Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 26.09.2023 uwzględniając wszystkie działy

  1. Ahoj! Wreszcie znalazłam chwilę by wyspowiadać się z tegorocznego pobytu w Tatrach Pogoda udała się znakomicie, dzięki czemu udało się przejść 2 bardzo długie szlaki, jednemu z nas(ale nie mi) udało się zdobyć bardzo konkretny szczyt pozaszlakowy, oraz kilka szlaków krótszych. Nastąpił też jeden wycof, ale nie można mieć wszystkiego. Relację podzielę na 3 części, co by się zdjęcia zbyt długo nie ładowały Sobota- Tatrzańska Magistrala od Łomnickiego Stawu do Chaty Zamkovskiego. Plany na początek urlopu były trochę inne. Wycieczka miała mieć większy skład(my oraz @vatra i @Krzysiek Zd), cel miał być bardziej ambitny- Lodowa Przełęcz, niektórzy się nawet na jakieś Baranie Rogi napalali, ale w ostatniej chwili popsuły się prognozy- w sobotę po południu ma padać, a w niedzielę to już totalna pogodowa klęska. Wymyślamy zatem krótszą wycieczkę- do tego przejścia zainspirowała mnie kiedyś @Zośka mówiąc, że to najładniejszy odcinek Magistrali. Cóż, zaraz sami sprawdzimy. Jedziemy do Łomnicy elektriczką(bo mieszkamy chwilowo w Nowej Leśnej) i startujemy zielonym szlakiem. Początek szlaku raczej niczym się nie wyróżnia, jak to zwykle początki. Za to w dalszej części jest stromy, nieciekawy i jeszcze można sobie wybić potykając się o kable Po jakimś czasie mordęgi dochodzimy do skrzyżowania zielonego szlaku z Magistralą. Tu robimy sobie przerwę na jedzenie, picie i podziwianie Łomnicy Możemy w pięć minut dojść do Łomnickiego Stawu, ale chyba nam się dzisiaj nie chce. Skręcamy od razu na Magistralę. Na której uświadamiam sobie, że jej jednak nie lubię- widoki są takie sobie, bo głównie na słowackie pola i niższe górskie pasma, Tatry zaś pokazują się z rzadka. Najciekawszym miejscem na szlaku jest Łomnicka Vyhliadka, ale dziś widok nieco zachmurzony. Od tego miejsca jest już blisko do schroniska , o czym świadczy poziom wyślizgania kamieni Pogoda jest może taka sobie, ale czego nie widać na zdjęciu jest strasznie duszno a momentami wręcz gorąco, a my się akurat dziś naubieraliśmy jak na Syberię. W Chacie Zamkovskiego marzymy zatem o zimnej Kofoli. Schronisko jest w remoncie, ale działa zewnętrzny bufet, restauracja oraz wychodek. Natychmiast korzystamy z zimnej Kofoli i z wychodka też Po dość długiej przerwie w schronisku schodzimy szlakiem, który nazywam "wykręcacze kostek", jednak tym razem nie daje mi się aż tak bardzo we znaki jak poprzednio. Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia, że na Słowacji jest cisza, spokój i pustki, to przy Wodospadach Zimnej Wody może spokojnie się z tymi złudzeniami pożegnać. Hordy trampkowiczów jak na Moku, albo gorzej. Nie chce nam się schodzić przez Hrebienok więc idziemy żółtym szlakiem do Tatrzańskiej Leśnej. Tu hord już nie ma a sam szlak bardzo malowniczy. Kiedy dochodzimy do stacji elektriczki zaczyna padać deszcz. Może się jakoś szczególnie nie zmęczyliśmy, ale na rozgrzewkę w sam raz Niedziela- leje i grzmi, jedziemy do Popradu po Tatratea I Kofolę Poniedziałek Lodowa Przełęcz Przejście w poprzek Tatr przez najwyżej położoną przełęcz dostępną szlakiem marzyło mi się od dawna, ale zawsze coś stało na przeszkodzie- pogoda, zerwany po ulewach mostek i zamknięty szlak, covidove ograniczenia, potem znów pogoda. Ale co się odwlecze.... No i tak pewnego wrześniowego poranka pakujemy się do pierwszego porannego autobusu w Nowej Leśnej. Przed 7(dosyć późno jak na tak długi szlak, ale co tam, ostatnią elektriczkę mamy o 22.56 :P) jesteśmy w Jaworzynie. Dość żwawym krokiem startujemy, bo zimno. Dolina Jaworowa jest błotnista po opadach deszczu, totalnie dzika i bezludna( boję się misia 100 razy bardziej!) a przede wszystkim bardzo piękna. Ale też ciągnie się w nieskończoność. Owszem, można się tym pięknem napawać, ale trzeba się wdrapać prawie na 2400 npn. To kiedy to podejście nastąpi? Podejście owszem jest: I to całkiem wygodne. Gdzieś w górnej części schodów robimy sobie popas, ale jest tak zimno, że zbyt długo nie wytrzymujemy(nie idzie nam dogodzić, ostatnio było za gorąco O dziwo to Seba jest tym razem tym bardziej marudnym, strasznie na to zimno narzeka, ale ja mu robię wykład: - A na jaką przełęcz idziemy? - Lodową! -A jaka tam jest pod nią dolinka? -Lodowa! - a stawek? -Lodowy? No to jakim cudem miałoby być tam ciepło ? My tu gadu gadu, a tymczasem poprawia nam się pogoda: Końcówka podejścia jest dość krucha, więc założyliśmy sobie kaski, bo parę osób już schodzi. Po długaśnym spacerze ja już widzę przełęcz, już jestem w ogródku, już witam się z gąską(nawet widzę już zwisający łańcuch do zejścia!), tymczasem mąż mój docierający do celu jakieś 2 minuty po mnie oświadcza: Strasznie się dziś wleczemy! Bo to jeszcze nie jest Lodowa Przełęcz! To jakieś Sedielko! Coś mu się pomerdało, przez te słowackie nazwy. Na przełęczy pijemy Kofolę zwycięstwa, ale zostaje nam ponad pół butelki, bo strasznie zimno jest nadal(chociaż po tej stronie gór świeci słońce), a Kofola jest z lodówki jaworowej. Teraz nastąpi najgorsze. Trzeba zejść po łańcuchu. Nie mam w tym za dużo doświadczenia, bo szlaki raczej planuję tak by łańcuchami wchodzić a nie schodzić. No ale tym razem wygodniejszy logistycznie był marsz w stronę "domu". Najgorzej, że trzeba zejść tyłem, do czego w ogóle nie mam przekonania, ale miejscami jest za stromo na zejście przodem. No to godzę się z losem, i akurat jak już zaczęło mi się podobać schodzenie tyłem, to się łańcuch skończył Dla bojących się którzy jeszcze nie byli powiem, że ekspozycji tam żadnych nie ma, w przepaść nie da się spaść. Po krótkim odcinku z łańcuchem schodzimy po stromych piargach. Ludzie w "internetach" bardzo narzekają na degradację drewnianych schodów, ale w rzeczywistości wcale nie jest tak źle i nam schodziło się po nich bardzo wygodnie. O, już zeszliśmy: Najtrudniejsze(choć wcale nie trudne) za nami. Spacerujemy w stronę Teryho Chaty. Lisek tylko czeka na czyjąś kanapkę z plecaka: My podziwiamy widoki: I jakoś tak niespodziewanie wyrasta przed nami łańcuch: Ale przy dobrych warunkach jakoś nie jest specjalnie potrzebny. Wreszcie dopadamy schronisko! Strasznie jesteśmy zmarznięci, więc nosiczki czaj, to jest miód na nasze serca i żołądki. Nie wiem czy akurat herbata w Terince jest aż tak dobra, czy był to efekt zimna i zmęczenia. Marudzimy tak z 45 minut przy herbatce, w końcu trzeba zejść. Nie wiem dlaczego, ale zejście z Terinki juz po raz drugi zajmuje mi o wiele więcej czasu niż te mapowe, chociaż schodzi się tam całkiem dobrze. No, ale jakieś to takie długie i mozolne. W Chacie Zamkovskiego robimy dłuższą przerwę(może stąd takie ślamazarne zejście :P) ponieważ poza łańcuchami, piargami, i długością szlaku czeka nas jeszcze jedna trudność: wykręcacze kostek! Tym razem idę rzeczywiście wolniej niż poprzednio, ponieważ mam w nogach więcej kilometrów. Końcówka upływa nam na marudzeniu jak bardzo bolą nas stopy i mamy już tego dość, czyli klasyk W Smokovcu idziemy na pizzę i musimy być bardzo głodni i zmęczeni, ponieważ cebula wydaje nam się najpyszniejszą rzeczą na świecie. Jutro trzeba będzie odpocząć, ale że ma być pogoda, to na krótką wycieczkę pójdziemy. CDN.
    2 punkty
  2. @Mnich Moderator życzę szybkiego i skutecznego zdrowienia. Ps. Dobra okazja żeby rzucić palenie
    2 punkty
  3. @barbie609Jakby miał jeszcze klucz do kół i pompkę rowerową to biegnę kupić.
    1 punkt
  4. a to jest gadżet, tytan i te sprawy . Chyba lekki przerost formy nad treścią https://militaria.pl/p/multitool-olight-opry-2-1794901
    1 punkt
  5. Wtorek Batyżowiecki Staw Po Lodowej Przełęczy byliśmy trochę zmęczeni i przede wszystkim chcieliśmy dłużej pospać. Dlatego, pomimo lampy nie planujemy dziś niczego ambitnego. Takim sposobem na szlaku jesteśmy dopiero przed 11 Wymyśliłam, że pójdziemy żółtym szlakiem z miejscowości Vysne Hagi, przejdziemy się kawałek magistralą i innym żółtym szlakiem zejdziemy do Tatranskiej Polianki. Po wyjściu z elektriczki mamy pewne problemy z odnalezieniem szlaku, ale w końcu jest. Początek jest lajtowy i idzie się całkiem przyjemnie. Za to wyżej jest już znacznie gorzej. Szlak jest zarośnięty, bo chyba nikt nim nie chodzi, a kamienne schody są bardzo wysokie i niezbyt wygodnie się po nich idzie. Oczywiście się wleczemy. Ja marudzę- normalka Wreszcie jesteśmy nad stawem, ale wyjątkowo mało zdjęć mamy z tej wycieczki. To znaczy zdjęcia jakieś są, ale one są do niczego- Seba po prostu fotografował domniemane ścieżki na Gerlach i Kończystą. Nad Stawem siedzimy bardzo długo, bo i nigdzie nam się dziś nie spieszy. W końcu schodzimy Magistralą. Znów zajmuje to więcej czasu niż trzeba. Potem skręcamy na żółty szlak, który prowadzi przez rumowiska z wielkich kamieni, znowu się ślimaczę, wszyscy mnie wyprzedzają(S. oczywiście pędzi w dół jak kozica), co powoduje, że trochę wpadam w górską depresję. Czuję się beznadziejna i gorsza od innych, że tak wolno idę(nie śmiejcie się) Tu już za kamieniami- można poczuć się lepiej: W końcu dochodzimy do asfaltu, który jest wybawieniem. Tak teraz myślę, czy nie trzeba było jednak zrobić resetu w tym dniu.(ale szkoda pogody) A następnego dnia byłam już pewna, że jednak trzeba było. Środa Jagnięcy Szczyt(wycof) Dzień, który zaczął się marnie, marnie skończy się. Tak mogłaby zaczynać się opowieść o Jagnięcym. Od samego początku wszystko było nie tak. Najpierw w nocy nie mogę spać. Tzn. budzę się w środku nocy mając przeczucie graniczące z pewnością, że zaraz zadzwoni budzik. No, ale tak leżę i leżę a budzik nie dzwoni i ie dzwoni. Potem rano mam jakiś dziwny ścisk żołądka i nic nie mogę zjeść. Następnie idąc na przystanek spotykamy ślicznego kotka. Problem w tym, że kot lezy w rowie i jest całkiem martwy. Prawie się "pochorowałam" na jego widok- w sumie wszystko jedno czy coś jadłam czy nie Wysiadamy z autobusu na przystanku Biała Woda(Kieżmarska) i idziemy doliną. W międzyczasie zjadam śniadanie i trochę mi lepiej. Trochę marudzimy na wysypane kamienie, które są obłe i znów źle się idzie. Halo! Tanap! Poproszę o szlak z lepszych kamieni! Samopoczucie poprawia mi się tylko na chwilę, ale dość szybko docieramy do schroniska. Pijemy czaj, a ja jestem tak śpiąca, że mam ochotę powiedzieć, że ja tu zostanę na ławce i poczekam, a S. niech tam sobie idzie. No, ale nie za bardzo mi się chce na niego czekać 5 godzin Jakoś się mobilizuję do wyjścia. Aleee, cooo tuu się dzieje dzisiaj? Tłum ludzi, wrzaski, jakieś zorganizowane jakby szkolne wycieczki. Czy my idziemy na Giewont? Szlak od samego startu jest bardzo upierdliwy. Stromy i niewygodny, a nawet występują miejsca na których trzeba pomagać sobie rękami. Przy tych stromych skałkach mam moment zawahania. A może jednak się wrócić? A nie jednak może jeszcze trochę pójdę. W końcu wygramoliliśmy się na próg Doliny Jagnięcej. Miałam nadzieję, że od tego miejsca będzie szło mi się lepiej. Nadzieja jednak matką głupich. Nadal jest mi jakoś źle a dodatkowo jeszcze zaczyna mnie boleć kolano. No ale lezę, coraz wolniej wymyślając coraz głupsze powody by zrobić przerwę. Tam gdzie kończy się ścieżka widoczna na zdjęciu czuję się już tak rozmemłana, śpiąca i zmęczona, że decyduję się jednak nie kontynuować wycieczki. Tzn. gdyby to miał być jakiś prościutki szlak bez trudności, to poszłabym. Ale w takim stanie nie czuję się na siłach by walczyć z łańcuchami i ekspozycją. W dodatku w terenie, którego żadne z nas kompletnie nie zna. No, to trudno. Z dwuosobowego zespołu to Sebastian zostaje wytypowany do ataku szczytowego A ja sobie idę z powrotem nad Czerwony Stawek. Oczywiście zaliczając glebę po drodze, bo krucho. S. twierdzi, że łańcuchy łatwiutkie, dopiero końcówka po grani trudniejsza. Będzie trzeba wrócić kiedyś i osobiście sprawdzić Na zdjęciu poniżej chyba najbardziej straszące miejsce- długi i wąski kominek, który podobno tylko tak strasznie wygląda A to już chyba końcówka i wejście na szczyt: Oraz widoki: Na zejściu S. popełnia klasyczny błąd- nie złazi z grani tam gdzie trzeba, ale podobno szybko się zorientował i wrócił do szlaku. Spotykamy się nad Czerwonym Stawem nad którym już zdążyłam się opalić na kolor owego Stawu Pijemy "kofolę zwycięstwa" chociaż nie byłam na szczycie i schodzimy już razem do schroniska. Tutaj kolejny czaj. A potem zejście po obłych kamieniach na przystanek. Oczywiście teraz kamienie o wiele bardziej dają się we znaki niż rano Wycieczkę kończymy zasłużonym obiadem w knajpce w Nowej Leśnej. Jutro- po 3 dniach chodzenia- w końcu odpoczynek! CDN. Napiszę jeszcze 2 odcinki- tamte będą znacznie bardziej optymistyczne
    1 punkt
  6. To się okaże, jestem w trakcie specjalistycznych badań i ostatecznej diagnozy.
    0 punktów
  7. Polecam Wam niezłą stronę, gdzie za free obejrzeć można klasykę kina polskiego. Niektóre z filmów to prawdziwe perełki. Jako że trochę podupadłem na zdrowiu i od tygodnia jestem faszerowany chemią, będę miał sporo czasu na czytanie i oglądanie filmów. https://ninateka.pl
    0 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...