Coś kojarzę że parę lat temu w Tatrach też biegacz zginął, również z wychłodzenia. Tyle że wtedy został znaleziony po dłuższym czasie.
Telefon daje (złudne) poczucie bezpieczeństwa, ale nie zastąpi ciepłych ciuchów i termosa z herbatą. Pogoda marna, ale skoczę sobie pobiegać po Czerwonych Wierchach. Co może pójść nie tak? Przecież to dwie godzinki max i będę z powrotem.
Zresztą co tu daleko szukać, kiedyś zdarzyło mi się spotkać mocno wychłodzoną kobietę w Kościeliskiej, w czerwcu, po burzy i ulewie.