Orawa i Orawiacy.
Orawa i Orawiacy
Osiedlając się na Orawie stwierdziliśmy, iż należy uzupełnić swoją wiedzę na temat historii tej części Orawy, na której mieszkamy. I poczyniliśmy w tym względzie odpowiednie wysiłki. Proces kolonizacji doliny Czarnej Orawy, a więc terenów leżących na północ od dzisiejszego Morza Orawskiego, sztucznego zbiornika zalewowego utworzonego u zbiegu Czarnej i Białej Orawy, rozpoczął się mniej więcej w połowie XVI wieku. Jego animatorami byli ówcześni władcy Zamku Orawskiego i dziedziczni żupani orawscy, rodzina Thurzonów (lata 1556 – 1621). Pierwszym żupanem był Franciszek Turzo, drugim zaś jego syn Jerzy, stronnik Habsburgów na Węgrzech, hrabia Cesarstwa, palatyn Korony Węgier. Krzewił on protestantyzm, wywalczył na sejmie węgierskim w 1608 roku wolność wyznania dla luteranów, ale we własnym dominium wolności wyznania całkiem nie przestrzegał, brutalnie stosując zasadę: cuius regio, eius religio czyli czyja władza, tego religia.
Daty założenia poszczególnych wiosek orawskich można określić jedynie w przybliżeniu posiłkując się rejestrami podatkowymi komitatu orawskiego. I tak wiadomo, iż w 1558 roku istniała już Jabłonka, słusznie uważana po dzień dzisiejszy za stolicę północno-wschodniej Orawy. Czterdzieści lat później Jabłonka liczy już 28 gospodarstw, staje się też ona siedzibą pierwszej parafii Kościoła Ewangelicko – Augsburskiego na tych terenach. Później z parafii tej zostanie wydzielona druga, obejmująca Podwilk, Podszkle, Bukowinę, Harkabuz i Podsarnie.
Podsarnie jako nowo założona wieś, jeszcze pod nazwą „Pod Zrnym” pojawia się w rejestrze podatkowym w roku 1567, a trzydzieści jeden lat później już jako Orawka Średnia ma siedemnaście gospodarstw. W 1619 roku sołtysem jest Melchior Sarna, od nazwiska którego wywodzi się zapewne obecna nazwa wsi.
Pierwsza wzmianka o Harkabuzie datowana jest na rok 1584, zasadźcą i pierwszym sołtysem był Bartłomiej Harkabuz, najprawdopodobniej wysłużony żołnierz Rzeczpospolitej, służący w arkebuzerii.
Osadnicy na północnej Orawie wywodzą się w znacznej części z okolic Jordanowa, Makowa, Suchej i Żywiecczyzny, wcześniej, gdy ta część Orawy należała do Korony była zapewne penetrowana przez pasterzy podhalańskich, musieli, jak to w Karpatach, pojawiać się i Wołosi. Wsie zakładano na prawie wołoskim, przewidującym co najmniej kilkunastoletni okres tzw. wolnizny czyli zwolnienia od wszelkich danin i podatków. Osadników ściągano zatem obietnicami, ale czasem i przemocą. Bardzo często byli zbiegami z wielkich latyfundiów, co pociągało za sobą od czasu do czasu akcje odwetowe, z których najbardziej znana jest wyprawa Mikołaja Komorowskiego w roku 1604, po którym liczba zagród w poszczególnych wsiach istotnie zmalała – np. w Orawce Średniej czyli dzisiejszym Podsarniu z siedemnastu do ośmiu. Komorowscy, hrabiowie Liptowa i Orawy, panowie na Zamku Orawskim z nadania króla Węgier Macieja Korwina utracili swoje dobra po węgierskiej stronie, gdy zmienili swoją orientację polityczną, w zamian za co Rzeczpospolita nagrodziła ich całą Żywiecczyzną.
O świadomości narodowej włościan w tamtych czasach w ogóle nie ma co mówić, głównym wyróżnikiem była gwara, jaka się posługiwali, a dodatkowym wyznawana religia. Bezdyskusyjnym jest, pomijając tezy głoszone przez niektórych Słowaków w celach nacjonalistycznych, iż gwara północnej Orawy była i jest gwarą polską, a dominującym wyznaniem jest katolicyzm.
Podczas ekspansji protestantyzmu wymuszanego siłą przez Thurzonów szkoły parafialne są pod kontrolą pastorów, którzy w piśmie posługują się odmianą języka czeskiego, kazania głoszone są po słowacku. Nawiasem mówiąc język słowacki został skodyfikowany w oparciu o dialekt środkowo – słowacki dopiero w roku 1843, do tej pory pisarze uważający się za Słowaków tworzyli w języku czeskim. W tym czasie katolicyzm chroni mieszkańców Górnej Orawy przed wynaradawianiem. Kres protestantyzmu następuje za panowania Leopolda I Habsburga (1640 – 1705), króla Węgier (1655), króla Czech (1656), arcyksięcia Austrii (1657) i cesarza rzymsko – niemieckiego (1658). Luteranie zostają usunięci z dziesięciu far orawskich, pastorzy luterańscy, pierwotnie skazani na karę śmierci, muszą opuścić Orawę. Powodem tego jest nie tylko to, iż Habsburgowie są katolikami, zasadniczą przyczyną są wystąpienia antyhabsburskie i uczestnictwo w nich pana na Orawie, Stefana Thököly. Podczas powstania antyhabsburskiego na Górnych Węgrzech przeciwko powstaniu opowiada się szesnaście wiosek Górnej Orawy, nagrodą za to są przywileje szlacheckie dla sołtysich rodów Bukowińskich, Moniaków i Wilczków.
W roku 1867 powstają jako państwo Austro-Węgry, w ramach tego państwa Węgry otrzymują szeroką autonomię. Jednym z ówczesnych celów politycznych władz węgierskich była madziaryzacja mniejszości etnicznych poprzez szkołę, urzędy i służbę wojskową. Parafie orawskie należą wówczas do diecezji spiskiej, absolwenci diecezjalnego seminarium duchownego to Węgrzy, Niemcy i Słowacy. Węgrzy i Niemcy trafiają do parafii miejskich, Słowacy do wiejskich. Słowacy wywalczyli sobie prawo do kazań, pieśni, książeczek do modlitwy w języku słowackim. Specyfiką słowackiego ruchu patriotycznego było wówczas dążenie nie tyle do utworzenia własnego państwa, z góry skazane na niepowodzenie lecz powiększenie potencjału narodowego również przez asymilację innych mniejszości narodowych, a więc i słowakizację Polaków. Celuje w tym duchowieństwo słowackie bezbłędnie wykorzystując religijność ludności i autorytet księży. Biorąc pod uwagę strukturę szkolnictwa w szkole ludowej trwa słowakizacja, a na poziomie szkoły średniej i wyższej – madziaryzacja.
W połowie XIX wieku ukazuje się pierwszy, polski tekst o Orawie pióra Ludwika Zejsznera.
Notka biograficzna
Ludwik Zejszner (1805 – 1871), polski geolog, geograf, kartograf i krajoznawca, m.in. kierownik katedry mineralogii na Uniwersytecie Jagiellońskim, badacz Karpat i Gór Świętokrzyskich, autor licznych opracowań etnograficznych.
W swoim opisie Orawy Zejszner podkreśla trudne warunki bytowania ludności, które wpływały znacząco na niski poziom oświaty na Orawie. Zwraca uwagę na problem duchowieństwa: Do podniesienia ludności polskiej przyczyniliby się księża polscy, ale na nieszczęście ci zwyczajnie są Słowakami, więc niezrozumiałym językiem przemawiają do swoich parafian. Tu wspomnieć należy, iż nauczanie, spowiedź, modlitwy, śpiewy i kazania odbywały się po słowacku.
Położenie geopolityczne Orawy sprowadzało na nią nieszczęścia, zwłaszcza w latach 1604 – 1711, jako że to teren bardzo dogodny do działań o charakterze partyzanckim i jednocześnie swoista brama w łańcuchu górskim rozgraniczającym Rzeczpospolitą od Węgier. Część magnatów węgierskich, nastawionych antyhabsbursko szukała wsparcia u Turków. Teren i liczne wojny sprzyjały też rozwojowi typowego procederu rozbójniczego. Orawa szczególnie dotkliwie odczuła przejście przez jej teren wojsk litewsko-tatarskich pod wodzą hetmanów Sapiehy i Ogińskiego podczas odsieczy wiedeńskiej. Są nawet teorie, iż dlatego wojska te spustoszyły Orawę, iż rody Sapiehów i Ogińskich chciały w ten sposób storpedować zamysł osadzenia na tronie węgierskim Jakuba Sobieskiego, syna króla Jana III. Najbardziej skrajne oceny mówią o zmniejszeniu się ludności Orawy nawet o 68 procent w najbardziej gorącym okresie walk i wojen.
Można zadać sobie dość istotne pytanie – na ile na poczucie polskości czy słowackości na Górnej Orawie wpłynęły wydarzenia z okresu II wojny światowej, pamiętane jeszcze bezpośrednio przez co starszych jej mieszkańców i niewątpliwie przekazywane, jak się tu mówi, przez ojców średniemu dziś pokoleniu. 1 września 1939 roku na tereny Orawy i Spisza wkraczają oddziały słowackie towarzyszące armii niemieckiej. 21 listopada tego roku polska Orawa i Spisz zostają formalnie włączone do Republiki Słowackiej księdza Tiso, satelickiego państewka III Rzeszy. Pod słowacką administrację trafia obszar 770 kilometrów kwadratowych zamieszkały przez około 35 tysięcy mieszkańców.
Rząd słowacki uderza w pierwszej kolejności w miejscową strukturę kościelną deportując księży pochodzących spoza tych terenów do Generalnej Guberni lub w głąb Słowacji, wielu księży trafia też do obozów koncentracyjnych. O żarliwym we własnym mniemaniu katolicyzmie doktora teologii i szambelana papieskiego monsignore (z nadania Piusa XII, co budzi po dzień dzisiejszy kontrowersje) Jozefa Tiso już wspominałem – płacił Hitlerowi w reichsmarkach za każdego zamordowanego obywatela słowackiego pochodzenia żydowskiego lub romskiego, a własny kraj organizował według najlepszych wzorów III Rzeszy. 30 października w zdobytej przez hitlerowców powstańczej stolicy Bańskiej Bystrzycy, z okazji zdławienia Słowackiego Powstania Narodowego Tiso odprawił mszę dziękczynną, przy której grał na organach dowodzący likwidacją powstania SS-Obergruppenführer Hermann Höfle. Ksiądz Tiso udekorował go najwyższym słowackim odznaczeniem.
Złotobrunatne myśli Tiso za Wikicytatami: Co się tyczy kwestii żydowskiej, niektórzy zapytują, czy to, co robimy, jest chrześcijańskie i humanitarne. A ja tak zapytam: czy to po chrześcijańsku, że Słowacy chcą się uwolnić od swoich wiecznych wrogów, od Żydów? Miłość bliźniego jest nakazem Bożym. Ta miłość bliźniego narzuca mi obowiązek usuwania wszystkiego, co chce wyrządzać zło mojemu bliźniemu.
Źródło: Karlheinz Deschner, Polityka papieska w XX wieku, t. 2, tłum. Robert Stiller, wyd. Uraeus, Warszawa 2006, str. 23.
Katolicyzm i narodowy socjalizm mają wiele wspólnego i ręka w rękę pracują dla polepszenia świata.
Źródło: Karlheinz Deschner, Polityka papieska w XX wieku, t. 2, tłum. Robert Stiller, wyd. Uraeus, Warszawa 2006, str. 22
Umieram jako męczennik.(…) Oprócz tego umieram jako ten, który bronił cywilizacji chrześcijańskiej przed komunizmem.
Opis: wypowiedź z 17 sierpnia 1947 r.
Ostatnią myśl wygłosił tuż przed śmiercią, schwytany przez Amerykanów został wydany Czechosłowacji, osądzony i stracony. Ale ponieważ stracili go komuniści, to od pewnego czasu niektóre środowiska zabiegają o rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego, co bynajmniej nie jest makabrycznym żartem.
W 61 rocznicę śmierci Tiso arcybiskup Trnavy Jan Sokol odprawił w jego intencji nabożeństwo, podczas którego kazał wystawić słowackie godło państwowe i portret Tiso. Słowacki episkopat nie potępił działań arcybiskupa, a jedynie zdystansował się od sprawy, podkreślając, iż jest to "prywatna inicjatywa" kapłana.
Abp. Jan Sokol nie po raz pierwszy uczcił Tiso, potrafił np. w telewizyjnym wywiadzie nazwać czasy Słowacji ks Tiso okresem dobrobytu. Mówił też: "Wysoce poważam prezydenta Tiso, bo pamiętam go ze swojego dzieciństwa. Byliśmy bardzo biedni, a w czasie jego rządów sytuacja bardzo się poprawiła. Mieliśmy wszystko, czego zapragnęliśmy. Nawet w czasie wojny.” No cóż, w przypadku postępowania obydwu panów widać pewną symetrię, bo podobno w 2007 roku okazało się, iż arcybiskup był świadomym i tajnym współpracownikiem czechosłowackiej bezpieki. Z drugiej strony należy dodać, iż komuna, zwłaszcza ta znad Wołgi wykorzystywała, jak mogła casus księdza Tiso do propagandy skierowanej przeciwko Piusowi XII. Nawiasem mówiąc tocząca się non stop dyskusja o postawie Piusa XII wobec hitleryzmu wypisz wymaluj przypomina naszą polską, niekończącą się dyskusję o powstaniu warszawskim. Na ten temat nie powinienem się właściwie wypowiadać, bo nie byłbym w pełni obiektywny ze względy na geny, które odziedziczyłem i rodzinną tradycję - na pytanie: Ociec, prać? zawsze bym odpowiedział twierdząco.
Cytat o dobrobycie ma pokrycie w faktach, przynajmniej na Górnej Orawie, sytuacja ludności pod rządami Tiso jest o wiele lepsza, niż w Generalnej Guberni, złote polskie są wymieniane na korony po bardzo korzystnym kursie, ułatwia się Orawiakom wyjazdy w te rejony Słowacji, gdzie łatwo znaleźć dobrze płatną pracę, na miejscu organizowane są roboty publiczne (głównie budowa dróg), sklepy są dobrze zaopatrzone w żywność. Ale przyjdzie czas, gdy młodzi Słowacy zostaną wysłani na wschodni front i szybko się dowiedzą, po czemu funt tabaki. Jeszcze trochę, a dowiedzą się wszyscy ci, którzy mieszkają tam, gdzie nie trzeba, co to znaczy pacyfikacja. Wiadomo, jakimi błędami, zamierzonymi lub nie, obarczone są sondaże – niemniej odnotować warto, iż z niektórych sondaży wynika, że co czwarty Słowak dobrze ocenia Tiso.
Po zakończeniu wojny przygraniczne wioski orawskie to teren z gatunku ziemi niczyjej ze wszystkimi ujemnymi tego skutkami. Rośnie też orawska, zła część legendy Józefa Kurasia vel Ognia. Oddział partyzancki musi z czegoś żyć, a jego dowódca, o ile jest człowiekiem przewidującym, stara się aprowizować swoich ludzi poza terenem, z którego się wywodzą, a Ogień wśród swoich żołnierzy raczej nie miał Orawiaków. Inną sprawą jest to, że Ogień był kolejno żołnierzem AK ( z wyrokiem śmierci za dezercję!), potem szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Targu (i ponoć kochankiem pewnej sowieckiej agentki, co mu w tym pomogło), a potem, jak to bywa między bandytami z byłymi kolegami się poróżnił i ich zwalczał. Zbrodni na sumieniu ma sporo, choć jak raz za zbrodnię strzelania do ubeków nie uważam, wręcz przeciwnie.
Gdy sytuacja na polskiej Orawie się ustabilizowała okazało się, iż władze PRL-u nie dbają o jej mieszkańców tak samo, jak władze II Rzeczpospolitej, a poziom życia na słowackiej Orawie był znacznie wyższy. Na początku III Rzeczpospolitej wielu Orawiaków traci pracę, gdyż podupadają np. rabczańskie sanatoria i domy wypoczynkowe, przestaje istnieć kombinat obuwniczy Podhale, a braki w infrastrukturze uniemożliwiają rozwój turystyki. Sytuację poprawiają dopiero unijne fundusze.
Na zdjęciach Zamek Orawski i Podzamcze jesienią.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia