Dopisze tu jeszcze wczorajszą Kopę Kondracką. Nie była to długa wędrówka, bo z Kuźnic przez Kalatówki ma Halę i potem na Przełęcz Kondratową. Stąd na Kopę i zejście na Przełęcz pod Kopą i prosto w dół. Skoro nie miało byc długo, to trochę się wlekliśmy. Poszliśmy zobaczyć Pustelnię brata Alberta. Słowa tam przeczytane...zrobiły na mnie wrażenie. Piękne epitafium. Potem posiedzieliśmy na Kalatówkach kontemplujac pasące się zwierzątko. Ponieważ trochę wolno szliśmy to zabrakło nam pogody na całe przejście, która skończyła się wrax z naszym obiadem na Przełęczy Kondratowej. Na Kopę weszliśmy w sypiacym drobnym śnieżku a potem im niżej tym szybciej ten śnieżek zamieniał w deszcz. Na szczycie byliśmy sami ale ktoś szedł od Czerwonych Wierchów i od Kasprowego też. Giewont cieszył się wiekszym zainteresowaniem. Ogólnie było fajnie. Warunki- śnieg jest mokry, na samą Kopę trzeba było buty w żelastwo uzbroić, poza tym można było na upartego w samych butach. Schodzenie w mokrym zapadającym się śniegu ciut męczące nogi ale za to szybkie, bo prosto w dół, bez żadnych zakosów.