Byliśmy wczoraj na Jagnięcym, w towarzystwie krążącego już helikoptera poszukującego tego człowieka. Też mnie zastanawia, co mu się mogło przytrafić. W sobotę popołudniu, kiedy zaginął, padało, ale jeśli nie pokonało go błoto na podejściu zielonym szlakiem (potwierdzam opinie o tym szlaku - masakra jakaś, jakby był zupełnie nieutrzymywany), to nie bardzo wiem, co go mogło spotkać na trasie, którą planował. No chyba że jakieś omdlenie, zawał, utrata przytomności i człowiek bezwładnie stoczył się gdzieś w zupełnie przypadkowe miejsce.