staroń
-
Postów
252 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
21
Typ zawartości
Profile
Forum
Blogi
Wydarzenia
Odpowiedzi opublikowane przez staroń
-
-
W końcu nadszedł długo wyczekiwany wyjazd – tym razem nie samotnie a w towarzystwie dwójki wspaniałych ludzi. Wypad w pierwszej wersji miał się odbyć w kwietniu, jednak ze względu na pandemię i zamknięcie granic, musieliśmy poczekać do lipca. Wyjątkowo zależało mi na powodzeniu tego wyjazdu, w ciągu ostatnich dwóch lat w tym składzie byliśmy w Tatrach 3 razy, jednak za każdym razem pogoda krzyżowała nam plany. Miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej i wrócę z gór z poczuciem dobrze wykorzystanego czasu. Prognozy co prawda nie napawały specjalnym optymizmem, jednak już wielokrotnie miałem okazję się przekonać, że pogodowe przewidywania to jedno a rzeczywistość – drugie. Co ma być, to będzie – pomyśleliśmy i pojechaliśmy.
W związku z tym, że przez pierwsze dwa dni towarzyszyła nam jeszcze jedna osoba, która w górach wcześniej nie była, w dniu przyjazdu wybraliśmy się na Halę Gąsienicową i Kasprowy Wierch. Muszę przyznać, że uwielbiam to miejsce, widoki za każdym razem powalają i lubię tam wracać, pomimo tłumów. Przez większość dnia pogoda była dla nas bardzo łaskawa, jedynie późnym popołudniem nadeszły prognozowane opady. Sytuacja zmieniła się na tyle szybko, że musieliśmy skorzystać z kolejki. Nie przepadam za tym środkiem transportu, jednak uznaliśmy, że bezpieczeństwo przede wszystkim i nie ma co ryzykować nawet zwykłym przeziębieniem, które mogłoby zepsuć resztę wyjazdu
Wtorek przywitał nas na tyle niepewnymi warunkami, że jedyne na co nas było tego dnia stać, to wizyta na Krupówkach. Cóż, taki luźniejszy dzień też ma sens, zdołaliśmy bowiem nabrać sił na kolejne wyprawy, ja z tym większego problemu nie mam, ale moi towarzysze w górach bywają rzadziej i to na ich samopoczucie zwracałem największą uwagę. Wieczorem uznaliśmy, że kolejny dzień zaczniemy od wizyty w Dolinie Pięciu Stawów i spróbujemy wejść na Kozi Wierch.
Plan na środę zrealizowaliśmy w 100%. Na Kozim byłem w zeszłym roku w podobnym czasie, wtedy widoczność była idealna, tym razem było nieco słabiej i dosyć chłodno, ale warunki nie zdołały ostudzić naszych zapałów. Podczas wejścia szczyt na zmianę pojawiał się i znikał w chmurach, jednak gdy już osiągnęliśmy wierzchołek, warunki były zadowalające. Podtrzymuję zdanie, że jest to bardzo ciekawa góra z przepięknymi widokami a sam szlak z Palenicy przez Dolinę Roztoki niesamowicie różnorodny, taki, który zadowoli nawet najbardziej wybrednego towarzysza podróży. Ekipie szlak się bardzo podobał. Szkoda trochę, że dopiero dzień później została otwarta droga znad Morskiego Oka bo powrót przez Świstówkę mógł być bardzo fajnym uzupełnieniem wycieczki. Z drugiej strony nie ma co wybrzydzać, mocno zmęczeni, ale w doskonałych nastrojach, wróciliśmy do Zakopanego, gdzie zaplanowaliśmy kolejny dzień.
W czwartek w końcu udało mi się przepchnąć temat Tatr Zachodnich. Bywam w nich dosyć rzadko i bardzo zależało mi na tym, żeby podczas tego wyjazdu choć raz udać się w tamte rejony. Moi współtowarzysze chyba mieli na ich temat błędne mniemanie, bo kręcili nosem na każde moje wspomnienie, jednak w końcu zaakceptowali moje wskazanie na Trzydniowiański Wierch, jako dobrą opcję na „luźny” dzień i rozgrzewkę przed piątkiem. Niechęć mógł spotęgować również fakt, że trzeba było przejść Doliną Chochołowską i dosyć stromym podejścien, co przy ich zakwasach, było z pewnością sporym wyzwaniem. Finalnie chyba nie wyszło źle, w obie strony skorzystaliśmy z ciuchci, trasa na szczyt spotkała się z dobrym przyjęciem, widoki i charakter szlaku zachęciły natomiast do kolejnych wizyt w tej części Tatr. Ja sam mam nadzieję w przeciągu około dwóch tygodni zaliczyć pętelkę od Grzesia przez Wołowiec i Starorobociański, chęci są, wolne też się znajdzie, zadecyduje, jak zwykle – pogoda, cóż, pożyjemy, zobaczymy.
Wyjazd zbliżał się do końca, jednak zanim spakowaliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę Krakowa, została jeszcze jedna góra do zdobycia. Kościelec, bo o nim mowa,już dawno chodził nam po głowie. Ja sam byłem na nim prawie 2 lata temu, wtedy wchodziłem w pojedynkę i muszę przyznać, że z towarzystwem i do tego tak zacnym, to zupełnie inne doznanie. Pogodę mieliśmy świetną, chociaż od Karbu tak wiało, że niektórzy zastanawiali się, czy uda się wejść na sam szczyt. Weszliśmy. I znów miałem okazję doświadczyć tego uczucia, gdy zdobywa się szczyt po przełamaniu własnych słabości. I znów zastanawiałem się, jak ja stamtąd zejdę (na szczęście na szczycie nie byłem osamotniony), co zwykle idzie mi gorzej niż wchodzenie. I znów okazało się to względnie proste. W ogóle nie taki ten Kościelec straszny, jak go malują. Moi towarzysze byli chyba podobnego zdania, gdyż na koniec dziękowali mi, że ich tam zabrałem, mimo że pierwsze komentarze nie były zbyt przychylne. Zgodnie przyznaliśmy, że na Kościelec w przyszłości na pewno jeszcze wrócimy. Po powrocie na Karb pozostało nam zejście do Zielonej Doliny i powrót przez Halę Gąsienicową i Dolinę Jaworzynki. Ostatnie spojrzenie na przepiękną Halę w stronę Koziego i Kościelca, zdobytych podczas tego wyjazdu oraz na Świnicę, która jest moim kolejnym celem i trzeba było się pożegnać z górami, przynajmniej na jakiś czas…
Wyjazd zdecydowanie spełnił moje oczekiwania, bardzo się cieszę, że pogoda dopisała, bo dobrze wiem, że ona sama może zniweczyć najbardziej ambitne plany, choćby wszystko inne się super układało. Fajnie, że udało się pokazać towarzyszom nowe dla nich miejsca i jeszcze bardziej zachęcić do kolejnych wyjazdów. Szkoda, że z racji odległości podobne wycieczki odbywają się dosyć rzadko, ale tym bardziej będę czekał na kolejną wyprawę. Dla takich chwil zdecydowanie warto żyć i realizować swoją górską pasję!- 11
- 1
-
2 godziny temu, Anuś napisał:
Po zdjęciach widać ze z Karbu na Kościelec to już śniegu chyba też nie ma???
Nie ma, nie ma, jak dobrze pójdzie to za 2 tygodnie z kawałkiem powinienem na Kościelec zawitać, więc miło, że już letnio
- 4
-
23 minuty temu, Mnich Moderator napisał:
@staroń - świetna relacja i zdjęcia. A tak z ciekawości; smartfonem robisz zdjęcia, czy aparatem?
Większość aparatem - Sony RX-100, super kompakt na moje amatorskie potrzeby tu forum jeszcze ucięło rozmiar zdjęć, ale i tak są ok
20 minut temu, vatra napisał:Czy na szlaku od Czarnego Stawu na Karb są jeszcze jakieś płaty śniegu?
Nie ma zupełnie maleńko śniegu było na szlaku w dół do Zielonego Stawu, ale to dosłownie 4 kroki W większą konsternację wprawiło mnie za to to miejsce
- 6
-
Na czerwcowy wyjazd czekałem z wyjątkowym utęsknieniem, zamknięcie Tatr i hoteli sprawiło, że przepadły mi wyjazdy w marcu i kwietniu a co za tym idzie - w górach na dłużej nie gościłem od 5 miesięcy, co dla mnie jest wiecznością Odliczałem dni, planowałem trasy i... ostatnie słowo, jak zwykle, miała pogoda. W Tatrach aura jest kapryśna, lecz w najczarniejszych koszmarach nie spodziewałbym się, że tak się sprawy potoczą. No dobra - zarówno rok, jak i dwa lata temu, gościłem w Zakopanem w podobnym okresie i było mokro, ale z reguły po czasie wychodziło słońce, a nawet jeśli nie, to było coś widać. Tym razem, widoczność była przez cały tydzień znikoma. Gdyby nie to, że podczas wycieczek szło się pod górę, można by było stwierdzić, że wcale w górach się nie jest, nie było ich widać zupełnie, przez większość czasu nie widziałem nawet pół góry, choćby Gubałówki I gdy już straciłem praktycznie nadzieję na cokolwiek, nadszedł czwarty dzień wyjazdu, który trochę "uratował" cały pobyt.
Co ciekawe, tego dnia, postanowiłem dłużej pospać. W poprzednie dni nastawiałem budzik na wczesne pory, jednak widoki zza okna (a raczej ich brak) sprawiały, że przewracałem się na drugi bok i dopiero później ruszałem na szlak na spacer czy pobiegać. Tym razem budzika nie nastawiłem i mógł to być wielki błąd. Zupełnym przypadkiem obudziłem się bowiem o 4.30 i półprzytomnymi oczami spojrzałem w stronę okna, gdzie...zobaczyłem niebo! oraz blask wschodzącego słońca. Jeszcze tylko szybkie spojrzenie na kamerki w Internecie i dosłownie 10 minut później byłem w drodze na szlak. Zupełnie spontanicznie, bez planu, idę przed siebie, póki pogoda się nie zepsuje.
Nogi chyba chciały obudzić resztę, bo skierowały mnie na Nosal, zwykle nocuję dosłownie 5 minut od wejścia na szlak, który dosyć szybko pnie się w górę, ale dzięki temu jest dobry na rozruch i obudzenie się. No i szybko, bo już może po 30 minutach, stanąłem na wierzchołku, w końcu widząc góry Dobrze, że wybrałem tę opcję, myślałem jeszcze chwilkę o pójściu w stronę Hali Kondratowej, jednak tam konkretne widoki zaczynają się po dość długim spacerze, poza tym kamulce z podejścia do Kalatówek to niekoniecznie było to, czego chciałem doświadczyć z samego rana :)
Z Nosala najbardziej naturalną opcją wydała mi się wycieczka w stronę Hali Gąsienicowej. 2 dni wcześniej szedłem tam we mgle przez Boczań i mimo okropnego błota, szło się dosyć szybko, podążyłem zatem tą samą drogą. Po wyjściu z lasu złapała mnie lekka niemoc, spowodowana zapewne krótkim snem, skromnym śniadaniem i wycieczkami z poprzednich dni. Krótki odpoczynek zbiegł się z nadejściem sporej ilości białych obłoków, które, muszę przyznać, w połączeniu z górami, mają swój urok Przy okazji doświadczyłem zjawiska, które do tej pory znałem ze zdjęć i opowieści. Przesądny nie jestem, ale dla świętego spokoju ponoć lepiej zobaczyć to jeszcze co najmniej dwa razy
Widoków z Hali Gąsienicowej nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać i wychwalać. Jest to chyba najczęściej odwiedzanie przeze mnie miejsce, ale zawsze zachwyca na nowo. Szczególnie lubię jej odsłonę późną wiosną, kiedy na szczytach jest jeszcze trochę śniegu, wygląda to szczególnie malowniczo, zarówno z samej Hali, jak i położonego nieopodal Czarnego Stawu Gąsienicowego. Dawno mnie tam nie było, więc po niespełna 25 minutach byłem już nad wodą.
Podczas odpoczynku nad stawem uznałem, że dobrą opcją jest wejść na Karb. Spojrzenie na Czarny Staw zawsze cieszy oczy, z samej przełęczy widać też bardzo dobrze malowniczą Zieloną Dolinę, czuć też potęgę Kościelca. Poza tym - na Karb zawsze wchodziłem od strony Zielonego Stawu a schodziłem do Czarnego, przyszedł czas wypróbować drugą opcję. Wejściu towarzyszyło pojawienie się po raz kolejny białego obłoku wokół mnie i po raz kolejny komponował się kapitalnie z otoczeniem
Wejście od strony Czarnego Stawu bardzo przyjemne, lubię tak szybko nabierać wysokości, zejście trochę niepewne ze względu na ostatnie opady - skała była dosyć śliska, ja w testowych butach, szlak w pewnym momencie dosłownie zniknął pod większym niż zwykle potokiem Krótki odpoczynek nad niezwykle spokojnym, emanującym ciszą, Zielonym Stawem i jak się okazało, trzeba było wracać, gdyż na rozwidleniu szlaków w stronę Kasprowego, zaczęło padać. Doświadczałem już burz w górach i jak je zapowiadają a zaczyna się robić nieciekawie, to mam tendencję do kierowania się w dół, nie w górę Gdy dotarłem z powrotem do okolic Murowańca, wszystko spowiła już gęsta mgła.
Ta wycieczka, mimo, że relatywnie krótka, na pewno na długo zostanie w mojej pamięci. Te kilka godzin okna pogodowego pokazały, że nie warto się poddawać i czasem oplaca się bardzo wcześnie wstać Szkoda tylko, że to były jedyne widoki, jakie ujrzałem podczas tygodnia spędzonego pod Tatrami. Pocieszam się faktem, że wkrótce znów ruszam na południe, oby wtedy pogoda dopisała, Odliczanie czas zacząć - 16- 6
- 1
- 2
-
4 godziny temu, vatra napisał:
Nareszcie!!! Korzystaj jak najwięcej i niech już tak zostanie
Niestety, później pogoda wróciła do normy Co nie zmienia faktu, że zamiast kolejnego szarego dnia, wyszla bardzo przyjemna wycieczka
4 godziny temu, Mnich Moderator napisał:Powodzenia @staroń! Jakie plany na dziś?
Plan był taki, że idę przed siebie i zobaczę na co pozwoli pogoda z tego kilkugodzinnego okna pogodowego wyszła wizyta na Nosalu, Gąsienicowa, Czarny Staw, Karb i Zielony Staw. Miałem oczywiście ochotę na więcej, ale zaczelo padać i nie chciałem kombinować z Kasprowym i dalej. I tak nieźle jak na fakt, że wyszło to wszystko zupełnym przypadkiem jak wrócę do domu i zgram zdjęcia z aparatu to wrzucę mała relacje
- 3
-
-
-
-
-
Sarnia Skała jest dobra na każdą okazję :) 20 lat temu była pierwszym "poważnym" :) zdobytym o własnych siłach szczytem :) 3 lata temu była celem jednodniowego wyjazdu z Krakowa, kiedy na trudniejsze wierzchołki nie było kondycji, teraz jest świetnym miejscem na rozruch, lekką trasę podczas dłuższego wyjazdu, zapoznanie znajomych z pięknem Tatr. Jutro ruszam po raz kolejny w nasze najwyższe góry a Sarnią obrałem jako pierwszy cel, by "przywitać" się z Tatrami po dłuższej przerwie :) i to, mam nadzieję, biegiem :) Pogoda zdecyduje, na ile będę mógł sobie pozwolić przez najbliższe 6 dni :)
- 5
-
Zdarzyło mi się iść tamtędy we wrześniu zeszłego roku po wcześniejszym dotarciu do Piątki z Kuźnic przez Zawrat. Pogoda i godzina były na tyle dobre, że postanowiłem wrócić przez Świstówkę, bo zawsze coś stawało na przeszkodzie, żeby tamtędy przejść. A zdecydowane warto, super widoki. Podczas najbliższej wizyty w Dolinie planuję znów wrócić na ten szlak zdjęcia mam tylko z telefonu, bo podczas tamtej wyprawy padł aparat a powerbanka też zapomniałem
- 6
-
-
54 minuty temu, Lavinka napisał:
nigdy bym się nie spodziewała tam niedzwiedzia, jakbym była na Twoim i tej dwójki miejscu to chyba bym zeszła na zawał
Było blisko no właśnie wziął się znikąd. Akurat podczas chwili przerwy nie patrzyłem w dół w stronę Jaworzynki, skąd przyszedł, Możliwe, że gdybym to zrobił, to ja bym był na miejscu tej dwójki bo pewnie gdzieś tam siedział już wcześniej.
- 3
-
A dziś szlak cud miód! Pierwszy raz po remoncie bez sporej warstwy śniegu. Ocena bardzo podskoczyła. @Kamžík dobrze, że nie widziałem Twojego posta wcześniej bo nie byłbym pewien czy iść dzisiaj tamtędy a tak zero błota praktycznie
Chociaż odpowiadając na pytanie z tematu - raczej dalej Jaworzynka w drodze na, początek spokojny więc luz, potem można się zmęczyć, rozgrzać mięśnie, potem do Murowańca luz i potem znowu pod górę aczkolwiek przez Boczań też szybko się dziś szło, więc pewnie będę mieszał szlaki
Natomiast z powrotem nowy Boczań jak najbardziej, lepiej dla moich kolan po całym dniu, w przeciwieństwie do starego- 2
-
Ok, czwartek się kończy, więc i po wycieczce Padło na opcję bliższą memu sercu Hala piękna jak zwykle, po drodze ludzi jak na lekarstwo, przy Murowańcu też praktycznie pustki, kilka osób co najwyżej. Na drogach też spokój, dawno mi się tak dobrze nie jechało, może to kwestia towarzystwa, może nowych fragmentów Zakopianki, przez które trasa jest nieco mniej uciążliwa, może radości, że wracam w Tatry pewnie wszystkiego po trochę tak na prawdę. Mogłoby być nieco cieplej, szkoda też, że nie można było wstąpić do schroniska na coś ciepłego, ale nie to jest najważniejsze. Ważne jest to, że znów poczułem ten spokój, który towarzyszy praktycznie każdej wizycie w górach, nawet tej najprostszej (ze względu na obuwie kumpla i śnieg na szlaku do Zielonej Doliny i na Kasprowy, odpuściliśmy dalszą wycieczkę).
Niby wyjazd jak każdy inny. Na Hali Gąsienicowej byłem wielokrotnie, teoretycznie górski dzień jak co dzień. Jednak po drodze wydarzyło się coś, co zostanie w mojej pamięci na długo...
Otóż szlak przez Boczań., miejsce: Skupniów Upłaz, do Przełęczy między Kopami dosłownie kilka minut. Chwila przerwy w jednym z miejsc widokowych, szybko coś jemy, parę zdjęć Giewontu (jedno wrzucam poniżej) i czas iść dalej, na nasze miejsce podchodzi chłopak z dziewczyną. Kilkadziesiąt metrów dalej słyszę rumor z tyłu, odwracam się, widzę, wspomniana para zeskakuje po skałach, jakby się potknęła, sekundę później słyszę ryk i wielkie cielsko NIEDŹWIEDZIA przelatuje przez grań i zbiega na drugą stronę. Wyglądało to przerażająco, szczególnie, że nie tak wyobrażałem sobie to spotkanie, gdzieś tam ma się tę świadomość, że można go spotkać, ale tak rozjuszonego/przestraszonego? Z bardziej bezpiecznego miejsca poczekałem na nich i zapytałem, jak to się stało, ponoć wyłonił się znikąd,stanął z nimi twarzą w twarz (pyskiem w twarz ) i ruszył w ich stronę. Skąd się tam wziął, nie mam pojęcia, z Przełęczy ktoś to pewnie widział, ale szczerze, byłem tak oszołomiony, że nie zapytałem tam obecnych turystów. Przy Murowańcu już ich nie widziałem, możliwe, że zeszli z powrotem, bo dziewczynę trochę bolała noga.Jeśli ktoś z czytających forum to widział, dajcie znać, sytuacja co najmniej dziwna według mnie, dobrze, że zakończona dosyć szczęśliwie. No ale nie polecam...
Garstka zdjęć:- 4
- 3
-
55 minut temu, vatra napisał:
Turbacz w weekendy jest naprawdę oblężony, bardzo!!!
Czwartek to nie weekend, więc może będzie ok w ogóle gór i weekendów staram się ze sobą nie łączyć, właśnie przez tłumy, a praca na szczęście na to pozwala, żeby wyskoczyć gdzieś w tygodniu
1 godzinę temu, vatra napisał:I jeszcze jedno, nie wiem czy szedłeś przez Boczań po remoncie? Jest gładko jak na Krupówkach
I tak i nie Szedłem w styczniu jak szlak był schowany pod śniegiem, więc tak czy siak było gładko ale widziałem zdjęcia po remoncie, stąd mój pomysł pójścia tamtędy. Bo Jaworzynką to mój mało górski kumpel na pewno by nie dał rady
Dziękuję za sugestie, zobaczę jak się sytuacja rozwinie. Nawet jeśli nie tym razem to powrót w Tatry po dłuższej przerwie jest tylko kwestia czasu (i pogody ), co mnie bardzo cieszy- 2
-
Jak teraz wygląda szlak przez Boczań? Macie zdjęcia? W czwartek planuję się z kumplem gdzieś wybrać, on mówi Turbacz, ja bym wolał w Tatry z jednej strony on nie ma żadnego doświadczenia tatrzańskiego, z drugiej Gąsienicowa nie jest wymagająca. Tylko nie wiem jak to teraz tam wygląda po drodze, bo sama Hala na kamerkach wygląda ok. Sam bym poleciał chociażby dziś, bez zastanowienia a tak wolę zapytać, żeby potem nie słuchać narzekań kumpla
- 1
-
-
U mnie sezon górski zaczyna się gdzieś w marcu/kwietniu a kończy październik/listopad. Z zimą jest tak, że na jednodniowe wypady nie bardzo mi się opłaca jechać te 100 km w te i 100 we wte bo dzień jest krótki a dłuższe wolne wolę zostawić na cieplejsze miesiące plus nie czuję się jeszcze specjalnie na siłach, żeby szaleć po zaśnieżonych szczytach. W tym roku zrobiłem wyjątek i wybrałem się w styczniu i było pięknie Zimą to zupełnie inne miejsce, nie żałuję ani trochę, że pojechałem. Na dodatek ten wyjazd to jak do tej pory jedyny w 2020 r., całe szczęście, gdyby nie to to przez tę całą kwarantannę i bez gór byłbym już zupełnym wrakiem emocjonalnym Dalej jednak uważam, że w swoim żywiole jestem jak jest już ciepło i z małą ilością śniegu, jeśli już. Wrzesień jest najlepszy, co roku jak dotąd dopisuje pogoda, jest mniej ludzi, super po prostu. Jeżdżę też często w czerwcu, ale tu z kolei nie mam szczęścia do pogody, za miesiąc znów wyruszam, może tym razem szczęście się do mnie uśmiechnie
- 2
-
Ja na Giewoncie byłem raz, 3 lata temu, podczas pierwszego od lat dłuższego wyjazdu w góry, wchodziliśmy od Hali Kondratowej przez Przełęcz pod Kopą Kondracką. W tamtych czasach człapaliśmy po szlakach tak powoli, że na szczyt dotarliśmy gdzieś koło 17 a że był wrzesień to o tej godzinie na wierzchołku już praktycznie nie było ludzi. Dzięki temu, gdy słyszę "Giewont", nie widzę tych słynnych kolejek na szczyt, tylko nasuwają się same dobre emocje. Wszak po raz pierwszy miałem okazję poznać potencjał widokowy tych okolic (choć mogło być trochę mniej chmur) oraz dotknąć tatrzańskich łańcuchów Od tamtego czasu Giewont mijałem wielokrotnie, ale nie zdecydowałem się na ponowne wejście. Na pewno jeszcze tam zawitam, ale zapewne wcześnie rano, żeby dalej nie kojarzyć tego miejsca z tłumami
- 4
-
-
...A po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój...
Deszczowo i burzowo było 2 lata temu podczas mojego pierwszego samotnego wyjazdu w Tatry. Nie poddałem się i wyszedł super wypad. Dziś, gdy nad nami burza i chmury, nie poddawajmy się również, a znów będzie super Spokojnych Świąt i czasu, który po nich nastąpi!- 7
-
Ja się doliczyłem 34...jeszcze sporo do zrobienia
- 1
-
2 lata temu kwiecień wyglądał tak:
Wtedy wszedłem na Kopę i do Piątki bez raczków, teraz nigdzie się bez nich nie ruszam, jeśli istnieje ryzyko śniegu/lodu
U mnie plan jest na połowę kwietnia, oby pogoda dopisała- 1
6-10.07 - Lipcowe Tatry :)
w Wasze wycieczki
Opublikowano
Z towarzystwem ciężko było zrobić coś więcej poza chodzeniem, bieganie jeszcze nadrobię faktycznie te Zachodnie, jak warunki pozwolą, może się uda zrobić w taki sposób