Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'tatry zachodnie' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • O Górach
    • Szlaki
    • Wasze wycieczki
    • Wspólne przejazdy/wyjścia
    • Tatry Słowackie
    • Aktualne warunki
    • Wspinaczka
    • Fotografia
    • Inne góry
    • Ważne aktualności
  • Pozostałe tematy
    • Noclegi i gastronomia
    • Sprzęt
    • Ogłoszenia
    • Sklep Tatromaniaka
    • Hyde Park
    • Poznajmy się
    • O forum

Blogi

  • Blog Tatromaniaka
  • Blog Administratora
  • Ochtabiński
  • Szlak z Toporowej Cyrhli na Wielki Kopieniec
  • Montes, quibus nomen est Tritri
  • Śląski w przyrodzie.
  • Michał Marek o górach
  • Orszak Trzech Króli
  • obecne wypadki w Tatrach
  • Vatra w Tatrach
  • Przepięknie jest...
  • Beskidzkie zachody
  • Bracia Zwolińscy i ich przewodniki po Tatrach
  • Montes, quibus nomen est Tatry
  • Górskie wyprawy
  • Sprzedam leki przeciwpasozytnicze prazykwantel iwermektyna zentel yomesan vermox
  • Sprzedam leki przeciwpasozytnicze prazykwantel iwermektyna zentel yomesan vermox

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


O mnie

Znaleziono 6 wyników

  1. W dniu dzisiejszym wybraliśmy się za granicę RP a konkretnie to na Słowację w Tatry Zachodnie a już całkiem konkretnie to na grzebień Przedniego Salatyna. Oczywiście ułatwiliśmy sobie życie i na 1500 wjechaliśmy krzesełkiem. Informacyjnie parking 5 euro krzesełko w jedną stronę 7 eu, tam i z powrotem 10.Pogoda dobra nie za ciepło chwilami słonecznie a i chmury dawały swój spektakl na niebie.Na grani dość mocny zimny wiatr, trzeba było coś przyrzucić . Ludzi nie za dużo z małymi wyjątkami to głownie ,,nasi,,. Widoczność dobra , przez lornetkę bez problemu widać było krzyż na Giewoncie , jakiś cień może Rysy też na horyzoncie majaczył.Był wariant podejścia na Brestovą , ale zrezygnowaliśmy. Podejście zielonym od kolejki mimo że dość strome bardzo fajne , dobrze się podchodziło. Pięknie kwitną wrzosy na skałach. Grzbietem poszliśmy niebieskim w stronę Przedniego Salatyna , widoki zacne , pięknie widoczna Osobita. Szlak w zasadzie dziki i pusty . Tylko na Przednim spotkaliśmy ekipę rodaków zresztą w ogóle sporo Polaków i Czechów. Po zejściu z grzbietu niebieski dziczeje całkiem i aczkolwiek bardzo atrakcyjny przyrodniczo i ciekawy ze względu na ukształtowanie terenu/spaleny żleb/ robi się nużący . Po prostu trzeba uważać żeby sobie zębów nie wybić ,stromo , mnóstwo korzeni ,luźnych kamieni, na ale taka jego uroda, tylko kolanka to czują mimo używania kijków no ale to z kolej sprawa Pesel-a. Podsumowując: bardzo przyjemna ,widokowa, nietrudna wycieczka.Poniżej parę fotek . kwitnące wrzosy na skałach przy zielonym szlaku widoczki z zielonego widoki z grzebienia na grzbiecie trochę wiało niebieski na grani jest naprawdę fajny pozdrowienia dla tych co na szlaku pora w dolinę jeśli ktoś nie był to polecamy.
  2. Cześć, Z racji nawału pracy i innych obowiązków w tym też tych przyjemnych związanych z wędrówkami, nie miałem czasu pochwalić się ostatnimi wypadami. Październik był piękny w związku z czym postanowiliśmy wyruszyć na Banówkę z opcją przy sprzyjających warunkach wydłużenia trasy. Plan podstawowy: Parking Pod Spálenou - Brestová - Salatín - Baníkov - Pod Hrubou kopou - i powrót na parking Pod Spálenou. Wyjazd z Krakowa jak zwykle z samego rana, czyli o 4 rano z drobnym poślizgiem. o 6 byliśmy na parkingu i po szybkiej kawie ruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Brestovej. 4 kilometry i 900 metrów podejścia. Nie będę ukrywał, jest stromo ale idzie się naprawdę dobrze. Pogoda piękna. Nie było czuć wiatru więc uznaliśmy, że prognozy, które mówiły coś o zachmurzeniu i wietrze były przesadzone (niestety okazało się, że były ale w druga stronę). Widoki piękne, polecam każdemu. Po drodze minęliśmy kilku turystów i zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek. Pijąc ciepłą herbatę, ogrzewani promieniami słońca pomimo coraz mocniejszego wiatru spodziewaliśmy się udanej niedzieli. Niestety powoli zaczęły pojawiać się chmury. Sam szlak w stronę Banówki nie jest jakiś szczególnie wymagający i zapewne gdy jest ładna pogoda, musi być dość widowiskowy. Niestety nie było dane nam sprawdzić, bo z każdą kolejną minutą zachmurzenie rosło. Choć można było zobaczyć ciekawe widoki z tym związane. Po chwili cała trasa była już w chmurze i niestety nie pozwoliło odkryć to piękna całej trasy. Na samej Banówce, oprócz chmury i porywistego wiatru czekał na jeszcze śnieg porywany przez wiatr. W tym miejscu stwierdziliśmy, że trzymamy się planu minimum i wracamy do samochodu. Sama trasa jak wspomniałem nie jest szczególnie trudna, od tej strony. kilka łańcuchów, było trochę śniegu, nic co powodowałoby mocniejsze bicie serca. Schodząc z Banikowskiej Przełęczy w stronę punktu Pod Hrubou kopou, było trochę śniegu ale bez trudu dało się zejść, czasami był tylko problem ze znalezieniem szlaku pośród głazów. Po drodze uznaliśmy, że pójdziemy jeszcze zobaczyć Rohackie Stawy, ciekawe ale jakoś nie widzę ich jako punktu docelowego wycieczki. W sumie chciałem do nich dojść, bo ładnie wyglądają z Wołowca. Dalej już powrót na parking. W miedzy czasie zaczęło się rozpogadzać i wyjeżdżając z parkingu widzieliśmy, piękne niebieskie niebo. Cóż, nie zawsze ma się szczęście co do pogody. Odbiliśmy sobie to tydzień później o czym w kolejnym wpisie.
  3. Rohacze kusiły już od tak dawna, że to musiało się w końcu stać! ? Rano, około 8, zaczęliśmy od zaparkowania samochodu i wypożyczenia rowerów. Dojechaliśmy do schroniska na Polanie Chochołowskiej w 48 minut (Nobla temu, kto wymyślił wypożyczalnie rowerów w Dolinie Chochołowskiej). Stamtąd szlakiem zielonym pod Wołowiec, który ścieżką przetrawersowaliśmy, żeby znaleźć się pod pierwszym z Rohaczy - Ostrym (Jamnicka Przełęcz). Przejście przez Rohacze bardzo mi się spodobało. Duży pracy rąk i nóg, wiele ciekawych miejsc ? Kiedyś przeczytałam, że "jest gdzie spaść", ale że technicznie nie jest jakoś szczególnie ciężko i zgadzam się z tym, to jest dobry opis tego przejścia ? Uważam że niektóre z tych miejsc dla osób niskich mogą być bardzo, bardzo trudne do zrobienia. Trzeba też uważnie wyglądać oznaczeń, bo łatwo jest tam zgubić szlak i znaleźć się w niezbyt ciekawym miejscu - po prawej jest ogromna przepaść. Z Rohacza Płaczliwego zeszliśmy do Smutnej Przełęczy, skąd rozpoczęliśmy zejście do Bufetu Rohackiego. Tam zjedliśmy naleśniki, które były przepyszne (polecam) i potuptaliśmy na Zabratową Przełęcz. Z tej przełęczy na Rakoń, pod Wołowiec i zielonym w dół, do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Rowerami do parkingu w 25 minut, pustą Chochołowską. Powtórzę się - Nobla temu, kto wymyślił tam wypożyczalnie rowerów ? Ogółem była to piękna i wymagająca trasa (razem 34 km, w tym 1893 m podejścia), która zajęła nam łącznie trochę ponad 11 godzin. 7 km pod górę na rowerze, potem ok. 20 km pieszo i 7 km rowerem w dół. Schodziliśmy w czasie, kiedy słońce zaczęło się chować za górami - światło było po prostu niesamowite ?
  4. W trakcie mojej ostatniej wycieczki na Kozi Wierch było jeszcze sporo śniegu w górach, więc kiedy zobaczyłam na kilku zdjęciach TEN ZIELONY (ja to nazywam tatrzańskim zielonym, ale w sumie nie jest to jeden kolor, tylko dużo jego odcieni), to wiedziałam, że muszę się wybrać w Tatry Zachodnie! ? Z parkingu na początku Doliny Chochołowskiej wyruszyliśmy około 9. Pierwszy raz wypożyczyliśmy rowery na cały dzień (można podpiąć je pod schroniskiem, trzeba zwrócić przed 18:00) i dzięki temu, po tylu latach, polubiłam się z Doliną Chochołowską ? Do schroniska dotarliśmy w niecałą godzinkę (chyba 45 minut), szybka kawka i ruszyliśmy - najpierw na Grzesia, potem Rakoń i Wołowiec. Pogoda przepiękna. Chyba najbardziej dało się we znaki podejście na Rakoń, słonko mocno przygrzewało. Co góra, to długi przystanek na zachwyt widoczkami i zdjęcia. Schodziliśmy Wyżnią Doliną Chochołowską i podobało mi się tam - moim zdaniem szlak jest ciekawy i bardzo szybko traci się wysokość. Rowery to był strzał w dziesiątkę, zjazd zajmuje około 25 minut i jest to po prostu czysta przyjemność Jeśli chodzi o sam Wołowiec, zaskoczył mnie widok na otoczenie Doliny Rohackiej. Poszarpane Rohacze naprawdę robią wrażenie. Na koniec zastanawialiśmy się nad wypadem w tamtym kierunku, ale zabrakło czasu (od tego kontemplowania widoków ).
  5. Polana Huciska-Polana Chochołowska-Grześ-Rakoń-Wołowiec-Łopata-Jarząbczy Wierch-Kończysty Wierch-Trzydniowiański Wierch-Dolina Jarząbcza-Schronisko w Dolinie Chochołowskiej-Siwa Polana Jarząbczy Wierch był moim ostatnim nieodwiedzonym szczytem po polskiej stronie Tatr Zachodnich(no, dobra jeszcze został nieszczęsny Giewont?) Ale z której strony go ugryźć, by było to jak najmniej bolesne? Otóż z żadnej, gdyż Jarząbek usytuowany jest w takim miejscu, że z każdej strony na niego daleko. Trzeba po prostu wstrzelić się w jakiś dzień ze stabilną pogodą, najlepiej by był to dzień czerwcowy(czytajcie: długi). No i taki dzień nadarzył się 06.06.2020. Ponieważ należę do forumowego klubu "nienawidzę Chochołowskiej", zawsze staram ją sobie skrócić traktorem, przynajmniej w jedną stronę. I tak to o godzinie 8 z minutami wsiadamy na przyczepę, która kilkanaście minut później wypluwa nas na Polanie Huciska. Stąd do schroniska jest około godzinki drogi. Przy schronisku(nie wchodzimy do środka, szkoda czasu) robimy pierwszy odpoczynek po czym ruszamy na Grzegorza szlakiem żółtym(zielony to w dolnej części potok błota, w górnej prawie pełnia zimy-stan na 06.06) Idzie mi się jakoś wybitnie ciężko i przed Grzesiem prawie wypluwam płuca. Chyba, kurde nie dam rady ? Na Grzesiu jedzenie picie, fotki i siły wracają. I jeszcze ludzie mówią, że podobają im się kolor moich spodni więc humorek mam dobry ? Szlak Grześ-Rakoń-Wołowiec był jednym z pierwszych jakie przeszłam w Tatrach i z wycieczki sprzed 8 lat zapamiętałam, że odcinek od Grzesia do Rakonia to płaska i szeroka autostrada. Tymczasem jakieś mniejsze górki i dołki się zdarzają. Na podejściu na Rakoń znów wypluwam płuca i marudzę. Ale odkrywam też przyczynę niedyspozycji- targam w plecaku jakieś półtora kilo żelastwa(dla takiego kurdupelka jak ja 1,5 kg na pleckach to dużo). Przypadkowo idę jednak z tragarzem(czytajcie: z towarzyszem moim górskich i nie tylko wędrówek). Tragarz proponuje, że zabierze ode mnie te cholerne raki(on swoich ze sobą nie brał). Noo, tak to mogę iść ? Jetem na siebie trochę zła, bo jak zwykle trzęsę portkami, bo komunikaty, że w wyższych partiach zima. Tymczasem warunki na szlaku były prawie letnie. Miejscami tylko trafiał się jakiś płat śniegu, zwykle zupełnie bezproblemowy do przejścia. Na podejściu na Wołowiec już nie wypluwam płuc, bez zbędnego balastu idzie mi się o wiele lżej. Na szczycie obowiązkowa przerwa na podziwianie widoków. Zwykle przed wycieczką czytam opisy innych osób, tym razem nie było inaczej. No i przez te opisy ogromnie bałam się zejścia z Wołowca- miał być niekończący się piarg na którym nie idzie ustać na dwóch nogach. Tymczasem szlak został wyremontowany i obecnie wygląda tak: Ja wiem, że te jutowe worki są tu jakby od czapy, dziwnie to dość wygląda...Ale jak szybko i wygodnie się po nich schodzi! ? Szlak okazał się najciekawszy właśnie na odcinku Wołowiec-Łopata. Idzie się tutaj wąską granią, i jak na standardy Tatr Zachodnich to jest tu całkiem przepaściasto. Czasem musiałam powiedzieć sobie dla świętego spokoju "nie patrz w dół". Zarejestrowałam też ze 2 trudniejsze technicznie miejsca, ale tak naprawdę to łatwe ? Przede wszystkim droga jest fenomenalna widokowo. Rohacz Ostry z tej perspektywy prezentuje się jak Matternhorn : Wierzchołek Łopaty trawersuje się po słowackiej stronie(czy to teraz legalne??), ale my jesteśmy czasem sieroty i oczywiście przegapiamy znak i pakujemy się na grań po jakiś niewygodnych, mokrych skałach. W końcu udaje się odnaleźć właściwą ścieżkę: Najgorsze dopiero przed nami. Jarząbczy Wierch(a w zasadzie wejście na niego) z okolic Niskiej Przełęczy prezentuje się niezwykle dołująco ? W rzeczywistości jednak nie jest takie złe. Szlak jest dość wygodny, z równych kamiennych schodków, więc myślę, że całkiem dobrze się tędy schodzi(ja akurat lubię zejścia typu schodkowego, nie lubię takich stromych "równi pochyłych", szczególnie jak są przysypane piargiem). Trochę trzeba się jednak wysilić, po raz ostatni tego dnia wypluć płuca i oto jesteśmy na Jarząbczym. Z którego widoki są bardzo przyjemne: Oczywiście znów długa przerwa, w takim tempie to my na parkingu będziemy o 23. Ale kto by się tym przejmował. Dalsza droga to już w zasadzie miły spacerek po grani, po tej stronie jest nieco więcej śniegu, ale przeważnie w płaskich miejscach. Odcinek od Kończystego do Trzydniowiańskiego jest nam już znany z wycieczki na Starego Robota 5 lat temu, toteż nie zachwycamy się już jakoś bardzo ? Wierzchołek Trzydniowiańskiego mijamy bokiem, bo się da, po czym schodzimy w stronę Doliny Jarząbczej, którą również jeszcze nigdy nie szliśmy. Na początku jest stromo(worki jutowe już się trochę zdezelowały na tym odcinku) więc marudzę ? Pod koniec zejścia zaczynają już bardzo boleć mnie stopy więc marudzę nieco bardziej ? Jestem też głodna, skończyła nam się woda i w ogóle spadły wszystkie nieszczęścia. Ale najgorsze jest to, że nasz szlak nie kończy się tuż przy schronisku. Trzeba kawałek się cofnąć i podejść na górkę. Jakieś pięć minut, ale to o pięć za dużo ? Daleko jeszcze? W schronisku, ku utrapieniu innych turystów zdejmuję buty ? Za to piwko i schabowy po takim spacerku smakują jak ósmy cud świata. Siedzimy tu jakąś godzinkę, no ale w końcu trzeba zejść. O ile do Hucisk idzie mi się w miarę dobrze, to już ostatni, asfaltowy odcinek Doliny Przekletej, tfu, Chochołowskiej jest prawdziwym pasmem udręki. W końcu jednak doczłapujemy do samochodu i tak kończy się nasza wycieczka. Tatry nas nieco sponiewierały, ale tego było nam trzeba! Do zobaczenia lub przeczytania ?
  6. Zachodnie Tatry Słowackie, wydają się tak zapomniane, albo robią wrażenie zapomnianych, a mają tak wiele do zaoferowania, poniżej zbiór zdjęć z tego pięknego zakątka na ziemi ? Ciągle widzę zdjęcia z naszych Tatr i znanych mi miejsc, może macie coś wartego uwagi w swoich szufladach by pokazać? Oczywiście z zachodnich Tatr Słowackich. Chętnie poznam nowe miejsca i zainspiruje się na kolejne wycieczki ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...