-
Postów
610 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
32
Typ zawartości
Profile
Forum
Blogi
Wydarzenia
Odpowiedzi opublikowane przez Fibi
-
-
No właśnie chyba z początku nie marudziłam, a na końcu po prostu sobie powtarzałam : "nie będę marudzić". Ale ja marudzę też na wycieczkach, na których mi się podoba Ja w Białej Wodzie nie byłam nigdy wcześniej i bardzo chciałam poznać. Ta górna część z Litworowym Stawem bardzo mi się podoba, ale trochę to to jest długie.
- 1
- 2
-
Czwartek
Spożycie trunków w ogrodzie. Nabieranie sił przed długą wycieczką.
Piątek
Polski Grzebień i Mała Wysoka
Kolejna wycieczka z cyklu- przemierzamy Tatry w poprzek Muszę przyznać, że w tym wypadku mieliśmy dylemat co do optymalnego wyboru trasy. Po klęsce pod Jagnięcym zwątpiłam w swoje możliwości i protestowałam przeciwko Dolinie Białej Wody. Przecież ona taka długa, na szczycie będziemy późno, to za daleko i nie dam rady. Najszybsza opcja to "w te i z powrotem" przez Dolinę Wielicką, no, ale jakoś nie bardzo lubimy schodzić po własnych śladach jeśli mamy inne możliwości zejścia. Wcześniej, jeszcze w domu była brana pod uwagę wersja z przejściem Rohatki, ale jak się naoglądałam filmów na YT to mi się odechciało(bo się od samego patrzenia spociłam. Także jednak godzę się z losem i tym samym autobusem co poprzednio zmierzamy w kierunku Łysej Polany. Jesteśmy tu po 7, a szlak do przejścia jeszcze dłuższy. No, ale na elektriczkę o 22.42 to chyba zdążymy
Pierwsze widoki pojawiają się na Polanie Biała Woda. Jesteśmy tu pierwszy raz, więc wszystko nas zachwyca.
Dalej idziemy ciągle po płaskim i trwa to chyba wieczność. Dolina jest bardzo piękna, chyba nawet ładniejsza od Jaworowej, ale to również niekończąca się opowieść.
Idziemy oczywiście bardzo wolno, bo co chwilę się zatrzymujemy rozdziawiając gęby z zachwytu.
Nie wiem ile czasu minęło zanim w końcu zaczęliśmy piąć się do góry, ale na pewno były to minimum 2 godziny a może nawet 3.
No to teraz będziemy mozolnie zdobywać kolejne piętra:
Sapiąc lekko i pocąc się dochodzimy do Litworowego Stawu. Znów zachwyt.
Szkoda, że nie mamy więcej czasu, bo jest tu prawdziwa plaża! I ludzie sobie leżą i się opalają.
Za Stawem dalej pniemy się w górę, bo jeszcze sporo metrów w pionie zostało.
Spotykamy jedyny łańcuch na szlaku:
I dochodzimy do Zmarzłego Stawu pod Polskim Grzebieniem:
Staw przez większość roku jest zamarznięty, ale nam się akurat trafił w wersji zupełnie letniej.
Nieopodal stawu znajduje się dość nietypowy szlakowskaz:
W lewo na Rohatkę, w prawo na Grzebień. My skręcamy w prawo, na strome drewniane schody, które są bardzo solidne(a nie jak na Lodowej Przełęczy;)
Oczywiście ułożone są niewygodnie, ale to tylko paręnaście minut i jesteśmy na przełęczy:
Robimy długi odpoczynek, ja już domagam się "kofoli zwycięstwa", bo uważam, że ten Grzebień to częściowe zwycięstwo, ale S. mówi, że dopiero na szczycie. Niech mu będzie.
W czasie odpoczynku obserwuję ludzi na zejściu po łańcuchach. Szczerze mówiąc to właśnie zejście z Polskiego Grzebienia na stronę Doliny Wielickiej budziło me największe obawy. I rzeczywiście widać, że niektórzy strasznie się tam mordują. Ja się będę martwić później, chyba jakoś zlezę bez pomocy HZS
Czas na atak szczytowy. Oczywiście szlak z dołu wygląda trochę strasznie, ale może jakoś pójdzie. Początek jest skalisty i występuje na nim pierdyliard małych rynienek, ale w tej części idzie się akurat w miarę dobrze.
Bliżej szczytu jest znacznie gorzej, bo występuje tam wiele odcinków po bardzo upierdliwym piargu. Trochę mi się nie uśmiecha zejście tędy, no ale Navrat tou istou cestou!
W międzyczasie Gerlach zaczął się chować w chmurach, a jak będziemy na szczycie to będzie on całkowicie zakryty
Po 40 minutach od startu na Grzebieniu meldujemy się na szczycie. Czuję, że na Kofolę zasłużyliśmy jak nigdy
Czy jest na forum przedstawiciel Kofoli? Należy mi się dola za reklamę
To teraz widoczki ze szczytu, ciut zachmurzone:
Staroleśny to jest góra z charakterkiem, robi na mnie ogromne wrażenie. W chmurach skrył się nieśmiały Sławomir
Dolina Staroleśna i Łomnica- akurat nie w chmurach.
Na szczycie siedzimy pół godziny- dość krótko, ale jest już dosyć późno, trzeba rozpocząć schodzenie.
Po kruchym podłożu idzie się dosyć źle, skalne rynienki idą trochę lepiej- w jednym miejscu jestem znów zmuszona do zejścia tyłem a nie widzę stopnia, więc trochę jest to mało komfortowe
W każdym razie zejście zajęło nam więcej czasu niż wejście. Dotarliśmy jednak na Polski Grzebień na którym znów coś jemy i pijemy. Rozpoczynamy mrożące krew w żyłach zejście po łańcuchach.
Dochodzimy do bardzo wyślizganego miejsca, które nam się nie podoba, więc kawałek się wracamy i schodzimy za Słowakami alternatywną ścieżką, która jest genialnie urzeźbiona. Jest tam nawet klamra więc to chyba legalne Wychodzimy przy klamrach, które udało nam się zgrabnie ominąć- jeszcze 2 łańcuchy i koniec trudności.
Niestety za łańcuchami jest bardzo nieprzyjemny odcinek szlaku- znów jest dramatycznie krucho.
Ciekawe co ja wtedy myślałam
Za piargami, które szczęśliwie nie ciągną się zbyt długo szlak zmienia się już w bardzo przyjemny spacerek. Nachylenie nie jest zbyt duże, a ścieżka ułożona z bardzo wygodnych kamieni.
W dalszej części schodzimy do Wielickiego Ogrodu. Który ma nieadekwatną nazwę, bo powinien nazywać się Koziczkowy Ogród:
Za kozicami mamy jeszcze troszkę zejścia, ale już niewiele. Ostatnia prosta i zaraz będziemy w schro....przepraszam, w luksusowym hotelu
Nie jestem pewna czy jesteśmy godni przestąpić próg Domu Śląskiego, gdyż jesteśmy spoceni i brudni po całym dniu, ale trudno nam odmówić sobie bilinkovego czaju po takiej wyrypie. Herbata jest o 1 euro droższa niż gdzie indziej- do przełknięcia znaczy. Odpoczywamy tak z pół godzinki i rozpoczynamy zejście asfaltem. Jest chyba ciut dłuższe niż szlakiem, ale po kamieniach to my się dziś już wystarczająco nachodziliśmy, więc podziękujemy
Pod koniec zejścia, kiedy zaczyna zapadać zmrok słyszę jakieś buczenie w krzakach. Przyspieszam wtedy nieludzko, na wszelki wypadek wmawiając sobie, że to rykowisko jeleni
Do stacji elektriczki dochodzimy już w ciemnościach.
I to wcale nie jest ta ostatnia elektriczka.
To była przesuper wycieczka. Teraz sobie tak myślę, że gdybyśmy poszli w odwrotnym kierunku, to byłaby większa szansa na lepsze widoki ze szczytu, bo jeszcze nie byłoby chmur. Ale byłaby też spora szansa by nie zdążyć na ostatni autobus z Łysej Polany. Czyli jakby nie patrzeć, dupa jest zawsze z tyłu
CDN.
- 6
-
Pieski były urocze, ale koło tych krów to szłam z duszą n ramieniu
- 4
-
Ja się tam hardcorem nie czuję. A już w ogóle jak się naoglądam na YT takich, co to całą Orlą i Rysy w jeden dzień, albo Gerlach w 7 godzin w te i z powrotem, to już w ogóle mam poczucie, że chodzę na takie tam spacerki
- 1
-
Wtorek
Batyżowiecki Staw
Po Lodowej Przełęczy byliśmy trochę zmęczeni i przede wszystkim chcieliśmy dłużej pospać. Dlatego, pomimo lampy nie planujemy dziś niczego ambitnego. Takim sposobem na szlaku jesteśmy dopiero przed 11
Wymyśliłam, że pójdziemy żółtym szlakiem z miejscowości Vysne Hagi, przejdziemy się kawałek magistralą i innym żółtym szlakiem zejdziemy do Tatranskiej Polianki. Po wyjściu z elektriczki mamy pewne problemy z odnalezieniem szlaku, ale w końcu jest.
Początek jest lajtowy i idzie się całkiem przyjemnie.
Za to wyżej jest już znacznie gorzej. Szlak jest zarośnięty, bo chyba nikt nim nie chodzi, a kamienne schody są bardzo wysokie i niezbyt wygodnie się po nich idzie. Oczywiście się wleczemy. Ja marudzę- normalka
Wreszcie jesteśmy nad stawem, ale wyjątkowo mało zdjęć mamy z tej wycieczki.
To znaczy zdjęcia jakieś są, ale one są do niczego- Seba po prostu fotografował domniemane ścieżki na Gerlach i Kończystą.
Nad Stawem siedzimy bardzo długo, bo i nigdzie nam się dziś nie spieszy.
W końcu schodzimy Magistralą. Znów zajmuje to więcej czasu niż trzeba.
Potem skręcamy na żółty szlak, który prowadzi przez rumowiska z wielkich kamieni, znowu się ślimaczę, wszyscy mnie wyprzedzają(S. oczywiście pędzi w dół jak kozica), co powoduje, że trochę wpadam w górską depresję. Czuję się beznadziejna i gorsza od innych, że tak wolno idę(nie śmiejcie się)
Tu już za kamieniami- można poczuć się lepiej:
W końcu dochodzimy do asfaltu, który jest wybawieniem.
Tak teraz myślę, czy nie trzeba było jednak zrobić resetu w tym dniu.(ale szkoda pogody) A następnego dnia byłam już pewna, że jednak trzeba było.
Środa
Jagnięcy Szczyt(wycof)
Dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się. Tak mogłaby zaczynać się opowieść o Jagnięcym. Od samego początku wszystko było nie tak. Najpierw w nocy nie mogę spać. Tzn. budzę się w środku nocy mając przeczucie graniczące z pewnością, że zaraz zadzwoni budzik. No, ale tak leżę i leżę a budzik nie dzwoni i ie dzwoni. Potem rano mam jakiś dziwny ścisk żołądka i nic nie mogę zjeść. Następnie idąc na przystanek spotykamy ślicznego kotka. Problem w tym, że kot lezy w rowie i jest całkiem martwy. Prawie się "pochorowałam" na jego widok- w sumie wszystko jedno czy coś jadłam czy nie
Wysiadamy z autobusu na przystanku Biała Woda(Kieżmarska) i idziemy doliną. W międzyczasie zjadam śniadanie i trochę mi lepiej. Trochę marudzimy na wysypane kamienie, które są obłe i znów źle się idzie. Halo! Tanap! Poproszę o szlak z lepszych kamieni!
Samopoczucie poprawia mi się tylko na chwilę, ale dość szybko docieramy do schroniska.
Pijemy czaj, a ja jestem tak śpiąca, że mam ochotę powiedzieć, że ja tu zostanę na ławce i poczekam, a S. niech tam sobie idzie. No, ale nie za bardzo mi się chce na niego czekać 5 godzin Jakoś się mobilizuję do wyjścia.
Aleee, cooo tuu się dzieje dzisiaj? Tłum ludzi, wrzaski, jakieś zorganizowane jakby szkolne wycieczki. Czy my idziemy na Giewont?
Szlak od samego startu jest bardzo upierdliwy. Stromy i niewygodny, a nawet występują miejsca na których trzeba pomagać sobie rękami.
Przy tych stromych skałkach mam moment zawahania. A może jednak się wrócić? A nie jednak może jeszcze trochę pójdę.
W końcu wygramoliliśmy się na próg Doliny Jagnięcej. Miałam nadzieję, że od tego miejsca będzie szło mi się lepiej.
Nadzieja jednak matką głupich. Nadal jest mi jakoś źle a dodatkowo jeszcze zaczyna mnie boleć kolano. No ale lezę, coraz wolniej wymyślając coraz głupsze powody by zrobić przerwę.
Tam gdzie kończy się ścieżka widoczna na zdjęciu czuję się już tak rozmemłana, śpiąca i zmęczona, że decyduję się jednak nie kontynuować wycieczki. Tzn. gdyby to miał być jakiś prościutki szlak bez trudności, to poszłabym. Ale w takim stanie nie czuję się na siłach by walczyć z łańcuchami i ekspozycją. W dodatku w terenie, którego żadne z nas kompletnie nie zna.
No, to trudno. Z dwuosobowego zespołu to Sebastian zostaje wytypowany do ataku szczytowego A ja sobie idę z powrotem nad Czerwony Stawek. Oczywiście zaliczając glebę po drodze, bo krucho.
S. twierdzi, że łańcuchy łatwiutkie, dopiero końcówka po grani trudniejsza. Będzie trzeba wrócić kiedyś i osobiście sprawdzić
Na zdjęciu poniżej chyba najbardziej straszące miejsce- długi i wąski kominek, który podobno tylko tak strasznie wygląda
A to już chyba końcówka i wejście na szczyt:
Oraz widoki:
Na zejściu S. popełnia klasyczny błąd- nie złazi z grani tam gdzie trzeba, ale podobno szybko się zorientował i wrócił do szlaku. Spotykamy się nad Czerwonym Stawem nad którym już zdążyłam się opalić na kolor owego Stawu
Pijemy "kofolę zwycięstwa" chociaż nie byłam na szczycie i schodzimy już razem do schroniska. Tutaj kolejny czaj. A potem zejście po obłych kamieniach na przystanek. Oczywiście teraz kamienie o wiele bardziej dają się we znaki niż rano Wycieczkę kończymy zasłużonym obiadem w knajpce w Nowej Leśnej. Jutro- po 3 dniach chodzenia- w końcu odpoczynek!
CDN.
Napiszę jeszcze 2 odcinki- tamte będą znacznie bardziej optymistyczne
- 8
-
Tak mi się wydaje @Zośka ale może to ja coś źle zrozumiałam Ja chyba i tak żadnego nie lubię więc spoko
- 1
- 1
-
Ahoj!
Wreszcie znalazłam chwilę by wyspowiadać się z tegorocznego pobytu w Tatrach Pogoda udała się znakomicie, dzięki czemu udało się przejść 2 bardzo długie szlaki, jednemu z nas(ale nie mi) udało się zdobyć bardzo konkretny szczyt pozaszlakowy, oraz kilka szlaków krótszych. Nastąpił też jeden wycof, ale nie można mieć wszystkiego. Relację podzielę na 3 części, co by się zdjęcia zbyt długo nie ładowały
Sobota- Tatrzańska Magistrala od Łomnickiego Stawu do Chaty Zamkovskiego.
Plany na początek urlopu były trochę inne. Wycieczka miała mieć większy skład(my oraz @vatra i @Krzysiek Zd), cel miał być bardziej ambitny- Lodowa Przełęcz, niektórzy się nawet na jakieś Baranie Rogi napalali, ale w ostatniej chwili popsuły się prognozy- w sobotę po południu ma padać, a w niedzielę to już totalna pogodowa klęska. Wymyślamy zatem krótszą wycieczkę- do tego przejścia zainspirowała mnie kiedyś @Zośka mówiąc, że to najładniejszy odcinek Magistrali. Cóż, zaraz sami sprawdzimy. Jedziemy do Łomnicy elektriczką(bo mieszkamy chwilowo w Nowej Leśnej) i startujemy zielonym szlakiem.
Początek szlaku raczej niczym się nie wyróżnia, jak to zwykle początki. Za to w dalszej części jest stromy, nieciekawy i jeszcze można sobie wybić potykając się o kable
Po jakimś czasie mordęgi dochodzimy do skrzyżowania zielonego szlaku z Magistralą. Tu robimy sobie przerwę na jedzenie, picie i podziwianie Łomnicy
Możemy w pięć minut dojść do Łomnickiego Stawu, ale chyba nam się dzisiaj nie chce. Skręcamy od razu na Magistralę. Na której uświadamiam sobie, że jej jednak nie lubię- widoki są takie sobie, bo głównie na słowackie pola i niższe górskie pasma, Tatry zaś pokazują się z rzadka.
Najciekawszym miejscem na szlaku jest Łomnicka Vyhliadka, ale dziś widok nieco zachmurzony.
Od tego miejsca jest już blisko do schroniska , o czym świadczy poziom wyślizgania kamieni
Pogoda jest może taka sobie, ale czego nie widać na zdjęciu jest strasznie duszno a momentami wręcz gorąco, a my się akurat dziś naubieraliśmy jak na Syberię. W Chacie Zamkovskiego marzymy zatem o zimnej Kofoli.
Schronisko jest w remoncie, ale działa zewnętrzny bufet, restauracja oraz wychodek. Natychmiast korzystamy z zimnej Kofoli i z wychodka też
Po dość długiej przerwie w schronisku schodzimy szlakiem, który nazywam "wykręcacze kostek", jednak tym razem nie daje mi się aż tak bardzo we znaki jak poprzednio.
Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia, że na Słowacji jest cisza, spokój i pustki, to przy Wodospadach Zimnej Wody może spokojnie się z tymi złudzeniami pożegnać. Hordy trampkowiczów jak na Moku, albo gorzej. Nie chce nam się schodzić przez Hrebienok więc idziemy żółtym szlakiem do Tatrzańskiej Leśnej. Tu hord już nie ma a sam szlak bardzo malowniczy.
Kiedy dochodzimy do stacji elektriczki zaczyna padać deszcz. Może się jakoś szczególnie nie zmęczyliśmy, ale na rozgrzewkę w sam raz
Niedziela- leje i grzmi, jedziemy do Popradu po Tatratea I Kofolę
Poniedziałek
Lodowa Przełęcz
Przejście w poprzek Tatr przez najwyżej położoną przełęcz dostępną szlakiem marzyło mi się od dawna, ale zawsze coś stało na przeszkodzie- pogoda, zerwany po ulewach mostek i zamknięty szlak, covidove ograniczenia, potem znów pogoda. Ale co się odwlecze....
No i tak pewnego wrześniowego poranka pakujemy się do pierwszego porannego autobusu w Nowej Leśnej. Przed 7(dosyć późno jak na tak długi szlak, ale co tam, ostatnią elektriczkę mamy o 22.56 :P) jesteśmy w Jaworzynie. Dość żwawym krokiem startujemy, bo zimno.
Dolina Jaworowa jest błotnista po opadach deszczu, totalnie dzika i bezludna( boję się misia 100 razy bardziej!) a przede wszystkim bardzo piękna.
Ale też ciągnie się w nieskończoność. Owszem, można się tym pięknem napawać, ale trzeba się wdrapać prawie na 2400 npn. To kiedy to podejście nastąpi?
Podejście owszem jest:
I to całkiem wygodne. Gdzieś w górnej części schodów robimy sobie popas, ale jest tak zimno, że zbyt długo nie wytrzymujemy(nie idzie nam dogodzić, ostatnio było za gorąco
O dziwo to Seba jest tym razem tym bardziej marudnym, strasznie na to zimno narzeka, ale ja mu robię wykład:
- A na jaką przełęcz idziemy?
- Lodową!
-A jaka tam jest pod nią dolinka?
-Lodowa!
- a stawek?
-Lodowy?
No to jakim cudem miałoby być tam ciepło ?
My tu gadu gadu, a tymczasem poprawia nam się pogoda:
Końcówka podejścia jest dość krucha, więc założyliśmy sobie kaski, bo parę osób już schodzi.
Po długaśnym spacerze ja już widzę przełęcz, już jestem w ogródku, już witam się z gąską(nawet widzę już zwisający łańcuch do zejścia!), tymczasem mąż mój docierający do celu jakieś 2 minuty po mnie oświadcza:
Strasznie się dziś wleczemy! Bo to jeszcze nie jest Lodowa Przełęcz! To jakieś Sedielko!
Coś mu się pomerdało, przez te słowackie nazwy.
Na przełęczy pijemy Kofolę zwycięstwa, ale zostaje nam ponad pół butelki, bo strasznie zimno jest nadal(chociaż po tej stronie gór świeci słońce), a Kofola jest z lodówki jaworowej.
Teraz nastąpi najgorsze. Trzeba zejść po łańcuchu. Nie mam w tym za dużo doświadczenia, bo szlaki raczej planuję tak by łańcuchami wchodzić a nie schodzić. No ale tym razem wygodniejszy logistycznie był marsz w stronę "domu". Najgorzej, że trzeba zejść tyłem, do czego w ogóle nie mam przekonania, ale miejscami jest za stromo na zejście przodem. No to godzę się z losem, i akurat jak już zaczęło mi się podobać schodzenie tyłem, to się łańcuch skończył Dla bojących się którzy jeszcze nie byli powiem, że ekspozycji tam żadnych nie ma, w przepaść nie da się spaść.
Po krótkim odcinku z łańcuchem schodzimy po stromych piargach.
Ludzie w "internetach" bardzo narzekają na degradację drewnianych schodów, ale w rzeczywistości wcale nie jest tak źle i nam schodziło się po nich bardzo wygodnie.
O, już zeszliśmy:
Najtrudniejsze(choć wcale nie trudne) za nami. Spacerujemy w stronę Teryho Chaty. Lisek tylko czeka na czyjąś kanapkę z plecaka:
My podziwiamy widoki:
I jakoś tak niespodziewanie wyrasta przed nami łańcuch:
Ale przy dobrych warunkach jakoś nie jest specjalnie potrzebny.
Wreszcie dopadamy schronisko! Strasznie jesteśmy zmarznięci, więc nosiczki czaj, to jest miód na nasze serca i żołądki. Nie wiem czy akurat herbata w Terince jest aż tak dobra, czy był to efekt zimna i zmęczenia. Marudzimy tak z 45 minut przy herbatce, w końcu trzeba zejść.
Nie wiem dlaczego, ale zejście z Terinki juz po raz drugi zajmuje mi o wiele więcej czasu niż te mapowe, chociaż schodzi się tam całkiem dobrze. No, ale jakieś to takie długie i mozolne.
W Chacie Zamkovskiego robimy dłuższą przerwę(może stąd takie ślamazarne zejście :P) ponieważ poza łańcuchami, piargami, i długością szlaku czeka nas jeszcze jedna trudność: wykręcacze kostek! Tym razem idę rzeczywiście wolniej niż poprzednio, ponieważ mam w nogach więcej kilometrów.
Końcówka upływa nam na marudzeniu jak bardzo bolą nas stopy i mamy już tego dość, czyli klasyk
W Smokovcu idziemy na pizzę i musimy być bardzo głodni i zmęczeni, ponieważ cebula wydaje nam się najpyszniejszą rzeczą na świecie.
Jutro trzeba będzie odpocząć, ale że ma być pogoda, to na krótką wycieczkę pójdziemy.
CDN.
- 13
-
Na Popradzkim Plesie mają jakiegoś lanego Radlera. A parę lat temu w Chacie pod Rysami Kofoli nie było 🫤
-
Fajny pomysł z Wołowcem od Słowacji.
Nie wiem czemu oni te schody zawsze robią takie wysokie, dla mnie to też jest niewygodne. Piękną mamy górską jesień w tym roku
- 1
-
Coś chyba nie tak jest z waszymi obliczeniami bo muszkieterów to ja widzę trzech a D'Artagnanki dwie
- 1
- 2
-
Było super Mieliśmy świetną pogodę i takież towarzystwo. Dziękuję wszystkim za cudowną wycieczkę i wspólnie spędzony czas. Szczególnie podziękowania dla @barbie609 za ciekawe opowieści, @vatra i @Krzysiek Zd za ogarnięcie transportu, @karpasani za pożyczenie kijka oraz @Mnich Moderator za pomocną dłoń na niewygodnym zejściu.
- 6
-
Dnia 12.09.2023 o 09:47, Jędrek napisał:
Przez Trzy Kopy przecież nie szedł.
A o jaki obryw chodzi, skoro już o tym mowa?
- 1
-
Tak od razu pod górę to jest na Nosal od Murowanicy i chyba to tyle
- 1
-
Wczoraj akurat na Osterwie, ale w ogóle to byliśmy w Novej Leśnej ponad tydzień. Dziś wracamy. Za parę dni jak ogarnę szarą rzeczywistość to na pewno podzielę się wrażeniami
- 3
-
@barbie609piękny spacer. Słowackich Zachodnich w ogóle nie znam. Wczoraj wchłonęłam tyle Kofoli, że aż zęby bolą
- 1
- 2
-
@Jędrek to prawda, ale ja lubię stosować uogólnienia tam gdzie mi akurat pasują Fakt, że to wszystko od indywidualnego przypadku zależy.
- 1
-
Wow, gratuluję świetnego wyjazdu i kondycji. Dla mnie jesteś cyborgiem Trasy bardzo nietuzinkowe, szczególnie ta przedostatnia.
@wjesna pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą, człowiek między 30 a 40 rokiem życia ma najlepszą wydolność. Jak sobie przypomnę jakim cieniasem byłam przed 30 stka to aż wstyd
- 3
-
@Q'bota dla mnie po piwie trasy są bardziej uciążliwe. Raczej mam ochotę położyć się gdzieś na szlaku i tam spać
- 2
-
1 godzinę temu, Zośka napisał:
@Fibi ja przez 10 lat używałam tych samych perfum aż w końcu przestali je produkować i teraz testuję różne zapachy ale żaden mnie nie olśnił
Ja też przez 10 lat używałam tych samych, które w końcu mi się tak znudziły, że wpadłam w ten perfumowy szał. Ale modne obecnie nowości też mi się nie podobają, bo wszystko pachnie jak cukierki.
A wiecie, że Pulp fiction obejrzałam dopiero w tym roku? Jakoś tak miałam chwilowo fazę, że obejrzę wszystkie klasyki, ale już mi przeszło.
@wjesnaale w moich buteleczkach też jest alkohol. Aż mi się scena z "Misia" przypomniała
Taki do spożycia to też lubię i też nie w górach.
- 1
-
Też uwielbiam Kubusia Puchatka. Utożsamiam się z Kłapouchym
@Zośka ja próbowałam czytać w pracy, ale się nie da, nie umiem się skoncentrować
- 2
-
@Mnich Moderator za trudne pytanie. To tak jakbyś zapytał o najpiękniejszą górę
@Q'bot jak dobrze przechowujesz to nie wietrzeje. No chyba że chcesz przekazać wnukom, to wtedy możesz kupić lodówkę do wina i tam trzymać
- 3
-
Ja lubię tak ogólnie zwiedzać nowe miejsca, nie tylko góry, a najbardziej pasjonuję się Chorwacją
Moja inna pasją to perfumy , ciągle coś wącham, testuję, analizuję a zbiórek się ciągle powiększa
Po za tym książki o górach i kryminały, bardzo lubię też pisać relacje z podróży/wycieczek. Ale weny nie mam czasami
Przepraszam za zdjęcia do góry nogami (znowu!!!) Ale czasem nie umiem znaleźć porozumienia ze swoim telefonem
- 5
-
Strasznie to jest trudne, ale próbuję:
Piotr Pustelnik "Ja, Pustelnik"
Anna Czerwińska "Groza wokół K2"
Adam Bielecki "Spod zamarzniętych powiek"
Oczywiście znalazłoby się więcej ....
- 2
-
Może chodzi o stary szlak na Tomanową Przełęcz?
Tatratea i Kofola ;)
w Wasze wycieczki
Opublikowano
@Jędrek ale to właśnie nie był ryk, tylko bardziej takie buczenie. Może to jednak był misiek. Albo miałam halucynacje że zmęczenia
@barbie609w Pieninach to ja może nie marudziłam na głos, ale w duchu przeklinałam Krainę Błota i zejście z Wysokiej. Oraz tego kto ten szlak wymyślił
@wjesnaale to nigdy nie jest tak, że marudzę cały czas, przeważnie dopiero na końcówce zejścia kiedy zwykle masakrycznie bolą mnie stopy.