Skocz do zawartości

Ran88

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Ran88

  1. Na początku lipca z kolegą Piotrkiem Zarembą uważnie śledziliśmy prognozy w Chamonix, patrząc niepokojąco na przeciągające się opady. Postanowiliśmy przełożyć wyjazd o tydzień do przodu. Niespodziewanie w weekend poprzedzający wyjazd Piotr przysłał bardzo złą wiadomość o zerwaniu troczka i skręceniu stawu podczas prób na jakimś projekcie na Jurze. Jest unieruchomiony na 2 miesiące ;/. Życzyłem szybkiego powrotu do zdrowia i zacząłem szukać wśród sprawdzonych znajomych wspinaczy kto byłby zainteresowany wyjazdem do Chamonix.

    Znalazłem kilku przyjaciół i zdecydowaliśmy się jechać przez Genewę, skąd wzięliśmy transfer na lotnisko: https://atobtransfer.com/switzerland/geneva-to-morzine-transfers/ Następnie, gdy dotarliśmy do Chamonix, nasza podróż się rozpoczęła!

    1 dzień

    Zebraliśmy się na jedną z pierwszych kolejek  na Plan de l’Aiguille. Na podejściu zeszło nam więcej niż sugerowało topo rock fax, pewnie z racji postojów na fajkę oraz lekkiego kluczenia na morenie „lodowca”. Pod samą drogą jakieś 200-300m faktycznie był śnieg (lód) i raki koszykowe na podejściówki się przydały. W ramach rozwspinu w lokalnym granicie wybraliśmy nie za długą drogę Nabot Leon 6a (5c) na Red Pillar of the Blaitiere, przechodząc ją w czasie 4h (OS). Ostatnia kolejka powrotna była o godzinie 18tej i udało się przed czasem dotrzeć do stacji. 

     

    2 dzień

    Drugiego dnia transportowaliśmy się za pomocą „tramwaju” do Montenvers, skąd czekała nas przeprawa z ciężkimi plecakami przez lodowiec Mer de Glace. Najpierw zejście drabinami, później kamienisty lodowiec, następnie zaś drabiny z tym że tym razem do góry, no i później oznaczonym żółtym szlakiem w kierunku schroniska Refuge d’Envers des Aiguilles (2523m.). Wystartowaliśmy dość późno, bo o 16,30 byliśmy na Montenvers. Zakładaliśmy 4h, ale zajęło nam to w sumie 6h, aby już po zmroku znaleźć dogodne miejsce do biwakowania - blisko ścieżki do schroniska, niemalże naprzeciwko Tour Rouge. 

     

    3 dzień

    Transport plecaków dał w kość. Trzeba było wybrać coś krótkiego. Postanowiliśmy działać na małej ścianie Tour Verte zlokalizowanej blisko schroniska, gdzie nawet nie trzeba zakładać raków na podejściu. Wybraliśmy drogę Le Piege (200m) wariantem prostującym z dołu za 6b+ oraz po drugim wyciągu na wprost do góry, gdzie zaskakujący okazał się 4ty wyciąg, najmniej ewidentny i z najgorszą asekuracją. Całość udało się przejść w czasie 6h (OS). Fajna droga, szczególnie w wariancie prostującym, który zbiera trudności przez wprost ściany. Nawet nawalczyłem się na tym 4tym wyciągu. 

     

    4 dzień

    Ogólnie rzecz biorąc przydałby się tutaj rest i atak następnego dnia na coś dłuższego. Jednak postanowiliśmy zrobić rekonesans na ścianie 1st Pointes des Nantillons (część Little Yosemite) na krótkiej drodze Elle a du le faire 6b+. Trochę dłuższe podejście w rakach niż dzień wcześniej, trzeba mieć na uwadze późniejsze zjazdy najlepiej pod sam start drogi, ze względu na nachylenie terenu pod ścianą. Najbardziej psychiczny okazał się dość powietrzny czwarty wyciąg 6a. Całość przeszliśmy w niecałe 4 godziny, po zjechaniu do podstawy ściany zaczęło padać. W sumie dobrze, że nie wybraliśmy się na coś dłuższego.  Droga fajna, momenty dość wymagające. 

     

    5 dzień

    Piątek 13ego okazał się najbardziej przygodowy, nie obło się bez niespodzianek. Obudziły nas kruki, może nawet te same co kilka dni temu zjadły Kamilowi jego kabanosy. Ogólne zmęczenie się zasilało i wstaliśmy dość późno. Po krótkim podejściu i wyszpejeniu, wspinanie zaczęliśmy o godzinie 11tej na przepięknej drodze Le Marchand de Sable 6a+, 330m. Po pokonaniu pierwszych trudności na pierwszym wyciągu mieliśmy dość sprawne tempo, łącząc często 2 wyciągi na raz na pełną długość liny 60m. Na końcowym wyciągu, który prowadził Kamil zaczęły latać nad nim zaś te same kruki. Na ostatnim stanowisku byliśmy po 8 godzinach (całość w stylu OS) i zaczęliśmy zjazdy jeszcze jak było widno. Podczas drugiego zjazdu na prawie całą długość liny okazało się, że się zaklinowała… i musieliśmy podchodzić na repikach do stanowiska nieco wyżej i bardziej z prawej strony, żeby ją uwolnić. Trochę zeszło nam na te operacje, jednak dobrze że taka sytuacja wystąpiła w dobrych warunkach pogodowych bez deszczu. Warto mieć naprawdę mocną czołówkę  przy tego typu akcjach. Ta droga to istna alpejska perła! Mega wspinanie! - na przemian rysami (asekuracja na własnej) i płytami (są spity). Jeśli zależy komuś na fajnym i litym wspinaniu w górach, nie koniecznie na parchu przez kilkaset metrów to szczerze polecam. 

     

    6 dzień / powrót ?

    • Lubię to ! 1
    • Przykro mi 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...