Skocz do zawartości

staroń

Użytkownik
  • Postów

    252
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    21

Odpowiedzi opublikowane przez staroń

  1. Może nie najwyższa miejscówka, ale jestem w Zakopanem w delegacji i nie mam zbyt wiele czasu na góry, staram się korzystać na ile czas pozwala, no i siły 😛

    Nosal o poranku:

    eeeeeeeeeeeeee.jpg

    • Lubię to ! 13
    • Wow 1
  2. 13 minut temu, barbie609 moderator napisał:

    na pewno ciekawiej niż żółtym, na Zamku dużo ludzi?

    Pusto, od Zamku do Sokolicy i dalej do Krościenka może z 15-20 osób minąłem. Tylko na Trzy Korony parę wycieczek kilkadziesiąt osób/

    • Dziękuję 1
  3. Zima zimą, ale w tym roku nie zamierzam czekać na wysokie temperatury, żeby trochę pochodzić po górach 🙂 Wolny weekend z dobrymi prognozami postanowiłem więc aktywnie wykorzystać. To może Pieniny? Jak na razie cały czas obracam się w znanych mi z zeszłorocznego wyjazdu okolicach Trzy Korony - Sokolica, ale wciąż mam na uwadze sugestie @barbie609 moderator co do innych kierunków, na wiosnę na pewno 🙂 Tym razem ruszyłem z Krościenka, dość szybko dotarłem na Okrąglicę, 2-3 minuty i musiałem schodzić bo chętnych na dostanie się na taras widokowy było sporo...na Sokolicy z kolei dosłownie 3 osoby, super, pogoda też dopisała. Zaskakująco szybki powrót na parking w Krościenku, fajny sposób na spędzenie zimowej soboty, polecam 😛 
    Przy okazji obczajałem okoliczne drogi, trasa wzdłuż Dunajca  z Krościenka do Zabrzeży wygląda super, oj, trzeba zaplanować jakąś wycieczkę rowerową 🙂 



    DSC02691.JPG

    DSC02700.JPG

    DSC02701.JPG

    DSC02724.JPG

    DSC02726.JPG

    DSC02731.JPG

    DSC02747.JPG

    DSC02753.JPG

    DSC02764.JPG

    • Lubię to ! 7
  4. W, powiedzmy długi weekend w sierpniu (pracując w handlu ciężko o dłuższe weekendy  :)) wybrałem się na szybki wyjazd w Tatry. Plan był taki, jeden dzień po polskiej stronie, jeden po słowackiej. We wtorek wstaję wcześnie rano, wyjeżdżam z Krakowa i parkuję samochód na Siwej Polanie. Doświadczenie nauczyło mnie, że takie wolne dni nie nadają się na wycieczki w pewne rejony polskich Tatr, zwykle najlepiej spędza się je w Tatrach Zachodnich, które z niewyjaśnionych przyczyn są dużo mniej popularne o każdej porze roku 😛  a przecież takie piękne...cóż, może kwestia dystansu do pokonania robi swoje, nie wiem. Biegnę z Siwej na Chochołowską, potem spokojnym krokiem wchodzę na Grzesia, Rakoń, Wołowiec...im dalej tym mniej ludzi, co mi się bardzo podoba 😄 kilkadziesiąt metrów poniżej Wołowca robię długi odpoczynek z przepieknym widokiem w stronę Jarząbczego Wierchu. Tak długi, że cięzko się zebrać, żeby ruszyć dalej a jestem może w połowie drogi. Nie ma rady, trzeba wstawać i iść, przez godzinę minęlo mnie dosłownie kilka osób więc przez jakiś czas mam góry praktycznie tylko dla siebie. Z Wołowca na Jarząbczy zawsze te same odczucia, szczerze uwielbiam tem szlak, cisza i spokój, widoki powalają a przed ostatecznym wejściem na Jarząbczy te myśli, jakie to, kurde, jest wielkie 😄 walka z samym sobą przy podejściu na szczyt, przez te pół godziny można czasem zwątpić, ale jak zawsze warto. Po kolejnej przerwie na najwyższym punkcie wycieczki szybciutko na Kończysty, potem Trzydniowiański i schodzę średnio fajnym zejściem do Chochołowskiej. O ile samą Dolinę nawet lubię tam, to z powrotem to z reguły istna udręka - trzeba następnym razem pomyśleć o zabraniu roweru. Tymczasem idę na łatwiznę i 3km przed końcem wsiadam w  zatłoczoną kolejkę 🙂 Z parkingu jadę na nocleg w Kościelisku, planując kolejny dzień po stronie słowackiej. 

     

    230801.jpg

    230802.jpg

    230803.jpg

    230804.jpg

    230805.jpg

    230806.jpg

    230807.jpg

    230808.jpg

    230809.jpg


    Dzień 2...Jak zwykle, mimo, że wstaję dość wcześnie to zbieram się zbyt długo, jakieś przerwy na kawę i jedzenie, nie wiem po co 😛 chyba koło 10 jestem na Słowacji, na parkingu w Smokowcu. Cel - Polski Grzebień i Mała Wysoka. Droga do Śląskiego Domu bez historii, dużo lasu 🙂 Im bliżej schroniska tym widoki coraz ładniejsze a otoczenie Chaty na prawdę daje radość z patrzenia. Szlak dalej też fajny, najpierw w miarę płasko, potem trochę podejścia, potem znów płasko i znów podejście, nie czuje się jakoś bardzo tych różnic wysokości. W końcu widać przełęcz, na którą zmierzam trochę sypko trochę łańcuchów i jestem. Odpoczynek przed atakiem szczytowym 🙂 i po 30-40 minutach z Polskiego Grzebienia wchodzę na Małą Wysoką - kolejne marzenie spełnione 🙂 Na szczycie siedzę dłużej i podziwiam widoki, czy to w stronę Gerlacha czy w każdą inną, wszędzie ładnie. Po zejściu na przełęcz schodzę nawet po schodkach w stronę Rohatki, ale jak zobaczylem jak wygląda ten szlak to coś mi się w głowie przyblokowało...jakoś tak mało stabilne to wyglądało 😛 Porzuciłem więc myśli o Rohatce i Zbójnickiej Chacie, zresztą chyba za póżno wróciłbym na parking, wróciłem więc po własnych śladach, znałem już w końcu tę trasę wiedziałem, że w te 2-2,5h będę z powrotem. W Smokowcu jestem koło 17, optymalna godzina, żeby wrócić na spokojnie do Krakowa po dwóch dniach intensywnego chodzenia. Co tu dużo mówić, bardzo udany wyjazd, pogoda znów dopisała (to dziwne, że większość moich urlopów rozpieszczało pogodą, oby w przyszłym roku się to nie zemściło :P), pozytywna energia też była obecna, fajnie 🙂
     

    230810.jpg

    230810a.JPG

    230811.jpg

    230812.jpg

    230813.jpg

    230814.jpg

    230815.jpg

    230816.jpg

    230817.jpg

    230818.jpg

    230820.jpg

    • Lubię to ! 10
  5. 5 minut temu, Fibi napisał:

    Na Jagnięcym, oprócz tego, że na niego nie weszłam

    Będzie jeszcze okazja, na pewno 🙂 

    5 minut temu, Fibi napisał:

    największym rozczarowaniem było to, że nie spotkaliśmy żadnej kozicy na szlaku

    W sumie tylko ten jeden raz przy zejściu z Jagnięcego się pojawiły, no i miesiąc wcześniej w drodze na Małą Wysoką.
     

    7 minut temu, Fibi napisał:

    Czy tylko ja nie widzę ostatnich zdjęć?

    Parę razy edytowałem post bo albo się zdjęcia rozjeżdżały albo załadowały x2 😛 Może teraz widać wszystkie.

  6. Jak co roku we wrześniu wziąłem dłuższy urlop i nie mogłem sobie wyobrazić, żeby chociaż jego części nie spędzić w ukochanych Tatrach 🙂 Polska strona, przynajmniej ta znakowana szlakami. już prawie cała schodzona więc naturalnie coraz częściej kieruję się w najwyższe góry u naszych południowych sąsiadów, Na dłużej na Słowacji byłem tylko raz, 3 lata temu, 2 lata temu przeszkodziła kontuzja, w zeszłym roku pogoda...jednodniowe epizody były, ale cały czas była ochota na więcej. Już w czerwcu, w ciemno, zamówiłem nocleg w Novej Lesnej, pozostało tylko czekać i liczyć na dobre warunki bo chęci i siły jak zawsze były 🙂

    Dzień 1

    Wyjazd z Krakowa, na Słowacji jestem dopiero koło godziny 10, ale dzień zapowiadał się ładnie, nic tylko korzystać 🙂 Plan był taki, żeby pójść nad Zielony Staw i potem wyżej. Parking Biała Woda cały zapchany i już zastanawiałem się, co wymyślić w zastępstwie, kiedy okazało się, że nieco dalej są kolejne miejsca parkingowe - cóż, nie znam tak dokładnie Słowacji, uznałem, że pewne rozwiązania wyjdą w praniu. 

    Nad Zielonym Stawem byłem już 3 lata temu, ot, taka spokojna wycieczka w średniej pogodzie. Tym razem było dużo lepiej, chmur niewiele, ludzi też nie za dużo, droga przez las bardzo przyjemna, kiedy chodzę sam, tempo dostosowuję do otoczenia i widoków, w pierwszym etapie wycieczki widać było głównie drzewa więc przyspieszyłem kroku, na spokojną wędrówkę przyjdzie jeszcze czas 🙂 W końcu zrobiło się bardziej widokowo a po dotarciu nad staw nie mogłem oderwać wzroku od pięknych krajobrazów charakterystycznych dla jego otoczenia 🙂 Słońce świeciło mocno więc tylko część widoków udało się uwiecznić na zdjęciach.

    Po dłuższej przerwie, ruszyłem w kierunku głównego celu mojej wycieczki a mianowicie Jagnięcego Szczytu. Zdecydowanie wolniej niż wcześniej, w końcu zaraz za schroniskiem szybko zaczęło robić się pod górę, początkowo dość niewygodny szlak (szczególnie przy zejściu), potem już lepiej, po kamiennej ścieżce. Czas miałem dobry, pozwoliłem sobie więc na jedną przerwę gdzieś w połowie, nim teren zrobił się trochę bardziej sypki, potem pojawił się krótki odcinek z łańcuchami, dalej też ręce się przydały przy pokonywaniu kolejnych metrów pod górę, ciekawie, ale nie jakoś ciężko 🙂 krajobraz cały czas się zmieniał, to była moja pierwsza wizyta w tych rejonach, nie wiedziałem, w którą stronę patrzeć bo w każdą było ładnie 🙂 w końcu na horyzoncie pojawiły się też Tatry Bielskie, które lepiej tego dnia prezentowały się z podejścia niż z samego szczytu, pojawiły się bowiem chmury, które trochę przysłoniły widoczność. No ale nie ma co narzekać, zdecydowana większość dnia upłynęła pod znakiem dobrej pogody, droga w dół poszła więc sprawnie, zawsze lepiej się wraca w dobrym nastroju i w poczuciu dobrze spędzonego czasu. Trafiły się nawet kozice 🙂 Od stawu szybki powrót na parking, jak wszystko idzie dobrze i jest optymalny nastrój to te ostatnie kilometry zbiegam, może nie jakoś turbo szybko, ale na tyle dynamicznie, żeby nie zanudzić się ostatnimi kilometrami i jakoś urozmaicić trasę. Na parkingu jestem przed 18, jadę ogarnąć nocleg i można śmiało planować kolejny dzień 🙂

     

    230901.JPG

    230902.jpg

    230902a.JPG

    230902a1.JPG

    230903.JPG

    230903b2.JPG

    230903b3.JPG

    230903b4.JPG

    230904.JPG

    230905.JPG


    Dzień 2

    Pierwotny plan na wtorek zakładał odwiedzenie Czerwonej Ławki, jednak jakoś w trakcie tak wyszło, że nie chciało mi się robić kolejnych 23 km, jak dnia poprzedniego...a że w górach działam według podpowiedzi własnego ciała i głowy to dużo lepiej brzmiało dla mnie wejście  tego dnia na Sławkowski Szczyt., który według map zamyka się w ok 15 km w obie strony. Przyznam, że nie czytam dużo o szlakach, które mam zamiar odwiedzić, nie oglądam przesadnej liczby zdjęć, nowych miejsc chcę doświadczać po swojemu, nie dało się jednak uniknąć opinii o Sławkowskim, że to szlak nudny, mozolny, nic tylko odbębnić i tyle. Cóż, ilu ludzi, tyle opinii, założyłem, że trafiłem na te nieprzychylne a wcale tak być nie musi więc trzeba sprawdzić na własnej skórze 🙂 I przyznam szczerze, że bardzo mi się podobało. Mocno pod górę, prawda, w końcu do pokonania było jakieś 1400 m przewyższenia, ale droga szła sprawnie, bez mowy o nudzie. Większe zachmurzenie niż dzień wcześniej, chmury przysłaniały część widoków, szczególnie w stronę Łomnicy, ale miało to swój klimat, poza tym dzięki temu że słońce nie grzało, szło się bardzo przyjemnie bez potrzeby robienia dłuższych przerw. W okolicy szczytu pozwoliłem sobie na godzinkę przerwy, następnie wróciłem po własnych śladach do Smokowca.

     

    230905a.JPG

    230906.JPG

    230907.JPG

    230908.JPG

    230909.JPG

    230910.JPG

     

    Dzień 3

    Według prognoz ostatni dzień dobrej pogody w tym tygodniu, trzeba więc pójść na wspomnianą wcześniej Czerwoną Ławkę. Pogoda elegancka, ciepło, bezchmurne niebo, po raz kolejny wsiadam więc w pociąg do Smokowca i wchodzę na szlak. Najpierw Hrebienok, potem Chata Zamkovskiego, im bliżej Chaty Teryho tym coraz tłoczniej, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie. Kolejny dzień pokonywania sporego przewyższenia, jednak nie odczułem zupełnie tego 1000m dzielącego Smokowiec i schronisko. Sama Chata położona jest w przepięknej okolicy, jeszcze nigdy nie byłem tak blisko Łomnicy czy Lodowego Szzytu, pięknie, no i te stawy...muszę kiedyś spędzić więcej czasu w Dolinie, tym razem trzeba jednak było iść dalej. w sumie i dobrze bo ze szlaku na Czerwoną Ławkę rozpościerał się jeszcze lepszy widok na okolicę schroniska. Przez chwilę myślałem jeszcze o Lodowej Przełęczy, uznałem jednak, że nie ma co przesadzać, zresztą musi być jakiś pretekst, żeby wrócić w przyszłości w te rejony 🙂 Sama droga po łańcuchach na Czerwoną Ławkę przyjemna, w końcu jakieś urozmaicenie, ale bez jakiegoś przypływu adrenaliny, chyba już przywykłem do takich podejść 🙂 Trochę poniżej przełęczy dłuższy odpoczynek i trzeba wracać...najpierw spokojnie do Zbójnickiej Chaty, potem szybciej do Smokowca (chciałem zdążyć na pociąg :D). I koniec słowackich spacerów...cały kolejny dzień mocno lało, pochodziłem więc po Popradzie, Smokowcu, dookoła Szczyrbskiego Jeziora, ostatniego dnia odpuściłem słowacką stronę i zrobiłem szybką pętelkę z Siwej Polany przez Dolinę Małej Łąki, aczkolwiek i tego dnia pogoda nie rozpieszczała - co nie zmienia faktu, że cały wyjazd oceniam bardzo pozytywnie. Pogoda dopisała, same nowe szlaki, głowa wyczyszczona na maksa - za rok wracam koniecznie na dłuższy wyjazd! 
     

    230911.JPG

    230912.JPG

    230913.JPG

    230914.JPG

    230915.JPG

    230916.JPG

    230917.JPG

    230918.JPG

    230919.JPG

    • Lubię to ! 8
  7. W tym roku zauroczyłem się Pieninami ?

    W czerwcu z parkingu w Sromowcach Niżnych pojechałem rowerem do Niedzicy, objechałem Jezioro Czorsztyńskie i z Czorsztyna z powrotem na parking. Pogoda dopisała ?

    Pod koniec lipca wybrałem się na Trzy Korony, tym razem aura nie była zbyt łaskawa, lał deszcz, widoki średnie.. Obiecałem sobie, że wkrótce wrócę i zrobię jakąś ładną trasę.

    Wczoraj udało się wykonać plan, Trzy Korony i Sokolica przy bezbłędnej pogodzie ? Mam nadzieję, że w tym roku uda się jeszcze chociaż jedna wycieczka w te rejony, na pewno będzie przyjemnie ? 





     

    1.jpg

    2.jpg

    3.jpg

    4.jpg

    5.jpg

    6.jpg

    DSC00020.jpg

    DSC00034.jpg

    DSC00064.jpg

    DSC00068.jpg

    DSC00069.jpg

    DSC00078.jpg

    DSC00086.jpg

    DSC00709.jpg

    DSC00718.jpg

    DSC01376.JPG

    DSC01388.JPG

    DSC01391.JPG

    DSC01409.JPG

    DSC01419.JPG

    DSC01443.JPG

    DSC01458.JPG

    DSC01461.JPG

    DSC01470.JPG

    DSC01477.JPG

    DSC01485.JPG

    DSC01486.JPG

    • Lubię to ! 6
  8. Ostatnio szukając pomysłu na szybkie wyjście w góry po pracy przyszła mi na myśl Babia...Na parkingu byłem koło 19, w miarę szybkim tempem niebieskim szlakiem, potem mozolne podejście żółtym...20.30 na szczycie, wiało niemiłosiernie, prawie nie dało się ustać, wiem, że wiatr na Babiej to nic dziwnego, chociaż kilka wcześniejszych wejść było w dużo lepszej pogodzie ? ale zdecydowanie było warto. Widoki piękne, zdjęcia oczywiście tego nie oddadzą. 21.40 na dole, można wracać do Krakowa ? fajny pomysł na wieczór, polecam ? 

     

    DSC00818.jpg

    DSC00819.jpg

    DSC00822.jpg

    DSC00829.jpg

    DSC00834.jpg

    DSC00839.jpg

    DSC00845.jpg

    • Lubię to ! 9
  9. 21 godzin temu, Jędrek napisał:

    Mają jakieś stałe liczby miejsc na glebie, czy po prostu ile się zmieści? 

     

    Wydaje mi się, że nie, ludzie spotkani w schronisku wspominali, że bywały takie sytuacje, że turyści spali przed schroniskiem z powodu braku miejsc w środku.
     

    21 godzin temu, Jędrek napisał:

    Ile płaciliście? 

    50 zł za osobę. Nastawialiśmy się na jakieś 2-3 dychy za kawałek podłogi (szczególnie, ze w Chochołowskiej za łóżko 60 zł) no ale widać inflacja dotarła nawet do Pięciu Stawów ? 

  10. 14 minut temu, Jędrek napisał:

    Zdaje się że niedługo będzie (lub już jest) nowa.  Oby tylko nie była to jakaś potężna konstrukcja lecz coś lekkiego, podobnego do starej. ?

     Ta stara wcale nie była taka zła, szło się całkiem ok albo po prostu nie myślałem, że coś może się urwać ? no i nie patrzyłem w dół ? trochę gorzej było nieco dalej, gdzie po kilku klamerkach musiałem osunąć się po skale na brzuchu jakieś 2m, żeby chwycić się okolicznego łańcucha ? przy remoncie przydałoby się wstawić parę sztuk dodatkowego żelastwa.

    14 minut temu, Jędrek napisał:

    Gdzie wam wypadła gleba w Piątce? Moi koledzy parę lat temu wylądowali w okolicach toalet i słabo to wspominali. Ciągle ktoś po nich deptał w nocy  ?

    Najpierw celowaliśmy w główną salę, ale tam było tak tłoczno i duszno, że to byłoby samobójstwo ? stanęło na wejściu do tego mniejszego punktu na wprost wejścia, gdzie leją piwo i inne napoje. Optymalna temperatura, nikt nie chodził po głowie, krótką noc przespałem zaskakująco smacznie ? 

    • Lubię to ! 1
  11. W tym roku sporą część urlopu zaplanowałem na czerwiec i lipiec a gdzie spędzać ciepłe dni wolne od pracy? No jasne, że w górach ? Pierwszy wyjazd ze znajomymi zakończył się wizytą na Wołowcu, Giewoncie, Dolinie Gąsienicowej i Pięciu Stawach - niby nic nowego, ale w dobrym towarzystwie każda trasa dobra. Potem ruszyłem w Tatry samotnie, wszedłem na Kościelec i zrobiłem trasę Nosal - Kiry przez Kasprowy i Czerwone Wierchy. Jednak największe nadzieje pokładałem w trzecim wyjeździe, który zaplanowałem na początek lipca razem z kuzynem, z którym wakacyjne wędrówki po Tatrach to już tradycja ? 


    W zeszłym roku poszliśmy m.in. z Zawratu na Świnicę i na Granaty, w trakcie wyjazdu pojawił się temat noclegów w schroniskach na kolejnej wyprawie,  ja nie byłem w 100% przekonany do tego rozwiązania (przynajmniej nie przez cały wyjazd), coś tam wspominaliśmy o Orlej Perci no ale ciężko cokolwiek planować rok przed ? 


    Rok minął szybko, kolejna wycieczka zbliżała się wielkimi krokami, trzeba było zacząć planować. Znaleźliśmy kompromis w kwestii noclegu - jedziemy na 5 dni, pierwszego dnia nocujemy na Polanie Chochołowskiej, środa i czwartek chodzimy po Tatrach Zachodnich, potem 3 noclegi w Zakopanem z założeniem, że przenocujemy w Pięciu Stawach z piątku na sobotę, jeśli będzie taka możliwość, dopiszą siły i pogoda ? To ostatnie było najmniej pewne - jeszcze kilka dni przed wyprawą prognozowano codzienne burze, cóż, najwyżej będziemy wcześnie wstawać i zmieniać plany w zależności od warunków, zobaczymy ?

    Finalnie wyglądało to tak:

    Dzień 1.

    Wyjeżdżamy z Krakowa, na Siwej Polanie jesteśmy jakoś przed 9, w schronisku przed 11, meldujemy się, zostawiamy część rzeczy i ruszamy na właściwy szlak. Pogoda super, trochę chmur jest, ale nie wyglądają groźnie. Idziemy na Grzesia, potem Rakoń i Wołowiec. Tempo nie jest jakieś zawrotne, ale i tak uznaliśmy, że jak skończymy na Wołowcu i zejdziemy do schroniska to będzie wystarczające na rozruch, przed nami w końcu jeszcze kilka dni wycieczek. Z tyłu głowy była też ta prognozowana burza, ale niebo wyglądało tak dobrze, że postanowiliśmy pójść w stronę Rohaczy. Na Ostrego weszliśmy dość szybko, pozwoliliśmy więc sobie na dłuższą przerwę. Na szczycie spotkaliśmy dosłownie jedną osobę, zresztą na wcześniejszych górach też nie było tłoku, chyba prognozy skutecznie zniechęciły ludzi do dłuższych wycieczek. Po przerwie zdecydowaliśmy, że wracamy, dotarcie na Płaczliwego i powrót do schroniska byłyby zbyt czasochłonne, chcieliśmy wrócić przy dobrej pogodzie, nikomu nie uśmiechało się wyciągać kurtek przeciwdeszczowych już pierwszego dnia.  Spokojnym krokiem wróciliśmy więc na Wołowiec i stamtąd już bezpośrednio na Polanę. Można powiedzieć, że czasowo wyszło idealnie, około 20 byliśmy przy schronisku i właśnie wtedy zaczęło padać ? spaliśmy w pokoju 14-osobowym, ale łóżek zajętych była połowa, cisza, spokój, generalnie bardzo przyjemnie ? Jeśli tak ma wyglądać nocowanie w tym schronisku w tygodniu to następnym razem odpuszczam długi dojazd z Krakowa i wątpliwie przyjemny spacer doliną po to, żeby dopiero po paru godzinach od pobudki ruszyć na szlak gdzieś wyżej, lepiej od razu zacząć właściwą wycieczkę ? Przy kojącym dźwięku deszczu zasnęliśmy już przed 22, kolejny dzień zapowiadał się deszczowy, doba hotelowa do 10 więc był czas na odespanie ? 


    DSC00267.thumb.jpg.5d1d76c02e85116c1b39860ef6a00a47.jpg

    DSC00260.thumb.jpg.450b42804c8e7e68a3f47be9f0c1384f.jpg

    DSC00253.thumb.jpg.4f2c46d21d8453e9a804ba546e6df429.jpg

    DSC00249.thumb.jpg.1513231cc2079a3d7cc3f0dd98ca0bf7.jpg

    DSC00245.thumb.jpg.85225ebd73758db8d05a1a89a5eb5d61.jpg
     

    Dzień 2.

    Po 10h mocnego snu (wyspałem się jak nigdy) spakowaliśmy manatki i w związku z ciągłym deszczem po prostu wróciliśmy na parking na Siwej Polanie. Na szczęście mocniej padało tylko kilkanaście minut, większość drogi upłynęła przy lekkim deszczu, nawet przyjemnie, trzeba przyznać, że Polana Chochołowska w taką pogodę też ma swój klimat ? Po powrocie do Zakopanego zrobiliśmy zakupy, coś zjedliśmy i pojechaliśmy na działkę do moich rodizców połozoną w Beskidzie Wyspowym. Był nawet plan, żeby wejść na jakąs górkę w okolicy tam już nie padało, ale uznaliśmy ostatecznie, że przed nami dwa dość intensywne dni, więc porzuciliśmy ten plan, dzień spędzając na odpoczynku. Wieczorem powrót do Zakopanego, meldujemy się na kwaterze i planujemy kolejny dzień.


    IMG20230706095515.thumb.jpg.1fb831ee66842eac0dc70c6e46a0b122.jpg

    IMG20230706095624.thumb.jpg.6933ddfba164d2969fd3027df409b213.jpg
     

    Dzień 3.

    Dobra, czas zrealizować główny plan wyjazdu ? Tak jak pisałem wcześniej, rok temu uznaliśmy, że trzeba w końcu ruszyć na Orlą Perć i najbliższe dwa dni miały być do tego idealne, brak deszczowych i burzowych prognoz, dużo pozytywnej energii z naszej strony, nic, tylko działać. W piątek rano wyszliśmy więc z kwatery z pełnymi plecakami na wypadek noclegu w Pięciu Stawach i ruszyliśmy w stronę Kuźnic, stamtąd do Murowańca i nad Czarny Staw Gąsienicowy. Na pierwszym etapie trochę martwił ten plecak - z reguły chodzę po górach wyposażony w totalne minimum a tutaj manatki ważyły dość sporo, plecy mocno to odczuwały a to było względnie na prostym, potem miało być przecież trudniej. Z Czarnego Stawu na Granaty weszliśmy ekspresowo, plecak już tak nie ciążył, na szczycie dłuższa przerwa i ruszamy czerwonym szlakiem w stronę Przełęczy Krzyżne ? Szlaku ze szczegółami opisywać nie będę, kto był ten wie a kto nie był a planuje to niech idzie czym prędzej ? Sporą część trasy towarzyszyła mi podwyższona adrenalina, szczególnie w miejscach, gdzie ekspozycja była spora, gdzie pod nogami rozpościerała się przepaść i trzeba było mocno się pilnować, żeby nie poznać jej z bliska ? może tych miejsc na trasie Granaty-Krzyżne nie było aż tak dużo, ale było to moje pierwsze poważne zetknięcie z Orlą Percią (zrobione rok wcześniej Granaty postrzegam jako dość przyjemną wycieczkę) więc może moje odczucia były przesadzone, tak czy inaczej z podobną trasą w polskich Tatrach się nie zetknąłem i było to świetne doświadczenie. I to uczcuie, gdy dotarłem do Przełęczy, ten przypływ szczęścia, duma z siebie, miałem już coś takiego m.in. na Przełęczy Pod Chłopkiem, przy pierwszym wejściu na Świnicę czy Krywań, coś pięknego, dla takich chwil warto chodzić po górach ? Jeszcze parę lat temu posrzegaem Orlą jako coś nierealnego, niedostępnego a tutaj proszę, jedno z górskich marzeń właśnie się spełnia ? Po przerwie pozostało tylko zejść do Pięciu Stawów, jakoś nie przepadam za tym szlakiem do zejścia no ale nie było wyjścia. W Piątce byliśmy przed 20, jak się okazało, nocleg na glebie był dostępny bez problemu, zjedliśmy więc coś, wypiliśmy zwycięskie piwo i koło 23 udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Dzień pełen wrażeń, zdecydowanie udany ?

    DSC00351.jpg

    DSC00491.thumb.jpg.f413682bf5a23cb43d73c705babf4f89.jpg

    DSC00482.thumb.jpg.e95e1dd337dfa7a8f8d51f6e6f0799ee.jpg

    DSC00472.thumb.jpg.3ef73a21583363faa82da9a3d5cf188d.jpg

     

     

     

    DSC00454.thumb.jpg.feb1f5f3e98165a719cd3d9e91e89745.jpg

    DSC00394.jpg


    DSC00426.thumb.jpg.cc6cfb40f8c794185b07f9b5834b8730.jpg

    DSC00424.thumb.jpg.15a7bfb07963a8afce34036cef18dbb9.jpg

    DSC00416.thumb.jpg.b4500ebe7a3a3b4b4ce46a87df938875.jpg


     

     Dzień 4.

    Wstajemy o 6. Już koło 3 albo 4 spora część śpiących koło nas poderwała się do działania, my jednak potrzebowaliśmy jeszcze tych 2 godzin snu. Mamy cały dzień, pogoda znów ma dopisać, nie ma co się spieszyć. Koło 7 opuszczamy schronisko i kierujemy się w stronę Zawratu. Pierwotny plan, chociaż od razu z założenia dość elastyczny, zakładał jeden fragment Orlej Perci podczas wyjazdu, no ale skoro dzień wcześniej poszło całkiem fajnie, to może spróbujmy pójść o krok dalej. Co prawda na Zawrat szło się dość ospale, tak nam się przynajmniej wydawało, ale na Przełęczy byliśmy w czasie przewidzianym na mapach więc uznaliśmy, że nie ma przeciwwskazań, żeby nie spróbować pójść na Kozi Wierch. I o ile na Krzyżne tych trudności na szlaku nie było aż tak dużo, tak tego dnia były praktycznie co chwilę. Może znów takie moje wrażenie z pierwszego przejścia Orlą na tym odcinku, ale na pewno było dużo trudniej niż dzień wcześniej. Znów adrenalina na podwyższonym poziomie, 2,5h mocnych wrażeń, łańcuchy, klamry, przepaście, słynna drabinka, która nie taka straszna, jak ją opisują ? Momentami lekko nerwowo, gdy nie wiedziałem, gdzie postawić nogi na zejściach lub gdy resztki śniegu utrudniały przejście, ale z perspektywy czasu było to świetne doświadczenie, które, mimo trudności, zdecydowanie powtórzę, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja., może wtedy pójdzie nieco sprawniej ? Na Kozim przerwa i schodzimy do Pięciu Stawów, trochę szkoda, że nie zostawiliśmy części rzeczy w schronisku, na pewno byłoby łatwiej, ale nie byliśmy pewni jak się potoczy nasza trasa. I trochę szkoda, że nie poszliśmy jeszcze o krok dalej i nie przeszliśmy z Koziego na Granaty, żeby domknąć Orlą Perć, ale uznaliśmy, że wystarczy wrażeń na dziś, w końcu za rok znów jedziemy, wiadomo, gdzie pójdziemy ?

    DSC00523.thumb.jpg.6ad25bc251b406d98f24edeade5cdc82.jpg

    DSC00606.thumb.jpg.edc6f6cfdeaa70a78416daec921fb001.jpg

    DSC00527.jpg

    DSC00588.thumb.jpg.8f20d18c44e775fd2d9c59689848a01f.jpg

    DSC00586.thumb.jpg.b7fce853abeef48a2110c95dcc714b15.jpg

    DSC00572.thumb.jpg.62e1941c7158eb66a3915e559ac1538e.jpg

    DSC00562.thumb.jpg.e39e483e822b9a16e9f0d07b7b9c8f9e.jpg

    DSC00561.thumb.jpg.ada383409e0402b9a294486372d96bd8.jpg

    DSC00539.thumb.jpg.287222bdd89eb94a3d95deceb17b4853.jpg

     

    Dzień 5.

    Tego dnia znów zahaczyliśmy o Beskid Wyspowy, przy pięknej pogodzie wchodząc na górkę zwaną Ćwilin ? delikatne zakończenie bardzo udanego wyjazdu. Co tu pisać, pogoda dopisała, towarzystwo również, były nowe szlaki, nowe doświadczenia, dużo pozytywnej energii i totalny reset od zmartwień dnia codziennego. Piękny urlop, jeśli kolejne będą chociaż w połowie tak udane jak ten to nie martwię się o efekt ? 

     


    Zdjęcia się trochę posypały z chronologią, ale do konkretnych dni wyjazdu przypisane dobrze ? 

    DSC00493.jpg

    DSC00277.jpg

    DSC00523.jpg

    • Lubię to ! 10
  12. Kolejny urlop i znów te góry...znudzi ci się kiedyś? - pytają - odpowiadam - nie sądzę ? 

    Chociaż ciągnie do robienia nowych rzeczy to trzeba jeszcze zaczekać, słowacka strona i Tatry Wysokie niedostępne o tej porze roku, przynajmniej dla mnie, majowo-czerwcowe wolne od pracy upłynęło więc pod znakiem dobrze znanych mi miejsc, można się śmiać, że znów to samo, ale powtórzę - znudzi ci się kiedyś? - nie sądzę ?


    To był dość spontaniczny tydzień, pierwotny plan zakładał wyjazd ze znajomymi w piątek, powrót w niedzielę. Tydzień wcześniej sprawdziłem jednak pogodę i na szybko zdecydowałem, że zajrzę w góry także w poniedziałek. Wybór padł na oklepaną co prawda, ale zawsze piękną trasę z Siwej Polany na Polanę Chochołowską a następnie niezawodne trio czyli Grześ - Rakoń - Wołowiec.  Jeśli dobrze pamiętam to tylko raz byłem w tych rejonach w podobnym okresie, wypadało więc odświeżyć wspomnienia z tego pięknego widokowo czasu, kiedy zima jeszcze nie do końca odpuszcza, ale jest na tyle bezpiecznie, że można śmiało wędrować bez brodzenia w śniegu.

    U mnie to już chyba standard, że odcinek na Polanę Chochołowską przebiegam, potem w zależności od tego, co planuję, na Wołowiec idę szybciej lub wolniej. Tym razem nigdzie mi się nie spieszyło więc spokojnym krokiem ruszyłem do celu. Prognozy zapowiadały lekki deszcz, tak naprawdę tylko na Rakoniu lekko pokropiło, reszta wycieczki upłynęła pod znakiem bardzo przyjemnej pogody. Jeśli chodzi o śnieg to dwa śnieżne fragmenty w podejściu na Wołowiec to było wszystko, bardzo dobre warunki, biorąc pod uwagę, że okoliczne szczyty jeszcze przez jakiś czas na pewno śniegu się nie pozbędą. Po dotarciu na Wołowiec zszedłem kilkadziesiąt metrów w dół w stronę Jarząbczego Wierchu, skąd rozciąga się przepiękny widok na Tatry Zachodnie. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, by ruszyć dalej i wrócić przez Kończysty, jednak uznałem, że na ten moment wystarczy, nie wiedziałem, co będę robił w weekend, poza tym za 2 tygodnie planuję zdecydowanie dłuższą trasę, obejmującą właśnie Jarząbczy, Kończysty i dalej. Wróciłem więc na Wołowiec, zszedłem spokojnie na Rakoń i chcąc coś urozmaicić, zbiegłem na parking na Siwej Polanie - to bieganie to może za duże słowo, z Rakonia na Grzesia poszło sprawnie, z Grzesia na Chochołowską wolniej bo w sumie to dość wyboisty jak dla mnie teren, ale poszło nienajgorzej - z Rakonia na parking wyszło 1,5h, może być.

    Parę fotek z tego dnia:

     

    230501.jpg

    230502.jpg

    230503.jpg

    230504.jpg

    230505.jpg

    230506.jpg

    230507.jpg

    230508.jpg

    230509.jpg

    230510.jpg

    We wtorek wieczorem odezwała się do mnie przyjaciółka, z którą od jakiegoś czasu planowałem wejście na Giewont. Kierunek może i bardzo komercyjny, ale bardzo chciałbym zachęcić ją do częstszych wycieczek w góry, dotychczas byliśmy w Pięciu Stawach, nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, na Sarniej Skale i nad Czarnym Stawem pod Rysami. Padła propozycja realizacji planu "Giewont", pogoda zapowiadała się bardzo dobrze, no to ok, jadę w Tatry kolejny raz ? 

    Trasę przez Kuźnice i Halę Kondratową zna każdy, więc nie będę pisał o niej zbyt wiele, szliśmy spokojnym krokiem, korzystając z dnia. Wybraliśmy podejście na Kondracką Przełęcz, szlak na Przełęcz pod Kopą Kondracką był jeszcze częściowo zaśnieżony. To podejście mocno wymęczyło przyjaciółkę, więc robiliśmy częste przerwy, sam pamiętam, jak zaczynałem chodzenie po górach, więc oczywiście nie miałem pretensji, zresztą można było dłużej popatrzeć na widoki, cieszyć się chwilą. Do tego wyszło, że jest jakiś problem z wysokością, ekspozycją, przez to bałem się o jej reakcję na pierwsze w życiu łańcuchy, ale dzielnie dała radę. Na górze spędziliśmy jakąś godzinę, muszę przyznać, że mimo, że byłem kilka razy na Giewoncie to widoki z tego dnia to absolutna czołówka widoków ze szczytu Śpiącego Rycerza. Na szczycie było kilka osób, ale kiedy zaczęliśmy schodzić (była godzina 16) byliśmy tylko my i jedna turystka. Super, tłumy to największy minus Giewontu, ale jak się okazuje koniec maja + środek tygodnia + popołudniowa pora = cisza i spokój, nawet przy pięknej pogodzie ? Spokojny klimat wycieczki utrzymał się do końca, na dole byliśmy około 19 i w dobrych nastrojach wróciliśmy do Krakowa.

    Znów foty:

    230514.thumb.jpg.d44bcc449886fd362c8527c46581cd64.jpg

    230513.thumb.jpg.3497eb06e206f0a8da189006e5a01501.jpg

    230512.thumb.jpg.6c1ff2ba1f8dee2af822467849772666.jpg

    230511.thumb.jpg.08b040e7a63e6d1de55e5fe9ad9982c0.jpg

    Na deser planowany wcześniej weekendowy wyjazd ze znajomymi, którzy na urlop w góry przyjechali z Niemiec. Nie ustalaliśmy wcześniej, gdzie pójdziemy, wszystko miało zależeć od pogody. W piątek prognozowano deszcz, więc nasz wybór pad na Halę Gąsienicową - piękną  o każdej porze roku, niezależnie od warunków. Chociaż ambicje były dużo większe, dotarliśmy tylko nad Czarny Staw Gąsienicowy, I choć bardzo chcieliśmy zobaczyć więcej, musieliśmy odpuścić i wrócić do Zakopanego. Nie ma co płakać, kolejny dzień zapowiadał się dużo lepiej widokowo.

    DSC09296.thumb.jpg.ccd45bd7e4f92508e29a075a8d1f1090.jpg

    DSC09305.thumb.JPG.2c31fb22782893eec038e5ddbf49b1a9.JPG

    Wieczorem po burzliwych dyskusjach, gdzie pójść w sobotę, padło na Dolinę Pięciu Stawów - ja proponowałem Czerwone Wierchy, jednak wygrały argumenty koleżanki, która chciała pokazać chłopakowi Siklawę i przynajmniej niższe partie Tatr Wysokich. 

    Na parkingu byliśmy koło 10, oczywiście w związku z sobotą o tej godzinie musieliśmy zaparkować na Łysej Polanie - tam chyba zawsze będzie tłum, bez względu na cenę biletu na parking (75 zł! przesada...). Na szczęście po minięciu Wodogrzmotów i obraniu szlaku przez Dolinę Roztoki, tłum zmalał, można więc było cieszyć się ciszą i piękną pogodą. Mimo że prognozy zapowiadały dużo niższe temperatury niż dzień wcześniej, ten dzień okazał się ciepły i słoneczny. Siklawa jak zwykle zachwyciła, potęga tego wodospadu to coś pięknego. Podejście do Doliny przyjemne, może ze 2 fragmenty ze śniegiem, całkowicie bezpieczne. W Pięciu Stawach mało ludzi, super, właściwie przez te wszystkie dni w górach tłumy zupełnie nie przeszkadzały, myślałem, że będzie gorzej. Pozwoliliśmy sobie na podejście w stronę Koziego Wierchu, ale wyżej było jeszcze sporo śniegu i mimo, że mieliśmy raczki w plecakach, zdecydowaliśmy, że trzeba zawrócić - dotarliśmy może do 1800 m. n. p . m. - cóż, widoki też piękne! Następnie wizyta w schronisku, zjadłem pyszny żurek, po czym zeszliśmy czarnym szlakiem do Doliny Roztoki i dalej na parking. Trochę szkoda tych Czerwonych Wierchów, ale widoki wynagrodziły wszystko.

    DSC09324.thumb.jpg.d0bae86cebf3d66d201774760d93f738.jpg

    DSC09346.thumb.jpg.b5ee16bdf4818735c9276dcaebde6ca9.jpg

    DSC09341.thumb.jpg.ba5b7578f4724a92ec5411cdaf85b11c.jpg

    DSC09331.thumb.jpg.86c7c17b3638bbe4fc42e3429ec542ba.jpg

    DSC09352.thumb.jpg.c7a8d320fd5caf6d3c5662189e58cd54.jpg

    DSC09354.thumb.jpg.a1ce9783d2b351097bcc00a6b4e09ffe.jpg

    DSC09369.thumb.jpg.632a1149902805cdbc24e76bd5675719.jpg

    DSC09376.thumb.jpg.83f0eda0376b06b95b0f29b60f2d6bc6.jpg

    DSC09417.thumb.jpg.24723921949d7910e2eb379903b31219.jpg

    DSC09407.thumb.jpg.0ba61c74d7211cdf62a74f627a0ddb4d.jpg

    DSC09404.thumb.jpg.a56b06bcc6040b4824ba5f8ce4c21175.jpg

    DSC09390.thumb.jpg.42f25f59054054ed05b0aabe21f27f2f.jpg

    DSC09388.thumb.jpg.303aab188415b9f207fd8cbf3254371a.jpg

    DSC09383.thumb.jpg.33ffa16b8c7badc168a52f303ebe6924.jpg

    DSC09423.thumb.jpg.d949196a10f3d394dd3322f1cd6accdd.jpg

    DSC09418.thumb.jpg.920fa1f7d3b2fdc516fad95ef6a7cad3.jpg

    Ogólnie to ten tygodniowy urlop wyszedł naprawdę świetnie, w końcu trafiła się dobra pogoda, widoki o tej porze roku petarda, towarzystwo świetne, oby częściej taka kombinacja ? 

    • Lubię to ! 4
  13. Dnia 21.02.2023 o 21:42, vatra napisał:

    o bardzo przyjemny szlak ?Można iść z Kuźnic aż do Roztoki albo Palenicy.

    Dzisiaj właśnie zrealizowałem ten mój niewygórowany plan ?super się szło w zimowych warunkach, z Psiej Trawki na Gęsią nie szedłem do tej pory, raz dwa się uwinąłem ? nie wiem jak bez śniegu się tamtędy spaceruje, ale z raczkami ekspresowo. Jedynie zejście z Gęsiej i z Rusinowej na Palenicę lekko frustrujące bo dość stromo i śnieg mało ubity, ale jakoś poszło ?

     

     

    DSC08925.jpg

    DSC08935.jpg

    DSC08944.jpg

    DSC08963.jpg

    DSC08964.jpg

    DSC08966.jpg

    DSC08974.jpg

    DSC08989.jpg

    DSC08991.jpg

    DSC08992.jpg

    DSC08997.jpg

    DSC09004.jpg

    DSC09007.jpg

    DSC09015.jpg

    • Lubię to ! 9
  14. 15 lutego zapowiadał się słoneczny dzień w górach, skorzystałem więc z okazji i wybrałem się na pierwszą w tym roku wycieczkę w Tatry. Jako że nie czuję się pewnie w zimowych warunkach i chyba się to w najbliższym czasie nie zmieni, mój wybór padł na Sarnią Skałę oraz Halę Gąsienicową. O 8 na szlaku, w Dolinie Strążyskiej pusto, na Sarniej w sumie też, ale oczywiście im bliżej środka dnia tym więcej rodzin z dziećmi w Dolinie Białego, pod Krokwią, w Kuźnicach...nic dziwnego, pogoda wybitnie dopisała, aż mi się przypomniało kiedy sam ledwo co od ziemi odstawałem i rodzice zabierali mnie na szkolne ferie właśnie w takie niższe partie w okolicy Zakopanego...szło się super przez cały czas (po tym twardym śniegu w raczkach nawet szybciej niż przy odkrytej skale, mam wrażenie), momentami pozwoliłem sobie na spokojny trucht czy to przy zejściu Sarniej w drodze powrotnej z Hali przez Boczań. Na Hali Gąsienicowej byłem już wiele razy, w zimie w sumie jestem co roku, ale zawsze niesamowicie raduje mnie jej widok. Myślałem jeszcze o szybkim wejściu na Nosal, ale uznałem, że trzeba coś zostawić na kolejną wizytę w górach, Nosal - Kopieniec - Gęsia Szyja to mój następny kierunek, niby niewygórowany plan, ale co tam, tak też się fajnie odpoczywa w Tatrach ? 

     

     

    DSC08766.JPG

    DSC08815.JPG

    DSC08821.JPG

    DSC08826.JPG

    DSC08834.JPG

    DSC08839.JPG

    DSC08865.JPG

    DSC08885.JPG

    DSC08888.JPG

    DSC08891.JPG

    DSC08903.JPG

    DSC08914.JPG

    • Lubię to ! 6
  15. 2022 rok powoli zbliża się do końca, Święta za pasem, w Tatrach niekorzystne warunki, kolejne wyjście na szlak w moim przypadku dopiero w przyszłym roku - pomyślałem, że to dobry moment na podsumowania...

    ...do czego i Was zachęcam ? Jak Wam minął ten rok w górach? Jakie plany udało się zrealizować a jakie muszą jeszcze zaczekać? Może jesteście z czegoś szczególnie dumni a może wydarzyło się coś, o czym chcielibyście jak najszybciej zapomnieć? Wszelkie przemyślenia okraszone zdjęciami mile widziane ? A na koniec dajcie znać, jakie plany na przyszły, miejmy nadzieję obfity w atrakcje, rok ?

    Jeśli o mnie chodzi to w tym roku zdecydowanie rzadziej bywałem w górach niż miało to miejsce w 2021 roku, w dużej mierze przez zmianę pracy i mniej dni wolnego. Trudniej więc było trafić z wolnym dniem w dobrą pogodę, nie mówiąc już o dłuższych pobytach. Trochę szkoda, każdy dzień w górach to piękna sprawa, na szczęście nie oznaczało to, że nie wykorzystałem danego mi czasu najlepiej jak umiałem. Zdecydowanie więcej było w tym roku konkretnej treści w tym, co robiłem, w końcu wyszedłem ze strefy komfortu i przeszedłem szlaki, które jeszcze 2-3 lata temu były z pozoru nieosiągalne - chodzi mi tu przede wszystkim o Świnicę przez Zawrat, Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem, Granaty, Rohacze oraz Banówkę z Trzema Kopami - każda z tych tras przyniosła niesamowite emocje i widoki, była kwintesencją tego, co w górach najlepsze. Te wyprawy dały mi pewność siebie i zachęciły do podjęcia kolejnych wyzwań w przyszłym roku. Czego żałuję, poza rzadszymi wizytami w Tatrach? Chyba najbardziej odwołanego w ostatniej chwili wyjazdu na Słowację we wrześniu, w 2022 się nie udało, cóż, spróbuję w 2023...tym razem pogoda nie dopisała, na to wpływu nie mam ? miałem za to wpływ na inne rzeczy, chociażby na moje aktywności biegowe po górach, były fajne epizody, ale wiem, że stać mnie na więcej i w 2023 muszę to udowodnić ? Stąd plan na kolejny rok by więcej po górach pobiegać, poznać lepiej słowacką część Tatr a po polskiej zrobić to, co jeszcze nie zrobione - w szczególności fragmenty Orlej Perci no i może w końcu dotrę na Rysy ?

    A zdjątka takie o:


     

    22051.jpg

    22053.jpg

    22054.jpg

    22074.jpg

    22075.jpg

    22076d.jpg

    22077.jpg

    22077a.jpg

    22078.jpg

    22079.jpg

    22083.jpg

    22085.jpg

    22086.jpg

    22091.jpg

    22092.jpg

    22093.jpg

    22094.jpg

    221001.jpg

    221002a.jpg

    221003a.jpg

    221005.jpg

    221006.jpg

    221007.jpg

    221007a.jpg

    221009.jpg

    221010.jpg

    • Lubię to ! 11
    • Dziękuję 1
  16. Korzystając z okresu stabilnej pogody, w sobotni poranek wyruszyłem na kolejną wycieczkę w Tatry. Po kilku ostatnich wyprawach, podczas których odwiedzałem nowe miejsca, tym razem postanowiłem odświeżyć szlaki, na których nie byłem już jakiś czas. Gdy w poniedziałek zdecydowałem, że jadę w góry, do głowy od razu przyszła mi Dolina Pięciu Stawów i jej okolice - nie było mnie tam rok, kiedy to wracałem tamtędy z wyprawy na Zawrat od strony Hali Gąsienicowej. Pomyślałem więc, że to dobry moment na powrót.

    Zgodnie z planem, o godz. 7 zaparkowałem na Palenicy i żwawo ruszyłem asfaltem w stronę Wodogrzmotów. Było zimno, ale przyjemnie, Po 30 minutach wkroczyłem na zielony szlak wiodący przez Dolinę Roztoki, zastanawiając się, czy te chmury nade mną będą tak wisiały cały dzień czy jednak zrobi się trochę bardziej przejrzyście. Chwilę po 9 byłem już w Pięciu Stawach, przywitał mnie nawet lekki deszcz, jednak niezrażony ruszyłem w stronę Koziego Wierchu. Nieco powyżej doliny pozwoliłem sobie na dłuższą przerwę, podziwiałem widoki, wsłuchiwałem się w ciszę, było pięknie. Gdy ruszyłem dalej, słońce zaczęło nieśmiało wychodzić zza chmur, na szczycie rozpogodziło się całkowicie, co skutkowało świetnym widokiem zarówno w stronę Tatr Wysokich, jak i w kierunku Orlej Perci i dalej. Przy zejściu słońce już dawało na całego, ukazując malowniczość doliny, nie było już tak "ponuro", jak jeszcze parę godzin wcześniej. Czułem się dobrze więc przyszedł czas by wcielić w życie drugą część planu - pójść znów do góry, tym razem na Szpiglasową Przełęcz. Z Koziego widać było w tym rejonie sporo śniegu, jednak jak się okazało leżał on przeważnie poza szlakiem, nie utrudniając wędrówki. Droga po łańcuchach jak zwykle bardzo przyjemna, lubię ten fragment, ale prawdziwą radość odczuwa się po dotarciu na przełęcz, z której rozpościera się kolejny rewelacyjny widok. Tak jak i ze Szpiglasowego Wierchu, którego oczywiście nie omieszkałem przy okazji odwiedzić. Na szczycie i przełęczy mocno wiało, po serii zdjęć i szybkim posiłku zabrałem się więc za zejście. Była 15.30 a w planie było dotrzeć na parking przed zmrokiem - czyli miałem jakieś 2h. Zgodnie z mapami niewykonalne, ale spokojnie ? Po Ceprostradzie schodzi się bardzo sprawnie, godzinę później byłem więc pod schroniskiem nad Morskim Okiem. Zostały "tylko" ostatnie kilometry po asfalcie, teoretycznie najbardziej nużący i najmniej interesujący fragment wycieczki, ale i takim "problemom" da się zaradzić. Słuchawki na uszy i na Palenicę zbiegłem, pokonując te 8 km w nieco ponad 45 min...jestem zadowolony, biorąc pod uwagę, że miałem już w nogach 20 km przez góry. Na parking dotarłem punkt 17.30 - tak jak to było w planach ? Ogólnie rzecz biorąc, wyjazd rewelacja, pogoda dopisała, tyle pięknych panoram jednego dnia...ech, szkoda, że to tylko 1 dzień...mam nadzieję, że uda się jeszcze w tym roku wrócić w góry, zobaczymy ?

     

    DSC08252.jpg

    DSC08273.jpg

    DSC08274.jpg

    DSC08282.jpg

    DSC08304.jpg

    DSC08322.jpg

    DSC08331.jpg

    DSC08352.jpg

    DSC08389.jpg

    DSC08396.jpg

    DSC08408.jpg

    DSC08425.jpg

    DSC08427.jpg

    DSC08436.jpg

    DSC08437.jpg

    DSC08442.jpg

    DSC08447.jpg

    DSC08450.jpg

    DSC08457.jpg

    DSC08468.jpg

    DSC08469.jpg

    DSC08476.jpg

    DSC08481.jpg

    DSC08490.jpg

    DSC08512.jpg

    DSC08518.jpg

    DSC08524.jpg

    • Lubię to ! 7
  17. 23 godziny temu, Krzysiek Zd napisał:

    a w ogóle to jedna z piękniejszych części OPTZ dostarcza sporo emocji i trochę zabawy z żelastwem też jest

    Prawda, na pewno wrócę w przyszłym roku, żeby zrobić trasę razem z Rohaczami, wyrobić opinię, w którą stronę łatwiej mi się te Kopy i Banikov robiło i może pójść jeszcze dalej ? 

  18. Nie będę zaśmiecał forum zakładaniem nowego tematu. gdyż moją kolejną wycieczkę można uznać za uzupełnienie poprzedniej ? Po średnio udanym urlopie i 3 tygodniach intensywnej pracy trafił się dzień wolny z prognozowaną dobrą pogodą, więc trzeba było wykorzystać maksymalnie ten czas. W Tatry Wysokie nie chciałem się pchać i w myśl zasady "jak najczęściej coś nowego" postanowiłem wrócić w słowackie Zachodnie i poznać lepiej okolice Smutnej Doliny. Tym razem poszedłem jednak po rozum do głowy i zaparkowałem po słowackiej stronie, na Parkingu pod Spaloną. Niby nie lubimy asfaltów w górach, ale te pierwsze kilometry bardzo przydały się na rozruch,, ostatnie tygodnie przepełnione pracą plus niedoleczone jeszcze przeziębienie wyłączyły mnie z wszelakiej aktywności górskiej i biegowej. Szło się jednak całkiem nieźle i po godzinie byłem już przy rozejściu szlaków w Smutnej Dolinie skąd ruszyłem w stronę Rohackich Stawów. Na tym pierwszym etapie wycieczki uderzająca była cisza i spokój, które mi towarzyszyły, ludzi praktycznie nie było, niedźwiedzi na szczęście też nie ? Stawy okazały się bardzo przyjemne widokowo, warto było zajrzeć w te rejony. Idąc dalej połączonymi szlakami niebieskim i zielonym spotkałem sporo ludzi, jedną słowacką szkolną wycieczkę, to był zdecydowanie najgłośniejszy punkt programu ?Przy kolejnym rozejściu szlaków skręciłem w zieloną stronę, prowadzącą coraz wyżej i wyżej w kierunku Banikovskiego Sedla. Wzrostu wysokości nie odczułem jakoś szalenie, szło się naprawdę przyjemnie. Gdzieś w połowie drogi pojawiły się większe warstwy zmrożonego śniegu, na szczęście dało się go albo ominąć nie schodząc zbytnio ze szlaku lub po nim przejść, raczki na razie zostały w plecaku. Na przełęczy pojawiły się piękne widoki, wialo jednak niemiłosiernie, dość szybko ruszyłem więc dalej. Podejście na Banikov bez śniegu, ale wciąż z wiatrem, trochę to zaburzało doznania, ale cóż, tak czasem bywa. Ważne, że widoczność idealna, ani jednej chmurki na niebie, z Banikova super widok na Tatry Zachodnie z Rohaczami, w oddali Wysokie, pięknie, żadne zdjęcia tego nie oddadzą ? Dobrze też było widać dalszą trasę mojej wycieczki, ostrą grań pełną sztucznych ułatwień, prowadzącą w stronę Trzech Kop. Rozpisywał się na temat trasy specjalnie nie będę - było bardzo ciekawie, tam, gdzie się dało, szedłem granią, choć w wielu miejscach można ją ominąć wygodną ścieżką, tylko po co ? wszelakie podejścia i zejścia z łańcuchami chłonę jak gąbka, gdzieś tam w głowie jest plan na przyszły rok na Orlą Perć, jej zachodni "odpowiednik" na pewno dobrze było odwiedzić wcześniej, choć utwierdziłem się w przekonaniu, że niespecjalnie lubię po łańcuchach schodzić, szczególnie gdy brak oczywistych stopni do zejścia i trzeba się trochę zastanowić i nagimnastykować. Z kimś, kto podpowie, na pewno łatwiej, więc Orlą, jeśli w końcu zrobię to na pewno nie sam przy pierwszym podejściu. Tak czy siak, po pokonaniu Kop, które zostawiły dużo dobrych wrażeń, pozostało tylko zejście do Smutnej Przełęczy, dość kruche, więc względnie powolne. Zanim ruszyłem na dół, pozwoliłem sobie na dłuższą przerwę na przełęczy z puszką Kofoli. W końcu mogłem odetchnąć na dłużej, przejście czerwonym szlakiem nie było jakieś fizycznie wymagające, psychika też bez uszczerbku, ale wiejący cały czas silny wiatr dawał się mocno we znaki...na dobrą sprawę od przełęczy pod Banikovem aż po Smutną Przełęcz wiało nieprzerwanie, 2,5 godziny z wiatrem to zdecydowanie za dużo. Minął dzień i nie czuję jednak efektów ubocznych tego wiania, także to już teraz tylko wspomnienie. Ze Smutnej Przełęczy pozostało tylko zejście do parkingu, znów poszło sprawnie, godzinka do Tatliakovej Chaty i potem tylko asfalt do parkingu. Na koniec zrealizowałem plan z rana, zbiegłem po tym asfalcie bo warunki ku temu świetne, cały czas w dół. Po 20 minutach z hakiem byłem przy aucie ? Bardzo się cieszę, że zdecydowałem się na wyjazd, mam nadzieję, że w tym roku będzie jeszcze okazja odwiedzić Taterki, choć dzień coraz krótszy to będę wyczekiwał okazji ? Na koniec garść zdjęć, które piękna trasy oczywiście nie oddadzą, ale posłużą jako przypomnienie tego udanego dnia.

     

     

    01.jpg

    02.jpg

    02a.jpg

    02b.jpg

    03.jpg

    04.jpg

    05.jpg

    06.jpg

    07.jpg

    08.jpg

    • Lubię to ! 8
  19. Dnia 28.09.2022 o 12:25, Fibi napisał:

    Ehh, to znowu muszę iść z kimś kto mi rękę poda, albo obejdę bokiem jak @staroń ?

    Jak wchodziłem z kuzynem w sierpniu to przy zejściu była taka para, chłopak z dziewczyną, ona była pierwszy raz w Tatrach i od razu Świnica, dała radę mimo totalnej blokady psychicznej w paru miejscach...to dowód na to, że każdy może, jeśli tylko chce a jak masz już przetarcie na innych wymagających szlakach to myślę, że to czysta formalność ?

    • Lubię to ! 1
  20. 13 godzin temu, Jędrek napisał:

    masz jedno trudniejsze miejsce, tuż pod samym szczytem.

    Ja tę końcówkę zawsze przechodzę bardziej z lewej, z pominięciem tego problematycznego łańcucha ? 
     

    Dnia 25.09.2022 o 09:15, Fibi napisał:

    Wszyscy złażą jakąś dziką ściezką, to i my robimy wycof ze szlaku i za nimi. Dzika ścieżka jest stroma i bardzo krucha, więc trzeba uważać, raz prawie zaliczam glebę, ale jakoś się tam ratuję. Dzika ścieżka nie doprowadza do drogowskazu w Krywańskim żlebie, tylko trochę poniżej- do niebieskiego szlaku.

    Jak schodziłem z Krywania 2 lata temu to podobnie poszedłem, myśląc, że tamtędy biegnie szlak, w trakcie zastanawiałem się, jak to możliwe, że nie pamiętam tego fragmentu z drogi na górę ?

    Jak tak czytam o tym Krywaniu na forum to mam wrażenie, że zdecydowanie częściej trafia się tam gorsza pogoda niż lepsza...wychodzi na to, że jak ja byłem to miałem sporo szczęścia, wrzesień wtedy też nie rozpieszczał a warunki trafiły się petarda ?


     

    20094.JPG

    20095.JPG

    • Lubię to ! 8
×
×
  • Dodaj nową pozycję...