Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'pogórze kaczawskie' .
-
Pogórze Kaczawskie, nazywane też Krainą Wygasłych Wulkanów, mijaliśmy wiele razy jadąc w Karkonosze, czy Sokoliki. MImo obietnic "że następnym razem się zatrzymamy", do wczoraj były nam zupełnie nieznane. Nasza wycieczka zaczęła się dobrze po 7.00 w stolicy Wielkopolski. Dobra droga i brak ruchu pozwolił nam już po 10.00 podziwiać uroki doliny Kaczawy. Punktem startowym były Organy Wielisławickie i Wielisławka. Oczywiście szukając dojazdu "pozwiedzaliśmy" prywatne podwórka, ale Lokalisi okazali się wyrozumiali i zawsze służyli radą. Okazało się, że pod Organy można dojechać, z czego nie skorzystaliśmy "porzucając" auto gdzieś po drodze. Organy okazały się bardzo ciekawą i urokliwą formacją. Wiele lat temu był tu kamieniołom, ale uroda tego miejsca była doceniana już w XVIII wieku. Ponieważ godzina była wczesna postanowiliśmy wybrać się na spacer wytyczoną wokół Organów ścieżką dydaktyczną. Zachęciła nas persktywa spojrzenia z góry... i w sumie byłoby ok, gdyby nie to, że ścieżka była beznadziejnie oznaczona i szybko znaleźliśmy się na jakim single tracku.... po kwadransie zrobiliśmy odwrót w kierunku samochodu, żeby blisko niego... znaleźć zejście ze ścieżki... podjęliśmy rękawice raz jeszcze, by ... znowu się zgubić... na szczęście było widać jakiś szczyt. Okazało się, że to Wielisławka. W jej otoczeniu są ruiny średniowiecznych grodzisk oraz pozostałości schroniska Willenbergboude. Jest też sporo sztolni (trzeba uważać!), bo wzgórze było obszarem całkiem intensywnej działalności górniczej. Kolejny punkt na naszej drodze był dość zagadkowy bowiem opisywany na mapie jako Brama 1622... przyznam, że spodobała mi się fota owej bramy i była faktycznie imponująca. Na miejscu okazało się, że prowadziła ona do kiedyś pewnie pięknego dworu (pałacu) w Starej Kraśnicy. Znowu zaliczyliśmy wjazd na prywatne podwórko, ale zwiedzanie było ograniczone do zerkania przez wielki płot. Obiekt znajduje się w prywatnych rękach i niestety chyba nie będzie udostępniany. Szkoda, tym bardziej że wygląda na juz mocno nadgryziony zębem czasu . Ruszyliśmy dalej. Tym razem jechaliśmy do Proboszczowa, by ruszyć z niego na szczyt Ostrzycy. Może 500 metrów wysokości nie robi wrażenia, ale jej położenie (samotny stożek) i budowa geologiczna bez wątpienia robi wrażenie. Zostawiliśmy auto na parkingu pod kościołem, z którego jest jakie 2 km do górki, ale jeśli ktoś czasu nie ma, albo pogoda taka sobie, to można podjechać dużo, dużo blizej, bo prawie pod samą Ostrzycę. Idąc z centrum wsi pokibicowaliśmy w lokalnej strefie kibica, ale przed wszystkim oglądaliśmy polne maki rosnące wzdłuż szutrowej drogi. Samo wejście ma Ostrzycę to przemiły spacerek, ale zakończony wspinaczką po bazaltowych schodach wśród niewielkich gołoborzy. Ze szczytu przepiękna panorama sporej części Sudentów i okolicy. Spędzamy z dobre pół godziny na szczycie, ale nasze brzuchy zaczynają się dopominać o obiad. Zanim jedna coś na ząb mam w planie jeszcze jedną atrakcję - zamek Wleń (Lenno). Zamczysko góruje nam miejscowością, która szczególnie szczęścia nie miała w przeszłości, bowiem nawiedzały ją na przemian pożary i powodzie, a także epidemie i kolejne wojny... Co ciekawe dawniej Wleń był znamy z targów gołębi. My wybieramy zielony szlak i mozolnie, kolejny juz raz tego dnia pniemy się do góry, by po kwadransie dotrzeć do ruin. Kupujemy bilet, dostajemy miniprzewodnik i idziemy zwiedzać, widząc oczami wyorbraźni kuchnię, kaplice, ale też coś na kształt ochronki dla dzieci. Idziemy na wieże i znowu podziwiamy panoramę. Teraz jest pięknie, ale coś nam podpowiada, że widowiskowo musi być też jesienią, kiedy okoliczne wzgórza rudzieją... Zamek dobrze się zachował, mimo tego że z uwagi na swoje strategiczne położenie został wysadzony. Na Rynek wracamy żółtym szlakiem. Nie spotykamy na nim nikogo - miasteczko wymarłe... mecz trwa. Plan zrealizowany - jedziemy na obiad do Złotoryji, ktora okazała się bardzo przyjemnym miasteczkiem. O 21.00 meldujemy się w domu. To był nasz kolejny wypad na Dolny Śląsk. Nasza fascynacja tym regionem nieustannie się pogłębia...Plany na kolejny wypad już są. Podczas całej naszej wyprawy towarzyszył nam żółtym szlak, który wiedzie przez niemal cała Krainę Wygasłych Wulkanów.