Skocz do zawartości

staroń

Użytkownik
  • Postów

    252
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    21

Treść opublikowana przez staroń

  1. staroń

    Wschód Słońca w górach

    Może nie najwyższa miejscówka, ale jestem w Zakopanem w delegacji i nie mam zbyt wiele czasu na góry, staram się korzystać na ile czas pozwala, no i siły Nosal o poranku:
  2. Pusto, od Zamku do Sokolicy i dalej do Krościenka może z 15-20 osób minąłem. Tylko na Trzy Korony parę wycieczek kilkadziesiąt osób/
  3. Tak, super się tamtędy schodzi, wręcz biegnie Wejście z Przełęczy Szopka.
  4. Zima zimą, ale w tym roku nie zamierzam czekać na wysokie temperatury, żeby trochę pochodzić po górach Wolny weekend z dobrymi prognozami postanowiłem więc aktywnie wykorzystać. To może Pieniny? Jak na razie cały czas obracam się w znanych mi z zeszłorocznego wyjazdu okolicach Trzy Korony - Sokolica, ale wciąż mam na uwadze sugestie @barbie609 moderator co do innych kierunków, na wiosnę na pewno Tym razem ruszyłem z Krościenka, dość szybko dotarłem na Okrąglicę, 2-3 minuty i musiałem schodzić bo chętnych na dostanie się na taras widokowy było sporo...na Sokolicy z kolei dosłownie 3 osoby, super, pogoda też dopisała. Zaskakująco szybki powrót na parking w Krościenku, fajny sposób na spędzenie zimowej soboty, polecam Przy okazji obczajałem okoliczne drogi, trasa wzdłuż Dunajca z Krościenka do Zabrzeży wygląda super, oj, trzeba zaplanować jakąś wycieczkę rowerową
  5. W, powiedzmy długi weekend w sierpniu (pracując w handlu ciężko o dłuższe weekendy :)) wybrałem się na szybki wyjazd w Tatry. Plan był taki, jeden dzień po polskiej stronie, jeden po słowackiej. We wtorek wstaję wcześnie rano, wyjeżdżam z Krakowa i parkuję samochód na Siwej Polanie. Doświadczenie nauczyło mnie, że takie wolne dni nie nadają się na wycieczki w pewne rejony polskich Tatr, zwykle najlepiej spędza się je w Tatrach Zachodnich, które z niewyjaśnionych przyczyn są dużo mniej popularne o każdej porze roku a przecież takie piękne...cóż, może kwestia dystansu do pokonania robi swoje, nie wiem. Biegnę z Siwej na Chochołowską, potem spokojnym krokiem wchodzę na Grzesia, Rakoń, Wołowiec...im dalej tym mniej ludzi, co mi się bardzo podoba kilkadziesiąt metrów poniżej Wołowca robię długi odpoczynek z przepieknym widokiem w stronę Jarząbczego Wierchu. Tak długi, że cięzko się zebrać, żeby ruszyć dalej a jestem może w połowie drogi. Nie ma rady, trzeba wstawać i iść, przez godzinę minęlo mnie dosłownie kilka osób więc przez jakiś czas mam góry praktycznie tylko dla siebie. Z Wołowca na Jarząbczy zawsze te same odczucia, szczerze uwielbiam tem szlak, cisza i spokój, widoki powalają a przed ostatecznym wejściem na Jarząbczy te myśli, jakie to, kurde, jest wielkie walka z samym sobą przy podejściu na szczyt, przez te pół godziny można czasem zwątpić, ale jak zawsze warto. Po kolejnej przerwie na najwyższym punkcie wycieczki szybciutko na Kończysty, potem Trzydniowiański i schodzę średnio fajnym zejściem do Chochołowskiej. O ile samą Dolinę nawet lubię tam, to z powrotem to z reguły istna udręka - trzeba następnym razem pomyśleć o zabraniu roweru. Tymczasem idę na łatwiznę i 3km przed końcem wsiadam w zatłoczoną kolejkę Z parkingu jadę na nocleg w Kościelisku, planując kolejny dzień po stronie słowackiej. Dzień 2...Jak zwykle, mimo, że wstaję dość wcześnie to zbieram się zbyt długo, jakieś przerwy na kawę i jedzenie, nie wiem po co chyba koło 10 jestem na Słowacji, na parkingu w Smokowcu. Cel - Polski Grzebień i Mała Wysoka. Droga do Śląskiego Domu bez historii, dużo lasu Im bliżej schroniska tym widoki coraz ładniejsze a otoczenie Chaty na prawdę daje radość z patrzenia. Szlak dalej też fajny, najpierw w miarę płasko, potem trochę podejścia, potem znów płasko i znów podejście, nie czuje się jakoś bardzo tych różnic wysokości. W końcu widać przełęcz, na którą zmierzam trochę sypko trochę łańcuchów i jestem. Odpoczynek przed atakiem szczytowym i po 30-40 minutach z Polskiego Grzebienia wchodzę na Małą Wysoką - kolejne marzenie spełnione Na szczycie siedzę dłużej i podziwiam widoki, czy to w stronę Gerlacha czy w każdą inną, wszędzie ładnie. Po zejściu na przełęcz schodzę nawet po schodkach w stronę Rohatki, ale jak zobaczylem jak wygląda ten szlak to coś mi się w głowie przyblokowało...jakoś tak mało stabilne to wyglądało Porzuciłem więc myśli o Rohatce i Zbójnickiej Chacie, zresztą chyba za póżno wróciłbym na parking, wróciłem więc po własnych śladach, znałem już w końcu tę trasę wiedziałem, że w te 2-2,5h będę z powrotem. W Smokowcu jestem koło 17, optymalna godzina, żeby wrócić na spokojnie do Krakowa po dwóch dniach intensywnego chodzenia. Co tu dużo mówić, bardzo udany wyjazd, pogoda znów dopisała (to dziwne, że większość moich urlopów rozpieszczało pogodą, oby w przyszłym roku się to nie zemściło :P), pozytywna energia też była obecna, fajnie
  6. Jak co roku we wrześniu wziąłem dłuższy urlop i nie mogłem sobie wyobrazić, żeby chociaż jego części nie spędzić w ukochanych Tatrach Polska strona, przynajmniej ta znakowana szlakami. już prawie cała schodzona więc naturalnie coraz częściej kieruję się w najwyższe góry u naszych południowych sąsiadów, Na dłużej na Słowacji byłem tylko raz, 3 lata temu, 2 lata temu przeszkodziła kontuzja, w zeszłym roku pogoda...jednodniowe epizody były, ale cały czas była ochota na więcej. Już w czerwcu, w ciemno, zamówiłem nocleg w Novej Lesnej, pozostało tylko czekać i liczyć na dobre warunki bo chęci i siły jak zawsze były Dzień 1 Wyjazd z Krakowa, na Słowacji jestem dopiero koło godziny 10, ale dzień zapowiadał się ładnie, nic tylko korzystać Plan był taki, żeby pójść nad Zielony Staw i potem wyżej. Parking Biała Woda cały zapchany i już zastanawiałem się, co wymyślić w zastępstwie, kiedy okazało się, że nieco dalej są kolejne miejsca parkingowe - cóż, nie znam tak dokładnie Słowacji, uznałem, że pewne rozwiązania wyjdą w praniu. Nad Zielonym Stawem byłem już 3 lata temu, ot, taka spokojna wycieczka w średniej pogodzie. Tym razem było dużo lepiej, chmur niewiele, ludzi też nie za dużo, droga przez las bardzo przyjemna, kiedy chodzę sam, tempo dostosowuję do otoczenia i widoków, w pierwszym etapie wycieczki widać było głównie drzewa więc przyspieszyłem kroku, na spokojną wędrówkę przyjdzie jeszcze czas W końcu zrobiło się bardziej widokowo a po dotarciu nad staw nie mogłem oderwać wzroku od pięknych krajobrazów charakterystycznych dla jego otoczenia Słońce świeciło mocno więc tylko część widoków udało się uwiecznić na zdjęciach. Po dłuższej przerwie, ruszyłem w kierunku głównego celu mojej wycieczki a mianowicie Jagnięcego Szczytu. Zdecydowanie wolniej niż wcześniej, w końcu zaraz za schroniskiem szybko zaczęło robić się pod górę, początkowo dość niewygodny szlak (szczególnie przy zejściu), potem już lepiej, po kamiennej ścieżce. Czas miałem dobry, pozwoliłem sobie więc na jedną przerwę gdzieś w połowie, nim teren zrobił się trochę bardziej sypki, potem pojawił się krótki odcinek z łańcuchami, dalej też ręce się przydały przy pokonywaniu kolejnych metrów pod górę, ciekawie, ale nie jakoś ciężko krajobraz cały czas się zmieniał, to była moja pierwsza wizyta w tych rejonach, nie wiedziałem, w którą stronę patrzeć bo w każdą było ładnie w końcu na horyzoncie pojawiły się też Tatry Bielskie, które lepiej tego dnia prezentowały się z podejścia niż z samego szczytu, pojawiły się bowiem chmury, które trochę przysłoniły widoczność. No ale nie ma co narzekać, zdecydowana większość dnia upłynęła pod znakiem dobrej pogody, droga w dół poszła więc sprawnie, zawsze lepiej się wraca w dobrym nastroju i w poczuciu dobrze spędzonego czasu. Trafiły się nawet kozice Od stawu szybki powrót na parking, jak wszystko idzie dobrze i jest optymalny nastrój to te ostatnie kilometry zbiegam, może nie jakoś turbo szybko, ale na tyle dynamicznie, żeby nie zanudzić się ostatnimi kilometrami i jakoś urozmaicić trasę. Na parkingu jestem przed 18, jadę ogarnąć nocleg i można śmiało planować kolejny dzień Dzień 2 Pierwotny plan na wtorek zakładał odwiedzenie Czerwonej Ławki, jednak jakoś w trakcie tak wyszło, że nie chciało mi się robić kolejnych 23 km, jak dnia poprzedniego...a że w górach działam według podpowiedzi własnego ciała i głowy to dużo lepiej brzmiało dla mnie wejście tego dnia na Sławkowski Szczyt., który według map zamyka się w ok 15 km w obie strony. Przyznam, że nie czytam dużo o szlakach, które mam zamiar odwiedzić, nie oglądam przesadnej liczby zdjęć, nowych miejsc chcę doświadczać po swojemu, nie dało się jednak uniknąć opinii o Sławkowskim, że to szlak nudny, mozolny, nic tylko odbębnić i tyle. Cóż, ilu ludzi, tyle opinii, założyłem, że trafiłem na te nieprzychylne a wcale tak być nie musi więc trzeba sprawdzić na własnej skórze I przyznam szczerze, że bardzo mi się podobało. Mocno pod górę, prawda, w końcu do pokonania było jakieś 1400 m przewyższenia, ale droga szła sprawnie, bez mowy o nudzie. Większe zachmurzenie niż dzień wcześniej, chmury przysłaniały część widoków, szczególnie w stronę Łomnicy, ale miało to swój klimat, poza tym dzięki temu że słońce nie grzało, szło się bardzo przyjemnie bez potrzeby robienia dłuższych przerw. W okolicy szczytu pozwoliłem sobie na godzinkę przerwy, następnie wróciłem po własnych śladach do Smokowca. Dzień 3 Według prognoz ostatni dzień dobrej pogody w tym tygodniu, trzeba więc pójść na wspomnianą wcześniej Czerwoną Ławkę. Pogoda elegancka, ciepło, bezchmurne niebo, po raz kolejny wsiadam więc w pociąg do Smokowca i wchodzę na szlak. Najpierw Hrebienok, potem Chata Zamkovskiego, im bliżej Chaty Teryho tym coraz tłoczniej, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie. Kolejny dzień pokonywania sporego przewyższenia, jednak nie odczułem zupełnie tego 1000m dzielącego Smokowiec i schronisko. Sama Chata położona jest w przepięknej okolicy, jeszcze nigdy nie byłem tak blisko Łomnicy czy Lodowego Szzytu, pięknie, no i te stawy...muszę kiedyś spędzić więcej czasu w Dolinie, tym razem trzeba jednak było iść dalej. w sumie i dobrze bo ze szlaku na Czerwoną Ławkę rozpościerał się jeszcze lepszy widok na okolicę schroniska. Przez chwilę myślałem jeszcze o Lodowej Przełęczy, uznałem jednak, że nie ma co przesadzać, zresztą musi być jakiś pretekst, żeby wrócić w przyszłości w te rejony Sama droga po łańcuchach na Czerwoną Ławkę przyjemna, w końcu jakieś urozmaicenie, ale bez jakiegoś przypływu adrenaliny, chyba już przywykłem do takich podejść Trochę poniżej przełęczy dłuższy odpoczynek i trzeba wracać...najpierw spokojnie do Zbójnickiej Chaty, potem szybciej do Smokowca (chciałem zdążyć na pociąg :D). I koniec słowackich spacerów...cały kolejny dzień mocno lało, pochodziłem więc po Popradzie, Smokowcu, dookoła Szczyrbskiego Jeziora, ostatniego dnia odpuściłem słowacką stronę i zrobiłem szybką pętelkę z Siwej Polany przez Dolinę Małej Łąki, aczkolwiek i tego dnia pogoda nie rozpieszczała - co nie zmienia faktu, że cały wyjazd oceniam bardzo pozytywnie. Pogoda dopisała, same nowe szlaki, głowa wyczyszczona na maksa - za rok wracam koniecznie na dłuższy wyjazd!
  7. staroń

    Mieszkańcy Tatr

    Zwykle cieszymy się na ich widok (no, jest jeden wyjątek, którego nikomu nie życzę ?), sprawiają, że to, czego doświadczamy, wydaje się bardziej prawdziwe. Osobiście uwielbiam patrzeć na kaczki pływające po czystych tatrzańskich stawach czy kozice hasające po stromych zboczach. Ubolewam za to nad faktem, że część z tych naturalnych mieszkańców naszych pięknych gór jest bezmyślnie dokarmiana przez turystów w okolicach schronisk oraz nad faktem, że dawno nie widziałem świstaka ? tylko czasem słyszę gdzieś dziada...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...