Ja mogę powiedzieć tyle że od przekroczenia pewnego wieku im jestem starszy tym szlaki robią się dłuższe. A w moim przypadku do wieku dochodzi jeszcze pstrykanie 10 czy 20 razy więcej fotek niż w czasach analogów. I czasy przejścia rosną. Przestałem się więc przejmować tym co podają szlakowskazy, przewodniki czy mapy.
W ostatnich latach mam trochę szczęścia, ale mój deszczowy tatrzański rekord z dawniejszych czasów to 11 dni z rzędu. Wody dolało wszędzie tyle że nawet Kościeliską trudno było przejść.
Ja od Brestovej, tym bardziej teraz, gdy można podjechać kawałek kanapą. A w zejściu, zależnie od kondycji, sił , pogody, warunków itp, można jeszcze zaliczyć spacer przez Stawy Rohackie.
Ostatnio leżałem sobie nad stawem w Furkotnej a z góry schodziły istne tabuny (jak na Słowację oczywiście) - i co ciekawe jakieś 3/4 z nich to byli dziarscy emeryci i emerytki.
Bierzesz pod uwagę trudniejsze warunki pogodowe? Bo przy suchej skale to w wielu miejscach są nawet zbędne, ale gdy zaskoczy nas deszcz albo i śnieg, to sytuacja nieco się zmienia i tych nadmiarowych łańcuchów robi się czasem za mało.
Już tu kiedyś wspominałem - najgorszy upadek zaliczyłem w Chochołowskiej, idąc w dół, nieco poniżej połączenia ze szlakiem ze Starorobociańskiej. Efekt - rozbite kolano, łokieć, biodro i rozwalony obiektyw w aparacie.
Wiadomo że mówię za siebie. Kiedyś robiły się zatory na trawersie z rozwieszonymi "poręczówkami", ale tam naprawdę nie było nic strasznego wg mnie. A potem Słowacy walnęli w tym miejscu metalowe podesty.
Ostatnimi czasy unikam Rysów, ze względu na coraz większy tłok.
Dokładnie, tak właśnie jest. Też widywałem różne tego typu przypadki.
Pierwsze z brzegu przykłady - drabinka w Koziej Przełęczy czy ten "krok nad Przepaścią" na Granatach. Część ludzi idzie tam jakby nigdy nic, ale niektórzy nagle zaczynają tak kombinować że włos się jeży (temu kto ma) od samego patrzenia.
Jeden z moich dość wysportowanych kolegów, wymiękł kiedyś w żlebie Blatona, idąc pierwszy raz na Świnicę. Wykonał w tył zwrot i poszedł na Czerwone Wierchy.
Teraz już chodzi wszędzie - OP, Chłopek, Rysy itp. Ale wtedy stwierdził że nie da rady. Fakt że było trochę mokro.
W Gdańsku dość często przejeżdżam autem w miejscu gdzie rowerzyści mają z obu stron znak STOP. Zobaczyć tam rowerzystę który rzeczywiście się zatrzyma, to cud