-
Postów
256 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
27
Typ zawartości
Profile
Forum
Blogi
Wydarzenia
Odpowiedzi opublikowane przez pmwas
-
-
W dniu 19.06.2025 o 09:10, barbie609 moder napisał(a):
a to akurat jest wynikiem zachowania się rowerzystów . Wystarczy pojechać na Słowację tam da się jechać grzecznie rządkiem nie utrudniając ruchu.
Nie chcę generalizować, ale w Polsce rowerzyści po pierwsze nie znają (i nie muszą wykazać się znajomością) przepisów oraz w pewnym momencie uznali, że są uprzywilejowani i zawsze i wszędzie mają pierwszeństwo.
Mnie nawet nie denerwują te ich manewry, gdy jadą trochę jezdnia, trochę ścieżką jak im akurat wygodniej, byle nie ryli się pod samochód w miejscu, gdzie w ogóle nie powinni być.
Tak samo w jednym z sosnowieckich parków. Póki jeżdżą po ścieżkach super, ale jak półmózg z dużą prędkością zjeżdża że ścieżki na plac dla pieszych i mija mnie dosłownie o centymetry to aż się prosi kopnąć w tylne koło, żeby się wy... no wywrócił.
Przeoraszam, to nie hejt, to atawizm
Dodam, że oczywiście tego dnia w parku większość rowerzystów jeździła spokojnie po ścieżkach, ale tych uprzywilejowanych było wystarczająco wielu, by skutecznie uprzykrzyć spacer.
Ciągle rozglądanie się, czy ktoś nie jedzie...
Dawno temu, bo gdy ja jeszcze byłem mały, 2 letnią córkę znajomych zabił na chodniku rowerzysta i ta opowieść rodzinna niestety wryła mi się w pamięć, jestem strasznie cięty na rowerzystów przejezdających szybko po chodnikach obok ludzi - zwłaszcza z dziećmi.
-
2
-
-
Ogólnie - jeśli się nie trafi na totalnie
egzemplarz - to są fajne auta. Nie dobre, fajne.
Ja się nie dziwię, że Patriot (zasadniczo to samo, tylko z cywilizowanym wnętrzem, klimą itp) ma w Rosji swoich fanów.
Nawet Hunterem jeździ się spoko, a Patriotem ponoc znacznie lepiej. Jest nawet taki test na YT, gdzie pan sam przyznaje, że nastawiał się na bekę z paździerza, a to całkiem przyjemne auto...
-
Żona mówi, że mógłbym doktorat o UAZach napisać. Tak myślę...
dr n.
Brzmi dumnie
-
1
-
-
45 minut temu, Fibi napisał(a):
A co to znaczy że wyekwipowani jak na Everest? Bo to, że mieli raki to chyba mało, żeby przyrównać do Everestu, przecież to zimą podstawowy sprzęt.
Boooosz, taka hiperbolizacja przecież
Chodzi o to, że mieli dobry profesjonalny sprzęt, łącznie z kurtka, spodniami, goglami itp. Wyglądali jak prawdziwa współczesna wyprawa zimowa.
-
1
-
-
Nas do chaty zabrał pierwszy raz znajomy, który Słowackie Tatry znał jak własną kieszeń. Dawno temu...
Mama do dziś kocha to miejsce, choć nie było jej dane wrócić. Ja wróciłem po latach. Jest... magiczne
-
1
-
-
23 godziny temu, Fanka natury, fanka gór napisał(a):
Sądząc po 3 latach czekania na odpowiedź, to nikt.
Ulubiona pora roku i dnia w Tatrach?
Ja nie mam ulubionej pory dnia, roku ani pogody w Tatrach.
Za każdym razem Tatry są inne. I zawsze piękne. Nawet spacer we mgle, gdy nie widać nic poza najbliższym otoczeniem jest piękny.
Choć zieleń najpiękniejsza chyba w czerwcu...
Wszystko takie piękne, świeże. Ale jesienną rudość też bardzo lubię. I śnieg na gałęziach...
I... No tak, Tatry są zawsze piękne
-
3
-
-
Jedno muszę czarnemu oddać. A nawet dwa...
1. Nauczył mnie sporo z mechaniki samochodowej
2. Pokazał mi, że pomarańcza to udany egzemplarz mimo kompromitujacych nowe auto usterek
-
1
-
-
Dziś kolejny dzień ogarniania
Pouszczelniałem połączenia wezykow odpowietrznika, żeby zmniejszyć utratę oleju.
Przy okazji - ponieważ dalej rozważam przeniesienie odpowietrznika pod podłogę - zrobiłem test, żeby sprawdzić czy istnieje ryzyko przepełniania zbiorniczka.
Wlałem olej do 2/3 pojemności i w drogę.
Podczas jazdy oleju w zbiorniczku ubyło - spłynął do skrzyni.
Zatem spokojnie można dać mniejszy skosem na powierzchni skrzyni pod podłogą.
Pozostaje tylko temat, czy chce mi się znów ściągać tą podłogę...
W sumie mnie to nie przeszkadza, chyba że znalazłby się kupiec, to może wtedy (nie zeby coś ukrywać, bo jestem z mojego odpowietrznika wręcz dumny, ale żeby wyglądało bardziej pro
) ...
Choć naprawdę nie sądzę, abym kiedyś sprzedał go inaczej niż na części...
-
1
-
-
59 minut temu, barbie609 moder napisał(a):
no coż nie zamierzam się z Tobą spierać bo nie ma o co.
Nie ma się o co spierać
To tylko mój pogląd i moje doświadczenia, może po prostu naturalnie ogarniam góry, ale ja osobiście uważam, że szlaki w Tatrach są proste.
Natomiast już wspominałem, jak koleżanka na wejściu na Malolaczniak na łańcuchu dostała ataku paniki i nie chciała ani iść dalej ani zejść, więc może jej jednak więcej doświadczenia by pomogło
-
2 godziny temu, barbie609 moder napisał(a):
ależ ja nie twierdzę ,że kondycja jest zbędna , ja tylko twierdzę ,że doświadczenie i wynikają ca z niego wiedza są przydatne.
Być może jeśli ktoś nie ma podstawowej wiedzy to tak. Natomiast z moich - nomen omen - doświadczeń wynika, że mnie doświadczenie latem nigdy w niczym na szlakach turystycznych nie pomogło.
W zimie tak. Im dłużej chodzę tym lepiej ogarniam zagrożenia.
Ale latem? Nawet po pamiętnej trasie gdzie brakło mi pary i naprawdę ledwo dolazlem, nic się nie zmieniło, bo nie uważam, żeby tą trasa była za długa. Po prostu miałem zły dzień, ale nie miałem żadnych wyczuwalnych sygnałów, które olałem. Nauka? Nie wierzyć slepo w swoje siły, ale czy to oznacza, że przestanę chodzić?
Po prostu te gory dały mi kilka razy w d*ę, ale nie w wyniku mojego błędu, którego mogłem uniknąć, tylko dlatego że ja nie jestem niestety przesadnie wysportowany i dwa... Bo to takie góry
Dlatego ja bardzo rzadko oceniam tych, co mieli wypadek w górach. Albo przeszacowali swoje siły.
W necie łatwo się ocenia, że to "debile", ale te góry po prostu bywają zdradliwe, a moment nieuwagi, chwilową utratę równowagi może zaliczyć każdy.
I tu może dojdziemy do etapu, że jak raz się poslizgniesz na skale to już wiesz, że jednak trzeba się trzymać na wszelki wypadek.
Naprawdę jeszcze 10 lat temu bym się pewnie aż tak nie cackał z przejściem po takiej skalnej mokrej płycie na Orlej, ale wiem, że na śliskiej skale można pojechać aż (nie)miło.
Ale to Orla. Na większości szlaków nie ma takich rozkmin...
-
3 godziny temu, barbie609 moder napisał(a):
Nie zgadzam się , doświadczenie zawsze ma znaczenie , pogoda , sygnały , które wysyła nam nasz własny organizm. Dopóki czegoś nie przerobisz na własnej skórze to się wielu rzeczy nie dowiesz .
Przeszedłem całe Tatry Polskie z nielicznym brakami w okolicy Orlej perci.
Nigdy nie było sytuacji żeby pomogło mi jakoś bardzo doświadczenie, natomiast bywało, że spektakularnie zawiodła mnie kondycja.
I to w czasach, kiedy doświadczenie już miałem, ale... I tak nie pomogło.
Ze na słowackich piargach można polecieć to też doskonale już wiedziałem, co mnie jednak przed wypadkiem i uszkodzonym kolanem nie uchroniło.
Owszem, doświadczenie może pomóc w szybkiej ucieczce przed burzą. I być może w podjęciu decyzji, że już dość i trzeba schodzić. Natomiast wciąż uważam że latem w Tatrach najbardziej pomaga kondycja, z uwagi na męczące różnice wzniesien. Trasy są forsowne, ale stosunkowo krótkie. I może z wyjątkiem paru miejsc na Orlej - nie są w ogóle trudne, choć to kwestia indywidualna.
Trzeba mieć po prostu "parę", żeby je sprawnie przejść. Nie żeby chodzić na wyścigi jak mój wujo, ale żeby trasa nie zamęczała na śmierć
EDIT
Z drugiej strony ja Tatry znam od 1 roku życia, więc może nie rozumiem, że coś może kogoś zdziwić czy zaskoczyć
-
Godzinę temu, Fanka natury, fanka gór napisał(a):
Moim zdaniem januszingiem i "stoktonowaniem" (to drugie to moje własne określenie, związane z pewną katastrofą w oceanie), jest lekceważenie sprzętu zwłaszcza zimą. Widziałam ludzi wchodzących na Orlą bez raków - na filmikach, bo sama tam się wybiorę dopiero z kursem zimowej turystyki wysokogórskiej - uczyć się profesjonalnego zakładania asekuracji.
Pamiętajmy, że jak spadniemy, to możemy kogoś po drodze "zabrać ze sobą", więc sprzęt jest nie tylko dla nas.
Ja ostatnio zrobiłem zimą trasę Swinicka przelecz - Kasprowy mając tylko butki i kijki, podczas gdy reszta ludzi wchodzących tą trasą była wyekwipowana jak na Everest, tylko butli brakowało.
Fakt, to oni mieli rację, a i w rakach byłoby prościej, ale ze warunki pozwalały, to nie zakładałem, postanowiłem iść z kijami 4x4 i pyklo
-
Nie znam się na taternictwie, ale jeśli ograniczymy się do szlaków turystycznych.
Latem doświadczenie - moim zdaniem - ma znikome znaczenie. Większe ma kondycja fizyczna.
Dziś jestem bardziej doświadczony ale mniej sprawny i nie latam jak kiedyś, chodzę bardziej "kontemplacyjnie" . Zwłaszcza w dół, bo uszkodzone kolano i 100kg masy nie pozwala mi już zbiegać "jak kozica".
Doświadczenie może się przydać w razie burzy... Ew. gdy zastanie nas ciężko deszcz, śliska skala i niska widoczność.
Natomiast na pewno ważne jest zimą, bo w śniegu jednak jest trudno i niebezpiecznie, powyżej granicy lasu nie ma już w zasadzie szlaków "turystycznych", jest walka z przeciwnościami.
Tyle mojego zdania w temacie...
-
Dziś
UAZ jeździ normalnie. Ktoś kiedyś pisał, że on potrzebuje szeptuchy, a nie mechanika...
-
1
-
-
Dziś ciut chłodniej to zanik mocy wystąpił "tylko" dwa razy
Jesli to zależne od temperatury, to nic dziwnego, że w Dubaju go nie chcieli
Tak sobie myślę, że jak już całkiem to zdechnie, to go sprzedam na części blacharskie (o ile jeszcze czegoś rdza nie zeżre) i kupię sobie Syrenę.
Bo to czarne coś nigdy się nie sprawdzało ani jako auto ani jako zabawka (no i jeden UAZ na wyjazdy w góry wystarczy) a Syrena to ma dopiero "fun factor" .
Bo wciąż chciałem mieć czarnego do ciorania, a pomarańczę "od święta", ale ten
UAZ naprawdę nie nadaje się do eksploatacji. On miał może kilka tysięcy km razem do kupy, kiedy uważałem, że jest pełnosprawny, a zaraz potem okazywało się, że i tak nie był
Tak tylko mówię, zobaczymy za kilka lat czy się spełni...
-
6 minut temu, wjesna napisał(a):
Zosia, skąd Ty wiesz takie rzeczy??
Nie chcę odpowiadać za Zosię, ale to zasługa FSO, że połowa Polaków to prawie mechanicy
-
1
-
-
6 minut temu, Q'bot napisał(a):
Dopóki nie produkujesz własnego paliwa, to jednak szkoda
Ja wiem? On nie pali mi znacząco więcej niż Alfa. Fakt, że ciut wolniej jeździ. Co innego porownywac z Rio z LPG. Ale to strasznie nudny samochodzik, a jak muszę dużo jeździć to wolę czymś ciekawym
Pomarańcza też ma LPG. Fakr, że pali go 18-20l, ale przy obecnych cenach i tak nie jest źle.
Tylko ja od grudnia już nim zrobiłem 5000km, a nie chcę go zajeździć, to raczej ma być zabawka a nie wół roboczy.
-
8 godzin temu, Jędrek napisał(a):
Podobno w życiu posiadacza używanego samochodu najprzyjemniejsze są dwa dni - gdy go kupuje i gdy go (wreszcie) sprzedaje.
No ale osobiście znam temat tylko od jednej strony, do tej pory wszystkie auta jakie kupowałem, były nowe. Choć kto wie co przyniesie przyszłość, szczególnie że ten ostatni, nowy pojazd jakoś tak niepostrzeżenie wszedł już w drugą dekadę i ma około 220 tysięcy na liczniku
Ja przeważnie kończyłem auta po mamie - Stilo i Imprezę, choć raz miałem nowe. Swifta Sport.
I teraz Giulię.
Ogolnie póki co nie miałem auta, które dawałoby mi istotne powody do narzekania. Nawet Stilo było w porządku, jakość średnia, ale psuł się rzadko i naprawy tanie.
Natomiast czarny UAZ po prostu jest egzemplarzem wyjątkowo nieudanym i tak, z jednej strony pewnie będzie go brakowało, ale jednak to będzie ulga jak w końcu odjedzie.
Z drugiej strony ma jedną zaletę. Nie szkoda nim jeździć...
-
8 godzin temu, Zośka napisał(a):
Znajdź dobrego fachowca który wyreguluje Ci gaźnik bo to typowy objaw zapchanego gaźnika.
Nie, to ma wtrysk, nowoczesność w domu i w zagrodzie
-
Czarny
UAZ znów dziś szaleje, ale nie jest to nowa usterka, a raczej powrót bardzo starej usterki.
Mówił mi o tym poprzedni właściciel. Auto po dodaniu gazu nagle traci moc.
Tzn ruszasz sobie z jedynki, auto sekundę przyspiesza, po czym przy wciśniętym gazie nagle zaczyna mocno hamować silnikiem, jakbym puścił gaz. Dociśnięcie gazu nic nie zmienia.
Szybka zmiana na dwójkę i to samo. Sekundę się zbiera i zero gazu.
Poprzednio - bez skutku - wymieniono pedał gazu i filtr paliwa, natomiast przed kolejną próbą naprawy usterka wówczas zniknęła sama i nie wróciła.
Myślałem że znów będzie laweta, ale szybko zauważyłem jedną rzecz.
To się zdarza po zmianie prędkości obrotowej silnika.
To znaczy przeważnie po zmianie biegu - w dół czy w górę.
Trzeba wtedy - bez sprzęgła - szybko odpuścić gaz do zera i wcisnąć ponownie i już jedzie normalnie.
A jak już jedzie na biegu, to można sobie machać gazem w tę i wewtę, puścić i wcisnąć z powrotem 20 razy i usterka nie wystąpi.
Ale zmien bieg i jest jakieś 50% szans, a na niskich biegach przy ruszaniu to prawie na pewno.
Zatem - moim zdaniem - pedal gazu możemy spokojnie wykluczyć.
Nie jest to też czujnik wciśnięcia sprzęgła. Zresztą chyba nie może być, ale skoro ma to taki związek ze zmianą biegów to też postanowiłem sprawdzić. Po prostu go rozłączyłem, co jednak niczego nie zmieniło.
I wreszcie - nie jest to brak paliwa, bo po wciśnięciu sprzęgła silnik nie gaśnie. Podobnie jak nie robić nic, to po wyhamowaniu silnikiem do minimalnej prędkości obrotowej toczy się dalej jak normalnie powinien na puszczonym gazie, ale również nie gaśnie.
Nie wiem, czy to przepustnica czy błędne odczyty z przepływomierza, pachnie to usterką elektryczną.
Widać w tak wysokich temperaturach coś "nie styka".
Warto zauważyć, że zeszłe lato auto raczej chorowało niż jeździło, więc może dlatego w zeszłym roku nie było tego problemu - w taki skwar jak dziś chyba nie jeździłem.
Ciekawe czy to wada któregoś z podzespołów czy po prostu któryś styk nie kontaktuje po nagrzaniu?
Bo usterka pojawiła się gdy od auta dosłownie waliło gorącem po trasie na ekspresówce (ale nie cisnąłem, tak 100km/h)...
Obstawiam kłopot z ETC, tzn sądzę że podczas przyspieszania pojawia się kłopot z przepustnicą (tylko pytanie czy z samą przepustnicą, jej sterowaniem czy czujnikiem?), wskutek błędu system zamyka przepustnicę (lub przepustnica zamyka się sama? Bo w sumie nie wiem, czy zamknięcie przepustnicy jest czynne czy bierne) , a po puszczeniu gazu całość się "resetuje" i znów działa.
Tylko ECU chyba powinien widzieć ten problem, a milczy...
Pewnie dlatego pierwotnie obstawiano awarię pedału. Wtedy system myśli, że to kierowca puścił gaz i dlatego nie wywala błędu...
Ale jak pisałem - sam pedal nie zdradza objawów awarii, a ponadto był wymieniony.
Tak się tylko pocieszam, że dobrze ze Hunter to samochód a nie samolot
Muszę w końcu to
sprzedać, tylko ciągle szkoda mi sprzedawać w cenie zepsutego gruza, a więcej nie dostanę, bo to jest zepsuty gruz
-
Ja żyję górami, UAZami, kiedyś - choć dziś z braku czasu i funduszy - starymi zegarkami i... Monetami.
Pasję do numizmatyki zaszczepił mi dziadek. Nie żeby sam zbierał, nie. Dał mi rubla z 1898.
Taki pospolity wycieruch, ale spodobał mi się bardzo, i monety Imperium Rosyjskiego (oraz trochę polskich i amerykańskich) towarzyszą mi po dziś dzień.
A skoro imperium rosyjskie, to i kongresówka.
Nie chcę na tym forum wdawać się w trudne dysputy historyczne, wszyscy wiemy, jak się to skończyło, ale pierwsze lata Królestwa Kongresowego to poczucie odrodzenia Polski i nadzieja, że Król Aleksander wskrzesi potężną Polskę.
Czy to mogło się udać? Nie. Ale była nadzieja...
Monety z kongresowki byly w obiegu długo. Zwłaszcza te wczesne, z okresu panowania Aleksandra. Stany z reguły kiepskie i mam sporo - znów użyję tego słowa - wycieruchów i kilka ciekawszych pozycji.
Marzeniem zawsze była złota moneta z kongresówki. Bito dwa nominały, złoty królewski - czyli 25zł - oraz podwójny złoty królewski, czyli 50 złotych.
Miałem od dawna odłożone trochę pieniędzy na 25zł, ale nie mialem szczęścia. Raz prawie znalazłem, ale się spóźniłem. Ktoś już kupił.
I oto niedawno na znanym portalu trafiłem na 50-tkę.
Poczułem, że los się uśmiechnął, bo 50-tki z reguły są w stanie menniczym lub "okołomenniczym" i spotyka się je na "poważnych" aukcjach. I oczywiście idą za "poważne" pieniądze. A tu stan jednak gorszy, z uszkodzeniem i widać, że bita zużytym stemplem.
Nie mówię, że licytowałem niepoważnie. Nigdy nie licytowałem tak wysoko monety. Ani zegarka. Ani w sumie niczego. Ale - jak pisałem - miałem odłożone i licytowałem ile miałem. Zupełnie bez wiary w wygraną i gdy zalicytowałem już naprawdę ostatni raz... Tak już zostało.
Przelew bolał. Niby odłożone, a jednak - ech... Tyle piniądza...
I mam. Mam!
To jest niesamowite. Gdyby miesiąc temu ktoś mi powiedział, że będę miał 50 złotych z kongresówki, to bym mu w życiu nie uwierzył.
Cytując kolekcjonera rzadkich urządzeń Unitry - takie skarby to nie dla dziadów.
Po prostu niesamowite...
-
6
-
-
To nie jest auto dla zwykłych ludzi... Nie żebym się wywyższał, ale komu by się chciało...
Znow zaliczyłem naprawę pod Castoramą, bo na zakopiance mój odpowietrznik jednak nie przetrwał próby czasu. Gruszka odłamała się od wężyka i znów fontanna oleju.
Zdjąłem podłogę, wyprowadziłem odpowietrzenie do kabiny...
...i tak wróciłem bez dalszych przygód.
Teraz tylko przedłużyć wężyk, dać porządny pojemniczek z PE i schować to pod deskę rozdzielczą...
Normalnie auto masakra, ale ogarnianie samemu jest jednak fajniejsze niż wieczne oddawanie do mechanika.
Tylko... On od nowości jest wiecznie zepsuty i ja tak myślę, że on chyba nie umie być sprawny
-
3
-
-
-
Pomarańczowy UAZ znaleziony po 3 latach
w Hyde Park
Opublikowano
Ulewy dziś straszne i porobiły się dość głębokie rozlewiska. Peugeocik zalał się w trupa i stał zepsuty z kierowcą grzebiącym coś pod maską, inni kombinowali czy i którędy przejechać, a UAZ radośnie mył sobie podwozie