Nareszcie po kilku tygodniach walki z różnymi wirusami i innymi okolicznościami utrudniającymi wyjazd gdziekolwiek udało się wyrwać na jeden dzień w Beskidy. A konkretnie na Jałowiec który miałam na liście "zaległości górskich". Szlak niebieski z Koszarawy niemiłosiernie nas wymęczył bo na całej długości były tony błota i mokrych liści. A ponieważ dość ostro pnie się do góry ślizgaliśmy się okropnie zarówno wchodząc jak i schodząc. Chociaż muszę przyznać że ten szlak ma jedną niezaprzeczalną zaletę a mianowicie krótki czas wejścia. Po niecałej godzinie byliśmy już na szczycie. Było mgliście ale trochę widoków było a po tak długim czasie bez gór wystarczyło nam to co można było zobaczyć. Trochę wiało ale na szczycie rozgrzała nas gorąca zupa z termosu. @wjesna oczywiście pomysł zaczerpnięty od Ciebie?