Tomek82 Opublikowano 27 Czerwca 2020 Udostępnij Opublikowano 27 Czerwca 2020 Koronawirus. To to drobnoustrojstwo zmusiło pewnie nie tylko mnie do rozłąki z tatrzańskimi szlakami. Sama myśl, że od stycznia nigdzie nie udało się wdrapać, ani choćby posiedzieć w jakimś miłym schronisku, powodowała spory ból głowy. Gdy wreszcie łaskawie zaczęto nam luzować obostrzenia, zaczęło się oczekiwanie na otwarcie schronisk. I gdy już szło w dobrą stronę, naprzeciw wszystkiemu stanęła pogoda. A to leje, a to sypie…, a teraz już grzmi, no tak, w końcu zrobił się czerwiec. Mijały dni kolejne, aż nadszedł czas długiego weekendu. Nie… Prognozy? Burze. Perspektywa jazdy zakopianką w czasie wzmożonych urlopów? A kto by się tam pchał. Nocleg? W schroniskach brak miejsc – dzwoniłem do kilku. Czyli nie da rady. Ok. To nie jadę. Może jeszcze jednak dla pewności zadzwonię do Roztoki, czy ktoś nie zrezygnował z przyjazdu w ostatniej chwili, choćby ze względu na aurę… Niemożliwe – jedno miejsce się zwolniło. Jadę bez względu na wszystko. Co tam deszcze, burze, korki na zakopiance… Droga ze Śląska o dziwo mija spokojnie. Na Głodówce mały przystanek na widoczki i kawę. Widoczki mocno średnie, za to deszcz nie odpuszcza. Na Palenicy mimo godz. 18.30 jeszcze ogromny tłum wracający z Moka. Ok, ruszam do Roztoki. Mija wieczór. Prognoza wskazuje na dzień jutrzejszy burzę ok. godz. 11. Budzik ustawiam na 4.15 z myślą, że jutrzejszy dzień będzie ok. O 2 w nocy potężna burza wybudziła chyba pół schroniska. Taki mały Armageddon. Ledwo zamknąłem oczy, a tu już budzik…dobra, ogarnąć się i do góry. Kierunek Pięć Stawów. Marszu przez Dolinę Roztoki nie ma co opisywać. Nie wiedzieć czemu zdecydowałem się odwiedzić schronisko w Stawach w pierwszej kolejności, co wepchnęło mnie na czarny szlak. Praktycznie żadnych kłopotów i już po czasie szybka kawka pod schronem. Spoko. To gdzie dalej. W zasadzie to najbardziej ograniczała mnie ta nadchodząca burza. Przez chwilę myślałem o Szpiglasowej, raki i czekan obecne, więc…Nie! Kozi! Idę na Kozi Wierch. Postanowione. Śmiałym krokiem ruszam przez Dolinę, podziwiając jej piękno po raz 173459 Odbicie na czarny szlak i do góry. Spoglądając w niebo, nie wiedziałem czego się spodziewać. Na szczęście w razie „w” szlak pozwala na szybki wycofa. Spokojny spacer tak do ok. 2/3 wysokości góry. Pojawia się pierwszy „surprise”. Szlak niknie pod sporym płatem śniegu. E tam, da się to obejść bokiem – po trawie i drobnych kamyczkach. Ale poślizgnąć się też można, zatem kask na głow ę. Znowu trochę do góry i…jest sobie takie ładne pole śnieżne, po którym trzeba przejść. Chwila zastanowienia…raki, czekan i przeszkoda ominięta. Patrząc w dół, poślizgnięcie na takim płacie może się skończyć szybkim zjazdem. Odpinam raki, mocuje czekan do plecaka, aż tu…następne takie poletko zlodowaciałego śniegu, choć nieco mniejsze. Qr…sam czekan wystarczył. Teraz jeszcze chwilka do góry…tu już bez żadnych trudności. Pogoda nadal jest wielką niewiadomą. Melduje się na szczycie. Wraz ze mną kilka osób. Radość. Wielka radość. Nie dogonił mnie korona wirus, nawet mimo, że jestem ze Śląska. Uciekłem przed nim na najwyższą górę w całości położoną w Polsce. To co z tą pogodą…chmurki krążą w jedną, w drugą, jednak pomruków słyszalnych brak. Troszkę nasila się wiatr. Widoki piękne we wszystkich kierunkach, ale rozsądek każe wracać na dół. Mam także w głowie te płaty śniegu do przejścia, a widzę, że z dołu podchodzi coraz więcej osób. Schodzenie. Bez większych atrakcji. 2 x użycie raków. Patrzenie na zegarek. Na szczęście burza nie nadchodzi. Coraz więcej osób podchodzi do góry. Fajnie znowu mówić i słyszeć „cześć”. Poniżej 1672 m npm rzadko to jeszcze funkcjonuje. W końcu wracam do Doliny, podbudowany popandemicznym restartem. Pod schroniskiem już tłumy, ale także inna rzeczywistość, związana z obostrzeniami. Prawdę mówiąc, nie jest źle i nie ma co narzekać a i posiłek na zewnątrz potrafi równie dobrze smakować co w zatłoczonej jadalni schroniska. Hmm, to co tu zrobić dalej z tak miło przebiegającym dniem. Na początek spotykam człowieka zapoznanego w Chacie pod Rysami, z którym nie widziałem się już 3 lata. Tak na rozmowie mija jakieś 1,5h. Nie mam chęci wracać Roztoką w dół. Wybór drogi powrotnej do Schroniska pada na szlak przez Świstówkę do Morskiego Oka. Dla mnie trochę taki tatrzański klasyk. W sumie to nawet nie przeraża mnie to, co spodziewam się zastać na asfalcie do Moka. Dreptam dreptam,po drodze 1 nietrudny płat śniegu. Pożegnałem się już z widokiem na Stawy, przywitałem z Rybim Potokiem i tak już na Kępie poczułem, że chyba zaczyna kropić. Z dwojga złego to już wolę deszcz, niż burzę, która finalnie nie nadeszła. A deszczyk, postraszył 5 minut i tyle z tego wyniknęło. Nudne zejście przez kosówkę zakończyło się wśród tłumów na asfalcie, ale jakaś niepohamowana chęć skierowała mnie jeszcze na godzinne posiedzenie połączone z piciem kawy na ławach przed schroniskiem nad Morskim Okiem. Zebrałem się i ruszyłem asfaltem w drogę do Schroniska w Roztoce. Tam już było umówione wieczorne spotkanie z ludźmi poznanymi dzień wcześniej – kto ma wiedzieć ten wie… Swoją drogą pozdrowienia dla ekipy ze Schroniska 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Mnich Admin Opublikowano 27 Czerwca 2020 Udostępnij Opublikowano 27 Czerwca 2020 @Tomek82 - potwierdzam, ekipa ze schroniska trzymała kciuki za Ciebie 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.