Skocz do zawartości

szesc_kolorow

Użytkownik
  • Postów

    66
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez szesc_kolorow

  1. Ornaczek, Ornaczek -  fen, błysk i żar

     

    Na grzebiecie Oranku byłem już 3 razy w ciągu niespełna 9 miesięcy. Za każdym razem w innych warunkach. Zawsze z myślą, że może uda dojść się dalej. Jednak Ornak nie chciał mnie wypuszczać. Ach ten Ornaczek ? Pozwolę sobie opisać moją drugą wyprawę i będę wtrącał wątki z pierwszej i trzeciej. Dodam kilka zdjęć bo albo warunki nie pozwalały na robienie fot, albo robiłem analogiem i jeszcze ich nie wywołałem. Wyjaśnię jeszcze, iż trochę interesuję się meteorologią i uczę się dużo od @Luk_. W maju rozmawialiśmy o burzach i powiedział: „prędzej czy później w Tatrach złapie Cię burza”. Prorok ?

    Sobota długiego weekendu czerwcowego zapowiadała  się deszczowa. W związku z tym, z przyjaciółmi zaplanowaliśmy lajtową trasę Ścieżką nad Reglami. Mieliśmy przejść całą. Jednak po wieczorze spędzonym na Gubałówce, zmieniliśmy plany z wstania o 5 na 6. Wstaliśmy o 7 ? Od razu uruchomiłem radar, duży opad przeszedł, możliwe że w czasie drogi nas coś złapie. Zerkam na prognozy na Starorobociański Wierch, jest informacja o opadach w okolicach 10/12 i popołudniu. No cóż, z cukru nie jesteśmy i powoli zbieramy się do wyjścia. W samochodzie pytam się @Luk_ o burze, jak to wygląda w górach. Znów mówi, że burza mnie trafi szybciej niż myślę. Ostatecznie meldujemy się w Dolinie Kościeliskiej o 8 rano.

    Nasze wyjście ogranicza się tylko do Przsysłopu Miętusiego. Mała traska, w sumie się cieszę nie chce nadwyrężać kolana. Jeszcze jestem w trakcie rehabilitacji, po dość poważnej kontuzji. Po wejściu na Przysłop pije herbatkę i idę w kime. Chyba spanie w górach staje się moim must have. Nie pamiętam wyprawy na której nie spałem ? Drzemka nie trwa długo. Zaczyna troszeczkę padać. Zbieramy się do zejścia. Zastanawiam się co będę robić po powrocie. W końcu cały dzień przede mną!

    Będąc już blisko, zastanawiam się czy nie odbić na Ciemniak. Wchodzę nawet na mostek, ale zawracam nie chce zmoknąć na szczycie. Jednak wiem już, że nie wrócę tak wcześnie do pokoju! Łukasz z dziewczyną decydują iść do Kir, a ja do schroniska na Hali Ornak ? Rozdzielamy się w niepewną pogodę (Patrzcie się! Zostawili partnera w górach, na tak wymagającej trasie :o #pdk). No nic, teraz idę sam. Pojawia mi się banan na twarzy. Zobaczę moją halę Ornak. Tutaj pierwszy raz w życiu byłem w górach. Tu się zakochałem w górach! Przemierzam dolinę, uśmiech nie schodzi z ust, a w głowie nucę swoją ulubioną piosenkę (nie wziąłem słuchawek). Nie goni mnie czas, więc zatrzymuję się w niektórych miejscach i podziwiam. Czuję się taki wolny! Wiem, że nie wejdę na żaden szczyt, jednak mogę się delektować widokami na góry w chmurach. Nie śpieszy mi się nigdzie, cudowne uczucie ?

    Dobijam w końcu do schroniska. Kupuję sobie szarlotkę, frytki i piwko. Połączenie idealne hah! Idę na polankę, wcinam żarcie, pije piwko i podziwiam szczyty, które osłonięte są przez chmury. Patrzę jak chmury się przemieszczają. Myślę o tym jak w pażdzierniku ubiegłego roku byłem tu sam. Ledwie po wschodzie Słońca, które było za chmurami i o ogrmunym szumie wiatru (wiał halny ?).  Góry mają swój urok chyba w każdej pogodzie i porze roku. Ostatecznie zasypiam. Śpi mi się świetnie, a budzi mnie piekąca skóra. Otwieram oczy i widzę piękne niebieskie niebo. Pierwsza myśl jaka się pojawiła, czas ruszać na Ornak! Pojawiają się wątpliwości, czy te stopnie na podejściu będą okej dla mojego kolana. Jaka będzie pogoda, czy nie zmoknę w deszczu. Chce się skonsultować z Łukaszem, ale nie ma zasięgu. No nic prognoza rano była ok, bez dużych opadów, burzy też nic nie prognozowało na Starorobociański. Podejmuję decyzję. Ruszam na górę, najwyżej lekko zmoknę.

    Zaczynam podejście na przełęcz Iwaniacką. Mam dysonans poznawczy. W październiku szedłem tu sam, słysząc szum wielkiego wiatru. Teraz idę wśród ludzi, przy pięknej pogodzie. Nie za ciepło, nie za zimno xD Bez wietrznie. Zupełnie inaczej wygląda ta droga. Pytam się schodzących jak wygląda podejście na Ornak. Jest trochę śniegu. Kurde nie chce chodzić po śniegu, żeby nie nadwyrężać kolana. Myślę sobie, że pójdę, zobaczę, najwyżej zawrócę. Dość szybko dochodzę na Przełęcz, bez żadnych bóli w świetnym humorze. Na przełęczy jest trochę śniegu i krokusy ? Pierwszy raz widzę krokusy w Tatrach. Nie robię zdjęć, niech ten widok zostanie w mojej głowie jako fajne wspomnienie. Robię sobie króciutką przerwę. Nawadniam się, jem czekoladkę i coś jeszcze ale zapomniałem xD  i ruszam już prosto na grzbiet Ornaku. Sprawdzam jak moje kolanko zachowuje się na stopniach i jest git, nawet kawałek schodzę i też działa poprawnie – super, mogę piąć się do góry. Pojawia się pierwszy płat śniegu, z relacji schodzących powonieniem zanurzać się do kolona w śniegu, a przechodzę po tym jak po skałach, tylko każdy krok stawiam z potrójną uważnością, aby się nie osunąć. Pojawia się drugi płat, również nie sprawia problemów. W końcu wchodzę na grzbiet. Idę jeszcze w kosówce. Pamiętam, że ostatnio zaczynało tu srogo wiać i zapominałem każdy zamek, abym nie dostał podmuchu i żebym nie odleciał. Teraz jest delikatny wiaterek, błękitne niebo i trochę chmurek. Jest to też fajne miejsce na ochłodę, na trzecim wyjeździe był istny żar, a tutaj zaczynało robić się przyjemnie.

    Będąc zupełnie sam, odpalam telefon i puszczam sobie kawałek, który nuciłem sobie w dolinie. Dosłownie odpływam, tak samo czuje się na moim trzecim wyjściu. W pierwszym zamiast odpływania miałem zwiewanie. Będąc na szczycie Ornaku szukam miejscówki, żeby się położyć. Kładę się z widokiem na Zachodnie. Podświadomie czuję, że nie  tutaj być, na nie powinienem tutaj być. Pojawia się coraz więcej chmurek. Moje czillowanie przerywa wielki trzmiel, który dobiera się do mojego kijka i bzyczy nad uchem. Jako, iż nie jestem fanem owadów. Kończę swoje leżakowanie, a trzmiel nadal na moim kijku. Podejmuję męską decyzję i biorę kijek z drugiej strony xd Zaczynam uciekać! Obracam się, uff udało się, trzmiel mnie nie goni. Kryzys zażegany, ale czuć coś w powietrzu. Zaczynam dalszą wędrówkę na Siwe Skały przy dźwiękach mojej ulubionej na ten czas piosenki (Z perspektywy czasu myślę, że ten trzmiel to znak z nieba).

    Będąc już na Siwych Skałach obchodzę je troszkę bokiem i postanawiam zrobić sobie przerwę jak w październiku 2020, wtedy to było miejsce gdzie odpoczywałem od walki z wiatrem. Teraz sobie siedzę i wspominam.Podziwiam też piękne widoki, tym razem w stronę Wysokich. Jem też kostkę czekolady. Nagle dostaje SMS od @Luk_. Pewnie update pogodowy, może będę mógł sobie w spokoju czillować, a może dojdę na Siwy Zwornik, kto wie. Czytam SMS i mnie zamraża na chwilę. Treść: „Idzie dość silny opad. Teraz będzie przekraczał garnice polsko-slowacką w okolicach wielej raczy. No i jest na kursie kolizyjnym z Tatrami. Z tego może być burza, bo cały czas puchnie.”. Super. Dzwonię do Luka, pytam się ile mam czasu, mówi, że godzinę i żebym spierdalał. Teraz decyzja wracać się, czy iść do Chocho. Decyduję się iść do chocho. Muzyka już mi nie gra, pojawił się lekkistres. Oswajam się z myślą, że zmoknę. Oby dotrzeć do lasu jakby przyszła burza. Choć myśli o burzy oddalałem.

    Dość szybko pojawiłem się na Siwej Przełęczy. Dwóch turystów zaczęło schodzić do chocho, szli z Siwego Zwornika. Zaglądam do plecaka. Mam trzy kostki czekolady. Jem dwie. Ostania zostawiam na czarną godzinę :o  Piję wodę. Patrzę na niebo, zaczynają iść czarne chmury. Wiatr ustał. Zrobiła się kompletna cisza, zaczęło być duszno. Patrzę na telefon, dość wyraźną chwile temu dostałem SMS „To jest już burza i cały czas się wzmacnia. Nad Tatry powinna dojść w około 60-90’.” i kolejny „Od tego jak zacznie padać to masz jakieś 20’ do burzy. Może 30’”. Przeszły mnie ciarki. Jeszcze kawał schodzenia przede mną. Myśli zajmuje rozważaniami co jest gorsze burza, czy powrót chochołowską. Trzeba schodzić, czas tyka…

    Ruszam prędko, kolanko działa sprawnie. Obawiam się o płaty śniegu. Widzę pierwszy, malusi. Schodzę powolutku i ostrożnie. Potem przyśpieszam. Napotykam turystów idących w stronę Siwej Przełęczy. Informuję ich o nadchodzącej burzy, pokazuje na chmury. Nie rezygnują. Mówią „Burza idzie? Dobraaaa”. No cóż… Pojawia się kolejny płat śniegu. Jest duży. Zejście mi zajmie trochę, a za chwile się rozpada nie wiem co jest dalej. Decyduje się na dupozjazd. W końcu i tak mam być zaraz mokry, to co za różnica, że tyłek będzie mokry szybciej :D Zjeżdżając czuję frajdę, widzę jakieś turystki, które powolutku schodzą po śniegu, hamuję, omijam boczkiem i informuję o burzy. Na końcu płatu spotykam znów turystów, informację o burzy przyjmują z lekkim niedowierzaniem. Trudno, odchodzę na parę kroków i słyszę pierwszy grzmot. W myślach zaczyna się, a głosy turystów zamarły i słyszę pytanie jak daleko do lasu :o  Doganiam osoby, które zaczęły schodzić z Siwej Przełeczy i turystki idące w górę. Informuję, o burzy. Turystki zawracają. Jestem coraz niżej, zaczyna robić się czarno i słychać grzmoty. Jeszcze nie pada, natomiast duchota jest nie do wytrzymania. Jestem już prawie na płaskim. Wiem, że las zaraz będzie. Zaczyna kropić. Robię krótką przerwę. Chowam telefon do reklamówki i polar. Biorę łyka wody i okrywam plecak folią. Zadowolony, że wejdę do lasu i mniej zmoknę. Zaczyna padać mocniej, a grzmoty są głośniejsze.

    Idąc lasem, na początku uważam żeby nie wchodzić w kałużę. Po paru chwilach, czuję że to nie ma sensu. Jestem cały mokry. Idę najkrótszą drogą. Nie obchodzi mnie czy jest to błoto, ogromna kałuża, czy kamienie. Pojawiają się błyski, grzmoty są mniej więcej w okolicach 5 sekund, a najkrótszy chyba 3 sekundy. Burza nie jest nademną, idzie bokiem, tak się pocieszam, a czuję się prawie jakbym pływał w morzu. Dochodzę do końca lasu, burza już ustała, ale nadal leje. Nie słychać grzmotów od jakiś paru minut, idę na polankę. Mokry doszczętnie. W końcu przestaje padać. Boję się, że zaraz będzie mi zimno. Idę szybciej. Pojawia się Słoneczko, jest przepiękna pogoda, dosłownie w życiu bym nie powiedział, że przed chwilą przeszła burza. Zadowolony, cały mokry, to w końcu mogę potaplać się jak dziecko w kałużach i błotku ?. Chochołowskie bagienko w końcu zaczyna mi sprawiać radość. Dochodzę do zacnej doliny chochołowskiej, na której jest tłum, wbicie się w niego, to jak wbicie się z dolotówki na Autostradę A4. Zjeżdżamy na postój. Przed mną ta piękna dolina, a ja jestem mokry, brudny i głodny. Będzie cudnie!

    Siadam sobie na drzewie. Stwierdzam, że teraz jest ta czarna godzina i jem ostania kostkę czekoladki. Zdejmuję mokrą odzież górną, nakładam suchy polar i ruszam. Tempo mam dobre, a w głowie mam moją piosenkę. Jednak ta dolina nadal jest nudna Męczę się cholernie, dochodzę do asfaltu i przede mną ok 3.5 km do celu. Po ciężkiej drodze, dochodzę do Siwej Polany, ostanie metry do kasy biletowej podbiegam. Teraz jestem mokry w połowie, głody ale szczęśliwy.   

    PS Udało się już wejść na Siwy Zwornik i Bystrą ? W samym czerwcu 2021 udało się też być 4 razy w Chochołowskiej ❤️ 

    PS 2 Pamiętajście Save your tears ? 

     

    1722416182_image01.thumb.jpeg.38c7da592cba5c5d9391d1fbb40b3457.jpeg

    348221094_image11.thumb.jpeg.2eb658e6c734e7c8bbc7b02b59ec365f.jpeg627026110_image31.thumb.jpeg.61ceeb5718e6445ac75ea8c3870e4bf4.jpeg

    319304949_image21.thumb.jpeg.5c8f513b1007386cca8d9a94e3af18c2.jpeg

    1578884110_image51.thumb.jpeg.81e6e81c82b41cf4bd2443612bc2fa3e.jpeg

    600585022_image81.thumb.jpeg.1d4f001a1101f7b5912386abb540076f.jpeg

    1334381420_image91.thumb.jpeg.af6dc914f0adb231e177b445b076bb80.jpeg

    1442449158_image111.thumb.jpeg.a57371438e7a32d3c6e78d275e7cb40f.jpeg

    unnamed.thumb.jpg.3e85962df59bb2a9275fb16fa9114054.jpg

    1802791530_unnamed(1).thumb.jpg.8d478a705e329f8e022949fc961a7625.jpg

     

    image4[1].jpeg

    image6[1].jpeg

    image10[1].jpeg

    image12[1].jpeg

    • Lubię to ! 9
  2. @Agent02 czasem napiszesz coś ciekawego z sensem, ale czytając całe twoje wypowiedzi to ma się przed oczami ten tekst " Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twoja, że właśnie moja racja jest racja najmojsza". 

    Zluzuj trochę, idź sobie w góry, wejdź sobie na szczyt, połóż się na śniegu. Ciśnienie Ci spadnie ? 

    • Lubię to ! 1
  3. 2 godziny temu, Daniel1997 napisał:

    Pięknie dziękuję za odpowiedzi, przyznam, że celowo w ten sposób się wyraziłem by poznać zdanie ludzi na temat pytań zadawanych w ten sposób. Osobiście wiem dokładnie co w górach mam zamiar robić, proszę wybaczyć błędy w nazewnictwie - celowe działanie.

    Zarzutka jak na facebooku ?

    • Dziękuję 1
    • Haha 2
  4. 11 godzin temu, Andzia napisał:

     

    Jeśli chodzi o opowieści to obawiam się @Luk_ że nie mam tak lekkiego pióra jak @szesc_kolorow.

    Bez przesady hahaha, liczy się wycieczka, a zdjęcia zachęcają, żeby o niej posłuchać. Zimowy klimat jest piękny ❄️ 

     

    11 godzin temu, Andzia napisał:

    "Nie mam już siły,nie wie Pani daleko jeszcze ? Córka za każdym razem odpowiad że tylko  kilometr.

    Podczas mojej pierwszej wycieczki w Tatry ze znajomymi mówili mi: "To już ostatnie podejście" i "Jeszcze 10 minut". Te 10 minut trwało chyba godzinę albo i ponad. 

    • Lubię to ! 1
    • Haha 2
  5. @Agent 01 ty mnie pouczasz, a ja pozwolę sobie dać Ci radę na przyszłość. Mnie często to ratuje, przed pochopnym podjęciem decyzji (np. w górach). Nie warto oceniać sytuacji na podstawie krótkiego fragmentu tekstu w Internecie. Czasem warto dopytać, a czasem zostawić i nic nie pisać. 

    Kurdę masz taką wiedzę, a nie wiesz, że w Wyżniej Chochołowskiej po zimie zalega dużo śniegu w maju? 

    Po zejściu z Wołowca, mój towarzysz bardzo nalegał na zejście zielonym szlakiem do schroniska. Natomiast zejście było w warunkach zimowych. Widziałem przewracających się ludzi. Dopytałem osób, które tam wchodziły i stanowczo odradziły pomysł zejścia tym szlakiem. Mimo delikatnego sprzeciwu ze strony towarzysz ruszyliśmy na Rakoń. Bezpiecznie i bez śniegu. 

    Czytając kroniki TOPRu. następnego dnia na tym szlaku miało miejsce takie zdarzenie: 

    Cytat

    Tuż przed 15-tą powiadomiono Centralę TOPR, że podczas zejścia z Wołowca do Wyżniej Chochołowskiej, będący poniżej Przeł. Zawracie turysta schodząc w rakach! poślizgnął się na śniegach i zsuwając w dół doznał urazu nogi uniemożliwiającego dalsze samodzielne schodzenie. Turystę śmigłowcem przetransportowano do szpitala.

     

    • Lubię to ! 1
  6. @Agent 01 dużo jest błędów w Twoim rozumowaniu. Pozwól, że przedstawię Ci przykład. 

    Piszesz mi, że nie wiem co to lojalne partnerstwo.

    1 godzinę temu, Agent 01 napisał:

    Sto razy bardziej wolałbym iść w góry z Twoim kompanem niż z Tobą. Tym bardziej, że górsko jest lepszy od Ciebie. Wiesz, co to jest lojalne partnerstwo?

    Chyba kolego nie czytałeś mojego tekstu. Nic nie szkodzi, już przetaczam Ci przykład: 

    Dnia 27.05.2021 o 00:19, szesc_kolorow napisał:

    Gdy już byłem na dole Wołowca dzwoni telefon. Mój towarzysz nie ma motywacji aby schodzić, no to idę na górę. Znów Wołowiec. Schodzimy razem. 

                

    Komentując to mogę użyć takiego dość znanego przysłowia. Zapewne je znasz. Po owocach ich poznacie... 

     

    Zauważyłem, że jako społeczeństwo mamy dużą tendencję do idealizowania się w Internecie. Lojalność piękna cecha. Dużo osób twierdzi, że jest lojalnym partnerem, pokornym, miłym i pomocnym na szlaku.  Kurde szkoda, że w rzeczywistości tego nie widać.... Ile zdrad, ile chamstwa, aż szkoda dalej wymieniać. Z krótkiego, doświadczenia górskiego zauważyłem, że te "zwykłe życie" ogromnie przekłada się na "życie w górach". Tylko w górach jesteśmy raczej bez masek, które nosimy nacodzień, a tym bardziej nie mamy tych Internetowych masek (idealnych). I właśnie taka była ta relacja. Szczera! Pokazałem radość, złość i wszystkie odczucia, które mi towarzyszyły. I co jest w tym złego? Nic ? 

    Na koniec posłużę się fajnym cytatem:

    Cytat

    Wszyscy jesteśmy ludźmi
    Wychowani w duchu presji konkurencji kłótni
    Mamy święci być i rezolutni
    Lecz praktyka tego w świecie daje różne skutki
    Jak na ludzi spojrzeć w czerni i bieli
    Każdy ma swoje powody by żyć wbrew idei
    Jak długo tu będziemy współistnieli
    Tak długo szkół nie opuścimy i nauczycieli


     

     

    • Lubię to ! 3
  7. @Luk_ i @Fibi prawdopodobnie zboczyłem, ze szlaku. Szukałem tego momentu na filmach i zdjęciach w Internecie ale nie znalazłem. Musze się wybrać jeszcze raz i odnaleźć to miejsce. Jak się uda niedługo, to wrzucę fotkę ?

    @Zośka rzeczywiście Chochołowska w dwie strony stanowi ogromne wyzwanie ? Jednak polubiłem bardzo polankę obok schroniska! Spałem już tam trzy razy ? 

    @Fibi rzeczywiście troszkę w tej relacji malkontenta, ale może w przyszłości wstawię relację z kolejnej po tej wyprawie, na Babią Górę, wtedy byłem cały w skowronach ? 

    @Mateusz Z i @Krzysiek Zd Zaczynam dopiero swoją przygodę z Tatrami, to była moja 4 wizyta w tych pięknych górach. Jak coś pojawi się nieprzyjemnego, to lubię sobie ponarzekać ? Góry uczą mnie żeby narzekanie zamienić na fajne lekcje. Moja 5 wizyta w Tatrach, to był Kościelec pokonałem go bez jakiś trudności, bardzo przyjemnie było. Późnym latem zrobiłem też za jednym razem Zawrat od Gąsienicowej i Szpiglas od Piątki za jednym zamachem - mega mi się podobało i byłem dumny z tej wycieczki. Także małymi kroczkami idę do przodu ?

     

    Dzięki Wam bardzo za miłe słowa. Zrobiliście mi wieczór. Bardzo mi miło! ?

     

    PS @Mateusz Z Piona za rzucenie fajek. Mnie też góry skłoniły, żeby nie palić tego! 

    • Lubię to ! 2
  8. Dziwny dzień w górach?

                        Rok temu pandemia pozmieniała nam życia. Gdy liczenie nowych przypadków koronawirusa w marcu przestało być interesujące, @Luk_ zmotywował mnie żebym zaczął ćwiczyć pod góry.

                    Gdy śnieg stopniał postanowiłem ruszyć na swoją przygodę w Tatry. Żeby dodać smaczku postanowiłem jeszcze iść na wschód Słońca. Trasa: Chochołowska - Trzydniowiański Wierch – Kończysty Wierch – Jarząbczy Wierch – Wołowiec – Grześ – Chochołowska. Niestety wybrałem sobie nieodpowiedniego górskiego towarzysza z którym nigdy wcześniej nie byłem w górach…

                       Dzień przed wyjazdem był bardzo zapracowany. Do wyjazdu zacząłem przygotowania około 20, żeby o 22 położyć się spać. Pamiętam, że podczas krótkiego snu śniły mi się niedźwiedzie. W końcu dzwoni budzik – północ. Czas się ubrać i czekać na transport. Jechałem wtedy z typkiem co towarzyszył mi przez całą wycieczkę. Myślałem, że zdrzemnę się jeszcze podczas jazdy ale kierowca nie był zbyt dobry, więc musiałem być dodatkową parą oczu i nawigacją.

                 2:00 dojechaliśmy na Parking na Siwej polanie. Byliśmy sami. Zawiało grozą ale niebo pełne gwiazd wzbudziło we mnie ogromny podziw. Im dłużej szedłem Chochołowską, tym niebo było bardziej gwieździste. Dosyć szybko doszliśmy do polany Trzydniówki. Chwila przerwy. Rzut oka na zegarek, jest późno ale nie najgorzej, damy rade wejść chwile przed wschodem. Zaczynamy iść, szlak robi się nieprzyjemny. Powycinane drzewa. Towarzysz zaczyna marudzić i zwalniać. Zwalniam razem z nim, nie chce się rozdzielać w nocy. Sam zaczynam zadawać sobie pytanie po co się pchać na tą górę po 2h snu, po nieprzyjemnym szlaku, bez widoków i klaskając co chwilę aby ustrzec się niedźwiedzia. Pojawia się pierwszy kryzys. Idziemy dalej. Czuję, że czołówka jest coraz mniej przydatna. Robi się szaro. Odwracam się zobaczyć jak się trzyma mój towarzysz. Moim oczom ukazuje się delikatna złota łuna na horyzoncie. Stoję chwile w bez ruchu podziwiając piękną pierwszą scenę tego spektaklu, a mój towarzysz pyta się czy mam jeszcze siłę, bo ustałem i nic nie mówię. Mówię mu, żeby się odwrócił ale reaguję zobojętnieniem na piękno budzącego się dnia. Wyłączam czołówkę i wiem, że muszę zapieprzać na szczyt, pozostało mało czasu. Motywuję towarzysza i idziemy dalej. Wychodzimy ponad granicę lasu. Łuna coraz mocniej się rozszerza. Pojawiają się pierwsze widoki. Narzucam tempo. Jednocześnie odwracam się co chwilę do tyłu aby obserwować istne ogniste niebo. W końcu jesteśmy na szczycie. Patrzę na telefon, jestem chwile przed wschodem. Niebo płonie. Nie wiem czy siadać, czy stać, czy robić zdjęcia. Chce podziwiać cały krajobraz Tatr. W końcu pojawia się Słońce. Oświetlają się wszystkie wierzchołki widoczne z Trzydnowiańskiego Wierchu. Tatry są złote. Nie mogę wyjść z zachwytu. Po chwili podziwiania wyciągam telefon i robię klika zdjęć. Spektakl nie trwał długo. Słońce wchodzi za chmury. Pożar został ugaszony. Momentalnie wszystko zrobiło się szare. Poczułem wiatr, który wcześniej był niedostrzegalny. Szukam miejscówki w której mogę ochronić się przed wiatrem i zjeść śniadanie. Kawa po tak intensywnym poranku smakuje wyśmienicie. Naładowany energią, rozmawiam z moim towarzyszem, który zastanawia się czy nie wrócić do schroniska. Jednak idziemy dalej.

                 Następny szczyt to Kończysty Wierch. Idziemy już w szarym krajobrazie, gdzie nie gdzie leży śnieg. Idzie się całkiem dobrze. Podejście idzie całkiem sprawnie. Wchodzimy na wierzchołek. Pierwsze co rzuca się w oczy, to ogromny Starorobociański Wierch, aż kusi żeby na niego wejść. Jednak mając na uwadze brak snu, wolnego towarzysza i dalszą trasę odpuszczam. Patrzę na niebo, gdzie Słońce walczy z chmurami. Na tle Tatr Wysokich pojawiają się złote pasma chmur. Jest pięknie ale wietrzenie. Decydujemy, że nie robimy przerwy na jedzenie, tylko schodzimy. Zejście z Kończystego wydaje się dosyć długie. Idzie mi sprawnie. Stwierdzamy, że lepiej będzie iść nam w swoim tempie. W Tatrach lubię odpoczywać, więc mówię współtowarzyszowi, że poczekam na niego przed podejściem na Jarząbczy. Idę teraz samemu, czuje się świetnie, choć organizm mówi mi, że powonieniem dłużej spać w nocy. Jednak zakładam słuchawki i idę, a wręcz samemu czuję się teraz jakbym odlatywał. Przed kolejnym szczytem znajduję fajną miejscówkę, zrzucam plecak wyjmuję termos. Jem mały posiłek. Wychodzi również Słońce, czuję jak mnie ogrzewa, a wiatr ustał. Kładę się. Czuję, że zaraz zasnę, a mózg myśli, że zaraz spadnę. Zasypiam, szybko się budzę bo śniło mi się, że spadam. Patrzę na zegarek minęło 5 minut. Słońce mnie dalej ogrzewa, więc znów próbuje usnąć, tym razem budzi mnie towarzysz. Jest zmęczony i robi sobie przerwę, a ja zasypiam na jakieś 20 minut. Budzę się i wiem, że jutro będę cierpieć, moja skóra zaczęła się palić. No trudno, biorę łyka wody i czas wchodzić na Jarząbczy.

                 Podejście mimo iż nie wydaje się straszne, ciągnie się niesamowicie długo. Twarz mnie piecze. Chciałbym jeszcze pospać. Towarzysz marudzi. Nie widać końca tego szlaku. Idziemy zatrzymując się co chwile. Nie pocieszają mnie też widoki. Wyjmuje czekoladę, ona zawsze pomaga. W końcu doczłapujemy się na szczyt. Zaczyna wiać i zrobiło się zimno. Zakładam czapkę i rękawiczki. Pije sobie szybko herbatkę. I zaczynamy schodzenie. Taktyka jak poprzednio, każdy swoim tempem. Teraz schodzenie mi się dłuży ale i tak idę szybciej niż towarzysz. Słyszę szum wiatru i „wycie gór”, zaczyna boleć mnie głowa. Żałuje, że spałem tylko te dwie godziny, a przede mną Wołowiec, który niespełna pół roku temu mnie pokonał fizycznie i kondycyjnie. Czuję, że znów wpadam w kryzys, a jeszcze nie wyszedłem z drugiego. Wiem, że jak się zatrzymam, to ciężko mi będzie wstać. Dzwonię do towarzysz. Umawiamy się, że spotykamy się na szczycie Wołowca.

                 W głowie już mam tylko ten Wołowiec. Zaczynam się motywować, rzuciłem fajki, zacząłem ćwiczyć, nie jestem już niedzielnym turystą, coś robiłem. Dam radę! Przystaję na chwilę, herbatka, czekolada i kanapka. Idę dalej. Znów zaczynam czuć góry, jestem podekscytowany na myśl o moim Wołowcu. Mijam Łopatę i pojawia się jakiś skalny fragment. Nie wiem czy jest to Dziurawa Przełęcz. Patrzę na prawo i pojawia się przepaść. Mina mi zbladła, widzę zejście i wiem, że muszę użyć rąk. Jestem chłopem z Mazur. Pierwszy raz muszę użyć rąk aby zejść z czegoś w Tatrach, a po prawej stronie mam przepaść. Wcześniej góry kojarzyły mi się z ścieżkami i jakimiś pagórkami, a teraz jestem w górach i muszę myśleć. Przyznam się szczerze, że przez chwile zamarłem. Teraz się z tego śmieje ale wtedy moja mina za nic nie przypominała uśmiechu. Zastanawiałem się czy znów mnie Wołowiec pokona. No nic, napiłem się wody. I ruszam dalej, o dziwo poszło sprawnie. Ahh te demony w głowie (Moje wspomnienie na temat tego momentu mogę teraz opisać tylko jako XD). Teraz widziałem już tylko podejście na Wołowiec. Szedłem na Wołowiec ze skwaszoną miną. Zadawałem sobie pytanie czy w ogóle nadaje się w góry, po co ja to robię. Jakaś skałka mnie wystraszyła. Oj padały wtedy różne epitety. Za to nie zastanawiałem się nad podejściem. W mgnieniu oka znalazłem się na Wołowcu. Widok żółtej tabliczki jeszcze nigdy mnie tak nie ucieszył. Na szczycie było sporo osób.  Znalazłem sobie miejsce z widokiem na mroczne Rohacze. Usiadłem sobie. Wyłączyłem myślenie i po prostu patrzyłem się na grań, czekając na mojego towarzysza. W końcu się pojawił. Zapytałem go o wrażenia z tych skałek. Jednak on to po prostu przeszedł. Znów nasunęły mi się pytania czy ja nadaję się w góry. No nic. Zacząłem schodzić, a on został żeby odpocząć. Gdy już byłem na dole Wołowca dzwoni telefon. Mój towarzysz nie ma motywacji aby schodzić, no to idę na górę. Znów Wołowiec. Schodzimy razem. I tak już żółwim tempem idziemy na Rakoń i Grześ. Ja cały zmieszany. Od Grzesia idę samemu i zaczynam swój monolog z Tatrami zastanawiając się czy góry są dla mnie. Błotniste zejście do Chochołowskiej nie polepszyło mojego nastawiania.

                 W schronisku nawet deser chochołowski nie poprawił mojego humoru. Na polance, idę w kimę. Śpię chyba przez godzinę. W tym czasie mój towarzysz zszedł. Budzę się i idziemy razem doliną. Dłużył się niemiłosiernie. Myśli o górach mnie nie budują. Wcinam całe żelki. Wchodzimy na asfalt i jest dramat, stopy zaczynają parzyć, głowa od myśli zaraz eksploduje. Jest parking, teraz czeka mnie jazda z moim towarzyszem, który nie umie jeździć. W sumie chyba lepiej się czułem na tych skałkach, niż w tym samochodzie. Tak się pocieszam.

                 Nareszcie w domu. @Luk_ mówi żeby kupić sobie browarka. Kupuje dwa. Biorę prysznic, trzy łyki piwka i zasypiam. Śpię jak dziecko. Budzę się, patrzę na zdjęcia. Wiem, że jeszcze muszę trenować ale wrócę w góry jeszcze nie jeden raz ?

     

     

    IMG_3242.jpeg

    IMG_3257.jpeg

    IMG_3276.jpeg

    IMG_3317.jpeg

    IMG_3316.jpeg

    IMG_3313.jpeg

    IMG_3284.jpeg

    • Lubię to ! 13
×
×
  • Dodaj nową pozycję...