Skocz do zawartości

Gieferg

Użytkownik
  • Postów

    281
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Gieferg

  1. Nie na taką trasę, bez jaj. Jak nam nie odpowiadają warunki to po prostu nie idziemy. Kwestia tylko, żeby wiedzieć czego się można spodziewać i podjąć decyzję, czy wszystkim to odpowiada, czy też nie. Uprzedziłem zainteresowanych jaka jest sytuacja i pewnie pójdziemy gdzieś niżej.
  2. Tyle to ja widzę, ale tak trochę z daleka, a co tam dokładnie zastanę (oblodzenia itp.) to już osobna sprawa, a tu mi się ludzie stresują ?
  3. A teraz ponoć spadł śnieg, przymierzałem się na te Rysy w sobotę i wolałbym jednak bez takich niespodzianek. W razie czego wdroży się jakiś plan B. Niby jak ostatnio byłem na Rysach też parę dni wcześniej padał śnieg, ale szybko zniknął, tylko czy przy obecnych temperaturach jest na to szansa?
  4. Wie ktoś, czy coś się wyjaśniło w tej kwestii?
  5. Niczego to nie zmienia. Szedłem w górę wcześnie rano, schodziłem do Morskiego Oka między 10-tą a 14-tą mijając tych wszystkich ludzi i wciąż to drugie uważam za łatwiejsze. Czysto subiektywna rzecz. Dla mnie szlak od strony polskiej jest nudny i z własnej inicjatywy drugi raz bym tam nie poszedł (choć nie wykluczam, że ktoś by dał radę mnie namówić). To było coś co bardzo chciałem zrobić i sprawdzić, jak sobie poradzę, zrobiłem, jestem usatysfakcjonowany i więcej mi nie trzeba, podczas gdy na Szpiglas, Świnicę czy nawet Giewont mógłbym dla przyjemności chodzić co roku.
  6. A ja ile razy bym nie przymierzył jakichś Salomonów, tyle razy mi się ich odechciewa po ledwie paru krokach.
  7. Ja bym tam nie namawiał na Rysy od polskiej strony kogoś, kto twierdzi, że nie ma zbyt wielkiego doświadczenia (swoją drogą - jakie to konkretnie doświadczenie?) i nie jest przekonany do tego, że chciałby tam iść. Rozsądniej jest się tam wybrać, kiedy już się człowiek czuje na siłach. Inna sprawa, że oczywiście wielu robi inaczej a mimo to przeważnie jakoś bezpiecznie wchodzą. Ze wszystkich szlaków na jakich byłem, to ostatni o którym bym powiedział, że się "przyjemnie wchodzi". Monotonnie jak diabli, nudno, męcząco jak mało gdzie. Przyjemne to są widoki ze szczytu, ale idąc od Słowacji też się je zobaczy. To powiedziawszy dodam jednak, że satysfakcja z wejścia oczywiście kolosalna. A mi się nim zdecydowanie łatwiej szło w dół ¯\_(ツ)_/¯
  8. Ok, dzięki. A Rysy od Słowacji jak wyglądaja pod tym względem?
  9. Wie ktoś, czy na szlakach na Krzyżne z D5S i Gąsienicowej może się trafić śnieg? Nie byłem tam nigdy więc nie wiem, jak to zazwyczaj wygląda o tej porze roku.
  10. Po roku od ostatniej wizyty w Tatrach w końcu udało się ponownie wybrać. Po pięciu latach od pierwszego spotkania z Giewontem, naszła nas chęć na powtórkę, tym razem wybraliśmy szlak przez przełęcz w Grzybowcu, którym jeszcze nie mieliśmy okazji iść. Z centrum taksówką do Strążyskiej i jazda. Kawałek przed przełęczą w Grzybowcu takie spotkanie: Misiek po chwili się spłoszył i zaczął uciekać, potem kręcił się nieco dalej od szlaku i można było iść dalej. Szlak okazał się chyba najciekawszy spośród prowadzących na Giewont, całkiem efektowny widokowo i urozmaicony skalistymi przeszkodami. Niestety tuż przed szczytem wbrew prognozom zaczeło trochę kapać, ale zaraz przestało, więc po chwili wahania jednak weszliśmy, choć jedna koleżanka miała trochę problemów na łańcuchach ale odpowiednio poinstruowana co ma robić ostatecznie dała radę. Na szczycie już po chwili deszcz zaczął padać znowu, tym razem nieco bardziej, więc w obawie przed tym że się rozkręci i będzie trzeba schodzić po mokrej skale, zeszliśmy na przełęcz tak szybko jak to możliwe, nie robiąc nawet specjalnie zdjęć. Już po chwili oczywiście wyszło słońce i potem przez dłuższy czas pogoda dopisywała. Zeszliśmy do schroniska na Kondratowej, ale ledwie skończyliśmy posiłek, znowu w oddali pojawiły się ciemne chmury, więc ruszyliśmy czym prędzej w stronę Kuźnic. Żona zaliczyła dwa razy glebę na śliskich, mokrych kamieniach, ale skończyło się na paru zadrapaniach i siniakach. Wkrótce potem złapała nas burza, przed którą schroniliśmy się w hotelu na Kalatówkach. Gdy tylko przestało padać ruszyliśmy do Kuźnic i koniec imprezy. Muszę powiedzieć, że naprawdę lubię tę górę (zresztą mój pierwszy tatrzański szczyt) i mam nadzieję nie raz tam wrócić. Jedyne co przeszkadza to wyślizgane kamienie, bo samych tłumów pod szczytem można spokojnie uniknąć nawet w letnie weekendy. PS> później jeszcze jakieś fotki może wpadną.
  11. Gieferg

    Zadni Granat

    Z czym konkretnie? Z tym, że należy zrobić uprawnienia przewodnika, żeby ze znajomymi się przejść po górach na urlopie? ? Pewnie na Świnicy też nie wypada obejść tego bezsensownie zawieszonego łańcucha pod szczytem, choć bokiem jest i łatwiej i bezpieczniej, bo akurat nie narysowali tam oznaczenia szlaku? A po wejściu na Błyszcz czerwonym wypadałoby schodzić z powrotem na dół i wchodzić na Bystrą niebieskim? Anyway, znalazłem odpowiedź, której potrzebowałem gdzie indziej ?
  12. Gieferg

    Zadni Granat

    Takie pytanko - kiedy byłem na Granatach, idąc z Pośredniego w stronę Zadniego widziałem na prawo ścieżkę, wcześniej słyszałem, że ludzie tamtędy chodzą gdy chcą ominąć te (niewielkie bo niewielkie, ale jednak) trudności przy podejściu na pośredni od strony Zadniego (i przy okazji również szczyt zadniego). Teraz pytanie - jak ta ścieżka się faktycznie przedstawia? W te wakacje chciałem zabrać na Granaty ekipę, której wolałbym oszczędzić problematycznych miejsc, a że Pośredni uważam za fajniejszy szczyt niż Zadni, zastanawiałem się, czy by nie skorzystać z tej ścieżki (i potem wrócić tą samą drogą, bo na Skrajny ich na pewno nie będę ciągnął).
  13. A co z wjazdem jednodniowym bez noclegów? Też się trzeba rejestrować?
  14. Gieferg

    Krywań

    No ja widziałem sporą różnicą między Kościelcem, a Szpiglasem, ale mogę mieć zaburzoną ocenę, bo na Kościelcu byłem mając mniejsze doświadczenie i dużo gorsze buty. No ale ogólnie nie brzmi to źle. Zobaczymy.
  15. Gieferg

    Krywań

    Wait a sec... Sugerujesz, że Kościelec jest prostszy od Szpiglasa? (byłem na jednym i drugim i nigdy by mi to nie przyszło do glowy :)) Czy może chodzi tylko o to, że na Krywań nie ma łańcuchów? Nie chcę zorganizować wyjścia, z którego będzie trzeba przedwcześnie wracać, bo ktoś nie da rady.
  16. Gieferg

    Krywań

    Pytanko do tych co byli - mam w ekipie osobę, która trochę pękała przy podejściu na Szpiglasową z Piątki (ale dała radę, to były jej pierwsze łańcuchy) i w tym najbardziej eksponowanym miejscu w okolicy Łopaty na odcinku Jarząbczy-Wołowiec (też dała radę), a na Świnicy pod samym szczytem, przy tym trudniejszym miejscu zrezygnowała. Jest sens, żeby się pchała na Krywań?
  17. Gieferg

    Zadni Granat

    Ja bym jednak zdecydowanie bardziej polecał w kierunku od skrajnego do zadniego. Lepiej pod górkę robić to, co trudniejsze.
  18. Na tym odcinku między Łopatą, a Wołowcem takie miejsce, że po lewej jest przepaść, można niby zejść po dość stromej skale, ale z tego miejsca szlak idzie jeszcze parę metrów do przodu i potem jest na nim nieco bezpieczniej wyglądające drugie zejście. Zdaje się, że tutaj: http://natatry.pl/tatry-zachodnie/dolina-chocholowska/galeria/gran21.jpg
  19. Tak po prawdzie, te nogi, co mi ich najbardziej szkoda, to nie moje nogi ?
  20. Szkoda mi nóg. Gdy i tak mam 25 kilometrów do przejścia dodatkowe 3 (czy ile tam jest) robi dużą różnicę.
  21. Ten sam. Żona powiedziała, że oskarży mnie o usiłowanie morderstwa ? Cieszyło mnie, że nie było już chodzenia po tych irytujących workach jak jeszcze rok temu (mało co z nich zostało, teraz są drewniane stopnie), ale podejście na Wołowiec od strony Jarząbczego jest w opłakanym stanie, za to szlak w stronę Rakonia ładnie wyremontowany, choć osobiście wolałem go w tej bardziej naturalnej postaci, którą pamiętam z 2018 roku.
  22. Tego sezonu jakoś nie mogłem zacząć. Pogoda w maju nie rozpieszczała, na jedyny ładny weekend przypadła komunia córy, w końcu dopiero 19 czerwca, w strasznym upale udało się wyskoczyć na Czupel, no ale takie góry to dla mnie nie góry. W końcu trafiło się okno pogodowe na 28 czerwca, ekipa zwarta i gotowa, choć nie wszyscy w formie, o czym się boleśnie przekonaliśmy. Plan A przewidywał uzupełnienie Tatr zachodnich (w sensie Zachodnich-Zachodnich, tych na które się chodzi z Chochołowskiej), gdzie po polskiej stronie zostało nam już niewiele do zrobienia, a plan B Giewont od Strążyskiej, bo tym szlakiem jeszcze nie wchodziliśmy, a niektórzy w ogóle jeszcze nie byli na tej górze. W składzie prócz towarzystwa (40 +/-2) jedna trzynastolatka, która w Tatrach miała do tej pory na koncie Starorobociański Wierch (+ Kończysty i Trzydniowiański), Mały Kościelec i Świstówkę. Wyjazd o 4:15, o 8:00 wsiadamy w kolejkę Rakoń (jeden jedyny raz, trzy lata temu stwierdziliśmy, że idziemy z buta i nigdy więcej tego błędu nie mieliśmy ochoty powtarzać). Od początku ciepło, a gdy odbijamy czerwonym na Polanie Trzydniówce, robi się gorąco. Na szczęście wkrótce las, a gdy z niego wychodzimy po niebie ciągną chmury dające co chwila nieco wytchnienia. Naczytałem się tu i tam jak to niektórzy nie lubią tego szlaku, że nieprzyjemny, męczący, no nie wiem, mnie się tam bardzo podobał. Po posiłku na Trzydniowiańskim ruszamy w stronę Kończystego, po drodze mała przerwa na rzucanie śnieżkami :), potem dośc wyczerpujące podejście na Kończysty, bo słońce postanawia dać nam popalić. Znowu przerwa i odbijamy na zachód, w stronę Jarząbczego Wierchu. Znowu nieco więcej chmur, idzie się przyjemnie, podejście w sumie niezbyt wymagające kondycyjnie, ale tempo mamy słabe, bo niektórzy z kondycją kiepsko stoją i na szczycie jesteśmy koło 14:00. Co ciekawe - o ile przy tabliczce poniżej szczytu siedzi kilka osób, wygląda na to jakby nikt prócz nas nie kwapił się do wchodzenia na sam szczyt. Zapada decyzja, że dziewczyny robią dłuższą przerwę na Jarząbczym, a chłopaki ruszają na szybko i lekko na szczyt Jakubiny. Warto było, widoki piękne, a podejrzewam, że to była jedyna okazja by tam dotrzeć, bo tej trasy raczej już nie powtórzymy. Po 45 minutach jesteśmy z powrotem i już w pełnym składzie startujemy w kierunku Wołowca. Trudności techniczne po drodze okazują się dość stresujące dla jednej z pań, ale z pomocą daje radę (najmłodsza uczestniczka wyprawy radzi sobie bezproblemowo). Na tym odcinku zmęczenie coraz bardziej daje się we znaki, więc zamiast 2 godzin na Wołowiec idziemy trzy z hakiem. Jeszcze jeden odpoczynek podczas którego nawet nie mam siły jeść i ewakuacja Chochołowską Wyżnią, którą szliśmy z Wołowca w 2018 roku i wspominaliśmy jako drogę przez mękę. Tym razem jest podobnie. Na Polanę Chochołowską docieramy ok. 21:30, gdy jest już prawie ciemno, zostaje powrót doliną, która nie chce się skończyć przy świetle czołówek, a potem trzy godziny jazdy. Ubolewamy nad tym, że McDonalds w Jaworniku, obowiązkowy punkt programu każdego jednodniowego wypadu o tej porze już zamknięty. Zostają hotdogi i kawa na Orlenie. Podbój polskiej części Tatr zachodnich zakończony (pomijając parę szlaków dojściowych w kilka miejsc, w których już byliśmy jak Czerwone Wierchy). Parę fotek dorzucę później.
  23. Cos się zmieniło z Union.sk? Gdy uzupełniam dane, mam wpisać adres zamieszkania - można wpisać tylko adres na Słowacji (rubryka miasto) a numer telefonu tylko ze słowackim kierunkowym. Kupowałem kilka razy ubezpieczenie i nigdy tak nie było.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...