Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 11.09.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
8 punktów
-
3 punkty
-
Od kilku lat używam osprey_a 2,5l i bardzo sobie chwalę, prosty, praktyczny bezproblemowy w użytkowaniu. Żadnych niepożądanych zapachów nie ma. Wystarczy po prostu umyć po każdym użyciu. A w mojej opini jest to mega przydatna rzecz2 punkty
-
Witojcie! ? Zapraszam na relację z mojego najgorszego wyjazdu w Tatry ever. Wróciliśmy już miesiąc temu, ale tyle właśnie czasu potrzebowałam by uporać się z traumą ? Dzień 1 Siwa Polana-Dolina Chochołowska-Schronisko na Polanie Chochołowskiej-Grześ-Rakoń(powrót tą samą drogą) Pierwszy dzień naszego długiego pobytu w Tatrach miał być ostatnim(bo wcześniej było z tydzień lampy) z dobrą pogodą i lawinową jedynką. Jako ceper bardzo nizinny wielokrotnie przekonałam się, że porywanie się pierwszego dnia na coś przesadnie ambitnego jest błędem. No , ale co robić, jak potem ma być szara doopa. Idziem na Wołowiec! A przynajmniej spróbujem ? Jedziemy wozem naszym własnym na parking na Siwej Polanie, nawet dużo nie podrożał, a może nawet wcale. Zapowiada się piękny dzień. Dolina Przeklęta ciągnie się w nieskończoność, ale cóż zrobić, taka już jest ? W schronisku robimy przerwę na jedzonko i siusiu, póki co nic nie zwiastuje katastrofy. Ale katastrofę zaczynam wyczuwać już od pierwszych metrów podejścia na Grzesia. Totalnie brak mi sił. Im wyżej, tym gorzej, czuję że z tego Woła to raczej nic nie będzie. Na szczyt docieramy co prawda pół godziny przed czasem, ale czuję się totalnie wyzuta z energii. Seba twierdzi, że niepotrzebnie tak pędzę, bo się zarżnę na początku. Tylko, że ja nie czuję bym jakoś pędziła, skoro inni ludzie mnie wyprzedzają. Tylko trochę zapomniałam, że Ci ludzie to mogą być od nas 20 lat młodsi a po Tatrach chodzić co weekend... Na Grzesiu chwilę odpoczywamy, widać że do Rakonia jest jeszcze kawał drogi. No to sobie idziemy trochę w górę trochę w dół, kawałek przed Rakoniem wyrasta przed nami taka tam sobie górka- latem pewnie nikt nie zwróciłby większej uwagi. Teraz można ją pokonać na 2 sposoby- na wprost, ale jest bardzo stromo lub trawersem po słowackiej stronie(spoko, mamy ubezpieczenie ;)) Widząc te górkę i mając na uwadze jaką męką było podejście grzesiowe decydujemy się na trawers. Tylko zapomniałam, że ja się zimą boję chodzić trawersami. ten odcinek kosztuje mnie tyle stresu, że ledwo mam siłę podejść na szczyt Rakonia. Nogi mam w postaci waciano-galaretkowej. Instrukcja jak nie trzymać czekana powyżej ? Wołowiec widziany z dołu wygląda strasznie i stromo. Na wacianych nogach raczej tam nie wejdę zresztą chyba i tak bałabym się zejścia. Stwierdzam, że ja chyba jednak nie lubię zimowego chodzenia- co innego pójść sobie doliną do schroniska, a co innego najwyższe partie. Seba twierdzi, że on by może i poszedł, ale też już ostatkiem sił. Z resztą i tak się n ie chcemy rozdzielać. Na zdjęciu to przyjemniaczek ? Czyli na Rakoniu decydujemy, że koniec wycieczki. Wracamy po własnych śladach. Tym razem schodzimy ze stromej górki, nie chce nam się babrać z trawersem. W schronisku robimy przerwę na obiad, który jest drogi i przeciętny w smaku. Na parking docieramy z czołówkami, bo późno wyszliśmy, no i od szczytu Grzesia wlekliśmy się. W pokoju okazuje się, że nasi skoczkowie narciarscy nie zdobyli medalu(była tego dnia drużynówka na MŚ). Medal nie zdobyty , Wołowiec nie zdobyty. Do niczego ta sobota. Pogoda to jednak nie wszystko. Dzień 2 Palenica Białczańska-Rusinowa Polana-Gęsia Szyja-Waksmundzka Rówień-Psia Trawka-Kopieniec Wielki-Polana Olczyska-Nosalowa Przełęcz-Nosal-Zakopane Ta wycieczka była wyjątkowa n a tle innych, gdyż nie zaliczyliśmy wycofu ? Jedziemy zatem busem na Palenicę. Poza nami jadą jeszcze 2 osoby. Takich pustek to jak żyję nie pamiętam, a ostatnio jeździmy tylko poza sezonem. Z parkingu wskakujemy na niebieski szlak. Nie jest stromo, ale trochę ślisko i żałuję, że nie wzięliśmy raczków. W końcu przed oblodzonymi stromymi schodami jesteśmy zmuszeni założyć raki. Pogoda miała być do niczego, ale jednak robi nam miłą niespodziankę. Na Rusinowej robimy długaśną przerwę, bo raczej nigdzie nam się nie spieszy. Poza nami jest tu jeszcze 4 innych turystów. Idziemy na Gęsią. Trochę się można zmęczyć, ale idzie się dobrze. Dzisiaj pewnie weszlibyśmy na Wołowiec. Ale byłoby to raczej bez sensu, bo pogoda się zaraz zepsuje ? Idziemy dalej, najpierw na Waksmundzką Rówień, a potem długo przez las. na początku jest pięknie: o jaki śliczny zimowy las, o jakie piękne ośnieżone drzewa! Ten leśny odcinek jest jednak długawy i pod koniec to raczej myślimy: No niech ten cholerny las się wreszcie skończy, nic nie widać zza tych krzaków! Na Psiej Trawce robimy przerwę na jedzenie, tu spotykamy też większą ilość turystów. 6 albo 7 mogło ich być ? Idziemy na Kopieniec, na którym pogoda już ostatecznie się psuje: Nie ma co robić przerwy, złazimy. Na Polanie Olczyskiej zaczyna padać śnieg, więc już w ogóle jest katastrofa. Na koniec został nam Nosal: Z którego zejście było koszmarem- co 2 zakos suchy, co 2 mocno oblodzony, więc chyba z 5 razy zakładaliśmy i zdejmowaliśmy raki. Zeszliśmy jednak do Zakopanego w 1 kawałku. Była to bardzo fajna wycieczka i może to właśnie ona lepiej nadawałaby się na pierwszy dzień ? Dzień 3 Kuźnice-Dolina Jaworzynki-Hala Gąsienicowa- Czarny Staw Gąsienicowy(powrót przez Boczań) Nie zapowiadało się na zmiany w pogodzie, ale gdzieś trzeba było iść. Wybieramy Murowaniec, bo blisko no i jakby co to można cały dzień w schronisku przesiedzieć. Do 1800 m. była jeszcze lawinowa jedynka, więc można było pokonać Jaworzynkę bez uszczerbku na zdrowiu ? Brzydko jest, ale coś tam jednak widać: Zatrzymujemy się w schronisku i decydujemy co dalej. Wyżej nie ma sensu iść bo ledwie co widać, no i mocno wieje(haha, jeszcze wtedy nie mieliśmy pojęcia co znaczy "mocno wiać"- ale już za kilka dni się dowiemy). W końcu decydujemy się iść nad Czarny Staw, a jak się uda to może i na Zmarzły? Zadni Granat sobie jednak darujemy ? Idziemy zimowym obejściem, które jest słabo przetarte, więc trochę się błąkamy. Ludzie idący letnim szlakiem patrzą na nas jak na półgłówki. Docieramy nad staw, ale w strasznej zamieci i trochę już mamy tego dosyć. Zmarzły Staw raczej sobie w tych warunkach darujemy, ale przejdziemy się do końca po zamarzniętym jeziorze. Wracamy do Muro, w którym wypijamy bombardinio(strasznie to jest dobre!) i poznajemy sympatycznych Warszawiaków z którymi razem zejdziemy do Kuźnic. A raczej do Zakopanego, bo busy do Kuźnic nie jeżdżą(remont drogi). Dzień 4 Kiry-Dolina Kościeliska-Hala-Ornak-Iwaniacka Przełęcz-kawałek szlaku na Ornak i z powrotem Pogoda miała być minimalnie lepsza, więc wyznaczamy sobie bardziej konkretny cel. Ornaki są dobre o każdej porze! Jedziemy znów swoim autem bo i tak zaczniemy i skończymy w Kirach. A busom nie ufam, szczególnie kiedy nie ma turystów. Musiała nastąpić mała odwilż: O drodze Kościeliską nie ma co się rozpisywać, półtorej godzinki i jesteśmy w schronisku. No to coś tam jemy i wyłazimy na szlak przez Iwaniacką Przełęcz. Nigdy tędy nie szliśmy, ani zimą, ani latem więc będzie coś nowego. Po drodze spotykamy leśniczego TPN, który mówi nam, że misie zaczęły się budzić. jeszcze by tylko miśka brakowało do tych wszystkich katastrof. Podejście na przełęcz może trochę dać popalić, ale my już nie jesteśmy tymi galaretami spod Wołowca ? Jak widać pogodowo jest całkiem dobrze. Z tej wycieczki jednak wcale nie mam zdjęć, czyżby je coś zeżarło?? Od Iwaniackiej Przełęczy idziemy zielonym szlakiem. No przetarte jest słabo, wersja letnia w ogóle nie przedeptana, ktoś przetrawersował bardziej na prawo, no to idziemy po jego śladach. Ale się trochę męczymy, fizycznie i psychicznie, bo śnieg jest prawie wcale niezwiązany z podłożem. (a jest tylko 2!)W końcu jednak decydujemy się na odwrót. Tak samo jak kilku chłopaków przed nami oraz kilku za nami. Złazimy i resztę dnia spędzamy w schronisku przy szarlotce ? Dzień 5 Kiry-Dolina Kościeliska-kawałek szlaku na Ciemniak(no tak z pół)-Hala Stoły i z powrotem Dziś nastąpi najbardziej ekstremalny z naszych wycofów ? Ale będzie ciekawiej, bo będziemy mieć towarzyszy niedoli. Dołączają do naszego grona @vatra i @Krzysiek Zd. Z Natalią i Krzysiem umawialiśmy się od dawna, że zimą pójdziemy razem na Czerwone Wierchy. Nasze plany przybierały różną formę: 1. Od Ciemniaka do Kopy ale jednak nie, bo w przeciwnym kierunku łatwiej, czyli: 2. Od Kopy do Ciemniaka Tyle, że po przygodach na Ornaku to się w ogóle zaczęliśmy obawiać Kopy, bo wszystkie szlaki na nią są lawiniaste. Zatem opcja: 3. Tylko Ciemniak Po cichu sobie trochę myślę, że jak warunki będą dobre, to się może i na Krzesanicę przejdziemy. Albo i nawet na Małołączniak, kto wie ? Wycieczkę zaczynamy w Kirach, na razie mocno wieje, a ma wiać jeszcze mocniej, ale liczymy, że się prognozy nie sprawdzą ? Na razie nie jest tak źle, a zdjęcie powinno być podpisane "Oni jeszcze nie wiedzą" ? Przy skałce Piec robimy sobie dłuższą przerwę. Idziemy dalej, im wyżej tym gorzej. Wiatr wieje tak, że ledwo jesteśmy w stanie ustać na nogach. Ja w szczególności, bom najlżejsza. Z góry schodzą ludzie i mówią, że dziś nie da się wyżej wejść, oni odpuszczają. My się na razie nie poddajemy. No ale po tej nierównej walce na wysokości około 1650-1700 m. decydujemy się na wycof. Znowu. Znowu przystanek przy piecu, który w ogóle nie grzeje. Tym razem pijemy piwko, bo tego przecież się na trzeźwo nie da wytrzymać. Z braku laku wymyślamy, że idziemy na Stoły. Sebastian, który jednak ma przerost górskich ambicji(co było powodem wielu konfliktów na tym wyjeździe), twierdzi, że on chce spróbować jeszcze raz. Może już nie wieje. No dobra. To niech idzie jak mu się chce. My za to w dół i dalej na Stoły. Jeszcze dobrze nie rozpoczęliśmy podejścia, dostaję wiadomość "jestem przy skałce i zaraz schodzę". No cóż, nie możliwe żeby zdążył wejść na Ciemniak i zejść w takim tempie. Okazało się, że nie doszedł nawet do Chudej Przełączki i miał problem z zejściem, bo wiatr go z powrotem na górę wpychał. Docieramy na Stoły gdzie jemy, pijemy i czekamy na Sebixa. Który dzwoni, że chyba mu się nie chce podchodzić, szczególnie, że zabrałam jego kijki(ale ona zabrał herbatę!). My jednak też schodzimy bo zaczyna padać deszcz. No i to tyle z marzeń o Białych Wierchach ? Dzień 6 Kuźnice-Polana Kondratowa i z powrotem Po przygodach w wiatrem mieliśmy kolejny dzień przesiedzieć w pokoju, ale, że usiedzieć nie mogliśmy, wybraliśmy się na krótką wycieczkę na grzańca ? Było paskudnie, więc nawet za bardzo nie robiliśmy zdjęć: Kondratowa zawsze ratuje przy brzydkiej pogodzie ? Dzień 7 Kuźnice-Boczań-Hala Gąsienicowa-Kasprowy Wierch(powrót tą samą drogą) Dziś pogoda ma być piękna. Ale nie cieszcie się frajerzy, bo ma być też lawinowa 3. No tak, biednemu zawsze wiatr w oczy. Czasem nawet dosłownie. Znów spotykamy się z @vatra i @Krzysiek Zd, tym razem przy budce biletowej w Kuźnicach. Idziemy sobie przez Boczań. Po drodze zostawiamy drogowskazy dla @jaaga76, która ma się tu pojawić wkrótce Jeszcze nam się może zgubić, biedaczka... ? Do Murowańca tym razem szliśmy strasznie długo. A dlaczego? Dlatego: Po prostu co chwila się zatrzymujemy, żeby podziwiać widoki ? Przerwę robimy na zewnątrz schroniska, bo nie chce nam się pitolić z rakami. N. i K. dziś wracają do domu, więc chcą jakąś krótszą wycieczkę- idą nad Czarny Staw. My byliśmy parę dni temu więc nie chcemy powtarzać, ale przez tą trójkę lawinową możliwości były ograniczone. Ale skoro pogoda jest to pójdziemy na Kasprowy, dawno do żadnego szczytu nie dotarliśmy ? Po drodze Seba robi milion zdjęć Kościelca, co chwilę mówiąc "No zobacz jaki ten Kościelec jest płaski" - ja wiem, on mnie chce urobić, żebym z nim kiedyś poszła, ale po moim trupie ? Po drodze jest nam tak ciepło, że większą część podejścia idziemy w samych bluzach. Chociaż było podobno -10, ale słońce bardzo grzało. Na Kasprowym jak zwykle miliony osobników ludzkich: Bardzo jesteśmy szczęśliwi, że tu przypełzliśmy . Moje szczęście jednak kończy się kiedy widzę zejście zielonym szlakiem. Jakieś takie strome i prawie wcale nie przetarte. Byliśmy już tu kiedyś zimą, ale wtedy śnieg był wywiany do kamieni i było nawet widać letni przebieg szlaku. Teraz wygląda to o wiele gorzej. Raczej nie chcę tędy schodzić, szczególnie, że pamiętam, że gdzieś w połowie zejścia jest trawers Suchej Czuby, a ja nie mam czekana bo nie chciało mi się go targać, skoro wycieczkę mieliśmy skończyć w Murowańcu ? Oczywiście S. chce schodzić przez Myślenickie Turnie, żeby zrobić pętelkę, i na początku niezbyt poważnie traktuje moje protesty. Kończy się to wszystko wielką awanturą i prawie rozwodem ? No to schodzimy z powrotem na Halę, bacznie wypatrując @jaaga76 która miała też dziś iść na Kaspro. Ale Agnieszki nigdzie nie ma, a nawet nikogo podobnego. Z Agą musieliśmy się minąć, ale może o 2 minuty, bo kiedy my zdejmowaliśmy raki przed Murowańcem, to @vatra @Krzysiek Zd i @jaaga76 robili sobie wspólne zdjęcie. Z drugiej strony Murowańca. Taki jeszcze pech na koniec. Schodzimy znów przez Boczań, raczej bez przygód, choć już w Kuźnicach na oblodzonym chodniku parę razy musimy się ratować przed glebą, dobrze, że chociaż kijki były. Reasumując było beznadziejnie. Wyjazd umęczył mnie psychicznie i do pracy wróciłam jako strzępek nerwów. A wydawało mi się, że we wrześniu to był pech do pogody. Na koniec dziękuję @vatra i @Krzysiek Zd za przemiłe towarzystwo!!!!1 punkt
-
Piękny szlak na Czerwone Wierchy z Doliny Kościeliskiej przez Przysłop Miętusi i Kobylarzowy Żleb - łańcuchy. Dalej przejście przez Małołączniak, Krzesanicę na Ciemniak. U góry wszystko zasłoniły chmury, ale przy podejściu i zejściu piękne widoki. 16 kilometrów, około 1400 metrów podejścia i ponad 10 godzin w trasie. Wrześniowe Tatry są piękne. Opis szlaku na blogu.1 punkt