-
Content Count
501 -
Joined
-
Last visited
-
Days Won
28
Content Type
Profiles
Forums
Blogs
Calendar
Posts posted by Fibi
-
-
@Krzysiek Zdto zgaduje, że pewnie lepiej tędy wchodzić niż schodzić, tylko średnio mi ten kierunek pasuje, bo mogę na ostatni SAD nie zdążyć 🙄
-
1
-
-
Samochód akurat mamy, ale raz że na wakacjach nie lubimy używać, a dwa to jeśli się na szlak wchodzi w innym miejscu niż wychodzi to wtedy samochód bardziej komplikuje niż ułatwia 🤷
-
1
-
-
15 minut temu, Jędrek napisał:
Dla mnie to jest główny minus.
A drugi to słaba komunikacja, ogólnie wokół Tatr bardzo mi tego brakuje. Gdybym był bogaty do obrzydzenia 😁 to zatrudniłbym kierowcę na czas każdego wyjazdu, by mi podstawiał auto tam gdzie potrzebuję.
Właściwie, tak. Pisząc o elektriczce miałam na myśli głównie Tatry Wysokie, ale dojazd w Zachodnie, czy nawet na taki Krywań to już jest ogromny problem. Dlatego jakoś na razie Zachodnie Słowackie to dla mnie jest trochę egzotyka😉
-
3
-
-
Z tego co wyczytałam, to w 2013 zamontowali takie drewniane jakby poziome drabiny (nie wiem jak to inaczej nazwać). Może łańcuchy dodali tak przy okazji 😉
-
3
-
-
Hej,
Ponieważ ostatnio na forum wiało troszkę nudą wymyśliłam taki nowy temat- jak w tytule 😉 Po której stronie Tatr wolicie wędrować i dlaczego? Co bardziej Wam się podoba a co Was denerwuje?
No to ja zacznę:
Plusy Słowacji
1. Elektriczka- jestem psychofanem tego podgórskiego pociągu, głównie dlatego, że startuje przed 5 rano a kończy po 22, co daje duże możliwości zaplanowania naprawdę długiej wycieczki. (co ważne również poza sezonem!) W Polsce rozkład jazdy busów zależy w znacznej mierze od humoru busiarza, a jak busiarz jest bez humoru to się na busa można nie doczekać nigdy. Szczególnie poza sezonem 😉
2. Mniejsze zatłoczenie szlaków. Oczywiście, to, że słowackie szlaki zioną pustkami to mit, bo na takie Rysy czy Krywań w sezonie zmierzają prawdziwe hordy, ale na mniej popularnych trasach jest zwykle o wiele mniej turystów niż po "naszej stronie".
3. Słowacy mają więcej Tatr i te wyższe, więc widoki stamtąd uważam za ciekawsze i bardziej różnorodne.
4. Kofola i bilinkovy czaj w schroniskach😁
5. Można iść w góry z psem- to tak bardziej obiektywnie, bo sama psa nie mam. Chociaż gdyby do tłumów na Giewoncie i Moku dołączyły jeszcze psy, to mogłyby odbywać się tam jeszcze bardziej dantejskie sceny 😉
Minusy, które jednak nie przesłaniają plusów
1. Gór niby dużo, a szlaków jakoś mało
2. Wiele szlaków zakończonych ślepo, mało więc możliwości zrobienia pętli
3. Szlaki w fatalnym stanie, rozsypujące się, zdegradowane tak, że czasami trudno określić ich przebieg- być może wynika to z braku biletów za wejście, nie ma z czego finansować remontów?
4. Na wiele szczytów można tylko z przewodnikiem.
5. Wyjątkowo długa zima trwająca od października do czerwca 😉
Jestem bardzo ciekawa jakie macie przemyślenia, czy zgadzacie się z moimi, a może nie?
Parę fotek ze Słowacji na koniec:
-
8
-
-
1 minutę temu, vatra napisał:
Ale tam chyba nie ma łańcuchów 😉
Na zejściu do Terinki są 😛
-
-
Ta trasa marzy mi się od lat, ale jak nie zatopiony/zerwany mostek, to brak dobrej pogody. Ale może w tym roku się w końcu uda. Czy ten odcinek z łańcuchami jest trudny? 🙂
-
2
-
-
Aja mam takie, całkiem zimowe 😉
-
7
-
-
-
Podobno dopiero trzeci śnieg w Tatrach zostaje, a to był chyba drugi, albo i może pierwszy? Także chyba się roztopi ? Bardzo lubię widoczki z Kopieńca, to taki jeden z ulubionych szlaków na rozgrzewkę lub dzień odpoczynku.
-
2
-
-
4 minuty temu, vatra napisał:
Z kobietami o kolorach to lepiej się nie wdawać w rozkminy ?
Masz rację, bo ja widzę dużo szarego?
-
1
-
2
-
-
Dnia 25.09.2022 o 22:50, Jędrek napisał:
Tak naprawdę przy suchej skale na szlaku ze Świnickiej Przełęczy na Świnicę i z powrotem (zgodnie z nowymi "przepisami") masz jedno trudniejsze miejsce, tuż pod samym szczytem. I jest ono nieco trudne tylko w zejściu i dla osób niewysokich.
Powodzenia ?
Ehh, to znowu muszę iść z kimś kto mi rękę poda, albo obejdę bokiem jak @staroń ?
-
1
-
1
-
-
Te Otargańce to mi się marzą od dawna, ale jakoś tak Słowackie Zachodnie to na razie odkładam na później. Może dlatego, że ludzi tam mało (to w sumie akurat plus) a niedźwiedzi dużo? W każdym razie też się dowiem czegoś więcej o tym szlaku, np. czy trzeba brać maczetę??
-
1
-
1
-
-
Obejrzałam. Po tylu negatywnych opiniach niczego szczególnego się nie spodziewałam więc jakiegoś wielkiego rozczarowania nie było. Widzę jakieś jaśniejsze punkty- zdjęcia, muzyka - szczególnie w ostatniej scenie, dobór aktorów moim zdaniem dobry. Natomiast cała historia przedstawiona tak płytko i po łebkach, że czułam się po seansie jakbym przeczytała suchą notkę na wikipedii. A co do sceny łóżkowej, to nic ona nie wnosi, ale bez przesady, żeby się tym tak bulwersować jak niektórzy tutaj ?
-
2
-
-
@Zośka po tych 6 razach to powinnaś mieć już licencję krywańskiego przewodnika? a nie, że nie wiesz i styl dowolny ? Noo , pogoda się w końcu zlitowała.
-
2
-
-
Odcinek 5
Tri Studnicky-Przehyby-Wielki Krywański Żleb-Krywań-Wielki Krywański Żleb-Pawłowy Grzbiet- Jamski Staw-Tri Studnicky
Pogoda na piątek zapowiadała się nie najgorzej. To znaczy o żadnej lampie nie mogło być mowy- miało być jak co dzień, czyli pochmurno z przejaśnieniami, ale była jedna zasadnicza różnica. Padać miało dopiero późnym wieczorem. Skoro tak, to nie będzie trzeba się spieszyć z zejściem uciekając przed opadem, a i z godzinkę na szczycie będzie można zmarudzić ?
W Tatrach mieliśmy być jeszcze 2 dni, ale miało padać całą sobotę i większość niedzieli, więc to na względnie dobry pogodowo piątek trzeba było wybrać jakiś wyjątkowy cel, na którym zakończymy wyjazd z przytupem ? I tu Święta Góra Słowaków wydała nam się celem w sam raz. Były też inne pomysły, np. Ciemnosmreczyśkie Stawy- to w razie totalnego załamania pogody. S. coś kwękał o Rohatce, twierdząc, że tam widoki nie mają większego znaczenia. No, ale jak dla mnie Rohatka bez Małej Wysokiej to się tak średnio opłaca, a tam już widoki mają znaczenie. Po za tym ja się przecież boję iść na Rohatkę(już coraz mniej, ale jednak) ?
Dobrze. Była elektriczka, był autobus, to teraz czas na własny samochód, którego za bardzo nie lubimy ruszać na wakacjach, no ale czasem nie ma wyjścia.
Jakoś po 6.30 meldujemy się na parkingu. Pogoda na razie jest okropna. W ogóle nie zachęca do wyjścia i zaczynam mieć smętne myśli, że po co nam to w ogóle?
Zielonym szlakiem idzie się bardzo dobrze, nie wiem dlaczego wszyscy tak narzekają. Ścieżka jest tak w sam raz nachylona. Na tyle stroma, by szybko zdobywać wysokość i na tyle łagodna, by się jakoś bardzo nie zmęczyć.
Kiedy zbliżamy się do górnej granicy lasu, zaczynamy wyłazić ponad chmury. Jest dla nas nadzieja!
I nawet Krywań zechciał pokazać swoje oblicze:
Dochodzimy do rozejścia szlaków w Krywańskim Żlebie....
....gdzie zaczynają się trudności...orientacyjne??
Tak, tak, zaraz za drogowskazem gubimy szlak. Ładujemy się w jakieś strome i mokre trawki, marudząc, że jakoś tu kurde trudno, no i szlak taki zaniedbany, a to góra narodowa? Ale przed nami też idą ludzie, ci z kolei marudzą, że dlaczego tu nie ma łańcuchów, podczas gdy na łatwiutkim Giewoncie są.
W końcu wyłazimy na Mały Krywań, nie wiem jak, ale na pewno nie szlakiem. Tutaj robimy sobie 20 minut przerwy przed atakiem szczytowym ?
Idziemy dalej, tyle za nami. Wygląda zupełnie jak szlak na Sławkowski:
Pod samym szczytem zaczyna robić się lekko trudniej, ale bez przesady. Zarejestrowałam chyba 2 trudniejsze miejsca- takie dość gładkie płyty, ale wydaje mi się, że główną trudność stanowi ich wyślizganie. Dlatego my obeszliśmy płyty z lewej strony po kamieniach- to raczej nie jest opcja łatwiejsza, ale przynajmniej jest szorstko. Nienawidzę ślizgawicy na kamieniach, dlatego ciągle mam opory przed wejściem na Giewont. ?
Kiedy już uporamy się z odcinkiem "wspinaczkowym" ? do szczytu pozostaje parę kroków.
Po tych kamulcach w zasadzie można wspinać się w stylu dowolnym, każdy idzie tak jak mu bardziej pasuje.
Przeszkody zostały pokonane i około 10.30 zameldowaliśmy się na szczycie:
Oczywiście wtargaliśmy ze sobą kofolę- to nasza nagroda za wejście. Umowa jest taka, że kofolę może wypić tylko zdobywca szczytu, więc stanowi to dodatkową motywację ?
Nie zgubiliście przypadkiem czekana? ?
Na panoramę 360 nie ma w tych warunkach co liczyć, ale i tak jest całkiem nieźle:
Tak jak planowaliśmy, spędzamy na szczycie godzinkę, podczas której spalamy sobie twarze na czerwono-kremy z filterm 50 zostały w pokoju ?
Bardzo jest pięknie, ale ja się trochę obawiam zejścia. Przecież wejść zawsze łatwiej. No to złazimy. Początkowo idzie sprawnie, ale potem w jednym miejscu dochodzi do konfliktu, bo jak zwykle upieram się na zejście przodem, mąż mnie zmusza do zejścia tyłem, bo bezpieczniej, a przodem to zaraz stracę równowagę i obije sobie gębę. Jakiś Słowak mówi, że poda mi rękę, ale ja nie ufam nikomu i nigdy nie chcę w górach ręki od kogoś obcego. W końcu godzę się z losem i złażę twarzą do skały, ale nie widzę stopnia(przecież nie mam z tyłu oczu), więc S. mnie ciągnie za nogę, żeby ją ustawić w dobrym miejscu?
Chyba pamiętam to miejsce z drogi do góry i w tamtą stronę też wymagało podania mi ręki. To jest taki trochę problem kurdupla w górach- podejrzewam, że wyższa osoba nawet by nie zauważyła tam nic trudnego ?
Z zejścia mamy widoczki całkiem ciekawe, no był ten Krywań dla nas jednak łaskawy. Za Małym Krywaniem oczywiście znów się gubimy, znów idziemy jeszcze inaczej, i znów nie szlakiem. W końcu szlak odnajdujemy, ale on nam się nie podoba, bo jakoś tak idzie za bardzo górą. Wszyscy złażą jakąś dziką ściezką, to i my robimy wycof ze szlaku i za nimi. Dzika ścieżka jest stroma i bardzo krucha, więc trzeba uważać, raz prawie zaliczam glebę, ale jakoś się tam ratuję. Dzika ścieżka nie doprowadza do drogowskazu w Krywańskim żlebie, tylko trochę poniżej- do niebieskiego szlaku.
Tak to zejście wyglądało:
Chyba wszystko najgorsze za nami. Niebieski szlak to już w zasadzie sama przyjemność. Widokowy i niezbyt stromy, w sam raz na zejście.
Zejście jest jednak dość długie i blisko odcinka leśnego zaczyna mnie już lekko nużyć...
Dochodzimy do upragnionego ? Jamskiego Stawu, ale odpoczywamy tu tylko 5 minut, bo przerwa jedzeniowa była już trochę wcześniej i kierujemy się na magistralę. Która to na tym odcinku jest bardzo przyjemna i przypomina mi niebieski szlak zejściowy z Babiej Góry.
Na koniec mamy trochę zejścia i jakoś tak niespodziewanie wyrasta przed nami parking.
Reasumując było super. Bardzo lubię takie wycieczki w formie pętelek. Początkowo trochę obawiałam się tego Krywania, bo niektórzy twierdzili, że to taki Kościelec, inni, że jest trudniejszy od Rysów od Morskiego Oka, bo nie ma łańcuchów. Nie wiem, bo na żadnym z powyższych nie byłam, ale jak dla mnie to może było minimalnie trudniej niż na Rysy od Słowacji. Co do trudności kondycyjnych(z parkingu 1400 metrów przewyższenia), to jakoś ich specjalnie nie odczuliśmy- nie sapaliśmy przystając co 5 minut, nie czuliśmy się umordowani ani po wejściu na szczyt, ani po zejściu na parking, ale o umordowaniu kondycyjnym może świadczyć jeden fakt: wypiliśmy najwięcej wody w historii naszych wyjść.
Tak jak przewidywaliśmy- sobotę spędziliśmy na lenistwie bo padało, w niedzielę poszliśmy tylko na spacer nad Wielicki Staw(oczywiście zmokliśmy), ale nie zabieraliśmy plecaków, ani nawet aparatu, więc z tej króciutkiej wycieczki relacji nie będzie.
Nie był to pogodowo najbardziej udany wyjazd, a nawet można powiedzieć, że był nędzny. Ale wydaje mi się, że i tak wycisnęliśmy z tej pogody ile się dało i większość zaplanowanych wycieczek doszła do skutku. No i dla mnie ten wyjazd był trochę przełomowy, bo pochodziłam po nieco trudniejszych szlakach i może w końcu się odważę iść na Świnicę ?
KONIEC
-
7
-
-
4 minuty temu, Q'bot napisał:
Wtedy będzie przejazd po 999 Euro i tylko za okazaniem certyfikatu szczepienia przeciwko łupieżowi.
Leżę i tarzam się ze śmiechu, umiesz poprawić humor @Q'bot ? ?
-
3 godziny temu, Zośka napisał:
@Fibi to faktycznie najtrudniejszy odcinek magistrali ( w sensie że najbardziej pod górkę) ale za to ten następny będzie najładniejszy?
To koniecznie muszę się wybrać. Mam nadzieję,że są tam równiejsze kamienie?
3 godziny temu, Zośka napisał:Ja też mam lęk kolejkowy ale im jestem starsza tym jest coraz mniejszy, więc dla Ciebie też jest nadzieja?. Jest szansa że na emeryturze pojeździmy?
Ja ogólnie się nie boję kolejek, boję się tylko krzesełkowych chyba dlatego, że siedzi się na powietrzu. W dzieciństwie nie przepadałam za jazdą na karuzeli więc chyba chodzi o coś takiego.
Ok. za 20 lat jedziemy razem na Lomnickie Sedlo ? !
-
2
-
-
Odcinek 4
Biała Woda-Dolina Kieżmarska-Zielony Staw Kieżmarski-Rakuski Przechód-Rakuska Czuba-Łomnicki Staw-Tatrzańska Łomnica
Jest środa. Prognozy z niedzieli twierdziły, że w środę najlepiej. No to trzeba gdzieś iść. Tyle, że do środy prognozy się pogorszyły i zaczęły wieszczyć deszcz o 13. Lampa miała być o 6-7 rano, a potem to tak znowu 50/50. Ale iść trzeba, bo w czwartek ma być burza, armagedon i chyba nawet śnieg.
Tym razem zdradzamy elektriczke i jedziemy autobusem o 5.58 ?
Z okien podziwiamy nasz dzisiejszy cel- przy tatrzańskich kolosach Velka Svistovka prezentuje się jak nędzny wypierdek, ale przecież i tab będzie to kolejny dwutysięcznik do kolekcji.
Wysiadamy na pustym parkingu. Mój zmysł sknery rejestruje, że parkowanie od marca podrożało o 2 euro. Idziemy spokojną Doliną Kieżmarską do schroniska.
Zawsze dziwi mnie tu tabliczkowy czas przejścia(a na mojej mapie, która ma bardziej wyśrubowane czasy niż tabliczkowe, jest jeszcze dłuższy?)
W każdym razie nawet idąc niezbyt szybko, da się urwać sporo czasu.
Otoczenie Zielonego Stawu Kiezmarskiego zachwyca za każdym razem(jesteśmy tu 3 raz- 2 raz jesienią, a raz był zimą)
Podczas spaceru debatujemy z jakich dobroci skorzystamy w schronisku. Może gorące maliny. A może bilinkovy czaj? A może kofola?. To jednak marzenia ściętej głowy, bo w schronie jesteśmy grubo przed 9 i kuchnia jest zamknięta i nie widać żadnych oznak życia?
No to sobie siedzimy jakieś pół godzinki na ławeczce, bo zaoszczędziliśmy czas to możemy mieć chwilę wolnego.
Potem ruszamy na czerwony szlak, który jest częścią magistrali- podobno najtrudniejszą częścią tego w sumie spacerowego szlaku, ale to się jeszcze zobaczy.
Po drodze mijamy Czerwony Stawek:
Schronisko coraz dalej:
Kiedy byliśmy jeszcze nad stawem, trochę niepokoju zasiała w mojej głowie tabliczka: "Uwaga! Zarwana droga". Trochę się więc obawialiśmy jakiś ponadprogramowych trudności, ale z drugiej strony gdyby szlak był nie do przejścia to chyba by go zamknęli. Być może chodziło o to miejsce:
Dochodzimy do ciekawszego miejsca na szlaku. Musimy pokonać taki oto żlebik:
A tak wygląda teren z bliska:
Zdjęcie nie oddaje stromizny, ale ta gładka i w dodatku mokra płyta nie zachęcała do wejścia. Postanowiliśmy zatem olać żelastwo i iść bardziej z prawej strony- tam wygodnych stopni i chwytów mnóstwo, no ale istnieje większe ryzyko spierdzielenia się do środka żlebu, więc nikogo nie namawiam ?
Tak wygląda żleb z góry, teraz ktoś inny będzie się z nim męczył ?
Za tym technicznym miejscem następuje seria monotonnych zakosów, które zaprowadzą nas na przełęcz. Trudności na dalszym odcinku już brak.
Jak widać powyżej, pojawiły się malutkie niewinne chmurki, ale niestety zaczyna mi to przypominać sytuację z Koprowego sprzed kilku dni.
Kieżmarski już się chowa:
Nasz szlak z góry:
Oficjalnie szlak wprowadza na Rakuski Przechód, ale jest ścieżka na szczyt Rakuskiej Czuby- oznakowana czerwonymi trójkącikami, więc chyba wejście na nią jest legalne.
Oto i nasz 2-tysięczny wypierdek:
Muszę mieć zdjęcie z serii "byłam tu" ?
No tak, rozgościliśmy się na szczycie więc nie mogło być inaczej- zaraz wszystko przykryły chmury?
Siedzimy tam ze 40 minut, ale sytuacja nie ulega poprawie. Wręcz przeciwnie.
No to złazimy. Wg mapy zejście wygląda na prawie płaskie, i owszem takie jest, bo na odcinku od Rakuskiego Przechodu do Łomnickiego Stawu wytracimy ledwo 250 metrów. Ale ostatnie co można o tym zejściu powiedzieć to to, że jest wygodne. Szlak prowadzi przez rumowiska i w wielu miejscach istnieje olbrzymie nagromadzenie wykręcaczy kostek. Uświadamiam sobie, że magistrali to ja chyba jednak nie lubię.
Trochę już jestem zmęczona kilkudniowym łażeniem, więc zaczynam wchodzić w mój tradycyjny tryb marudny. Stópki bolą. I kolana. I te kamienie mnie irytują. Czy to zejście się kiedyś skończy? Przecież krótkie miało być. Tak to marudząc i wlekąc się, docieramy do Łomnickiego Stawu z półgodzinnym opóźnieniem. A może to nie staw tylko Łomnicka Kałuża?
Wobec zmęczenia i goniącej nas czarnej chmury obmyślam bardzo chytry plan? Zjadę kolejką!
I może to był błąd. Bo gdybym z 20 minut odpoczęła to przecież zlazłabym w końcu na dół spokojnym tempem i to prawdopodobnie bez przygód.
Gdybym wtedy wiedziała.......
No ale napalam się na tą kolejkę jak szczerbaty na suchary, a ja jak sobie coś umyślę to koniec ?
S. nie chce jechać kolejką bo mu szkoda 20 euro. A mi się nie chce iść szlakiem z jeszcze jednego powodu- naczytałam się, że brzydki, stromy i kable wystają ?
Wsiadam sobie do gondoli zatem, bardzo szczęśliwa, że za chwilę bez wysiłku znajdę się na dole. Wysiadam na stacji pośredniej "Start" i tam doznaję szoku.
AAAA Raaatunkuuu! Dlaczego ta kolejka jest krzesełkowa?
Jechaliśmy kiedyś kolejką na Łomnicę, było to bardzo dawno temu, ale na 100% jechało się gondolą. W żadnych internetowych źródłach tez nie znalazłam, żeby to była kolejka w takiej akurat formie.
To dla mnie traumatyczne przeżycie, bo nigdy w życiu nie jechałam kolejką krzesełkową. Z prostej przyczyny. Boję się kolejek krzesełkowych.
Żeby było jeszcze gorzej- w gondolce jechałam z sympatyczną parą Słowaków i byłam pewna, że na to nieszczęsne krzesełko również władujemy się w trójkę.
Niestety pan z obsługi wydzierał się "maksymalno dwoje!!!", więc dla zwiększenia traumy zostałam całkiem sama ?
Ja wiem, że to może śmieszne, ale cały czas wydawało mi się, że z tej kolejki wypadnie mi plecak, a ja w odruchu wyskoczę za nim. Oczami wyobraźni widziałam już siebie na dole z połamanymi kośćmi i wybitymi zębami. Nawet czułam już smak krwi w ustach... I nie mówcie, że z kolejki nie da się wypaść, bo chyba nie dalej niż miesiąc temu ktoś wypadł.
Kolejka jechała strasznie wolno i na dole jestem około 13.45. Zlądowałam gdzieś w środku niczego i nie wiedziałam dokąd iść, ale szedł jakis koleś z plecakiem więc uznałam, że zapewne idzie na dworzec to pójdę za nim- nie pomyliłam się.
S. do dworca dotarł jakoś po 14.30, więc zejście zajęło mu 1,5 h. Ze mną to by raczej było 2,5 ? Deszcz oczywiście zaczął padać wcześniej.
Doświadczenie z kolejką nie zmieniło mnie aż tak, żebym była teraz innym człowiekiem. Ale na pewno jestem człowiekiem wyleczonym na jakiś czas z jazd kolejkami:P
Podsumowując: znów mieliśmy pecha do pogody- to już zaczynało być naprawdę irytujące. Ale sam szlak jest bardzo ciekawy i mam wrażenie że niezbyt popularny. Pewnie się jeszcze kiedyś tam wybierzemy, ale może z zejściem do Hrebienoka- wtedy w ramach samoumartwiania odhaczymy kolejny odcinek magistrali ?
CDN.
-
6
-
-
@Jędrek nie wiem czy by mi się chciało targać jeszcze parasol ? My generalnie raczej nie chodzimy w deszczową pogodę i nawet moja przeciwdeszczowa kurtka to pierwsze 3 sezony przechodziła sobie spokojnie w plecaku. No, ale czasem deszcz się trafi i co robić. Aha i i tak wolę kurtkę od tych foliowych pelerynek- w tym to się dopiero można zagotować ?
-
@Q'botja biegać nie lubię, więc nie miałam wyboru ? Na szlakach które przeszliśmy byliśmy w znacznej części po raz pierwszy, więc uznałam, że to będzie takie zapoznanie z terenem
A po widoki kiedyś wrócimy. Mam taką nadzieję przynajmniej.
-
3
-
-
Odcinek 3
Stary Smokowiec-Hrebienok-Chata Zamkovskiego- Dolina Małej Zimnej Wody-Dolina 5 Stawów Spiskich(powrót tak samo)
Pomysł na zwiedzenie tej części Tatr był zupełnie inny. Miała być przeprawa w poprzek przez główną grań, a konkretnie przez Lodową Przełęcz. Chcieliśmy wystartować w Javorinie i przez Dolinę Jaworową wejść na wyżej wspomnianą przełęcz, z której zeszlibyśmy w kierunku Smokovca. Ale to długaśna wycieczka, wymagająca całego dnia stabilnej pogody. Prognozy jednak wskazywały, że na taki dzień nie mamy co liczyć do końca naszego pobytu ? Zmieniamy zatem plan- odwiedzimy schronisko Teryego, w którym zresztą nigdy wcześniej nie byliśmy. Startujemy dość wcześnie i o 7 jesteśmy na słowackiej Gubałówce, czyli Hrebienoku:
Schodzimy trochę w dół, do wodospadów- wcale mi się nie chce tam iść, no ale niech będzie.
Dalej wchodzimy do nieznanego nam świata, czyli na szlak do Chaty Zamkovskiego. Szlak jest typowo słowacki- złożony praktycznie z samych wykręcaczy kostek ? Jest niby płasko, ale idzie się niewygodnie.
Spotykamy taki osobliwy znaczek:
Przed schroniskiem robimy pierwszą dłuższą przerwę, dzisiaj ma być dzień lajtowy i nigdzie się nie spieszymy.
Za schroniskiem odkrywamy kolejny nieznany nam świat, czyli Dolinę Małej Zimnej Wody, która zachwyca nas absolutnie.
Bardzo długo idzie się tu po płaskim, więc jest przyjemnie, szczególnie że pogodę na razie mamy całkiem dobrą.
Tyle już przeszliśmy:
Wszystko co dobre kiedyś się kończy, skończył się więc płaski odcinek. Teraz zaczniemy ostre podejście na próg doliny, ale tym razem nie czuję się już tak umordowana jak na Bystrej Ławce. Klątwa dnia drugiego znaczy się, minęła ?
Kiedy dochodzimy do celu, to oczywiście wszystkie szczyty zaczynają się chować w chmurach- powinniśmy raczej zacząć się przyzwyczajać.
Idziemy do schroniska, bo co nam zostało?
Przy bilinkovym czaju spędzamy jakąś godzinkę, po czym udajemy się na krótki obchód Doliny 5 Stawów.
W końcu trzeba zejść. Jest jeszcze przed południem więc w naszym kierunku nie spotykamy zbyt wielu osób. Za to w kierunku schroniska ciągną prawdziwe hordy.
Gdzieś na zejściu poprawia się pogoda, ale trwa to max 10 minut. I akurat w tym 10 minutowym oknie pogodowym nasi sąsiedzi wchodzą na Sławkowski. Niektórzy to mają szczęście(los się wkrótce odmieni :P)
Zejście jak to zejście strasznie mi się dłuży. O wiele bardziej wolę podchodzić, schodzenie jest jedynie dość przykrą koniecznością.
Prognozy zapowiadały deszcz na godzinę 14, ale liczyłam, że podobnie jak wczoraj się nie sprawdzą. Ale kiedy siedzieliśmy sobie na ławce pod Chatą Zamkovskiego była godzina może 13.15 i już coś zaczęło na nas kapać. Nawet miałam myśl, czy może nie przeczekać deszczu w schronisku, ale nie wyglądał jakby miał się za chwilę skończyć. Złazimy. Wykręcacze kostek w deszczu robią się jeszcze bardziej upierdliwe. Mam wszystkiego dość i gorąco mi w kapturze. Trzeba było siedzieć w pokoju i oszczędzać siły na jutro ?
Innego wyjścia jak zejście i tak nie mieliśmy więc do Smokovca docieramy w strugach deszczu. Najśmieszniejsze jest to, że był to jedyny raz kiedy porządnie zmokliśmy i jedyny raz kiedy założyłam niskie buty bez membrany.
Opis wyszedł chyba w tonie marudnym, ale szlak nam się bardzo podobał. Tylko łażąc 3 dzień z rzędu z kiepską pogodą zaczynaliśmy mieć powoli dość.
CDN.
-
8
-
-
Odcinek 2
Szczyrbskie Jezioro-Dolina Młynicka-Wodospad Skok-Bystra Ławka-Dolina Furkotna-Szczyrbskie Jezioro
Dzisiaj będziemy mądrzejsi. Przechytrzymy pogodę!(haha, pogoda się z nas śmieje). Z wielkim trudem wstajemy coś ok. 3.45 żeby zdążyć na pierwszą elektriczkę, która odjeżdża o 5.05. Z Nowej Leśnej w której chwilowo zamieszkujemy pociąg do Szczyrbskiego Jeziora jedzie jakąś godzinkę. Zatem po 6 wyłazimy z pociągu. Najpierw trzeba odnaleźć szlak, a potem przeasfaltować dość znaczną część tej snobistycznej miejscowości. W końcu wchodzimy do lasu:
Niezbyt męczącą ścieżką przez las dochodzimy do wodospadu Skok, gdzie robię przerwę na śniadanie, bo o 4 rano miałam tylko ochotę napakować sobie chleba w policzki jak chomik ?
Za wodospadem zaczyna robić się ciekawie. Najpierw pokonujemy gładką płytę:
Potem z pomocą długiego łańcucha wygramolimy się na próg doliny:
Skały były mokre, dlatego nie było tu zbyt przyjemnie. Nawet poczułam się trochę niepewnie i przez całą dalszą drogę prześladowała mnie myśl, że nie przejdę przez Ławkę i co wtedy? Tędy przecież nie chcę schodzić.
Dalej szlak nie jest zbyt stromy i powinno się iść szybko i przyjemnie...
...ale w wielu miejscach kamienie są wielkie i nierówne, takie wykręcacze kostek więc zamiast przyspieszyć na płaskim odcinku, to spowalniam.
Mijamy miejsce katastrofy śmigłowca, jaka wydarzyła się tutaj pod koniec lat 70-tych:
W końcu naszym oczom ukazuje się Capi Staw. Jesteśmy już całkiem wysoko a do celu niedaleko.
Zawsze podczas dłuższych wyjazdów, drugie wyjście w góry jest dla mnie tym najbardziej kryzysowym. I tym razem nie było inaczej. Nie dość, że przejście po mokrych łańcuchach trochę mnie zestresowało, to jeszcze czuję się jakoś umęczona fizycznie. I ciągle głodna, chociaż co chwile jem ?
Daleko jeszcze?
Pod koniec wlekę się już tak straszliwie, że wyprzedzają mnie wszyscy turyści spotkani na szlaku, a było ich całe 4 sztuki.
Jesteśmy już prawie na przełęczy ale zanim tam wejdziemy zatrzymuje nas taki oto znak:
Sebastian robi sobie szybką pozaszlakową wycieczkę, ja odpuszczam. Trochę mój stan psychofizyczny na to nie pozwala, a trochę się jednak obawiam, że to może być dla mnie za trudne. Nie mam ochoty z pierwszej w życiu pozaszlakowej wycieczki wracać śmigłem HZS ?
Także mam w tym miejscu godzinę na chillout. Pierwsze pół godziny kontempluję w samotności, kolejne już razem z mężem, który z tajemnego miejsca i tak miał słabe widoki, więc przynajmniej nie jest mi smutno, że nie byłam.
Teraz razem wejdziemy na Bystrą Ławkę. Która jest obwieszona żelastwem jak choinka:
Jakieś 4 kroki w kominku(stromo jest, ale łatwo raczej) i jesteśmy po drugiej stronie:
Najgorszy jest ostatni łańcuch- skała przy nim bardzo wyślizgana, ale dwa kroki na prawo od łańcucha jest bardzo dobrze urzeźbiona rynienka, którą całkiem wygodnie się schodzi, zatem w tym miejscu żelastwem pogardzimy ?
Dolina Furkotna to już w zasadzie spacer bez żadnych trudności. Niestety także bez widoków.
Tu już bliżej cywilizacji:
Pod koniec wycieczki zaczyna nas gonić wielka chmura, ale ostatecznie chyba deszczu jednak nie było.
Może i nie zmokliśmy, ale elektriczka nam uciekła i trzeba było czekać pół godziny na kolejną.
Okazało się, że tego dnia na Bystrej Ławce byli także nasi sąsiedzi z pensjonatu. Weszli na przełęcz 2 godziny po nas i jakieś przebłyski widoków mieli- podobnie jak my. Czyli pobudka w środku nocy zdała się psu na budę.
Jutro będzie jeszcze gorzej, ale na wycieczkę pójdziemy ?
CDN.
-
9
-
Polska czy Słowacja?
in Tatry Słowackie
Posted
@Q'bot jesteś pewny, że taka zdobycz cywilizacji jak Uber już tam dotarła? 😉