Sierpniowy Szpiglas
Ostatnie tygodnie, począwszy od połowy czerwca, obfitują u mnie w górskie wycieczki, co mnie niezmiernie cieszy. Czasem w towarzystwie, czasem samotnie, zawsze fajnie, z nowymi wspomnieniami, które z pewnością zostaną na długo. Tym razem udało mi się zrealizować plan, zakładający wyprawę z kuzynem na któryś z tatrzańskich szczytów, Termin dograliśmy pod koniec lipca i ustaliliśmy wyjazd na weekend 22-23 sierpnia. W teorii kiepsko -weekend, jeden z ostatnich weekendów szkolnych wakacji, (no ale przez wzgląd na pracę, inaczej się nie dało), ale uznaliśmy, ze ewentualne tłumy nie mogą stanowić dla nas ograniczenia i na pewno uda się zrobić dobrą wycieczkę. Kilka dni przed wyjazdem zaproponowałem Szpiglas, kuzyn dorzucił od siebie Wrota Chałubińskiego, na których jeszcze nie byłem, pozostało tylko zarezerwować parking na Palenicy i czekać na sobotę. Młodego odebrałem z dworca w piątek wieczorem, krótka odprawa przedwyjazdowa i idziemy spać. 4 godziny snu i trzeba wstawać, to była krótka noc... Ku mojemu zdziwieniu, wstałem pełen energii i gotowy na wyjazd. Przed 7 meldujemy się w okolicy parkingu, który jest już całkowicie zapchany. - ustawiają nas więc przy drodze dojazdowej i zaczynamy "spacerek" asfaltem. Da się słyszeć głośne "ufff", gdy za Wodogrzmotami skręcamy w prawo i wkraczamy w Dolinę Roztoki, w końcu góry (i doliny) a nie jakieś asfalty. Zgodnie twierdzimy, że jest to jedna z bardziej malowniczych dolin i zawsze jest tam dobrze wrócić. Tak jak nad nieco wyżej położoną Siklawę, wrażenia gwarantowane podczas każdej wizyty. Szybko "wpadamy" do Piątki i kierujemy się w stronę Szpiglasa, jest koło 10 a pogoda już nam mówi, że lekko nie będzie niestrudzeni idziemy w stronę przełęczy, czasem spoglądając do tyłu na przepiękną Piątkę. W końcu dochodzimy do łańcuchów, przy których utworzył się mały korek. Dobrze pamiętam to miejsce - 2 lata temu podczas pierwszej wycieczki tym szlakiem zdecydowanie nie polubiłem tego pierwszego łańcucha - tym razem na szczęście problemu nie było (co nieco widzę zmienione) a wejście na przełęcz była sporą przyjemnością - lubię, gdy łańcuchy są tylko podpowiedzią - nie koniecznością, z takim myśleniem dotarłem na górę, nie korzystając z żelastwa. Po krótkim odpoczynku wizyta na Szpiglasie, fotki foteczki i jazda na dół...zaraz, zaraz, ale tak już na pewno na dół? Przecież brat mówi, jeszcze Wrota Nie ma wyjścia idziemy. Słońce napier...a w twarz z nieopisaną siłą, my wyciskamy ostatnie poty i końcówkę kremu do opalania i lecimy dalej. Na Wrotach pusto, miła odmiana, widoki jak dla mnie bardzo miłe, to nieprawda, że tam nic nie ma po odpoczynku i posileniu się schodzimy do Morskiego, po drodze spotykając świstaka, kozicę.. trochę później jelenia, niedźwiedzia tylko w moich wspomnieniach ... Jeszcze tylko odpoczynek nad Morskim i lecimy asfaltem w dół. Demonami szybkości nie byliśmy, ale o 20 meldujemy się przy samochodzie i w tym samym momencie zaczyna się burza. Burza, która na szczęście szybko się skończyła i kolejne 20 kilka minut drogi powrotnej spędziliśmy przy suchych szybach. Dojazd na kwaterę i kolacja na Krupówkach to już mało górskie historie, także w tym momencie zakończę wspomnę tylko, że dzień był bardziej niż udany, szkoda, że nazajutrz lało i pozostał nam tylko powrót w korku do Krakowa....mimo tego niczego nie żałuję i czekam na więcej
- 3
2 komentarze
Rekomendowane komentarze