Skocz do zawartości

Gieferg

Użytkownik
  • Postów

    281
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Gieferg

  1. Gieferg

    Piosenki o górach

    https://www.udio.com/songs/pDGSkduNuBGTqtRXvYF5Fi
  2. Pod względem trudności jak dla mnie jedyną sensowną opcją było iść od Brestovej (praktycznie wszystkie trudniejsze miejsca idzie się w górę), natomiast kwestia widoków się dla mnie nie liczy, gdy dobieram kierunek, bo tak czy inaczej się rozglądam i filmuję wszystko dookoła. No ale z Pachoła na Przełęcz pod Banówką (i dalej trochę też) się sypie nieźle. I jak dobrze pamiętam to coś koło 11 h nam zajęło a nie było z nami wtedy tych osób, które zwykle najbardziej spowalniają marsz.
  3. Gieferg

    Trudności szlaków

    bez problemu przeszedłem z córą jak miała 9 lat i wróciliśmy potem z buta do Palenicy. Start na szlak o 7 spoko. Znajomy jeszcze do tego dokładał Czarny Staw pod Rysami jak szedł z dzieciakami, mnie by się już nie chciało. Ja jak już idę to filmuję we wszystkich kierunkach
  4. Za pierwszym razem schodziłem przez Kopę Kondracką i Przełęcz pod Kopą (wtedy nawet nie wiedziałem co to za góra którą spontanicznie postanowiliśmy łyknąć na dokładkę).
  5. Gieferg

    Trudności szlaków

    Co do filmików - ludzie lubią filmować gopro i pokrewnym sprzętem bez ustawień korygujących zniekształcenia i wychodzą z tego często jakieś absurdy. No ale jest efektownie Ja tam lubię jak film wygląda możliwie naturalnie.
  6. Schodziłem tak i tak, na Kondratową dużo przyjemniej dla nóg moim zdaniem.
  7. Na Giewont to można startować nawet koło południa (tak żeby dojść koło 15-tej) i szczyt prawie pusty - sprawdziłem w letni weekend dwa lata temu Byłem dwa razy (tyle co i na Bystrej), bardzo chętnie bym tam wrócił.
  8. Gieferg

    Trudności szlaków

    Szedłem raz na Przełęcz pod Chłopkiem, ale nie doszedłem (problemy żołądkowe i ogólnie kiepskie samopoczucie przesądziły), ale tyle co przeszedłem już wyglądało na najtrudniejszy szlak na jakim próbowałem sił. Poza tym, trudno powiedzieć, Kościelec wspominam jako jeden z trudniejszych ale przed nim byłem tylko na Giewoncie i Kasprowym (i miałem tam jeszcze kiepskie buty które zjeżdżały po skale) więc nie wiem co teraz bym o nim powiedział. Prócz tego... cóż, Skrzyniarki + Pachoł, wygladały niby na jeden z trudniejszych ale nie miałem tam specjalnych problemów. Granaty... sam nie wiem, nie wspominam źle, bardziej ekspozycja chwilami sią dawała we znaki niż trudności techniczne. Co do łańcuchów - ja tam podchodzę bardziej nieufnie do szlaków określanych jako trudne na których ich nie ma, a czasami wygląda, że powinny być (np takie jedno miejsce pod sam koniec na Kościelcu).
  9. Gieferg

    Trudności szlaków

    O Krywaniu wiem tyle, co słyszałem, a słyszałem tak różne opinie, że w sumie nic nie wiem.
  10. Gieferg

    Trudności szlaków

    Chyba ten wątek się nada. Tak się ostatnio zastanawiałem nad trudnościami technicznymi niektórych szlaków i wychodzą mi dziwne rzeczy. 1) Kiedyś się naczytałem, że Świnica czy Kościelec są technicznie trudniejsze niż Rysy od polskiej strony - byłem na wszystkich i w sumie zgodziłbym się z tym. W przeciwieństwie do Świnicy i Kościelca Na Rysach nie było miejsc które by mi sprawiły jakiekolwiek trudności w aspekcie technicznym, tylko kondycyjnie było to naprawdę spore wyzwanie. 2) Potem dowiedziałem się, że Rysy od strony słowackiej są dużo łatwiejsze niż od polskiej - z czym tez się zgadzam, byłem z obu stron i tak to wyglądało. 3) Potem dowiedziałem się, że Rysy od strony Słowackiej i Krywań to porównywalny poziom trudności. Nie byłem na Krywaniu, więc nie wiem. 4) A potem przeczytałem gdzieś, że trudności na Krywaniu można porównać do Kościelca... Tylko ja tu mam przed oczami dobrze znany uzytkownikom Commodore64 w zamierzchłych latach 80/90. niebieski screen z komunikatem "syntax error"?
  11. idąc tam po raz pierwszym w 2019 roku mieliśmy nawet gorzej, bo Bystrej w ogóle nie zobaczyliśmy, odpuściliśmy na Siwym Zworniku, nic nie było widać i nikt już nie widział sensu iść dalej, a potem jeszcze lało na zejściu. Trzy tygodnie później drugie podejście poszło już dobrze, podobnie jak trzecie w 2023 roku. Kondycyjnie na pewno bardziej od Bystrej mi dokopała pętla przez Kończysty-Jarząbczy-Wołowiec z bonusem w postaci Jakubiny. Zejścia (i wejścia) Doliną Starororobociańską też nie znoszę.
  12. Liczę na to, że w tym sezonie tam w końcu trafię, ale jest trochę problem z resztą ekipy, coraz większe marudy się ze wszystkich robią, w dodatku dogodne wakacyjne terminy rezerwują na spacerki po Beskidach na które latem zazwyczaj szkoda mi czasu...
  13. Jeśli wiesz, że dalej nie będzie się już czego bać (jak na szlaku na Małołączniak) a przez jakieś pojedyncze problematyczne miejsce jesteś w stanie tę osobę bez trudu bezpiecznie przeprowadzić, to nie widzę problemu (bo już bez jaj, że jak mi dziecko wpadnie w panikę, bo gdzieś raz źle nogę postawiło to miałbym od razu zarządzać odwrót). No i czasem jest łatwiej przeprowadzić kogoś w górę, niż zawrócić (tak było w sytuacji, o której wspomniałem). No i co z sytuacją w której ktoś zaczyna pękać, a robi się długą pętle i ma się za sobą 3/4 trasy? Gdyby jednak było wiadomo, że dalej będzie tylko gorzej i można zawrócić, wtedy oczywiście nie ma to sensu. Nie każdy chce być na filmikach wrzucanych gdzieś w necie. Jak będę miał zgodę od wszystkich uczestników wycieczki to może coś pokażę.
  14. No nudny. Jak się zaczynają łańcuchy to już jest tylko stromo w górę i wciąż jeden i ten sam widok aż do wejścia na grań. Nic czego bym chciał ponownie doświadczyć. Przeciwieństwem tego jest taka choćby Świnica, gdzie mi się bardzo podobalo - to w górę, to w dół, naokoło góry, z różnymi widokami po drodze.
  15. Byłem na Rysach dwa razy (PL i SK), za każdym razem w innym towarzystwie i już nie czuję potrzeby tam więcej wracać (a już na pewno nie polskim szlakiem który jest jednocześnie bardzo męczący i bardzo nudny).
  16. "Krok nad przepaścią" na Granatach uznałem za banalny i poszło bez trudu, ale w jednym miejscu na Salatynach przekombinowałem tak, że mój towarzysz idący za mną stwierdził potem dosadnie "coś ty tam odp*****lał?", znajomi też do tej pory mają ubaw jak sobie przypomną jak schodząc ze szczytu Świnicy w pewnym momencie znalazłem się na kolanach ("Ty, on się modli czy co?"). Także różnie bywa
  17. Na Małołączniaku przy łańcuchach płakała też moja córa, gdy zrobiła krok do przodu stawiając przy samej skale po prawej lewą stopę i nie wiedziała co dalej zrobić (wtedy miała 9 lat, z pomocą dała radę), widziałem dorosłych, którzy kompletnie nie wiedzą którą nogą mają ruszyć w niby łatwych miejscach i są w stanie tak się zaplątać, że już w ogóle nie mogą się potem ruszyć, więc wszelkie trudności techniczne to czysto subiektywna sprawa. Zresztą, sam się na ostatniej wycieczce na chwilę zaciąłem na Koprowym w niby łatwym miejscu, bo będąc przodem do skały ustawiłem się tak pechowo, że za cholerę nie mogłem wypatrzyć miejsca, w które zamierzałem postawić nogę, a które widziałem będąc jakiś metr wyżej.
  18. Dla jednych nie ma, dla innych są.
  19. Giewont, Szpiglas, Rysy (SK) dała radę, na Świnicy brakło kilku metrów i odpuściła przy tych ostatnich łańcuchach, na Koprowym zdecydowanie miała gorszy dzień (ja zresztą też) i nawet nie chciała próbować. No ale w razie czego mamy różne opcje, najwyżej znowu na szczyt pójdą tylko chętni, a reszta się będzie gdzieś wylegiwać.
  20. Ten odcinek rozumiem, że też blisko szczytu?
  21. Tak swoją drogą, myślicie, że jak ktoś wymiękł na Koprowym (ale za to wszedł na Rysy od Słowacji), to ma po co się wybierać na Krywań?
  22. Film dużo lepszy , (ale zazwyczaj ich nigdzie nie publikuję) no i pierwszy raz zrobiłem sobie z pomocą AI cały soundtrack.
  23. Nie jestem aż taki przesądny, z przymrużeniem oka to piszę, generalnie robiliśmy sobie z tego jaja po drodze. Nie było mnie przy zamawianiu więc nie wiem jak się to coś nazywało. W każdym razie żonę oszukali na cytrynie, która miała być, a nie było (w sumie to nie piliśmy w samym schronisku tylko w tej chacie naprzeciwko).
  24. Początek wakacji to już tradycyjna pora, w której wracamy w Tatry, tak było i tym razem. Czterosobowa ekipa, z którą zaliczyłem min Rysy, Świnicę, Szpiglasowy Wierch i wszystkie możliwe szlaki z Doliny Chochołowskiej. W zeszłym roku napoczęliśmy Tatry Słowackie i planowaliśmy kontynuację, jednak pierwszy pomysł z Banówką nie wypalił (kwestie parkingu w dolinie Żarskiej niestety uniemożliwiają realizację pomysłu jaki miałem na ten wypad), a planem B był Koprowy Wierch. Wyjazd o 3 rano, na szlak startujemy o 7, tempo zazwyczaj mamy marne i większość wycieczek kończymy po zmroku jedna tym razem, przez wzgląd na długość trasy i długi czerwcowy dzień liczyłem, że powinno się obejść bez czołówek. W pewnym momencie stwierdziłem "Zaprawdę, powiadam wam, dziś będziecie ze mną w Macu" (mieliśmy zwyczaj zahaczać o McDonaldsa w Jaworniku, ale w zeszłym roku zawsze docieraliśmy tam chwilę po zamknięciu). Miałem jednak pewne obawy, bo do tej pory co siódma jednodniówka na jakiej byłem, miała tendencję się zepsuć (raz przez pogodę, drugi przez sensacje żołądkowe). W dodatku była to 13 wycieczka w której wspólnie brała udział nasza czwórka, a zaraz po wyjściu z samochodu zły znak - zerwałem swoją bransoletkę z górskim motywem... No i niedawno bolało mnie biodro co przez pewien czas stawiało pod znakiem zapytania cały wyjazd. Koło 7 nad Szczyrbskim niebo częściowo zachmurzone, słońca nie widać. Na szlak rusza też grupka z egzotycznym ciemnoskórym osobnikiem z pokaźnym afro, w nieadekwatnych do sytuacji butach. Będziemy się z nimi mijać aż do schrniska nad Popradzkim Stawu gdzie zaglądamy na herbatkę - dziewczyny nie są zadowolone, bo herbata w ich ocenie jest dziwna, sam też sprawdzam - nie jest zła, choć nie piłem wcześniej czegoś takiego. Pod schroniskiem znajomi trafiają na zakonnice ze swojej parafii, które również obrały sobie za cel Koprowy. W międzyczasie robi się już całkiem słonecznie i ciepło, zanosi się na lepszą pogodę niż to, co widać było w prognozach i choć w wyższych partiach będą się zdarzać chmury przesłaniające widoki, to jednak nigdy taki stan rzeczy nie utrzyma się przez długi czas. Niedaleko za rozejściem szlaków (gdzie skręca się też na Rysy) koleżanka zaczyna się skarżyć na złe samopoczucie i zastanawiamy się, czy nie będzie trzeba odpuścić, na szczęście szybko się jej poprawia. Wielki Hińczowy Staw i jego okolice nas dosłownie powalają, przepiękne miejsce, aż nie chce się iść dalej czy tym bardziej wracać. W końcu jednak startujemy w stronę szczytu, podejście jest mozolne i wyczerpujące, kawałek za przełęczą obchodzimy duży płat śniegu i w końcu docieramy na niższy wierzchołek skąd widać jak na dłoni szczyt. Jednak na widok ostatniego podejścia dziewczyny zgodnie stwierdzają, że mają już dość atrakcji i do ataku szczytowego ruszamy tylko we dwóch. Niestety kumplowi bardzo się śpieszy, by wrócić do żony i pędzi jak szalony, próbując za nim (niepotrzebnie, trzeba było iść swoim tempem) nadążyć, przekonuję się, że to niestety nie jest mój dzień. Opadam z sił, znowu odzywa się nieszczęsne biodro, które utrudnia pokonywanie co bardziej stromych miejsc i powrót na wierzchołek gdzie czeka reszta zajmuje mi sporo czasu, po drodze w jednym punkcie, gdzie ni cholery nie mogę odpowiednio postawić obolałej nogi, korzystam z pomocnej dłoni innego turysty (pozdrawiam, jeśli to czyta). Co do szczytu - mało miejsca i czułem się tam dość niekomfortowo, zdecydowanie gorzej niż na Rysach, Giewoncie, Świnicy czy Kościelcu. Może to wina wspomnianych okoliczności, utrudniających mi poruszanie się w stromym skalistym terenie, ale podejście na szczyt odebrałem jako trudniejsze niż takie choćby partie szczytowe na Rysach. Po chwili odpoczynku i posiłku na niższym wierzchołku siły mi wracają, ból przechodzi, schodzimy nad staw gdzie robimy sobie ostatni postój. Powrót idzie całkiem sprawnie (jak na nasze normy), na parking docieramy około 20:30 i ostatecznie wyrabiamy się do Maca przed północą, co podsumowuję słowami "I słowo stało się ciałem". Na miejscu dwóch młodzieńców chce sobie robić ze mną zdjęcia, bo uznają, że jak ktoś wchodzi do Maca z kamerą to musi być jakąś gwiazdą youtube'a To mi się jeszcze nie zdarzyło, zdjęcia do tej pory chcieli sobie ze mną robić fani albo Ryśka Riedla (do których sam się zaliczam), albo Jacka Sparrowa. Sama trasa przepiękna, ścisła czołówka tego co do tej pory widziałem w Tatrach, jednak po wszelkich opisach jakie czytałem, spodziewałem się raczej łatwiejszej końcówki, na której sam widok mi ludzie nie będę wymiękać (fotki później, bo muszę przerwać pisanie...)
  25. Jak się nie zna szlaku, to się takich rzeczy nie widzi Znalazłem też potwierdzenia, że jest ok pod tym względem na jednej grupie, więc Koprowy w planie na ten tydzień
×
×
  • Dodaj nową pozycję...