-
Postów
162 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
13
Typ zawartości
Profile
Forum
Blogi
Wydarzenia
Treść opublikowana przez pmwas
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7
-
Przeciez żartuję Ale istnieje jedno czy dwa przejścia, które był - przy całym szacunku do przepisow, żebyś mnie nie wyeliminował - zrobił. Nawet ryzykując parę stówek, bo to uczciwa cena
-
A to chamy. Powinno być jak przed fotoradarem - znak ostrzegający o fotopułapce. Nie można tak...
-
Właśnie - przepisy. Bardzo chciałbym wiedzieć, jak to faktycznie jest i "co to kosztuje"... Dlatego mianowicie, że oni z reguły chwalą się mandatami ok 200-300zł. Gdzieś tam poczytamy, że max 500zł w PL i 66euro w SK. Szczerze (pomijając fakt, że panowie pewnie nie są mili, ale z kasjerami też bywa różnie) - za Gładką bym 500zl opłaty dodatkowej nie zapłacił, ale są miejsca, gdzie można by zaryzykować. Przepraszam, wiem że nie o opłatę dodatkowa tu chodzi, a o straszenie misiów (np na Kominiarski bym się nie zapuszczał bo orły faktycznie zasługują na święty spokój) , ale teraz nje rozkminiam etycznych aspektów tylko te prawne... Wracając do tematu - są te widełki do 500zł (nie szukałem konkretnej podstawy prawnej), natomiast bardziej niepokoi mnie ustawa o ochronie przyrody, gdzue za łamanie przepisów TPN można zapłacić do 5000zł nawet trafić do aresztu A to już troszkę jakby gorzej i ta wizja już zdecydowanie odstrasza od zwiedzania dawno zamkniętych zakątków Parku... Oczywiście nie sądzę, żeby komuś się chciało za samo łażenie po lesie doprowadzać złoczyńcę przed sąd, skoro można dać 5 stów i po kłopocie, ale trzeba pamiętać, że jak grubo nabroimy poza szlakiem (albo co gorsza jak ktoś uzna, że grubo nabroiliśmy), to 5 dni wakacji można - teoretycznie - śpedzic w "pudle"...
-
Pan Grzegorz chyba lubi tam polować - dużo "zwierzyny" i łatwo namierzyć. Nie trzeba gadać po lesie w poszukiwaniu przemykajacych tamtędy złoczyńców, tylko ma gagatkow podanych na talerzu
-
Trzeba też pamiętać, że teoretycznie większym problemem są osoby jeżdżące kilka razy do roku, kupując np rocznie 10 biletów niż wycieczka, która wpadnie na 1 czy 2 dni Można zatem powiedzieć, że w tym tłumie to np ja stanowię większy problem niż ci, na których tu narzekamy. Troche tak, jak współczesna elita latająca prywatnymi odrzutowcami narzekająca że plebs za dużo lata i trzeba im ograniczyć. Tylko mnie nie stać na prywatne Tatry
-
Myślę, że chodziło o odcięcie Orlej Perci od kolejki na Kasprowy, innego wytłumaczenia tego akurat kierunku nie widzę. Chyba że tak bo tak
-
No nie, ale w zachodnich Tatrach i części wysokich powyżej schronisk jest - powiedzmy - znośnie. Najgorzej na łańcuchach, bo się zatory robią. Ale tu pomoc mogą tylko odcinki jednokierunkowe.
-
Tatry z Jasiem czyli tegoroczny urlop z małym tatromaniakiem in spe...
pmwas odpowiedział(a) na pmwas temat w Wasze wycieczki
Ogolnie wiem, ale odkąd mam te buty, mam wrażenie, że ślizgają się za bardzo. Musiałbym porywać z innymi, bo może to faktycznie problem z moją wagą a nie butami. To ogólnie dobre buty. Twarde, wodoszczelne, po prostu porządne górskie buty. Ale na mokrym jest katastrofa. Moim zdaniem większa, niz w poprzednich. I nie jest to kwestia zużycia, bo z pierwszej deszczowej wyprawy w tych butach, już z 10 lat temu, wróciłem mocno zniesmaczony -
-
Ja wiem? Sam czasem chodzę na śniadanie na Halę Ornak. Po powrocie z masakrycznie męczącej Pysznianskiej też miło było usiąść w schronisku, to było jak wybawienie. Z drugiej strony w sezonie schroniska - niestety - i tak nie nadają się do tego, żeby usiąść i odpocząć, a już tym bardziej coś zamówić, bo jest tam taki tłum, że dopchać się nie da. Więc poza fajnymi porankami na wyjściu na szlak - ich likwidacji nawet bym nie zauważył. Jest na to prosty sposób - iść tak, jakby schronisk nie było. Mnie akurat tłum w dolinach nie przeszkadza, mijam, nie patrzę, lecę dalej. Co do przychodów, to po to one są, by remontować szlaki ulegające, że tak powiem, zużyciu przez nasilony ruch. Ogolnie tego się rozwiązać nie da. To jak z korkami na drogach. Każdy chciałby jechać płynnie, ale przecież nie zabronimy jeździć innym, a sobie nie. Przepraszam jeśli styl trochę bełkotliwy, temat jest wielowątkowy a nie mam czasu tego redagowac
-
Szlaki trzeba utrzymywać i muszę przyznać, że to się dzieje. Ogolnie ja widzę - mimo wszystko - pewną poprawę. Owszem, szczyty i przelecze bywają tu i tam nieco rozdeptane wokół ścieżek, ale przy całym ogromie powierzchni Tatr to trochę zadeptanej trawy to nie jest chyba ogromny problem. Mam zresztą wrażenie, że kiedyś szczyty były szerzej rozdeptane niż obecnie, zwłaszcza na Czerwonych Wierchach czy Ornaku. Problem w tym, że jak ktoś chce jechać w Tatry żeby odpocząć od ludzi i zgiełku, to musi jechać poza sezonem, a sezon już od dawna obejmuje czerwiec i wrzesień... Źle się chodzi w takim tłumie, ale jest jak jest i albo będzie w tłumie, albo w deszczu/śniegu, albo wcale...
-
No tak. Tylko jak ograniczyć? Wprowadzić rezerwację biletów? Wyobrażasz sobie, że chcesz iść w góry i sorry, pierwszy bilet za rok? Nie wyobrażam sobie przemykania się lasem poza szlakiem w kamuflażu, żeby wejść na Kasprowy czy zobaczyć Czarny Staw... Polaków jest dużo, a Tatry małe. Kwestia nie do rozwiązania, a z drugiej strony skala dewastacji nie jest jednak bardzo duża. Tylko trzeba by "dojechać" śmieciarzy. Mnie też wkurza chodzenie w tłumie, ale przecież nie da się zabronić chodzenia jednym osobom a innym nie. I cóż, skoro ja chcę móc chodzić w Tatry to inni też mogą i będą. Może przedstawiam nieco samolubny punkt widzenia, ale ja nie wyobrażam sobie dalszego zamykania tych gór.
-
Z tym Kominiarskim to kłopot, bo ludzie niestety ponoć bardzo go rozdeptywali... Ploszenie orłów, szukanie szarotek, takie tam. Czemu Gładka jest zamknięta? Nie wiem. Borowiec pewnie zamknęli w obawie przed szturmem turystów z Chochołowskiej, ale czemu zamknęli go całkiem, również od Umarłej - nie rozumiem...
-
Wrzask jest ciągle i o wszystko. Jeden temat w tą czy w tamtą
-
Reglamntacja. Dodatkowe opłaty za takie zgody. Nawet jakieś szkolenia zakończone egzaminem. Dałoby się, tylko to duży problem organizacyjny. I tak można albo przyjąć że nie wolno i koniec, albo mieć gdzieś, że nie wolno... Jedno i drugie złe, tylko inaczej złe...
-
Tatry z Jasiem czyli tegoroczny urlop z małym tatromaniakiem in spe...
pmwas opublikował(a) temat w Wasze wycieczki
Witajcie! Dziś coś zgoła innego niż zwykle. Innego o tyle, że normalnie pisze razej o "grubszych" trasach, pomijając krótkie spacerki, zeby nie zaśmiecać Forum dobrze znanymi fotami np Kościeliskiej - wszak... cóż w tym ciekawego, że bylem się przejsc na Halę Ornak? Dziś chciałem po krótce przedstawić miniony tydzień, w który - wyjatkowo - wybrałem się z rodziną (bo normalnie chodzę sam - chętnych na "cioranie się" brak). Ulokowaliśmy się nieopodal Drogi do Białego. Bo wygodnie, koło parku. Wszak z czteromiesięcznym dzieckiem cieżko planować wyprawy graniowe, a park to zawsze dobre rozwiazanie na szybki spacer z wózkiem. W tym miejscu pozwolę sobie zaprezentować - mam nadzieję - przedstawiciela kolejnego pokolenie tatromaniaków. Poznajcie Jasia! Pierwszy dzień zaczęliśmy skromnie - od spaceru nad Biały Potok... Jaś - nieprzewidywalny, bo wciaz malutki - okazał się jednak bardzo grzeczny i zainteresowany, więc kolejny dzień to Dolina Strążyska. Pogoda byłą średnio łąskawa, ale Giewont było widać, a to w Strążyskiej najważniejsze. Głośne "a guuuu" na jego widok świadczyło chyba o tym, ze Jasiowi też się podobało. I dobrze, prawdziwego Polaka Giewont musi łapać za serce Dalej wózkiem się już nie pojedzie, więc nad Siklawicę wyskoczyłęm już samotnie... Uwielbiam to miejsce i nie mogłem nie pójść Zachęceni sukcesem następnego dnia wybraliśmy się do doliny Kościeliskiej. Pogoda tym razem dopisała, ale był to jedyny - zresztą nie cay - pogodny dzień w upływającym tygodniu... Pozwolę sobie wrzucić kilak "zwykłych" zdjec z doliny, bo w końcu udało mi się naprawić mój stary dobry aparat fotograficzny i znów mogę robić zdjecia czymś lepszym niż komórka. Fakt, że muszę jeszcze popracować nad ogniskowaniem, ale są lepsze, bez dwóch zdań... Uprzedzajac atak - zona pcha wózek bo chciała, nie że jej kazałem xD Tym razem Jaś znów był grzeczny. Generalnie większą częśc drogi przespał, obudził siędopiero na Hali Pisanej. Niestety obudzenie się to dla niego dobrze, bo może podziwiać widoki, dla mnie gorzej, bo chce - w tym celu- być niesiony przodem do kierunku ruchu. Żadne nosidła póki co nie wchodzą w grę i tak ja mam trochę siłowni niosąc gagatka do samego schroniska. Schronisko oczywiscie nabite po brzegi, na zewnątrz miejsca tylko przy koszu na śmieci, bogato zasiedlonym przez szukajace resztek osy. Zatem postój z gatunku krótkich i szybki odwrót do Kir, bo tak tłum ludzi, jak tłum os ciężko uznać za dobre warunki do dfłuższych posiadów. Ogólnie raczej stronię od tlumów - tlumy mam w mieście i nie po to jadę w "dzicz" żeby cisnąc się na łąwkach jak w jakimś autobusie MPK w godzinach szczytu. Na koniec Raptawickie Turnie. Zawsze jak przechodzę w tym miejscu mam takie dziwne wrażenie czy przeczucie, ze to się kiedyś zawali. Nie wiem - jakoś tak... napawają mnie takim lękiem. Nie wiem, czemu, coś w nich widać takiego jest... No ale dobrze. Rozumiem, ze nie każdego musi ciekawić mały Jaś w dolinkach (bo dla mnie to oczywiście wielkie przeżcie), zatem przejdę do drugiego tematu tej historii, w kolejny - deszczowy i pochmurny - dzień i już znów samotnie, bo jednak uznałem, ze też coś mi się od życia należy. I poszedłem sam. Pierwotnie chciałem sobie wejśc na Giewont,bo w sumie dawno nie byłem, ale z zaplanowanego na 6:00 wymarszu nic nie wyszło, bo Jaś strasznie "dawał czadu" tej nosy i o 6:00 to raczej myślałem o spaniu niż o górskich wędrówkach. Koniec końców, plecak i buy założyłem o 10:15 i - nie majac zbyt wielu opcji - wybrałem za cel Sarnią Skałę. Bo blisko, bo jednak zawze jakaś góra i... bo to jedyne miejsce w polskiej części Tatr Zachodnich, gdzie mnie jeszcze nie było. W tym miejscu muszę się przyznać, ze od jakiegoś czasu chełpię się, ze przeszedłęm już wszystkie znakowane szlaki polskich Tatr Zachodnich, a do wczoraj byłą to tylko półprawda, bo - jak słynna wwisoka Galów - jedna mała górka wciaz pozostała przeze mnie niezdobyta i to właśnie była Sarnia Skala. Samą Ścieżkę nad Reglami - fakt - przeszedłem całą, ale idac od Kościeliskiej na Kalatówki nie bardzo miałem juz "parę", żeby jeszcze robić wypad na szczyt... Wycieczkę zaczynam w Dolinie Białego. Zdjęcia znów "komórkowe", bo szkoda mi było aparatu na deszcz.. W samej dolinie ludzi dużo nie było, natomiast przy Sarnim Wodospadzie już troszkę. Na tyle dużo, ze nie było szans na ładne "czyste" zdjecie... Ogólnie Dolina Białego okazała się być bardzo, bardzo ładna. Miejscami bardzo tatrzańska, skalista, miejscami jakby "beskidzka" z pięknym mieszanym lasem... Przedtem byłem w niej tylko dwa razy, bo zawsze jakoś nie po drodze. Raz z babcią, ale tak dawno, ze juz nie pamiętam, a raz schodziłęm nią po trasie - omijając Kuźnice - i byłem zbyt zmęczony, żeby nawet dobrze spojrzeć. I byłem szczerze zadziwiony jej pięknem. Ot - takie tam. Dolina Białego. A jednak jest to zdecydowanie jedna z piękniejszych tatrzańskich dolin, do tego nie za długa i nie za krótka, w sam raz na sparcerek. Spod wodospadu trasa wiedzie dośc mocno w górę do Scieżki nad Reglami. Wstyd się przyznać, ale narzuciłem sobie szybkie tempo i konkretnie się na tym podejściu zmachałem i zapociłem. Z przykroscią stwierdzam, że ja po prostu swoich ograniczeń nie przeskoczę i wciaz obowiazuje ta sama zasada. MOgę zazdrościc kondycji ludziskom - dosłownie - biegajacym poo tych górach, ale ja zeby dojsc wysoko - muszę iść powoli. Nawet bez postojó (w czym leży tajemnica moich - mimo wszystko - nienajgorszych czasów, ale powoli. Wczoraj nie szedłem wysoko, wiec sobie pozwoliłęm na więcej i padłem jeszcze w górnym reglu. Na Ściezce ruch wyraźnie większy. Dodam, ze większosc tych ludzi szła tam gdzie ja - na Sarnią Skałę. I jestem na Sarniej Skale. Ostatnie miejsce, gdzie można dojśc (tzn. legalnie), a gdzie mnie jeszcze nie widziano. Wszystkie szlaki zaliczone, teraz czas na... Słowację Zejście do Doliny Strążyskiej - koszmarynka. Mokro i ślisko, oczywiście wywaliłem się, że aż jęknęło. Muszę pomyśleć o zmianie butów, bo niby mam świetne "wysokogórskie" buty na wibramie, a ludziom w adidaskach było łatwiej i mnie te buty niepokoją. Mam wrazenie, że poprzednie ślizgały się mnej... ale to moze ja byłem młodszy i lżejszy. Z Doliny Strażyskiej chciałem jeszcze przejśc do Małej Łąki, ale byłem zmęczony (tak, po Sarniej!), a podejścia na Przełęcz w Grzybowcu zdecydowanie nie lubię i nie znalazłem w sobie siły, żeby się katować. Zamiast tego Drogą pod Reglami poszedłem sobie do Doliny za Bramką. W Dolinie za Bramką też byłem raz albo dwa (chyba raz), bo to taka dolina donikąd. Odkąd w imie ochrony przyrody zamknięto Łysanki (czyli od dawna), Dolina za Bramką przestała być atrakcyjna, bo dojsc do niej trzeba spory jednak kawałek, a jest krótka i nie da się nią nigdzie dojść. Można by rzec - nieciekawa i nie po drodze, ale to nie do konca tak, bo jakkolwiek nfaktycznie nie jest po drodze i trzeba wracać tą samą drogą jeszzce zanim się dobrze wyruszy, to sama dolina jest piękna. I tu dochodzimy do końca. A szkoda, bo chciałoby się iść dalej. Choć pewnie nie tego dnia, bo właśnie rozpadało się na dobre i zdecydowanie pora była wracać. Zanim doszedłem do Grunwaldzkiej byłem już i tak przemoczony do "suchej nitki", ale dzień i tak uwazam za bardzo udany. Ostatni szczyt zdobyty, trening zawsze jaiś był, trasa może nie szczyt marzeń, ale też nie takie nic. I przypomniałem sobie zakątki, w których nie byłem już od wielu lat, i które praktycznie calkiem już zapomniałem. Jesli ktoś dobrnął do konca tej przydługiej opowiesci - bardzo dziękuję za uwagę i... do zobaczenia na kolejnych górskich szlakach!!!- 9 odpowiedzi
-
- 11
-
Przypadkiem trafiłem na te wątek. Ja mam swoje przemyślenia w tej kwestii. Owszem - miło by było gdyby TPN miał większe siły i środki do walki z wrzaskami i śmieceniem. Rozumiem też - choćby wczoraj partrzac na rozwrzeszczany tłum w jednej z dolin, że w sumie może i dobrze, że pewne obszary parku są niedostępne dla "gawiedzi". Z drugiej - miło by było gdyby istniała droga uzyskania pozwolenia na przejście historyczną trasą. Tyle można poczytać o dawnych Tatrach, o zakątkach dziś zamkniętych i chciało by się tam pójść, zobaczyć, poczuć to. Do tego zdala od tłumu "letnikow" na szlakach. Oczywiscie są miejsca, gdzie ochrona przyrody jest wartością nadrzędną i gdzie człowiek nie powinien łazić, ale mam wrażenie, że w wielu dziś zamkniętych miejscach przyrodzie wielkiej krzywdy bym nie wyrządził samą swoją obecnością...
-
Tak, ale przynajmniej ominie się Klikuszową. Póki co najprościej mi dojechać do końca i zawrócić na Nowy Targ, tylko pytanie, gdzie w sezonie będzie się zaczynał korek
-
Do bani. Trzeba będzie zawczasu odbic z zakopianki. Natomiast ja 4x/m-c pracuję w Nowym Targu więc dla mnie ta droga to coś wspaniałego. Bo do Zakopanego dalej będzie kicha. Nawet dzisiaj jechałem i od NT tempo żółwie...
-
Ładna droga, tylko ekranów brak i ludzie mieszkający przy wiaduktach mają ponoć przerąbane Do Nowego Targu jedzie się natomiast świetnie...
-
A widzisz. Automatycznie myślałem że to wszystko że Słowacji
-
Te łańcuchy to gdzie są? Bo znaki widzę czerwone a czerwone to mi się tylko z Rysami kojarzą i nie wiem
-
Pięknie!
-
Ten sam rok co Czerwona Ławka, nawet ten sam wyjazd. Zatem dwie trasy uchodzące za wymagające, choć... bo ja wiem? Zaczynam na parkingu, jeszcze mocno pustym. Wziąłęm samochód mamy, bo mój akurat czekał na części i pojechać nie mógł... NIe żebym jakoś specjalnie lubił to auto. Przyzwyczajony do niższej i lepiej wyważonej Imprezy, w XV czułem się bardzo niepewnie w zakrertach, natomiast jego podwyższony prześwit w górach - odwrotnie - pewności akurat dodaje. Początek drogi to asfalt. Warto zauważyć, ze przez wiele lat znaczna część słowackich Tatr Zachodnich nie należała do TANAPu, więc można sobie było tu wjechać. ba, nawet rozważano stworzenie tutaj ośrodka narciarskiego. Koniec końców TATAP rozszerzono, ośrodek narciarski nie powstał i góry zachowały swoje naturalne piękno. Jedni powiedzą, ze dobrze, drudzy, że szkoda - wiadomo, co kto kocha bardziej. Ja akurat narciarzem nie jestem, to nie szukam narciarskich wyciągów i nie smuci mnie ich brak. I tyże asfaltem dochodzimy do niewielkiego schroniska. Dalej mozna wejsc na Rakoń i Wołowiec lub podreptać w stronę Doliny Smutnej i atakować od tej strony. Poza sezonem, gdy ludzi mało pewnie nie ma to znaczenia, natomiast myślę, że w sezonie lepiej na łańcuchach isc "z prądem" niż "pod prąd"... ale nie wiem, który kierunek cieszy się wieksza popularnością, bo nie sprawdzałem. Szedłem wcześnie, to tego pogoda średnia, liczyłem na pusty szlak... W drodze do Doliny Smutnej. Muszę powiedzieć, że - może z powodu zmęczenia poprzednią trasą - na tym etapie zaczynałem mieć konkretnie dosć, a to dopiero 1500m n.p.m. Nie na tyle dosc, zeby nie iść, ale na tyle, zeby podejście na przełęcz określić jako mordercze. A moze po prostu szedłem za szybko? Moze włąśnie zachęcony poprzednią trasą postanowiłęm zrobić dobry czas? Pamiętam tylko, że było źle. Tak... smutno Samo górne piętro doliny jest uderzajaco szare. Na dole jest nawet zielono, ale im wyżej tym bardziej monochromatycznie. Przełęcz już tuż tuż, ale ostatni etap podejścia dał mi bardzo mocno w kość. Po drodze napotkałem tubylca... I - na koniec - rzut oka z przełęczy na dolinę. Ufff... wlazłem. Dyszę. Boli. Nie szkodzi - wlazłem Z góry łądnie widać czerwony dach schroniska po drugiej stronie grani. Daleko i nisko. Jestem na grani. Jestem już wysoko. Jest super. Dalsza cześc, aż do Rochacza Płączliwego to w zasadzie klasyka zachodnich Tatr. Kolejni tubylcy na trasie Teren powoli robi się skalisty. Noga za nogą dochodziłem do Rohacza Ostrego. "Orla Perć Tatr Zachodnich" zbliżała się małymi kroczkami Poniżej kilka fotografii ze słynnego ubezpieczonego fragmentu grani, ale musze powiedzieć, że nie zrobiłą ona na mnie specljalnego wrazenia, znam natomiast osobę, która była nim przerażona. Znów - zależy choba tylko od "głowy", bo sportowiec ze mnie zaden. Dodam też, że na zdjeciach mało co widać, jednak 3D to 3D... I tak rozpocząłęm zejscie w stronę Wołowca. Jak pisałem - nie było to specjalnie cieżkie czy straszne. Fajnie, że ludzi mało. Znów psia pogoda przniosłą pewien plus w postaci pustego szlaku. I cyk - Volovec. Postój na piwo zwycięstwa i w dół przez Rakoń i Zabrat. Troszkę zdjęć z zejścia... I ważne przypomnienie na koniec. Parking o wiele pełniejszy niż rano... Zasłużony obiad. Dawno nie byłem i nie wiem, czy to jeszcze istneje. Jeśli tak - zawsze dawali pyszne jedzenie za rozsądne pieniądze. Wybaczcie, ale nie pamiętam jak się ta miejscowośc nazywa, całkiem mi wyleciało (EDIT - chyba Oravice?). To na trasie z Zubereca do Suchej Hory, przy termach... Tyle na dzisiaj i... do zobaczenia !
-
Ładna pogoda Ja na Kościelcu (w końcu) byłem w czerwcu 2017. roku. Piszę "w końcu", bo na przełęczy Karb byłem wielokrotnie, ale zawsze były to takie spacerowe przebieżki, nigdy jakoś na szczyt nie było po drodze. Początek sezonu, decyzja taka spontaniczna, bo w sumie nie miałem żadnych konkretnych planów. Sucha Woda nawet dość mokra... Pogoda - a jakże - do bani. To nie jest tak, że wszystkie trasy robiłem przy złej pogodzie, ale... faktycznie większość. Ze mna w góry się nie jezdzi, jak przyciągam chmury i deszcz Z Murowańca w stronę Zielonego Stawu. Wybrałem ten wariant, bo uwazam, że jest mniej męczacy. I w lewo w stronę Przełęczy Karb. Widoki dalej beznadziejne, ale przynajmniej w miarę sucho. Z naciskiem na w miarę. Na Karb jak to na Karb. Taka ścieżka, za to w pięknej scenerii. W tzw. międzyczasie na moment pojawiła się Swinicka Przełęcz, mimo czerwca wciąz pokryta śniegiem. Brrrr - przy tym nachyleniu strach się bać. Tylko ze sprzętem... I można - raz jeszcze powtórzę - w końcu ruszyć w stronę szczytu! Z jednej strony długo czekałem na ten moment, z drugiej - prawie równie długo go odkładałem. Cały czas pamiętam, gdy ojciec mówił mi, ze jestem "z mały" zebyśmy poszli. A ja zawsze tak chciałem iść. Potem zacząłem chodzić sam to jakoś mi zawsze było nie po drodze. Pewnie dlatego, ze ogólnie nie przepadam za szczytami, z których trzeba złazić tą samą drogą. I - co już wspominałem - ja zawsze traktowałem Karb jak Iwaniacką - na rozruch. To mi się już potem nie chciało wracać w tym samym sezonie. Ale tym razem jestem właśnie po to, by wejść i - w końcu - idę! Taka ścieżka - bez większych trudności, ot - pod szczytem troszkę skałek. Zdecydowanie nic bardzo trudnego, chyba, ze ktoś naprawdę boi się skał. Szybko mi poszło i oto jestem na szczycie. Jak się domyślacie - widoków na widoki brak... Następnie szybkie zejście nad Czarny staw. Każdy wie, każdy zna więc... bez zbędnego komentarza. I tyle. Do Murowańca, na dół Doliną Suchej Wody i do domu. Fajne. Nie za długie, nie za męczące, a jakaś wysokośc jest. Żeby tylko jeszcze widoki były, ale Tatry nie lubią dzielić się ze mną widokami zbyt często
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 4 z 7