mnich i Mięgusz na początek jako przygotowanie na Słowację. Mnich pozwoli im oswoić się z ekspozycją i trudnościami, na MSW pójdziemy najkrótszą drogą z Bańdziocha przez Siodełko w Filarze i Zachodem Janczewskiego na zachodnią grań. Będzie tam wszystko: ekspozycja, trawki,
Morskie Oko i Popradzki Staw 1964 Część I.
Pierwsza połowa lat sześćdziesiątych – inna bajka niż dziś. Dostęp do Słowacji utrudniony, obowiązywała konwencja turystyczna, na mocy której można było otrzymać rocznie dwie przepustki opiewające na sześć dni pobytu każda plus jeden dzień na powrót. Alternatywą było z jednej strony uczestniczenie w oficjalnym obozie klubowym lub chodzenie „na zielono” i spanie w kolebach. Poza tym Śleboda, nikt praktycznie nas nie ścigał za schodzenie ze
Morskie Oko i Roztoka.
Koniec czerwca 1960 roku – jako czternastoletni, wyrośnięty ponad wiek chłopak wysiadam z rodzicami z nocnego pociągu na zakopiańskim dworcu. Ojciec podchodzi do pierwszego z brzegu fiakra (taksówek przed dworcem brak) i prosi o zawiezienie do kogoś, kto ma do wynajęcia pokój na parę tygodni. I tak trafiamy do starych, drewnianych zabudowań w kształcie litery U na samym początku Drogi do Walczaków, do pani Katarzyny Walczak, która długo będzie mi „matk
Tatry są piękne o każdej porze roku, tu nie ma wątpliwości. Okres zimowy jest atrakcyjny widokowo, ale bez wątpienia mniej bezpieczny, jeśli chodzi o wyższe partie, niż pozostała część roku. Na pierwszy w pełni zimowy wyjazd zdecydowałem się dopiero w tym roku, jednak myślami wracam często do pewnego wiosennego wyjazdu, podczas którego po raz pierwszy poznałem znane mi już miejsca z zupełnie innej perspektywy. Jak to w górach bywa, mimo końca kwietnia, zima w wielu miejscach nie odpuszczała, idą
Chyba kiedyś skutecznie udało mi się przekonać samą siebie, że w zimie w górach chodzić nie potrafię! Jeżeli wyszłam na Halę Kondratową i nie wpadła na mnie żadna lawina to powinnam posiadać jakiś stopień zimowej satysfakcji? i to już wystarczy! Tak było do czasu zanim znalazłam się na Forum Tatromaniaka. Teraz, siedząc wieczorami z filiżanką mojej ulubionej zielonej herbaty, przeglądam po sto razy wpisy i zdjęcia z zimowych wyczynów moich forumowych kolegów i koleżanek? Wreszcie za którymś niez
Każdy pasjonat ma taki moment, w którym dochodzi do wniosku, że dana aktywność jest tą, której chce się poświęcić, bez której nie może żyć. Nie inaczej jest z górami, nikt z tą miłością się nie rodzi, przychodzi ona z czasem, zostając na zawsze. Zapewne każdy z Was pamięta taki moment, wyjazd, który wszystko zmienił, który zaowocował masą wspomnień i pięknych widoków z wielu kolejnych wyjazdów.
Ja cofnę się wstecz niby niedaleko, bo do września 2017. Półtora roku wcześniej zameldowałem się w
Jedna z najbardziej rozległych i najpiękniejszych dolin Tatr Wysokich. Szlak turystyczny biegnie wzdłuż potoku Białka na Polanę pod Wysoką, skąd oczywiście można kontynuować wędrówkę do przełęczy Rohatka i dalej do Doliny Staroleśnej lub na Polski Grzebień, Małą Wysoką i do Doliny Wielickiej.
Dolina Białej Wody ze swoim alpejskim krajobrazem i bajecznie piękną, różnorodną roślinnością jest tatrzańskim cudem! Ale ja nikogo nie zachęcam do tego, żeby właśnie tam wybrać się na spacer!? Nie zamier
Tatrzańska pogoda bywa przewrotna. Słoneczny styczeń, śnieżny maj, mglisty, deszczowy czerwiec - pogodowe koło fortuny kręci się nieustannie, nigdy nie pytając mnie o zdanie, w jakich warunkach chciałbym dreptać po najwyższych polskich górach przy okazji najbliższego wyjazdu. Oczywiście, bywają wycieczki z totalnie nietrafionymi warunkami, ale dziś nie o tym. Był sobie bowiem pewien piękny październik, który na zawsze zmienił mój punkt widzenia na to, co w kwestiach pogodowych się w górach dzie
Przyznam szczerze, że jestem trochę jak niedźwiedź! Buszuję w Tatrach od wiosny do jesieni. Natomiast kiedy pojawiają się pierwsze oznaki zimy, zapadam w jakiś stan hibernacji naturalnej, która objawia się okresowym zanikiem aktywności górskiej! Wtedy zaszywam się na forum Tatromaniaka i podziwiam genialne foty tych, którzy mają szczęście i umiejętności poruszania się po górskich szlakach w warunkach zimowych. A jest co podziwiać! Zdarza się jednak, że i ja czasem się przebudzam! Wyruszam zwykle
Zielone ludziki nad Czarnym Stawem.
W swoim czasie, dawno, dawno temu niemile zaskoczył mnie listonosz przynosząc mi wezwanie na ćwiczenia wojskowe, gdy zaczynałem się już pakować w Tatry. Rad nie rad pojechałem do Grudziądza do stacjonującego tam pułku chemicznego. Zameldowałem się w pułku i wyfasowałem polowy mundur oraz tylko dwie gwiazdki, bo takowych ponoć zabrakło. Nie mając zamiaru degradować się do stopnia chorążego przypiąłem je do jednego naramiennika pozostawiając drugi „gołym
Sygnały – do trzech razy sztuka
Po tragicznym finale zimowego sukcesu na Broad Peak-u rozpętało się, niestety, typowe piekło Polaków, choć nie już tak jednoznaczne, jak po akcji na Małym Jaworowym i śmierci Klimka Bachledy. Po pierwsze zabierają głos znani himalaiści, w tym i partnerzy Macieja Berbeki, brat Maćka, Jacek Berbeka, członkowie rodziny Tomka Kowalskiego oraz znawcy lub nie himalaizmu zimowego nie licząc tzw. publiki. Najsurowiej skrytykował realia wyprawy Ry
In memoriam
Niestety, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski dołączyli do długiej listy tych himalaistów, którzy pozostali na zawsze w górach.
Rok 1941, Szwajcaria. W małym hoteliku w Winterthur mieszka dwóch kaprali podchorążych z 2 Dywizji Strzelców, która w wyniku klęski Francji przekroczyła granicę szwajcarską i została tam internowana. Owi dwaj kaprale to Jerzy Hajdukiewicz i Jan Sawicki, ci sami, którzy w lipcu 1939 roku pokonali Klimkowy Żleb.
Wspomnienia.
Halina Krüger i Wanda Rutkiewicz były prekursorkami wspinania się na trudnych drogach i w górach wysokich w samodzielnych zespołach kobiecych. Halina wraz z Anią Okopińską zdobywa światowy rekord wysokości zespołu kobiecego na Gasherbrumie II (8035), Wanda wchodzi na Everest jako pierwsza europejska alpinistka, jest główną kandydatką do kobiecej Korony Himalajów. Niestety podczas kobiecej wyprawy na K2, w nisko położonym na wysokości zaledwie 6700m obozie II Ania Okopiń
Krótki wstęp do parapsychologii górskiej – część II.
Kiedyś uważano, iż wracanie do schroniska lub namiotu po zapomnianą rzecz przynosi pecha na wspinaczce. Schyłek wspinaczkowego lata 1968, Hala Gąsienicowa. Razem z Jankiem z Bydgoszczy mamy ochotę na Komin Drege’a na Granatach. W ostatniej chwili zmieniamy plany ze względu na niezbyt pewną pogodę, zamieniamy formację wklęsłą na wypukłą, decydujemy się na Filar Staszla na Zadnim Granacie. W Murowańcu Janek zamienia niechcący swój plecak n